-Katnis! Stój!- krzyczał William biegnąc za mną.
-No chodź! To już nie daleko!- krzyknęłam. Po chwili rzeczywiście staliśmy już przed domem Lucy. Zapukałam żywiołowo do drzwi. Otworzyła mi jej matka.
-Dzień dobry! Czy jest Lucy?- spytałam oddychając miarowo.
-Tak, jest. Lucy! Katnis do ciebie!- krzyknęła i zniknęła z powrotem w głębi domu pozostawiając drzwi otwarte. Zajrzałam do środka i zauważyłam jak Lucy zbiega po schodach. Miała na sobie jakieś wzorzyste legginsy i szeroki T-shirt.
-Co jest?- spytała. Wyglądała jakby ostatnio nieźle zabalowała. Ale taka jest prawda.
-Czy ty wiedziałaś, że twój brat jest homoseksualistą?- spytałam wprost. Na twarz Lu wdarł się wyraz zdumienia.
-O czym ty do mnie gadasz?- zmarszczyła brwi.
-O tym, że przed chwilą widziałam jak Tony całował się z Jonathanem!
-Co?!- wykrzyknęła zdziwiona.
-No! Prawda William?- spytałam chłopaka, który stał obok i przysłuchiwał się całej rozmowie.
-No....znaczy...widzieliśmy jakiś tam całujących się chłopaków, ale..-mówił William.
-Will zapamiętaj jedną rzecz...Zawsze trzymaj moją stronę! Niezależnie czy to prawda czy nie. Bo cię potnę żyletką.- warknęłam.
-Ona jest do tego zdolna. Sama się cięła, więc nie zdziwiłabym się, gdyby miała ochotę innych pociąć.- powiedziała Lucy przecierając oczy. Przymrużyłam powieki.
-Zamknij się.- warknęłam.
-Co? Och...zapomniałam.- mruknęłam.
-Dobra, nie ważne. Wracając do tematu. Czy ty wiedziałaś, że twój brat jest homo?- spytałam ponownie.
-No...nie.- przyznała się.
-I ta wiadomość cię nie dziwi?- spytałam zdziwiona.
-Yhm,no nie za bardzo. Zawsze podejrzewałam, że z Tonym jest coś nie tak.- powiedziała.
-Jesteś dziwna.- prychnęłam.
-Być może, ale ty za to głupia.- wyszczerzyła się.
-Ty mi tu nie pyskuj.- zaśmiałam się. - Dobra to ja spadam, bo..no i ten teges.- zaśmiałam się.
-No dobra, na razie. Miło było z tobą porozmawiać William.- powiedziała Lucy i zamknęła drzwi.
-Ale ja z nią...
-Nie zwracaj na nią uwagi. Ona jest nienormalna.- powiedziałam.
-A ty niby normalna?- prychnął.
-W stu procentach.- uśmiechnęłam się.
-To nie ja tnę ludzi żyletką.- mruknął.
-No nie, ale specjalnie upuszczasz jakieś głupie karteczki, żeby się z kimś całować.- powiedziałam.
-Oj, wiem, że ci się to podobało.- powiedział.
-Chciałbyś.- prychnęłam. Chłopak oplótł swoją rękę wokół swojej talii i przycisnął mnie mocno do siebie.
-A nie?- mruknął.
-No całujesz nieźle, ale nic poza tym.- powiedziałam wzruszając ramionami.
-Czy, aby na pewno?- spytał pochylając się nade mną.
-Tak. Jestem tego pewna.- powiedziałam uśmiechając się z wyższością.
-Okej, jak chcesz.- powiedział William i puścił mnie z uścisku.
-No ej! Miałeś mnie pocałować!- krzyknęłam biegnąc za nim.
-Całuję nieźle, ale nic po za tym.- powiedział cytując moje słowa.
-Nie powtarzaj słów, które przed chwilą wypowiedziałam.- powiedziałam obrażona.
-Będę.- wytknął mi język.
-Nie, nie będziesz.- również wytknęłam mu język. Po chwili chłopak już znalazł się przy mnie i atakował moje usta.
-Mmm.. a jednak wyszło na moje.- mruknęłam.
-Marudzisz.- zaśmiał się i odsunął się ode mnie. Złapał moją rękę i poszliśmy dalej. Na trzeźwo całował jeszcze lepiej.
****
-Wolisz szary czy czarny?- spytał William, gdy wracaliśmy do domu.
-Szary. Mówiłam ci już, że to jest mój ulubiony kolor.- odpowiedziałam.
-No, ale szary to taki smutny kolor! A co sądzisz o niebieskim?
-Jakim odcieniu konkretnie?- spytałam.
-Hm..może być pastelowy, błękitny..ale nie granatowy.-powiedział.
-Hmm...niebieski jest takim powszechnym kolorem. Jest ulubioną barwą prawie wszystkich. Natomiast szary wyróżnia się tym, że nie wiele osób podziwia jego barwę. Wszystkim kojarzy się ze smutkiem, nadejściem ciemności. Dla mnie jest to barwa nadzwyczajna i piękna przez to, że nie jest aż tak popularna. Natomiast niebieski przez to, że jest tak popularny robi się nudny.- wzruszyłam ramionami.
-Ej! Obrażasz mój ulubiony kolor!- powiedział William udając obrażonego.
-Oj nie bądź zły.- zaśmiałam się. Dotarliśmy do mojego domu. Odetchnęłam głęboko.
-Jak chcesz to możemy pójść do mnie. Zapraszam cię.- zaśmiał się.
-Wybacz, ale nie mogę. Muszę przygotować się do szkoły.- westchnęłam.
-No cóż...to do następnego razu co?- spytał.
-Jasne.- uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek.
-Pa.- uśmiechnął się i odszedł. Patrzyłam chwilę za nim i dopiero po chwili weszłam do domu. Wytarłam buty o wycieraczkę. Zdjęłam je, a kurtkę odwiesiłam na wieszak. Weszłam do salonu.
-Cześć Eth...no fuj! Moglibyście to robić na osobności!- pisnęłam, gdy zauważyłam Ethana, a na jego kolanach siedziała Liliana i się całowali.
-Wybacz, myśleliśmy, że wrócisz później.- zachichotała Liliana. Coś mi się przewróciło w brzuchu.
-Wybacz, ale nie dobrze mi od waszych planów.- powiedziałam i poszłam do swojego pokoju.
-Co jej jest? Dziwnie się zachowuje.- usłyszałam głos Liliany.
-Oj hormony jej buzują. Wiesz jak te nastolatki.- odpowiedział Ethan. "Fajnie. Od teraz jestem każdą inną nastolatką"- pomyślałam wściekła. Weszłam do pokoju i od razu włączyłam laptopa. Ostatnio był to mój odruch. Włączyłam facebook'a, ask'a, tumblr'a i youtube. Wpisałam na youtube "Im an Albatraoz" - AronChupa i puściłam muzykę na głośnikach. Zalogowałam się na fecabook'a i od razu otrzymałam wiadomość od William'a.
-Jezu, czy on zawsze jest na tym portalu.- mruknęłam i zobaczyłam co mi napisał. Włączyłam jego imię i nazwisko "William Lorche", które świeciło się na dolnym pasku. Treść wiadomości brzmiała następująco:
William: Tak to się przygotowuje do szkoły, siedząc na fb? Nie ładnie mnie okłamywać panno Fray, nie ładnie.
Uśmiechnęłam się pod nosem i zaczęłam mu odpisywać.
Ja: Drogi panie Lorche..martwię się o moją prywatność, gdyż wydaję mi się, że pan mnie śledzi. Zawsze wie pan co robię o danej porze panie Lorche. Czy w moim mieszkaniu są jakieś kamery? Czy mam się czego obawiać?
Usiadłam z laptopem na łóżku i czekałam na odpowiedź. Obok jego zdjęcia (na którym jednym słowem mówiąc wyszedł mega seksownie no i idealnie, a ten jego uśmiech...no może nie w jednym słowie) cały czas poruszały się trzy kropki, które cały czas denerwowały mnie, że jeszcze nie odpisał. W końcu napisał.
William: Droga panno Fray, pragnąłbym pani zakomunikować iż nie jestem pedofilem czy gwałcicielem. Obraża pani moją dumę takimi oszczerstwami. Chyba się pogniewamy. Jednakże nie pogardziłbym pani fotografią lub nagraniem z kąpieli. Bardzo ucieszyłyby mnie widoki.
Zaczęłam się śmiać. William jest nienormalny. Znaliśmy się dopiero dwa dni, a już pisaliśmy jak dawni przyjaciele. Bardzo mi się to podobało, gdyż nie musieliśmy wszystkiego budować. William z natury był taki przyjacielski.
Ja: Drogi Williamie Lorche. Chciałam pana poinformować iż na poważnie zastanawiam się nad zaprzestaniem się spotykania z panem, gdyż boję się o swój kwiat i zdrowie psychiczne, które pod wpływem panu osoby może ulec poważnemu uszkodzeniu.
William: Droga panno Katnis Fray. Czuję się urażony Twoją podstawą. To jest niedopuszczalne, aby panna taka jak pani mówiła takie nieprawdopodobne rzeczy bardzo ważnemu członkowi naszego społeczeństwa. Tak. Powiem pani w tajemnicy iż to ja jestem Super-Manem.
Ja: Panie Williamie. Czuję się zaszczycona iż pan mi zaufał i zdradził swoją tajemnicę. Następnym razem, gdy będę miała w planach wpadać w kłopoty ubiorę się tak, aby pan podczas ratowania miał widoki na moje atuty,których -muszę pana zdziwić- nie mam.
William: Oh yeah maleńka! I taka postawa mi się podoba!
Zaczęłam się śmiać. Do mojego pokoju wszedł Ethan. Szybko przymknęłam laptopa.
-Dobrze się czujesz?- zmarszczył brwi. Czy on się mnie spytał czy z moją psychiką wszystko w porządku?!
-Tak. Czuję się świetnie.- powiedziałam. Ethan wyglądał jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, ale w końcu zrezygnowany odszedł. Otworzyłam laptopa i zaczęłam mu odpisywać.
Ja: Oh, spadaj. Jesteś nienormalny! A teraz żegnam pana, ponieważ mam w planach się pouczyć.
Zamknęłam laptopa i wyłączyłam go całkowicie. Z szafki nocnej wyjęłam podręcznik do biologi. Zaczęłam czytać ostatni temat jaki mieliśmy, aby przypomnieć sobie wiadomości, ale moje myśli zajął ktoś inny. William Lorche. Ten niepoprawny optymista rozbawiający cały świat.
***
Leżałam na brzuchu na swoim łóżku i myślałam o reakcji Lucy, na temat tego, że jej brat jest gejem i spotyka się z chłopakiem z naszej klasy. Ona nie mogła przyjąć tego tak gładko. Ona musiała o tym wiedzieć. Złapałam telefon i wybiłam do niej numer. Po czterech sygnałach odebrała.
-Tak?- spytała. Usłyszałam, że coś żuje. No tak. Ona jest w wiecznym jedzeniu.
-Lucy! Ty musiałaś wiedzieć, że twój brat jest homo! Nie przyjęłabyś tego tak gładko!- zarzuciłam jej.
-Dobra, Katnis posłuchaj. Ja wiedziałam, że Tony jest innej orientacji ok?- powiedziała powoli.
-Okłamałaś mnie!- krzyknęłam obrażona.
-Tak. A co? Miałam ci powiedzieć, że mój brat jest gejem i wiedziałam o tym od dawna? Wtedy byłabyś na mnie obrażona, że wcześniej ci nie powiedziałam.- powiedziała.
-Ehm..no może masz rację.- powiedziałam.
-Drobna poprawa. Ja zawsze mam rację, rozumiesz?
-Tak rozumiem panno Hale!- powiedziałam ze śmiechem i się rozłączyłam. A jednak wiedziała! Wiedziałam, że ona wiedziała, bo gdyby nie wiedziała to by inaczej zareagowała. Z uśmiechem zeszłam na dół, aby zaparzyć sobie herbaty.
czwartek, 25 grudnia 2014
piątek, 12 grudnia 2014
Katnis #28
Obudziłam się rano, ponieważ było mi bardzo duszno. Przeciągnełam sie rozkosznie, ale nie miałam zbyt dużo miejsca. Zdziwiona postanowiłam wstać i zobaczyć o co chodzi ale ktoś trzymał mnie mocno wokół talii. Dopiero po chwili zorientowałam sie, że pijany Ethan położył się do mojego łóżka i nie chciał wyjść. Opadłam znów ciężko na poduszki, a dłoń Ethana zacisneła się na moim biodrze. Nasze nogi były poplątane, a jego nos co chwilę trącił moją szyję. Nagle Ethan się poruszył i jego głowa wylądowała na mojej klatce piersiowej.
-No jeszcze czego.- mruknęłam. Teraz już w ogóle nie mogłam sie podnieść. Ethan odetchnął głęboko i coś wymamrotał.
-Ethan.-szepnęłam. Nic. -Ethan. Wstawaj.-powiedziałam głośniej, szturchając jego ramię. Dalej żadnej reakcji.
-Ethan! Wstawaj!- krzyknęłam. Ethan coś mruknął, ale się nie obudził. Zaczęłam spychać go z łóżka. Po chwili Ethan wylądował z głośnym hukiem na podłodze.
-Auć-usłyszałam jego jęk. Przeturlałam się na brzuch i wyjrzałam ma Ethana spoza krawędzi łóżka. Zobaczyłam jak leży na podłodze i trzyma się za tył głowy. Zaczęłam się śmiać.
-Przestań się śmiać.- warknął.
-Nie.- wytknęłam mu język. Ethan chciał sie podnieść, ale znów opadł na podłogę i złapał sie za tył głowy.
-Coś ci jest?- spytałam marszcząc brwi.
-Tak...głowa mnie boli i strasznie chce mi sie pić.- szepnął.
-Trzeba było wczoraj nie pić alkoholu.- zaśmiałam się.
-Gdybym nie pił to bym z tobą nje tańczył i...
-Ty ze mną nie tańczyłeś.- przerwałam mu.
-Tańczyłem. Przecież pamiętam co wczoraj robiłem.- zmarszczyła brwi.
-Nie, Ethan. Nie tańczyłeś ze mną. Nawet nie rozmawiałeś.
-Tak i wtedy jak już kończyłem z tobą tańczyć to....cholera! Jaki ją głupi!- krzyknął i uderzył sie dłonią w czoło.
-Zgadzam się.- mruknęłam.
-Ale jesteś pewną, że z tobą nie tańczyłem?
-Tak.- odpowiedziałam. Ethan odetchnął z ulgą.
-Ale tak po za tym wszystko w porządku?- spytałam.
-Po za czym?- zmarszczył brwi.
-Po za twoimi urojeniami.
-Co? Ja nie mam...znaczy tak, wszystko w porządku.- odpowiedział zamykając oczy.
-To dobrze.- odpowiedziałam i wstalam z łóżka. Chciałam podejść do drzwi, ale sie potknęłam o swoją sukienkę i upadłam na Ethana. Pisnęłam, gdy zderzyłam się z jego klatką piersiową. Ethan zaczął się śmiać, a wibracje jego ciała odbiły sie echem w moim.
-Ha ha bardzo śmieszne.- spiorunowałam go wzrokiem.
-No, bardzo.- potwierdził potakujac energicznie głową. Dziwne, że nie zaczęła go wtedy boleć. Ethan nagle sie wyprostował i usiadł na podłodze, a ja wylądowałam na jego kolanach.
-Mogłeś mnie uprzedzić, przecież bym wstała.- zmrużyłam oczy.
-A może ja nie chciałem, żebyś wstawała,hm?- mruknął, a jego dłoń optarła sie o moje biodro.
-To masz problem.- wytknęłam mu język i wstałam z jego kolan. Wyszłam z pokoju i zbiegłam po schodach na dół. Weszłam do kuchni i zajrzałam do lodówki.
-Ethan! Nic nie ma w lodówce!
-Nie ma? Przecież ostatnio kupiłaś jedzenie.- powiedział schodząc na dół.
-Ale nie ma nic godnego moich ust.- westchnełam.
-Nie ma?- mruknął uwodzicielskim głosem. -Chyba wiem co będzie godne twoich ust.- mruknął. Dopiero po chwili zorientowałam się o czym mówił. Moje policzki zrobiły się czerwone.
-Ty zboczeńcu!- krzyknęłam odwracając się do niego. Ethan stał oparty o stół i śmiał się głośno.
-Od razu zboczeńcu.- powiedział udając oburzenie, ale nie za bardzo mu to wyszło, bo po chwili znowu wybuchnął głośnym śmiechem. Nagle usłyszałam, że ktoś puka.
-Pójdę otworzyć.- mruknęłam i wyszłam z kuchni. Przeszłam przez salon i podeszłam do drzwi. Otworzyłam je. Ze zdziwieniem zauważyłam, że w drzwiach stał William. Miał na sobie ciemne dżinsy i czarną bluzę wkładaną przez głowę z spranym już lekko nadrukiem. Opierał sie nonszalancko o framugę drzwi i uśmiechał się leniwie.
-Cześć.- powiedział.
-William? Cze-cześć.- powiedziałam, a moje policzki zrobiły się czerwone, gdy zorientowałam się, że stoję przed nim w samym T-shirtcie.
-Dałabyś się może zaprosić na jakąś kawę i ciastko?- spytał. Pomyślałam o tym co mam w lodówce i nagle zrobiłam się strasznie głodna.
-Hmm..z chęcią. Czy mógłbyś poczekać na mnie chwile? Szybko sie ubiorę i możemy iść.- powiedziałam uśmiechając się do niego delikatnie.
-Jasne. Poczekam tutaj.- powiedział wskazując na krawężnik. -Okej.- zaśmiałam się i zamknęłam drzwi. Pobieglam stronę schodów.
-Kto to był?- spytał Ethan.
-William!- odkrzyknęłam.
-Jaki William?
-Ten z wczorajszej imprezy.- powiedziałam wchodząc do kuchni.
-Aha, okej. A wiesz, że byłaś w samym T-shirtcie?-spytał Ethan.
-Em, no wiem.
-I wiesz, że William mógł zobaczyć twoje blizny?
-C-co? Jaka ja głupia!- dopiero w tym momencie przypomniałam sobie o bliznach.
-Miejmy nadzieję, że nie zobaczył.- mruknął i wyszedł z kuchni, kierując się do salonu. Poszłam w jego ślady tylko, że ja ruszyłam w stronę schodów. Wbiegłam do góry i zajrzałam do swojej szafy. Po krótkim namyśle wybrałam leginssy w ubarwieniu flagi Ameryki, szeroką bawełnianą, szarą koszulkę i do tego sweterek. Poszłam do łazienki i ubrałam się w wybrane ubrania. Następnie umyłam zęby i przemyłam twarz. Złapałam do ręki szczotkę i rozczesałam swoje brązowe włosy. Złapałam swoją grzywkę, zwinełam ją w rulonik i wsuwka spięłam w bok. Następnie zajęłam się makijażem. Przeciągnęłam tuszem rzęsy, a na usta nałożyłam przezroczysty, o jagodowym zapachu, błyszczyk. To mi w zupełności starczyło. Wyszłam z łazienki i zeszłam na dół. Poszłam do przedpokoju o nałożyłam na stopy swoje ulubione trampki a na ramiona narzuciłam kurtkę. Wyszłam z domu. Na krawężniku siedział William odwrócony do mnie plecami. Zamknęłam drzwi. Na ten dźwięk chłopak się odwrócił i spojrzał na mnie. Na jego usta wpełzł delikatny uśmieszek. Wstał szybko z chodnika i podszedł do mnie.
-Ładnie wyglądasz.- powiedział.
-Dziękuje.- powiedziałam lekko zawstydzona.
-To co? Idziemy?- spytał.
-Tak, jasne. A gdzie konkretnie?
-Do kawiarni "Coffe, Cookie Dream".-powiedział. Zmarszczyłamm brwi.
-Nie słyszałam o takiej kawiarni.- przyznałam się.
-Naprawdę?! To musimy koniecznie tam pójść.- powiedział i złapał moją dłoń.
***
-To tutaj?- spytałam patrząc na niebieski szyld z dużym białym napisem.
-Tak.- odpowiedział o popchnął drzwi. Nasze wejście oznajmiły dzwoneczki, które zostały poruszone drzwiami. William stał przez chwilę i obrzucał kawiarnię spojrzeniem. Po chwili złapał mnie za rękę i poprowadził do dwuosobowego stolika. Odsunął mi krzesło i pokazał abym usiadła. Zajełam miejsce, a William przysunął moje krzesło do stołu. Zajął miejsce na przeciwko mnie i przysunął w moją stronę menu.
-Co sobie życzysz?- spytał śmiesznie poruszając brwiami. Ze śmiechem otworzyłam menu. Spojrzałam na ceny. Wcale nie tak drogo. Chciałam zajrzeć do torebki w poszukiwaniu portfela, ale gdy machałam ręką obok siedzenia ,żeby ją złapać, na nic nie natrafiałam. Obejrzałam się za siebie.
-Cholera. Nie zabrałam torebki.
-Co tam mruczysz?- spytał William.
-Zapomniałam pieniędzy.- powiedziałam odgarniając włosy z twarzy.
-Przecież i tak ja stawiam.- powiedział uśmiechając się William.
-Obiecuje, że jak wrócimy do domu to ci oddam.- powiedziałam.
-Nie rozumiesz? Ja stawiam.- zaśmiał się.
-Ach..
-No ach, a teraz zamawiaj.
Zajrzałam do karty. Z napojów upatrzyłam sobie herbatę cytrynową a z deserów babeczkę czekoladową. -Chcesz tylko to?- spytał William zamykając swoją kartę dań.
-Tak.- potwierdziłam. Podeszła do nas blondynka o bardzo długich nogach.
-Witam. W czym mogę służyć?- spytała uśmiechając sie do Williama. Typowe.
-Więc tak. Dla mnie będzie kawa czarna bez cukru i kawałek szarlotki, a dla pani poproszę herbatę cytrynową i babeczkę czekoladową.- powiedział. Dziewczyna wszystko zanotowała i odeszła kręcąc biodrami.
-Teoretycznie rzecz biorąc to nie znamy sie za bardzo, więc....może byś coś o sobie opowiedziała?-zaproponował.
-Hm...Nazywam się Katnis Frey. Mam...znaczy miałam dwójkę rodzeństwa. Brata i siostrę. Aktualnie nie mieszkam z rodzicami. Mam 18 lat i kontynuuje edukację w szkole, w której byłeś na imprezie. Moim ulubionym kolorem jest szary i hmm...to chyba wszystko.-wzruszyłam ramionami.
-Okej. To teraz może powiem coś o sobie. Mam 21 lat i mieszkam sam. Szkołę rzuciłem w wieku 19 lat. Mam czekoladowego labradora o imieniu Roger. Lubię jeździć na motorze i grać na gitarze. Obojętnie jakiej. A no właśnie...nazywam sie William Lorche.- uśmiechnął się szeroko.
-Wybacz, że spytam, ale...dlaczego rzuciłeś szkołę?- spytałam.
-Moja mama poważnie zachorowała i musiałem się nią opiekować, ponieważ mój ojciec zostawił ją dla młodszej.
-Ehm...przykro. Przepraszam, że zapytałam.- powiedziałam lekko zmieszana.
-Nic nie szkodzi. Życie leci dalej. Jestem niepoprawnym optymistą, więc nie mam czasu na smutki.- znów się uśmiechnął.
-Podziwiam cię. Ja cię po prostu podziwiam.- zaśmiałam sie. W tej chwili do naszego stolika podeszła kelnerka.
-Proszę.- uśmiechnęła się stawiając tacę przed Williamem. Odwróciła sie do mnie i bez słowa zrobiła to samo.
-Dziękuję.- mruknęłam. Kelnerka odeszła, a William wziął się za swoje ciasto.
-Mmm jakie dobre.- mruknął z pełną buzią. Zaczęłam się z niego śmiać i zabrałam się za swoją babeczkę z bitą śmietaną. Ugryzłam kawałek.
-Naprawdę dobra.- powiedziałam ocierają usta.
-E tam. Szarlotka lepsza.- powiedział. Spojrzałam w stronę lady. Wszystkie dziewczyny wpatrywały się w Williama jak w obrazek.
-A chcesz spróbować?- spytałam.
-No, daj trochę.- powiedział i otowrzył szeroko usta. Wzięłam babeczkę w ręce i nachyliłam się nad stołem. Nagle mój łokieć sie ugiął, a babeczka wylądowała na twarzy Williama.
-Nie! Moje pyszne ciastko!- pisnęłam. Chłopak jedną ręką starł krem z twarzy.
-Ale za to teraz moja morska jest słodka.- poruszył brwiami.
-Pff, chciałbyś.- prychnęłam.
***
-Marchewka czy pomidor?- spytał William idąc obok mnie przez park.
-Zdecydowanie marchewka. Nienawidzę pomidorów.- powiedziałam.
-A ja lubię.- powiedział i wytknął mu język.
-Ale to nie znaczy, że ją muszę lubić.- zaśmiałam się.
-No nie.-przyznał. Spojrzałam przed siebie. Przed nami szła para chłopców trzymających się za rękę.
-Ooo jak słodko.- powiedziałam.
-Co? Homo?- spytał.
-Tylko nie mów, że jesteś nietolerancyjny.
-Nie oskarżaj mnie o takie coś.- powiedział mrużąc oczy. Nagle para odwróciła się do siebie, że widziałam ich profile. Przybliżyli się do siebie i pocałowali czule.
-O cholera...-mruknęłam.
-Co? Jesteś nietolerancyjna?
-Nie o to chodzi... To mój znajomy z klasy i brat mojej przyjaciółki!- powiedziałam i pociągnęłam Williama za rękę.
-Gdzie biegniemy?- spytał.
-Do Lu!
------------------------------------
Wybaczcie, że taki krótki xD I, gdy pojawią się jakieś błędy ortograficzne, albo będą zmienione zdania to wybaczcie, ale pisałam na telefonie i często autokorekta.... ;-; No, ale rozdział jest so...Ahoj czytelnicy! X
-No jeszcze czego.- mruknęłam. Teraz już w ogóle nie mogłam sie podnieść. Ethan odetchnął głęboko i coś wymamrotał.
-Ethan.-szepnęłam. Nic. -Ethan. Wstawaj.-powiedziałam głośniej, szturchając jego ramię. Dalej żadnej reakcji.
-Ethan! Wstawaj!- krzyknęłam. Ethan coś mruknął, ale się nie obudził. Zaczęłam spychać go z łóżka. Po chwili Ethan wylądował z głośnym hukiem na podłodze.
-Auć-usłyszałam jego jęk. Przeturlałam się na brzuch i wyjrzałam ma Ethana spoza krawędzi łóżka. Zobaczyłam jak leży na podłodze i trzyma się za tył głowy. Zaczęłam się śmiać.
-Przestań się śmiać.- warknął.
-Nie.- wytknęłam mu język. Ethan chciał sie podnieść, ale znów opadł na podłogę i złapał sie za tył głowy.
-Coś ci jest?- spytałam marszcząc brwi.
-Tak...głowa mnie boli i strasznie chce mi sie pić.- szepnął.
-Trzeba było wczoraj nie pić alkoholu.- zaśmiałam się.
-Gdybym nie pił to bym z tobą nje tańczył i...
-Ty ze mną nie tańczyłeś.- przerwałam mu.
-Tańczyłem. Przecież pamiętam co wczoraj robiłem.- zmarszczyła brwi.
-Nie, Ethan. Nie tańczyłeś ze mną. Nawet nie rozmawiałeś.
-Tak i wtedy jak już kończyłem z tobą tańczyć to....cholera! Jaki ją głupi!- krzyknął i uderzył sie dłonią w czoło.
-Zgadzam się.- mruknęłam.
-Ale jesteś pewną, że z tobą nie tańczyłem?
-Tak.- odpowiedziałam. Ethan odetchnął z ulgą.
-Ale tak po za tym wszystko w porządku?- spytałam.
-Po za czym?- zmarszczył brwi.
-Po za twoimi urojeniami.
-Co? Ja nie mam...znaczy tak, wszystko w porządku.- odpowiedział zamykając oczy.
-To dobrze.- odpowiedziałam i wstalam z łóżka. Chciałam podejść do drzwi, ale sie potknęłam o swoją sukienkę i upadłam na Ethana. Pisnęłam, gdy zderzyłam się z jego klatką piersiową. Ethan zaczął się śmiać, a wibracje jego ciała odbiły sie echem w moim.
-Ha ha bardzo śmieszne.- spiorunowałam go wzrokiem.
-No, bardzo.- potwierdził potakujac energicznie głową. Dziwne, że nie zaczęła go wtedy boleć. Ethan nagle sie wyprostował i usiadł na podłodze, a ja wylądowałam na jego kolanach.
-Mogłeś mnie uprzedzić, przecież bym wstała.- zmrużyłam oczy.
-A może ja nie chciałem, żebyś wstawała,hm?- mruknął, a jego dłoń optarła sie o moje biodro.
-To masz problem.- wytknęłam mu język i wstałam z jego kolan. Wyszłam z pokoju i zbiegłam po schodach na dół. Weszłam do kuchni i zajrzałam do lodówki.
-Ethan! Nic nie ma w lodówce!
-Nie ma? Przecież ostatnio kupiłaś jedzenie.- powiedział schodząc na dół.
-Ale nie ma nic godnego moich ust.- westchnełam.
-Nie ma?- mruknął uwodzicielskim głosem. -Chyba wiem co będzie godne twoich ust.- mruknął. Dopiero po chwili zorientowałam się o czym mówił. Moje policzki zrobiły się czerwone.
-Ty zboczeńcu!- krzyknęłam odwracając się do niego. Ethan stał oparty o stół i śmiał się głośno.
-Od razu zboczeńcu.- powiedział udając oburzenie, ale nie za bardzo mu to wyszło, bo po chwili znowu wybuchnął głośnym śmiechem. Nagle usłyszałam, że ktoś puka.
-Pójdę otworzyć.- mruknęłam i wyszłam z kuchni. Przeszłam przez salon i podeszłam do drzwi. Otworzyłam je. Ze zdziwieniem zauważyłam, że w drzwiach stał William. Miał na sobie ciemne dżinsy i czarną bluzę wkładaną przez głowę z spranym już lekko nadrukiem. Opierał sie nonszalancko o framugę drzwi i uśmiechał się leniwie.
-Cześć.- powiedział.
-William? Cze-cześć.- powiedziałam, a moje policzki zrobiły się czerwone, gdy zorientowałam się, że stoję przed nim w samym T-shirtcie.
-Dałabyś się może zaprosić na jakąś kawę i ciastko?- spytał. Pomyślałam o tym co mam w lodówce i nagle zrobiłam się strasznie głodna.
-Hmm..z chęcią. Czy mógłbyś poczekać na mnie chwile? Szybko sie ubiorę i możemy iść.- powiedziałam uśmiechając się do niego delikatnie.
-Jasne. Poczekam tutaj.- powiedział wskazując na krawężnik. -Okej.- zaśmiałam się i zamknęłam drzwi. Pobieglam stronę schodów.
-Kto to był?- spytał Ethan.
-William!- odkrzyknęłam.
-Jaki William?
-Ten z wczorajszej imprezy.- powiedziałam wchodząc do kuchni.
-Aha, okej. A wiesz, że byłaś w samym T-shirtcie?-spytał Ethan.
-Em, no wiem.
-I wiesz, że William mógł zobaczyć twoje blizny?
-C-co? Jaka ja głupia!- dopiero w tym momencie przypomniałam sobie o bliznach.
-Miejmy nadzieję, że nie zobaczył.- mruknął i wyszedł z kuchni, kierując się do salonu. Poszłam w jego ślady tylko, że ja ruszyłam w stronę schodów. Wbiegłam do góry i zajrzałam do swojej szafy. Po krótkim namyśle wybrałam leginssy w ubarwieniu flagi Ameryki, szeroką bawełnianą, szarą koszulkę i do tego sweterek. Poszłam do łazienki i ubrałam się w wybrane ubrania. Następnie umyłam zęby i przemyłam twarz. Złapałam do ręki szczotkę i rozczesałam swoje brązowe włosy. Złapałam swoją grzywkę, zwinełam ją w rulonik i wsuwka spięłam w bok. Następnie zajęłam się makijażem. Przeciągnęłam tuszem rzęsy, a na usta nałożyłam przezroczysty, o jagodowym zapachu, błyszczyk. To mi w zupełności starczyło. Wyszłam z łazienki i zeszłam na dół. Poszłam do przedpokoju o nałożyłam na stopy swoje ulubione trampki a na ramiona narzuciłam kurtkę. Wyszłam z domu. Na krawężniku siedział William odwrócony do mnie plecami. Zamknęłam drzwi. Na ten dźwięk chłopak się odwrócił i spojrzał na mnie. Na jego usta wpełzł delikatny uśmieszek. Wstał szybko z chodnika i podszedł do mnie.
-Ładnie wyglądasz.- powiedział.
-Dziękuje.- powiedziałam lekko zawstydzona.
-To co? Idziemy?- spytał.
-Tak, jasne. A gdzie konkretnie?
-Do kawiarni "Coffe, Cookie Dream".-powiedział. Zmarszczyłamm brwi.
-Nie słyszałam o takiej kawiarni.- przyznałam się.
-Naprawdę?! To musimy koniecznie tam pójść.- powiedział i złapał moją dłoń.
***
-To tutaj?- spytałam patrząc na niebieski szyld z dużym białym napisem.
-Tak.- odpowiedział o popchnął drzwi. Nasze wejście oznajmiły dzwoneczki, które zostały poruszone drzwiami. William stał przez chwilę i obrzucał kawiarnię spojrzeniem. Po chwili złapał mnie za rękę i poprowadził do dwuosobowego stolika. Odsunął mi krzesło i pokazał abym usiadła. Zajełam miejsce, a William przysunął moje krzesło do stołu. Zajął miejsce na przeciwko mnie i przysunął w moją stronę menu.
-Co sobie życzysz?- spytał śmiesznie poruszając brwiami. Ze śmiechem otworzyłam menu. Spojrzałam na ceny. Wcale nie tak drogo. Chciałam zajrzeć do torebki w poszukiwaniu portfela, ale gdy machałam ręką obok siedzenia ,żeby ją złapać, na nic nie natrafiałam. Obejrzałam się za siebie.
-Cholera. Nie zabrałam torebki.
-Co tam mruczysz?- spytał William.
-Zapomniałam pieniędzy.- powiedziałam odgarniając włosy z twarzy.
-Przecież i tak ja stawiam.- powiedział uśmiechając się William.
-Obiecuje, że jak wrócimy do domu to ci oddam.- powiedziałam.
-Nie rozumiesz? Ja stawiam.- zaśmiał się.
-Ach..
-No ach, a teraz zamawiaj.
Zajrzałam do karty. Z napojów upatrzyłam sobie herbatę cytrynową a z deserów babeczkę czekoladową. -Chcesz tylko to?- spytał William zamykając swoją kartę dań.
-Tak.- potwierdziłam. Podeszła do nas blondynka o bardzo długich nogach.
-Witam. W czym mogę służyć?- spytała uśmiechając sie do Williama. Typowe.
-Więc tak. Dla mnie będzie kawa czarna bez cukru i kawałek szarlotki, a dla pani poproszę herbatę cytrynową i babeczkę czekoladową.- powiedział. Dziewczyna wszystko zanotowała i odeszła kręcąc biodrami.
-Teoretycznie rzecz biorąc to nie znamy sie za bardzo, więc....może byś coś o sobie opowiedziała?-zaproponował.
-Hm...Nazywam się Katnis Frey. Mam...znaczy miałam dwójkę rodzeństwa. Brata i siostrę. Aktualnie nie mieszkam z rodzicami. Mam 18 lat i kontynuuje edukację w szkole, w której byłeś na imprezie. Moim ulubionym kolorem jest szary i hmm...to chyba wszystko.-wzruszyłam ramionami.
-Okej. To teraz może powiem coś o sobie. Mam 21 lat i mieszkam sam. Szkołę rzuciłem w wieku 19 lat. Mam czekoladowego labradora o imieniu Roger. Lubię jeździć na motorze i grać na gitarze. Obojętnie jakiej. A no właśnie...nazywam sie William Lorche.- uśmiechnął się szeroko.
-Wybacz, że spytam, ale...dlaczego rzuciłeś szkołę?- spytałam.
-Moja mama poważnie zachorowała i musiałem się nią opiekować, ponieważ mój ojciec zostawił ją dla młodszej.
-Ehm...przykro. Przepraszam, że zapytałam.- powiedziałam lekko zmieszana.
-Nic nie szkodzi. Życie leci dalej. Jestem niepoprawnym optymistą, więc nie mam czasu na smutki.- znów się uśmiechnął.
-Podziwiam cię. Ja cię po prostu podziwiam.- zaśmiałam sie. W tej chwili do naszego stolika podeszła kelnerka.
-Proszę.- uśmiechnęła się stawiając tacę przed Williamem. Odwróciła sie do mnie i bez słowa zrobiła to samo.
-Dziękuję.- mruknęłam. Kelnerka odeszła, a William wziął się za swoje ciasto.
-Mmm jakie dobre.- mruknął z pełną buzią. Zaczęłam się z niego śmiać i zabrałam się za swoją babeczkę z bitą śmietaną. Ugryzłam kawałek.
-Naprawdę dobra.- powiedziałam ocierają usta.
-E tam. Szarlotka lepsza.- powiedział. Spojrzałam w stronę lady. Wszystkie dziewczyny wpatrywały się w Williama jak w obrazek.
-A chcesz spróbować?- spytałam.
-No, daj trochę.- powiedział i otowrzył szeroko usta. Wzięłam babeczkę w ręce i nachyliłam się nad stołem. Nagle mój łokieć sie ugiął, a babeczka wylądowała na twarzy Williama.
-Nie! Moje pyszne ciastko!- pisnęłam. Chłopak jedną ręką starł krem z twarzy.
-Ale za to teraz moja morska jest słodka.- poruszył brwiami.
-Pff, chciałbyś.- prychnęłam.
***
-Marchewka czy pomidor?- spytał William idąc obok mnie przez park.
-Zdecydowanie marchewka. Nienawidzę pomidorów.- powiedziałam.
-A ja lubię.- powiedział i wytknął mu język.
-Ale to nie znaczy, że ją muszę lubić.- zaśmiałam się.
-No nie.-przyznał. Spojrzałam przed siebie. Przed nami szła para chłopców trzymających się za rękę.
-Ooo jak słodko.- powiedziałam.
-Co? Homo?- spytał.
-Tylko nie mów, że jesteś nietolerancyjny.
-Nie oskarżaj mnie o takie coś.- powiedział mrużąc oczy. Nagle para odwróciła się do siebie, że widziałam ich profile. Przybliżyli się do siebie i pocałowali czule.
-O cholera...-mruknęłam.
-Co? Jesteś nietolerancyjna?
-Nie o to chodzi... To mój znajomy z klasy i brat mojej przyjaciółki!- powiedziałam i pociągnęłam Williama za rękę.
-Gdzie biegniemy?- spytał.
-Do Lu!
------------------------------------
Wybaczcie, że taki krótki xD I, gdy pojawią się jakieś błędy ortograficzne, albo będą zmienione zdania to wybaczcie, ale pisałam na telefonie i często autokorekta.... ;-; No, ale rozdział jest so...Ahoj czytelnicy! X
piątek, 5 grudnia 2014
Katnis #27
Przełknęłam głośno ślinę a William cały czas głupio się usmiechał. Nagle jedną rękę oplótł wokół mojej talii i przyciągnął mnie do siebie. Aby utrzymać równowagę, podparłam się dłońmi o jego klatke piersiową. Jeżeli już o tym mówimy to całkiem dobrze umięśnioną. William nachylił się do mnie.
-No nie cykaj. To tylko jeden pocałunek.- szepnął do mojego ucha, a jego ciepły oddech owiał moją szyję. Odsunął się i spojrzał na mnie. Przytaknęłam głową na znak, że się zgadzam.
-Nie będzie bolało. Obiecam.- zaśmiał się. Nachylił się i włożył rękę pod moje włosy. Spojrzał w moje oczy i uśmiechnął się delikatnie. Przymknęłam powieki i czekałam aż jego usta zetkną się z moimi. "No zrób to"- powtarzałam sobie ciągle w myślach. Nagle poczułam jak jego delikatne wargi stykają się z moimi. Ale zaledwie tylko stykają. Ale tak delikatnie, że aż denerwująco. Znacie takie uczucie, gdy się czegoś boicie, a jak już to poczujecie to chcecie więcej i mocniej? Tak się właśnie wtedy czułam. Chciałam, żeby pocałował mnie mocniej. Zatracił się w pocałunku, ale on jedynie dotknął wargami moich warg. nagle poczułam jak jego palce zaciskają się na moim biodrze i przycisnął mnie do siebie. Stanęłam na palcach i zarzuciłam ręce na jego szyję. Chłopak językiem rozszerzył moje wargi i wślizgnął do środka. Oddałam pocałunek z dziwną przyjemnością, której długo nie czułam. William smakował alkoholem i...jagodami. Tak. Jagodami. Kocham jagody co sprawiło, że pocałunek był jeszcze przyjemniejszy. William odsunął się ode mnie, ale nadal trzymał mój pod brudek. Uśmiechnął się i odwrócił. Oddychając płytko zrobiłam to samo i napotkałam spojrzenie Lu. Dziewczyna uśmiechała się do mnie szeroko. Uśmiechnęłam się delikatnie i spłonęłam rumieńcem. Wszyscy zaczęli tańczyć, a William poszedł na stanowiska DJ.
-I jak było?- zapiszczała mi do ucha Lucy.
-Normalnie.- wzruszyłam ramionami.
-Właśnie widziałam.- zaczęłam się śmiać.
-Zazdrościsz.
-Ja? Ja mam Jamie'go.- powiedziała uśmiechając się szeroko i pociągnęła ze swojego kubeczka. Poczułam alkohol. Otworzyłam szeroko oczy.
-Ty pijesz?- spytałam.
-Nie. No może troszeczkę.- powiedziała pokazując palcami.
-Taaa, jasne.- mruknęłam.
-Chodź się bawić! W końcu po to tu jesteśmy!- krzyknęła i zaciągnęła mnie na parkiet. Zaczęła ruszać się w rytm muzyki raz po raz pociągając z kubka. Stałam tak przed nią i nie wiedziałam jak mam zacząć tańczyć. Byłam wstydliwa, a do tego nie potrafiłam tańczyć. Nagle w głośnikach usłyszałam piosenkę Meghan Trainror "All About That Base", która ostatnio była hitem. Lucy zaczęła piszczeć z ekscytacji i zaczęła jeszcze żywiej się ruszać.
-Katnis, Katnis zatańcz ze mną!- krzyczała. -Patrz! Wiem co zrobimy! Pamiętasz może jak tańczyła kiedyś Annabeth z Dianą? Te z tego sławnego zespołu? Wiesz take tancerki? One robiły cos takiego śmiesznego! Ale nie! My to zrobimy lepiej!- piszczała, a ja nie mogłam nadążyć o czym ona do mnie mówi.
-Nie rozumiem cię.- powiedziała. Dziewczyna warknęła z irytacji i pokazała mi ruch. -O! Dobra już wiem!- teraz już zrozumiałam o co jej chodzi.
-Dobra! To chodź!- zaśmiała się i odwróciła się do mnie plecami. Styknęłam się z nią plecami i obydwie wyciągając ręce przed siebie i zjechałyśmy aż do podłogi a następnie podskoczyłyśmy w górę z dzikim okrzykiem.
-To była niezłe!- ucieszyła się Lucy.
-Tak.- zaśmiałam się i razem z nią zaczęłam tańczyć.
Przetańczyłyśmy razem chyba z sześć piosenek, a mnie już zaczynały boleć stopy. Nagle zobaczyłam jak William idzie w naszą stronę. Uśmiechnęłam się szeroko.
-Co się tak szczerzysz?- spytała Lucy. Była już lekko podpita. Było słychać po jej głosie i zachowaniu.
-William idzie.- odpowiedziałam. Chłopak podszedł do nas.
-Czy moge porwać n Katnis?- spytał.
-A bierz ją sobie! Ale potem ją oddaj.- powiedziała machnąwszy ręką i odeszła. William objął mnie w talii i przycisnął do siebie. Zachichotałam. William położył głowę na moim ramieniu i zaczął zaciągać się moim zapachem. Uśmiechnęłam się sama do siebie przymykając oczy. Chłopak zaczął kołysać się w rytm muzyki.
-Nie zdążyłem spytać.- szepnął , a po moim ciele przeszły ciarki od jego ciepłego oddechu. -Jak masz na imię?
-Katnis.- odpowiedziałam zarzucając mu ręce na szyję. Chłopak był pochylony i nosem trącał moją szyję. Zaśmiałam się. William odsunął się z szerokim uśmiechem.
-Co cię cieszy?- spytał.
-Łaskotałeś mnie.- wytłumaczyłam.
-Ach tak?- spytał unosząc jedną brew i przybliżając się do mnie. To źle świadczy.
-Co chcesz zrobić?- spytałam marszcząc brwi.
-To!- krzyknął i zaczął mnie łaskotać. Ze śmiechem zaczęłam wyrywać się z jego ramion.
-Przestań!- pisnęłam.
-No dobra.- powiedział i zabrał swoje dłonie.
-Dziękuję.- uśmiechnęłam się szeroko.
***
Z dobre 30 minut siedziałam już na ławce. Głowę miałam odchyloną i oparta o ścianę i zamknięte oczy. Nogi miałam wysunięte przed siebie i skrzyżowane w kostkach. Nagle usłyszałam jakieś chrząkniecie. Otworzyłam oczy i uniosłam wzrok. Zobaczyłam nad sobą zarys jakieś postaci. W sali było strasznie ciemno, więc nie byłam w stanie ujrzeć dokładnie kto to. Osoba wyciągnęła do mnie rękę. Widocznie chciała zatańczyć. Więc to pewnie mężczyzna. Ujęłam dłoń i uniosłam się z ławki. Pozwoliłam zaciągnąć się na parkiet. Z głośników akurat popłynęła wolna muzyka. Mężczyzna położył rękę nad zaokrągleniem mojego tyłka, a drugą ujął moją dłoń. Położyłam mu rękę na ramię, a drugą splotłam z jego palcami. Zaczęliśmy wolno się poruszać. Cały czas próbowałam zgadnąć z kim teraz tańczę. Nie był to na pewno William, ponieważ William stoi za konsolą DJ. Mężczyzna zmienił pozycję i teraz jego druga ręką wylądowała na moim biodrze. Splotłam ręce na jego szyi. Położyłam głowę na ramieniu tej osoby i spróbowałam rozpoznać go po zapachu. Proszek do prania i perfum.. ten perfum z kimś mi się kojarzył, ale za cholerę nie wiem z kim. Mężczyzna przycisnął mnie do siebie i teraz nasze ciała stykały się ze sobą. Czułam jego klatkę piersiową na swojej, jego nogi plątały się z moimi. Piosenka dobiegała końca a osoba, która ze mną tańczyła chyba nie miała zamiaru mnie puszczać. Nagle poczułam jego ciepły oddech owiewający moją twarz i po chwili jego usta na swoich. Jego wargi zaledwie musnęły moje. Mężczyzna odsunął się ode mnie i powolnym krokiem odszedł.
-Poczekaj!- krzyknęłam rozpaczliwie. Światła rozbłysnęły tak, że byłam w stanie zobaczyć co się dzieje. Po prawej stronie zobaczyłam Ethana, który przepychał się tyłem do mnie w stronę DJ, po lewej szedł Tony, a jeszcze dalej przez tłum przebijała się dwójka chłopaków. Wszyscy odchodzili jakby ode mnie. Cholera jasna! No, ale tak. Tony'ego możemy wykluczyć, bo to raczej logiczne, że to nie on. Zostaję tamta trójka. No, ale Ethan? Nie. Dłużej nie zastanawiając się nad tym wyszłam z sali. Wybiegłam ze szkoły i poczułam rzeźkie powietrze opatulające moją twarz. Wzięłam głęboki wdech. Zobaczyłam jak za mną wychodzi Ethan.
-Wracamy do domu?- spytałam. Mężczyzna trochę się zataczał, więc od razu było jasne, że nie wracamy jego autem. Chyba, że ktoś nas zawiezie.
-Hmm? A, tak. Zaraz wyjdzie Jamie on nas zawiezie.-powiedział trochę niewyraźnie i oparł się na moim ramieniu. Do moich nozdrzy doszedł zapach jego perfum. Chwila...nie...to nie może być...
-Jesteśmy!- krzyknęła Lucy skacząc. Spojrzałam na Ethana. Mężczyzna prawie zasnął na moim ramieniu. Pomogłam mu wsiąść do auta i razem pojechaliśmy do mieszkania.
***
-Jak się rano obudzisz to powiedz panu Devine, że kluczyki ma w koszyku, a auto jest w garażu,ok?- spytał Jamie stając przed wyjściem z domu.
-Dobra, dzięki Jamie. A ty gdzie śpisz?
-U Lucy.- odpowiedział. -Dobranoc.- pocałował mnie w policzek i wyszedł.
-Ethan.- szturchnęłam mężczyznę w bok. Znowu usnął na moim ramieniu.
-Hmmm?- mruknął.
-Jesteśmy w domu.- powiedziałam.
-Mhm
-Dobra powiem to dosłowniej. Złaź w końcu z mojego ramienia, bo już go nie czuję i idź spać!- krzyknęłam. Mężczyzna oprzytomniał.
-Oj dobra, dobra.- powiedział i wszedł na schody. Odetchnęłam z ulgą. Łatwo poszło. Poszłam do kuchni i nalałam sobie szklankę wody. Wypiłam ją duszkiem i poszłam do swojego pokoju. Otworzyłam drzwi i myślałam, że zaraz wyjdę z siebie. Ethan chyba pomylił pokoje i zamiast pójść do swojego pokoju to teraz śpi w moim łóżku i smacznie chrapie. Westchnęłam zrezygnowana i szybko przebrałam się w piżamę, czyli szary T-Shirt.
-Nie ustąpię ci. Ja śpię przy ścianie.- powiedziałam. Mężczyzna w odpowiedzi coś mruknął.- ty sobie tam mrucz.- powiedziałam zdenerwowana. Weszłam obok ściany i zaczęłam popychać Ethana, aby w końcu ustąpił mi miejsca. Po ciężkim wysiłku udało mi się go odsunąć. Spocona opadłam na poduszki. Przykryłam się kołdrą (zabrałam ją Ethanowi. W końcu to moje łóżko a, że on się do niego pchał to jego strata. Będzie spał bez kołdry.
-Dobranoc.- powiedziałam.
-No nie cykaj. To tylko jeden pocałunek.- szepnął do mojego ucha, a jego ciepły oddech owiał moją szyję. Odsunął się i spojrzał na mnie. Przytaknęłam głową na znak, że się zgadzam.
-Nie będzie bolało. Obiecam.- zaśmiał się. Nachylił się i włożył rękę pod moje włosy. Spojrzał w moje oczy i uśmiechnął się delikatnie. Przymknęłam powieki i czekałam aż jego usta zetkną się z moimi. "No zrób to"- powtarzałam sobie ciągle w myślach. Nagle poczułam jak jego delikatne wargi stykają się z moimi. Ale zaledwie tylko stykają. Ale tak delikatnie, że aż denerwująco. Znacie takie uczucie, gdy się czegoś boicie, a jak już to poczujecie to chcecie więcej i mocniej? Tak się właśnie wtedy czułam. Chciałam, żeby pocałował mnie mocniej. Zatracił się w pocałunku, ale on jedynie dotknął wargami moich warg. nagle poczułam jak jego palce zaciskają się na moim biodrze i przycisnął mnie do siebie. Stanęłam na palcach i zarzuciłam ręce na jego szyję. Chłopak językiem rozszerzył moje wargi i wślizgnął do środka. Oddałam pocałunek z dziwną przyjemnością, której długo nie czułam. William smakował alkoholem i...jagodami. Tak. Jagodami. Kocham jagody co sprawiło, że pocałunek był jeszcze przyjemniejszy. William odsunął się ode mnie, ale nadal trzymał mój pod brudek. Uśmiechnął się i odwrócił. Oddychając płytko zrobiłam to samo i napotkałam spojrzenie Lu. Dziewczyna uśmiechała się do mnie szeroko. Uśmiechnęłam się delikatnie i spłonęłam rumieńcem. Wszyscy zaczęli tańczyć, a William poszedł na stanowiska DJ.
-I jak było?- zapiszczała mi do ucha Lucy.
-Normalnie.- wzruszyłam ramionami.
-Właśnie widziałam.- zaczęłam się śmiać.
-Zazdrościsz.
-Ja? Ja mam Jamie'go.- powiedziała uśmiechając się szeroko i pociągnęła ze swojego kubeczka. Poczułam alkohol. Otworzyłam szeroko oczy.
-Ty pijesz?- spytałam.
-Nie. No może troszeczkę.- powiedziała pokazując palcami.
-Taaa, jasne.- mruknęłam.
-Chodź się bawić! W końcu po to tu jesteśmy!- krzyknęła i zaciągnęła mnie na parkiet. Zaczęła ruszać się w rytm muzyki raz po raz pociągając z kubka. Stałam tak przed nią i nie wiedziałam jak mam zacząć tańczyć. Byłam wstydliwa, a do tego nie potrafiłam tańczyć. Nagle w głośnikach usłyszałam piosenkę Meghan Trainror "All About That Base", która ostatnio była hitem. Lucy zaczęła piszczeć z ekscytacji i zaczęła jeszcze żywiej się ruszać.
-Katnis, Katnis zatańcz ze mną!- krzyczała. -Patrz! Wiem co zrobimy! Pamiętasz może jak tańczyła kiedyś Annabeth z Dianą? Te z tego sławnego zespołu? Wiesz take tancerki? One robiły cos takiego śmiesznego! Ale nie! My to zrobimy lepiej!- piszczała, a ja nie mogłam nadążyć o czym ona do mnie mówi.
-Nie rozumiem cię.- powiedziała. Dziewczyna warknęła z irytacji i pokazała mi ruch. -O! Dobra już wiem!- teraz już zrozumiałam o co jej chodzi.
-Dobra! To chodź!- zaśmiała się i odwróciła się do mnie plecami. Styknęłam się z nią plecami i obydwie wyciągając ręce przed siebie i zjechałyśmy aż do podłogi a następnie podskoczyłyśmy w górę z dzikim okrzykiem.
-To była niezłe!- ucieszyła się Lucy.
-Tak.- zaśmiałam się i razem z nią zaczęłam tańczyć.
Przetańczyłyśmy razem chyba z sześć piosenek, a mnie już zaczynały boleć stopy. Nagle zobaczyłam jak William idzie w naszą stronę. Uśmiechnęłam się szeroko.
-Co się tak szczerzysz?- spytała Lucy. Była już lekko podpita. Było słychać po jej głosie i zachowaniu.
-William idzie.- odpowiedziałam. Chłopak podszedł do nas.
-Czy moge porwać n Katnis?- spytał.
-A bierz ją sobie! Ale potem ją oddaj.- powiedziała machnąwszy ręką i odeszła. William objął mnie w talii i przycisnął do siebie. Zachichotałam. William położył głowę na moim ramieniu i zaczął zaciągać się moim zapachem. Uśmiechnęłam się sama do siebie przymykając oczy. Chłopak zaczął kołysać się w rytm muzyki.
-Nie zdążyłem spytać.- szepnął , a po moim ciele przeszły ciarki od jego ciepłego oddechu. -Jak masz na imię?
-Katnis.- odpowiedziałam zarzucając mu ręce na szyję. Chłopak był pochylony i nosem trącał moją szyję. Zaśmiałam się. William odsunął się z szerokim uśmiechem.
-Co cię cieszy?- spytał.
-Łaskotałeś mnie.- wytłumaczyłam.
-Ach tak?- spytał unosząc jedną brew i przybliżając się do mnie. To źle świadczy.
-Co chcesz zrobić?- spytałam marszcząc brwi.
-To!- krzyknął i zaczął mnie łaskotać. Ze śmiechem zaczęłam wyrywać się z jego ramion.
-Przestań!- pisnęłam.
-No dobra.- powiedział i zabrał swoje dłonie.
-Dziękuję.- uśmiechnęłam się szeroko.
***
Z dobre 30 minut siedziałam już na ławce. Głowę miałam odchyloną i oparta o ścianę i zamknięte oczy. Nogi miałam wysunięte przed siebie i skrzyżowane w kostkach. Nagle usłyszałam jakieś chrząkniecie. Otworzyłam oczy i uniosłam wzrok. Zobaczyłam nad sobą zarys jakieś postaci. W sali było strasznie ciemno, więc nie byłam w stanie ujrzeć dokładnie kto to. Osoba wyciągnęła do mnie rękę. Widocznie chciała zatańczyć. Więc to pewnie mężczyzna. Ujęłam dłoń i uniosłam się z ławki. Pozwoliłam zaciągnąć się na parkiet. Z głośników akurat popłynęła wolna muzyka. Mężczyzna położył rękę nad zaokrągleniem mojego tyłka, a drugą ujął moją dłoń. Położyłam mu rękę na ramię, a drugą splotłam z jego palcami. Zaczęliśmy wolno się poruszać. Cały czas próbowałam zgadnąć z kim teraz tańczę. Nie był to na pewno William, ponieważ William stoi za konsolą DJ. Mężczyzna zmienił pozycję i teraz jego druga ręką wylądowała na moim biodrze. Splotłam ręce na jego szyi. Położyłam głowę na ramieniu tej osoby i spróbowałam rozpoznać go po zapachu. Proszek do prania i perfum.. ten perfum z kimś mi się kojarzył, ale za cholerę nie wiem z kim. Mężczyzna przycisnął mnie do siebie i teraz nasze ciała stykały się ze sobą. Czułam jego klatkę piersiową na swojej, jego nogi plątały się z moimi. Piosenka dobiegała końca a osoba, która ze mną tańczyła chyba nie miała zamiaru mnie puszczać. Nagle poczułam jego ciepły oddech owiewający moją twarz i po chwili jego usta na swoich. Jego wargi zaledwie musnęły moje. Mężczyzna odsunął się ode mnie i powolnym krokiem odszedł.
-Poczekaj!- krzyknęłam rozpaczliwie. Światła rozbłysnęły tak, że byłam w stanie zobaczyć co się dzieje. Po prawej stronie zobaczyłam Ethana, który przepychał się tyłem do mnie w stronę DJ, po lewej szedł Tony, a jeszcze dalej przez tłum przebijała się dwójka chłopaków. Wszyscy odchodzili jakby ode mnie. Cholera jasna! No, ale tak. Tony'ego możemy wykluczyć, bo to raczej logiczne, że to nie on. Zostaję tamta trójka. No, ale Ethan? Nie. Dłużej nie zastanawiając się nad tym wyszłam z sali. Wybiegłam ze szkoły i poczułam rzeźkie powietrze opatulające moją twarz. Wzięłam głęboki wdech. Zobaczyłam jak za mną wychodzi Ethan.
-Wracamy do domu?- spytałam. Mężczyzna trochę się zataczał, więc od razu było jasne, że nie wracamy jego autem. Chyba, że ktoś nas zawiezie.
-Hmm? A, tak. Zaraz wyjdzie Jamie on nas zawiezie.-powiedział trochę niewyraźnie i oparł się na moim ramieniu. Do moich nozdrzy doszedł zapach jego perfum. Chwila...nie...to nie może być...
-Jesteśmy!- krzyknęła Lucy skacząc. Spojrzałam na Ethana. Mężczyzna prawie zasnął na moim ramieniu. Pomogłam mu wsiąść do auta i razem pojechaliśmy do mieszkania.
***
-Jak się rano obudzisz to powiedz panu Devine, że kluczyki ma w koszyku, a auto jest w garażu,ok?- spytał Jamie stając przed wyjściem z domu.
-Dobra, dzięki Jamie. A ty gdzie śpisz?
-U Lucy.- odpowiedział. -Dobranoc.- pocałował mnie w policzek i wyszedł.
-Ethan.- szturchnęłam mężczyznę w bok. Znowu usnął na moim ramieniu.
-Hmmm?- mruknął.
-Jesteśmy w domu.- powiedziałam.
-Mhm
-Dobra powiem to dosłowniej. Złaź w końcu z mojego ramienia, bo już go nie czuję i idź spać!- krzyknęłam. Mężczyzna oprzytomniał.
-Oj dobra, dobra.- powiedział i wszedł na schody. Odetchnęłam z ulgą. Łatwo poszło. Poszłam do kuchni i nalałam sobie szklankę wody. Wypiłam ją duszkiem i poszłam do swojego pokoju. Otworzyłam drzwi i myślałam, że zaraz wyjdę z siebie. Ethan chyba pomylił pokoje i zamiast pójść do swojego pokoju to teraz śpi w moim łóżku i smacznie chrapie. Westchnęłam zrezygnowana i szybko przebrałam się w piżamę, czyli szary T-Shirt.
-Nie ustąpię ci. Ja śpię przy ścianie.- powiedziałam. Mężczyzna w odpowiedzi coś mruknął.- ty sobie tam mrucz.- powiedziałam zdenerwowana. Weszłam obok ściany i zaczęłam popychać Ethana, aby w końcu ustąpił mi miejsca. Po ciężkim wysiłku udało mi się go odsunąć. Spocona opadłam na poduszki. Przykryłam się kołdrą (zabrałam ją Ethanowi. W końcu to moje łóżko a, że on się do niego pchał to jego strata. Będzie spał bez kołdry.
-Dobranoc.- powiedziałam.
czwartek, 27 listopada 2014
Katnis #26
Żeby nie było nie domówień.... przesunęłam czas opowiadania o jeden dzień jak coś xD Bo wychodził mi z obliczeń 30, a tak jakoś fajnie mi sie skojarzyło z 31 i no.. xD Tylko o tym was chciałam poinformować :D I chciałam powiedzieć, że ten rozdział też jest chyba lekko chaotyczny xD Chciałam go pociagnąc dalej, aby opisać cała imprezę w jednym rozdziale, ale brat... no właśnie :( Więc, ahoj czytelnicy x
____________________________________________________________________________________
~31 października piątek~
-Przez ostatnie dni słyszę tylko "och jak ja cię kocham!" "O ja ciebie też!", a później odgłosy całowania.- powiedziałam do Lucy.
-No nie gadaj! Pan Ethan ma dziewczynę? Nie wierzę.- zaśmiała się.
-I to ja muszę tego wszystkiego słuchać.- westchnęłam.
-Ej! Nie dołuj się dziewczyno! Dzisiaj impreza! Upijemy się i będzie okej!- krzyknęła. Spojrzałam na nią.
-No nie wiem czy się upijemy.- powiedziałam.
-A no racja. Wybacz.- powiedziała. Spojrzałam na swój brzuch. Nie urósł jeszcze za bardzo, więc nikt niczego nie zauważył.
-A zauważyłaś, że ta impreza jest w Halloween?- powiedziałam.
-Ej! Rzeczywiście.- zaśmiała się. Nagle podbiegł do nas Jonathan. Ostatnio często z nami rozmawia.
-Cześć. Widziałyście może gdzieś Tony;'ego?- spytał zdyszany.
-Tak, zdaję mi się, że jest na stołówce z Jamiem.- powiedziałam. Chłopak podziękował i ruszył dalej.
-Czy mnie coś ominęło?- spytała Lucy.
-Nie wiem.- mruknęłam. W tej samej chwili spojrzałyśmy na siebie.
-Jonathan, czekaj!- krzyknęła Lucy. Zaczęłyśmy za nim biec.
-Hmm?
-Idziemy z tobą.- uśmiechnęłam się. Chłopak odwzajemnił uśmiech i razem ruszyliśmy do stołówki. Przy niewielkim kąciku w kącie siedział Jamie, a na przeciwko niego Tony. Gdy Jonathan go zobaczył, cały się rozpromienił. Wymieniłam z Lucy zdziwione spojrzenia. Ruszyłyśmy do stolika.
-Cześć!- krzyknęła Lu rzucając się na Jamie'go. Chłopak objął ją ramieniem. Usiadłam obok nich.
-Czesć, Kat.- powiedział Jamie.
-Cześć.- mruknęłam przyglądając się Tony'emu. Spoglądał na Jonathana, a ten usiadł obok niego i uśmiechnął się. Tony wyglądał jak wniebowzięty. Co tu się dzieje?
-Zjesz coś?- usłyszałam głos Lucy.
-Hmm, co? A, nie. Nie jestem głodna.- powiedziałam.
-Okej.- powiedziała gryząc kanapkę Jamie'go.
-Która godzina tak w ogóle?- spytałam. Jamie spojrzał na swój zegarek na dłoni.
-Jest 8:50.- powiedział.
-Dopiero?!
-No, tak. Przecież dopiero pierwsza lekcja minęła.- powiedziała Lucy marszcząc brwi.
- Jeszcze sześć lekcji. A potem impreza!- pisnęłam.
-Piątka!- powiedziała Lucy. Przybiłyśmy piątkę.
***
-To jak? Spotykamy się na miejscu czy jakoś wcześniej?- spytałam.
-Spotkamy się na miejscu. A masz z kim przyjechać?- spytała Lucy patrząc na mnie podejrzliwie.
-Mam nadzieję, że Ethan zabierze mnie ze sobą. W końcu też tam jedzie co mu szkodzi?- wzruszyłam ramionami.
-Może masz rację. Dobra to do zobaczenia.- pocałowała mój policzek i odeszła.Westchnęłam i weszłam do środka. Drzwi były otwarte. No tak,Ethan nie poszedł dziś do pracy, bo się źle czuł. Zdjęłam buty i kurtkę i weszłam na schody. Schodził po nich akurat Ethan.
-Cześć.- powiedział.
-Cześć. Jak się czujesz?- spytałam.
-Już lepiej. A ty?
-Dobrze.
-To okej.
-No.- powiedziałam i poszłam do góry. Tak zazwyczaj wyglądały nasze rozmowy od czasu kiedy przedstawił mi Lilianę. Weszłam do pokoju i położyłam torbę w kąt. Trochę się tu zmieniło. Wypakowałam w końcu ubrania z walizki i były teraz poukładane, lub porozwieszane w szafach. Balkon, który miałam w pokoju, był osłonięty zasłonami z motywem Londynu. Pojedyncze łóżko zamieniłam na większe i stało ono w kącie po prawej stronie.Niedaleko również na prawej ścianie było zwykłe biurko. Na nim była lampka nocna, laptop i ramka ze zdjęciem. Na fotografii byłam ja i Anne. W pierwszej szufladzie miałam pochowane różne swoje pierdoły, a w szafce książki. Na ścianie nad biurkiem miałam powieszone różne zdjęcie.Ja z mamą, ja z Jamiem, ja z Lucy, ja z Ethanm i tak dalej. Sporo miałam tam zdjęć. No, ale po prostu lubię fotografię. Uchwytują dany moment i jest on tam na zawsze, nigdzie się nie rusza, są tam przez cały czas te same, uśmiechnięte osoby. W każdym bądź razie lubię zdjęcia. Mam też parę na szafie, która jest na lewej ścianie. Tam mam zdjęcie, wycinki z gazet, cytaty itd. Nad łóżkiem powiesiłam sobie tablicę korkową. Na niej -kto by się spodziewał- też są zdjęcie i karteczki o czym mam pamiętać. Ogólnie przyczepiam tam co mi się podoba. Mam też tam medal, który zdobyłam za pierwsze miejsce w badmintona. Kiedys lubiłam ten sport. Ogólnie mój pokój jest teraz przyjemniejszy i bardziej oddaje mnie. Pamiętam jak kiedyś weszła tu Liliana.
-Och, a czyj to pokój?- spytała rozglądając się.
-Mój.- odpowiedziałam wstając z łóżka.
-Wybacz, nie zauważyłam cię.- uśmiechnęła się drwiąco.
-Nie przejmuj się przyzwyczaiłam się do tego, że jestem niewidzialna.- machnęłam ręką.
-Wiesz co? Na twoim miejscu pomalowałabym ściany na różowo. O! A tamtą tablicę obwiodłabym różowym futerkiem! Hmm... tak w kącie ustawiłabym toaletkę z kosmetykami...- zaczęła wymyślać wygląd mojego pokoju.
-Wybacz, że ci przerwę, ale to mój pokój nie twój. I ja nie jestem taka jak ty. Nie ubóstwiam różowego koloru, więc wybacz. A teraz możesz ruszyć swoje cztery litery i wziąć je na dół.- uśmiechnęłam się słodko.
-Nie bulwersuj się złotko. Złość piękności szkodzi.- powiedziała i zeszła.
Jak ona mnie denerwuje. Zawsze wszystko to źle, tamto źle. No, ale cóż. Jest dziewczyną Ethan'a, a ja u niego mieszkam, więc muszę ją tolerować. Niestety. Podeszłam do szafy i wyjęłam siatkę ze swoim przebraniem. Położyłam ja na łóżku i zaczęłam szukać lokówki. W końcu znalazłam ją w dużej szufladzie u dołu swojej szafy. Podłączyłam ją do kontaktu i zaczęłam sobie kręcić włosy. Gdy skończyłam, złapałam dwie wsuwki i kosmetyki, aby dokończyć to w łazience. Wyszłam z pokoju i poszłam do łazienki. Zamknęłam drzwi na kluczyk i podeszłam do lustra. Położyłam rzeczy obok umywalki i spojrzałam na siebie w lustrze. Nie jest najgorzej. A jak będzie jeszcze makijaż i fryzura to będzie jeszcze lepiej. Złapałam grzywkę i skręciłam ją w rulonik, po czym spięłam ją wsuwką w bok. Drugą przypięłam to dokładniej, żeby mi się nie popsuło. Następnie wzięłam do ręki tusz i przejechałam nim rzęsy. Powieki pomalowałam ciemnym cieniem i to mi starczyło. Następnie wzięłam krwisto czerwoną szminkę i pomalowałam nią usta. Poobcierałam wargami o siebie, aby szminka równo się ułożyła. W połowie gotowa wyszłam z łazienki i poszłam do pokoju. Wyjęłam z siatki pończochy i halkę. Rozebrałam się i stałam teraz w samej bieliźnie. Teoretycznie gorset powinno się nosić bez stanika, ale mi tak niewygodnie, więc ubrałam stanik bez ramiączek. Przysiadłam na krańcu łóżka i wsunęłam na siebie czarne pończochy zakończone kokardką. Następnie ubrałam a siebie przeźroczystą halkę, na którą nałożyłam gorset. Po chwili zdałam sobie sprawę, że ktoś musi mi go zawiązać, bo sama nie dam rady. Do pomocy pozostaje mi tylko rzecz jasna Ethan.
-Cholera.- mruknęłam. Na palach wyszłam z pokoju i zakradłam się do Ethana. Stał w samych spodniach i patrzył na łóżko. Zastanawiał się chyba jaką koszulę ma wybrać.
-Ethan...- powiedziałam. Mężczyzna uniósł głowę i spojrzał na mnie.
-Tak?- spytał.
-Czyt mógłbyś mi pomóc zawiązać gorset?- spytałam lekko zażenowana.
-Tak, jasne. Wejdź i oprzyj się o ścianę.- powiedział. Podeszłam do ściany i oparłam się o nią dłońmi. Dopiero po chwili doszło do mnie jak to zabrzmiało. Odetchnęłam głęboko , gdy poczułam jego zimne palce na swoich plecach. Robił coś przy sznureczkach, gdy pociągnął je mocno, tak, że zabrakło mi powietrza.
-Ethan...- szepnęłam.
-Hmm?
-Dusisz mnie.
-Przepraszam!- krzyknął i rozluźnił uścisk.
-Dziękuję.- odetchnęłam.
-Okej. Gotowe.- odsunął się ode mnie. Odwróciłam się od ściany.
-A ty za co się przebierasz?- spytałam.
-Za księcia Kaspiana.- wypiął dumnie pierś. Zaczęłam się śmiać. Chyba pierwszy raz od tygodnia się przy nim śmieję.
-To do zobaczenia później.- powiedziałam i wyszłam. Weszłam do pokoju i nałożyłam na siebie suknie, która opięła się na moich biodrach i klatce piersiowej. Zeszłam na dół i weszłam na korytarz. Złapałam swoje pastelowe niebieskie trampki i włożyłam je na stopy. Weszłam do salonu i usiadłam na kanapie. Po chwili po schodach zszedł Ethan. Był ubrany rzeczywiście jak książę Kaspian.
-No, no.-zaśmiałam się.
-Katnis tak się zastanawiam...jakie masz buty?- spytał. Uniosłam suknię do góry ukazując trampki.
-Nie lubię szpilek.- skrzywiłam się. Ethan się zaśmiał.
-To co? Możemy jechać?- spytał.
-Tak.- odpowiedziałam wstając. Nie brałam ze sobą telefonu ano żadnych pieniędzy.
-To chodź.- powiedział i wyszedł. Wyszłam za nim i zakluczyłam drzwi, a kolejnie kluczyk schowałam pod doniczkę. Pobiegłam za Ethan'em do garaży. Mężczyzna już siedział na miejscy kierowcy. Zajęłam miejsce obok i zapięłam pas.
***
Wyszłam z auta. Ze szkoły już dochodziły odgłosy muzyki. Ethan wyszedł za mną i razem ruszyliśmy do szkoły. Weszliśmy do środka i poszliśmy do sali gimnastycznej. Olśniło mnie jak tam weszłam. W sali panował mrok tylko, gdzie nie gdzie, były podświetlane, blaty i stoły z przekąskami, niebieskimi lampkami. Na ścianach były powieszone różne ozdoby Halloween, a z sufitu zwisały różne sznurki z duchami, nietoperzami itd. Weszłam głębiej w salę i zauważyłam Lucy. Miała na sobie czarną szatę Hogwartu z naszywką Gryffindoru. Włosy miała zakręcone, tak, że prawie tworzyły afro. W ręce trzymała nieduża różdżkę. Zauważyła mnie i podbiegła do mnie.
-Hej, Kat! Świetnie wyglądasz!- krzyknęła.
-Cześć! Ty też.- zaśmiałam się.
-No wiem! W końcu jestem Hermioną Granger!- zachichotała. -Chodź.- pociągnęła mnie za rękę do stoliku z pończem.
-Co chcesz?- zmarszczyłam brwi.
-Posmakuj tego! Świetne!- krzyknęła nalewając mi do plastikowego kubeczka pomarańczowego napoju. Wzięłam łyka. Rzeczywiście było bardzo dobre.
-Masz rację.- potwierdziłam.
-Ja zawsze mam rację.- prychnęła. Rozejrzałam się i w kącie zauważyłam Jamie'go, Tony'ego i Jonathana. Zmarszczyłam brwi.
-A oni co tu robią?- zmarszczyłam brwi.
-Oni? Daniel ich wkręcił, a Jonathan gadał z panem Devine.- powiedziała Lucy popijając ze swojego kubeczka. Spojrzałam na miejsce DJ. Za konsolą stał całkiem niezły chłopak. Miał brązowe włosy, które opadały mu na czoło, gdy stał pochylony nad konsolą. Na uszach miał nałożone słuchawki i poruszał się delikatnie w rytm muzyki.
-Kto to jest?- spytałam Lucy. Dziewczyna powiodła za moim wzrokiem.
- Nie wiem, ale zdaje mi się, że Daniel go zna.- powiedziała i pociągnęła mnie za rękę do niego.
-Cześć Daniel.- powiedziała Lucy uśmiechając się szeroko.
-Cześć.- powiedział.
-Znasz może tego kolesia co stoi na miejscu DJ?- spytała Lucy pokazując na niego głową.
-No,tak. To mój kuzyn William.- powiedział.
-Twój kuzyn?- spytałam zdziwiona.
-A co? Myślałaś, że nie mam rodziny?- zaśmiał się.
-Em..no nie wiem. A ile ma lat?
-21. A co zainteresowana?- uśmiechnął się szeroko.
-Kretyn.-prychnęłam i odeszłam. Lucy poszła za mną.
-Coś nudno na tej imprezie.- powiedziałam.
-To dopiero się rozkręca.- powiedziała Lucy z tajemniczym uśmiechem. Spojrzałam na nią zdziwiona.
-Widzę, że wszyscy już jesteście, więc witam was serdecznie! Na rozpoczęcie imprezy mam propozycję gry! Tak, żeby się rozkręcić!- krzyczał Daniel do mikrofonu. -Niech wszyscy wezmą swoje drinki i usiądą w kółku. Ale wszyscy bez wyjątku muszą mieć alkohol.- powiedział puszczając oczko nie wiadomo do kogo. Spojrzałam na Lucy.
-Nikt się nie dowie, że go nie masz.- pocieszyła mnie i pociągnęła za rękę w stronę okręgu. Ethan też tam usiadł zaciągnięty siłą przez Jamie'go i Amandę z mojej klasy. Spojrzałam w stronę stanowiska DJ. Daniel szeptał coś do Williama, a ten uśmiechał się do niego. Obydwaj zeszli ze stanowiska i usiedli w kręgu. Daniel pomiędzy Lucy a Tonym, a William pomiędzy mną i Jonathanem. Chłopak miał na sobie czarne dżinsy, biały T-shirt z dekoltem w kształcie litery "V" i czarną bluzę z białymi zamkami. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Odwróciłam się zarumieniona. William właśnie zobaczył jak się w niego wpatruję.
-Dobra, więc zagramy w "Nigdy, przenigdy".- powiedział Daniel.
-Czy wszyscy znają zasady?- dodał William. Och, jego głos...
-Tak!- wszyscy zaczęli się przez siebie przekrzykiwać.
-Okej! Spokój! To zaczniemy od Dakoty!- krzyknął. Dakota uniosła swój kubek i zaczęła.
-Nigdy, przenigdy nie uprawiałam seksu.- powiedziała. Większa ilość naszej klasy wzięła łyka swojego napoju, co znaczyło, że oni mają to już za sobą. Ja oczywiście nie napiłam się, ponieważ moim zdaniem tego nie można zaliczyć do tej kategorii. Później Augustus, Lidia, Jack, Ben.
-Nigdy, przenigdy nie zakochałam się w nauczycielu.- powiedziała Jessie. Spojrzałam na Amandę, która uniosła swój kubek do usta spoglądając wymownie na Ethana. Potajemnie również napiłam się swojego napoju. Dalej były już pytania o tej samej tematyce typu: Nigdy, przenigdy nie kochałam się w łazience, nigdy, przenigdy nie całowałam dziewczyny, nigdy, przenigdy nie całowałem chłopaka. Aż w końcu naszła moja kolej. Myślałam przez chwilę co powiedzieć.
-Nigdy, przenigdy....nie dostałam jedynki.- wzruszyłam ramionami. Nie wiedziałam co powiedzieć. Jak się spodziewałam większość naszej klasy podniosła kubki do ust. Tak. Moja klasa to nieuki.
-Nigdy, przenigdy nie zakochałem się w osobie młodszej od siebie.- powiedział William. Chłopcy podnieśli swoje kubki do ust - łącznie z Ethanem- ale żadna dziewczyna nie popiła swojego drinka.
-Czyli wszyscy już byli?- spytał już lekko podpity Daniel klaszcząc w dłonie. Potwierdziliśmy skinieniem głowy.
-Dobra to teraz zagramy w dmuchaj i ssij!- krzyknął uśmiechnięty William. On też był już lekko podbity. Gdy siedział kołysał się lekko. Jego oczy były pół przymknięte, a usta cały czas były w uśmiechu. Gra "dmuchaj i ssij" polega na tym, że trzeba utrzymać karteczkę pomiędzy ustami. Na przykład, powiedzmy, że ja mam karteczkę to muszę ją ssać, żeby podać ją dalej. Przez tą karteczkę stykam się ustami z inną osobą i muszę dmuchać, a ona ssać,żeby odebrać karteczkę i podać dalej. Jeżeli karteczka upadnie na ziemię to wtedy osoba, która podawała tą karteczkę musi pocałować osobę, która jej nie oderwała. Proste.
Wszyscy zerwali się z ziemi. Na siedzącą było by nie wygodnie, więc wszyscy stali. Zaczęło się od Amandy, która podawała karteczkę Ethanowi. Pewnie musiała być wniebowzięta. Obserwowałam tok wydarzeń. Ethan podawał karteczkę Lidii, ona Benowi, on Augustusowi, Ben, Jack, Katarina, Sue, Patrick, Jamie, Lucy. Lu musiała podać mi, ponieważ stała obok mnie. Przyłożyła karteczkę do moich usta, a ja ją utrzymałam na nich. Lucy zaśmiała się, aja odwróciłam się do Williama, który był obok mnie. Przyłożyłam karteczkę do jego warg. Wyczułam przez nią, że są miękkie i ciepłe. Gdy wyczułam, że William opanował kawałek karteczki odsunęłam usta, ale karteczka upadła na ziemię. Spojrzałam zdziwiona na bruneta,a on uśmiechał się szeroko. Usłyszałam jak wszyscy naokoło mówią "uuu", albo "gorzko,gorzko".
-No Kat dajesz. Musisz pocałować Williama.- usłyszałam Daniela....
____________________________________________________________________________________
~31 października piątek~
-Przez ostatnie dni słyszę tylko "och jak ja cię kocham!" "O ja ciebie też!", a później odgłosy całowania.- powiedziałam do Lucy.
-No nie gadaj! Pan Ethan ma dziewczynę? Nie wierzę.- zaśmiała się.
-I to ja muszę tego wszystkiego słuchać.- westchnęłam.
-Ej! Nie dołuj się dziewczyno! Dzisiaj impreza! Upijemy się i będzie okej!- krzyknęła. Spojrzałam na nią.
-No nie wiem czy się upijemy.- powiedziałam.
-A no racja. Wybacz.- powiedziała. Spojrzałam na swój brzuch. Nie urósł jeszcze za bardzo, więc nikt niczego nie zauważył.
-A zauważyłaś, że ta impreza jest w Halloween?- powiedziałam.
-Ej! Rzeczywiście.- zaśmiała się. Nagle podbiegł do nas Jonathan. Ostatnio często z nami rozmawia.
-Cześć. Widziałyście może gdzieś Tony;'ego?- spytał zdyszany.
-Tak, zdaję mi się, że jest na stołówce z Jamiem.- powiedziałam. Chłopak podziękował i ruszył dalej.
-Czy mnie coś ominęło?- spytała Lucy.
-Nie wiem.- mruknęłam. W tej samej chwili spojrzałyśmy na siebie.
-Jonathan, czekaj!- krzyknęła Lucy. Zaczęłyśmy za nim biec.
-Hmm?
-Idziemy z tobą.- uśmiechnęłam się. Chłopak odwzajemnił uśmiech i razem ruszyliśmy do stołówki. Przy niewielkim kąciku w kącie siedział Jamie, a na przeciwko niego Tony. Gdy Jonathan go zobaczył, cały się rozpromienił. Wymieniłam z Lucy zdziwione spojrzenia. Ruszyłyśmy do stolika.
-Cześć!- krzyknęła Lu rzucając się na Jamie'go. Chłopak objął ją ramieniem. Usiadłam obok nich.
-Czesć, Kat.- powiedział Jamie.
-Cześć.- mruknęłam przyglądając się Tony'emu. Spoglądał na Jonathana, a ten usiadł obok niego i uśmiechnął się. Tony wyglądał jak wniebowzięty. Co tu się dzieje?
-Zjesz coś?- usłyszałam głos Lucy.
-Hmm, co? A, nie. Nie jestem głodna.- powiedziałam.
-Okej.- powiedziała gryząc kanapkę Jamie'go.
-Która godzina tak w ogóle?- spytałam. Jamie spojrzał na swój zegarek na dłoni.
-Jest 8:50.- powiedział.
-Dopiero?!
-No, tak. Przecież dopiero pierwsza lekcja minęła.- powiedziała Lucy marszcząc brwi.
- Jeszcze sześć lekcji. A potem impreza!- pisnęłam.
-Piątka!- powiedziała Lucy. Przybiłyśmy piątkę.
***
-To jak? Spotykamy się na miejscu czy jakoś wcześniej?- spytałam.
-Spotkamy się na miejscu. A masz z kim przyjechać?- spytała Lucy patrząc na mnie podejrzliwie.
-Mam nadzieję, że Ethan zabierze mnie ze sobą. W końcu też tam jedzie co mu szkodzi?- wzruszyłam ramionami.
-Może masz rację. Dobra to do zobaczenia.- pocałowała mój policzek i odeszła.Westchnęłam i weszłam do środka. Drzwi były otwarte. No tak,Ethan nie poszedł dziś do pracy, bo się źle czuł. Zdjęłam buty i kurtkę i weszłam na schody. Schodził po nich akurat Ethan.
-Cześć.- powiedział.
-Cześć. Jak się czujesz?- spytałam.
-Już lepiej. A ty?
-Dobrze.
-To okej.
-No.- powiedziałam i poszłam do góry. Tak zazwyczaj wyglądały nasze rozmowy od czasu kiedy przedstawił mi Lilianę. Weszłam do pokoju i położyłam torbę w kąt. Trochę się tu zmieniło. Wypakowałam w końcu ubrania z walizki i były teraz poukładane, lub porozwieszane w szafach. Balkon, który miałam w pokoju, był osłonięty zasłonami z motywem Londynu. Pojedyncze łóżko zamieniłam na większe i stało ono w kącie po prawej stronie.Niedaleko również na prawej ścianie było zwykłe biurko. Na nim była lampka nocna, laptop i ramka ze zdjęciem. Na fotografii byłam ja i Anne. W pierwszej szufladzie miałam pochowane różne swoje pierdoły, a w szafce książki. Na ścianie nad biurkiem miałam powieszone różne zdjęcie.Ja z mamą, ja z Jamiem, ja z Lucy, ja z Ethanm i tak dalej. Sporo miałam tam zdjęć. No, ale po prostu lubię fotografię. Uchwytują dany moment i jest on tam na zawsze, nigdzie się nie rusza, są tam przez cały czas te same, uśmiechnięte osoby. W każdym bądź razie lubię zdjęcia. Mam też parę na szafie, która jest na lewej ścianie. Tam mam zdjęcie, wycinki z gazet, cytaty itd. Nad łóżkiem powiesiłam sobie tablicę korkową. Na niej -kto by się spodziewał- też są zdjęcie i karteczki o czym mam pamiętać. Ogólnie przyczepiam tam co mi się podoba. Mam też tam medal, który zdobyłam za pierwsze miejsce w badmintona. Kiedys lubiłam ten sport. Ogólnie mój pokój jest teraz przyjemniejszy i bardziej oddaje mnie. Pamiętam jak kiedyś weszła tu Liliana.
-Och, a czyj to pokój?- spytała rozglądając się.
-Mój.- odpowiedziałam wstając z łóżka.
-Wybacz, nie zauważyłam cię.- uśmiechnęła się drwiąco.
-Nie przejmuj się przyzwyczaiłam się do tego, że jestem niewidzialna.- machnęłam ręką.
-Wiesz co? Na twoim miejscu pomalowałabym ściany na różowo. O! A tamtą tablicę obwiodłabym różowym futerkiem! Hmm... tak w kącie ustawiłabym toaletkę z kosmetykami...- zaczęła wymyślać wygląd mojego pokoju.
-Wybacz, że ci przerwę, ale to mój pokój nie twój. I ja nie jestem taka jak ty. Nie ubóstwiam różowego koloru, więc wybacz. A teraz możesz ruszyć swoje cztery litery i wziąć je na dół.- uśmiechnęłam się słodko.
-Nie bulwersuj się złotko. Złość piękności szkodzi.- powiedziała i zeszła.
Jak ona mnie denerwuje. Zawsze wszystko to źle, tamto źle. No, ale cóż. Jest dziewczyną Ethan'a, a ja u niego mieszkam, więc muszę ją tolerować. Niestety. Podeszłam do szafy i wyjęłam siatkę ze swoim przebraniem. Położyłam ja na łóżku i zaczęłam szukać lokówki. W końcu znalazłam ją w dużej szufladzie u dołu swojej szafy. Podłączyłam ją do kontaktu i zaczęłam sobie kręcić włosy. Gdy skończyłam, złapałam dwie wsuwki i kosmetyki, aby dokończyć to w łazience. Wyszłam z pokoju i poszłam do łazienki. Zamknęłam drzwi na kluczyk i podeszłam do lustra. Położyłam rzeczy obok umywalki i spojrzałam na siebie w lustrze. Nie jest najgorzej. A jak będzie jeszcze makijaż i fryzura to będzie jeszcze lepiej. Złapałam grzywkę i skręciłam ją w rulonik, po czym spięłam ją wsuwką w bok. Drugą przypięłam to dokładniej, żeby mi się nie popsuło. Następnie wzięłam do ręki tusz i przejechałam nim rzęsy. Powieki pomalowałam ciemnym cieniem i to mi starczyło. Następnie wzięłam krwisto czerwoną szminkę i pomalowałam nią usta. Poobcierałam wargami o siebie, aby szminka równo się ułożyła. W połowie gotowa wyszłam z łazienki i poszłam do pokoju. Wyjęłam z siatki pończochy i halkę. Rozebrałam się i stałam teraz w samej bieliźnie. Teoretycznie gorset powinno się nosić bez stanika, ale mi tak niewygodnie, więc ubrałam stanik bez ramiączek. Przysiadłam na krańcu łóżka i wsunęłam na siebie czarne pończochy zakończone kokardką. Następnie ubrałam a siebie przeźroczystą halkę, na którą nałożyłam gorset. Po chwili zdałam sobie sprawę, że ktoś musi mi go zawiązać, bo sama nie dam rady. Do pomocy pozostaje mi tylko rzecz jasna Ethan.
-Cholera.- mruknęłam. Na palach wyszłam z pokoju i zakradłam się do Ethana. Stał w samych spodniach i patrzył na łóżko. Zastanawiał się chyba jaką koszulę ma wybrać.
-Ethan...- powiedziałam. Mężczyzna uniósł głowę i spojrzał na mnie.
-Tak?- spytał.
-Czyt mógłbyś mi pomóc zawiązać gorset?- spytałam lekko zażenowana.
-Tak, jasne. Wejdź i oprzyj się o ścianę.- powiedział. Podeszłam do ściany i oparłam się o nią dłońmi. Dopiero po chwili doszło do mnie jak to zabrzmiało. Odetchnęłam głęboko , gdy poczułam jego zimne palce na swoich plecach. Robił coś przy sznureczkach, gdy pociągnął je mocno, tak, że zabrakło mi powietrza.
-Ethan...- szepnęłam.
-Hmm?
-Dusisz mnie.
-Przepraszam!- krzyknął i rozluźnił uścisk.
-Dziękuję.- odetchnęłam.
-Okej. Gotowe.- odsunął się ode mnie. Odwróciłam się od ściany.
-A ty za co się przebierasz?- spytałam.
-Za księcia Kaspiana.- wypiął dumnie pierś. Zaczęłam się śmiać. Chyba pierwszy raz od tygodnia się przy nim śmieję.
-To do zobaczenia później.- powiedziałam i wyszłam. Weszłam do pokoju i nałożyłam na siebie suknie, która opięła się na moich biodrach i klatce piersiowej. Zeszłam na dół i weszłam na korytarz. Złapałam swoje pastelowe niebieskie trampki i włożyłam je na stopy. Weszłam do salonu i usiadłam na kanapie. Po chwili po schodach zszedł Ethan. Był ubrany rzeczywiście jak książę Kaspian.
-No, no.-zaśmiałam się.
-Katnis tak się zastanawiam...jakie masz buty?- spytał. Uniosłam suknię do góry ukazując trampki.
-Nie lubię szpilek.- skrzywiłam się. Ethan się zaśmiał.
-To co? Możemy jechać?- spytał.
-Tak.- odpowiedziałam wstając. Nie brałam ze sobą telefonu ano żadnych pieniędzy.
-To chodź.- powiedział i wyszedł. Wyszłam za nim i zakluczyłam drzwi, a kolejnie kluczyk schowałam pod doniczkę. Pobiegłam za Ethan'em do garaży. Mężczyzna już siedział na miejscy kierowcy. Zajęłam miejsce obok i zapięłam pas.
***
Wyszłam z auta. Ze szkoły już dochodziły odgłosy muzyki. Ethan wyszedł za mną i razem ruszyliśmy do szkoły. Weszliśmy do środka i poszliśmy do sali gimnastycznej. Olśniło mnie jak tam weszłam. W sali panował mrok tylko, gdzie nie gdzie, były podświetlane, blaty i stoły z przekąskami, niebieskimi lampkami. Na ścianach były powieszone różne ozdoby Halloween, a z sufitu zwisały różne sznurki z duchami, nietoperzami itd. Weszłam głębiej w salę i zauważyłam Lucy. Miała na sobie czarną szatę Hogwartu z naszywką Gryffindoru. Włosy miała zakręcone, tak, że prawie tworzyły afro. W ręce trzymała nieduża różdżkę. Zauważyła mnie i podbiegła do mnie.
-Hej, Kat! Świetnie wyglądasz!- krzyknęła.
-Cześć! Ty też.- zaśmiałam się.
-No wiem! W końcu jestem Hermioną Granger!- zachichotała. -Chodź.- pociągnęła mnie za rękę do stoliku z pończem.
-Co chcesz?- zmarszczyłam brwi.
-Posmakuj tego! Świetne!- krzyknęła nalewając mi do plastikowego kubeczka pomarańczowego napoju. Wzięłam łyka. Rzeczywiście było bardzo dobre.
-Masz rację.- potwierdziłam.
-Ja zawsze mam rację.- prychnęła. Rozejrzałam się i w kącie zauważyłam Jamie'go, Tony'ego i Jonathana. Zmarszczyłam brwi.
-A oni co tu robią?- zmarszczyłam brwi.
-Oni? Daniel ich wkręcił, a Jonathan gadał z panem Devine.- powiedziała Lucy popijając ze swojego kubeczka. Spojrzałam na miejsce DJ. Za konsolą stał całkiem niezły chłopak. Miał brązowe włosy, które opadały mu na czoło, gdy stał pochylony nad konsolą. Na uszach miał nałożone słuchawki i poruszał się delikatnie w rytm muzyki.
-Kto to jest?- spytałam Lucy. Dziewczyna powiodła za moim wzrokiem.
- Nie wiem, ale zdaje mi się, że Daniel go zna.- powiedziała i pociągnęła mnie za rękę do niego.
-Cześć Daniel.- powiedziała Lucy uśmiechając się szeroko.
-Cześć.- powiedział.
-Znasz może tego kolesia co stoi na miejscu DJ?- spytała Lucy pokazując na niego głową.
-No,tak. To mój kuzyn William.- powiedział.
-Twój kuzyn?- spytałam zdziwiona.
-A co? Myślałaś, że nie mam rodziny?- zaśmiał się.
-Em..no nie wiem. A ile ma lat?
-21. A co zainteresowana?- uśmiechnął się szeroko.
-Kretyn.-prychnęłam i odeszłam. Lucy poszła za mną.
-Coś nudno na tej imprezie.- powiedziałam.
-To dopiero się rozkręca.- powiedziała Lucy z tajemniczym uśmiechem. Spojrzałam na nią zdziwiona.
-Widzę, że wszyscy już jesteście, więc witam was serdecznie! Na rozpoczęcie imprezy mam propozycję gry! Tak, żeby się rozkręcić!- krzyczał Daniel do mikrofonu. -Niech wszyscy wezmą swoje drinki i usiądą w kółku. Ale wszyscy bez wyjątku muszą mieć alkohol.- powiedział puszczając oczko nie wiadomo do kogo. Spojrzałam na Lucy.
-Nikt się nie dowie, że go nie masz.- pocieszyła mnie i pociągnęła za rękę w stronę okręgu. Ethan też tam usiadł zaciągnięty siłą przez Jamie'go i Amandę z mojej klasy. Spojrzałam w stronę stanowiska DJ. Daniel szeptał coś do Williama, a ten uśmiechał się do niego. Obydwaj zeszli ze stanowiska i usiedli w kręgu. Daniel pomiędzy Lucy a Tonym, a William pomiędzy mną i Jonathanem. Chłopak miał na sobie czarne dżinsy, biały T-shirt z dekoltem w kształcie litery "V" i czarną bluzę z białymi zamkami. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Odwróciłam się zarumieniona. William właśnie zobaczył jak się w niego wpatruję.
-Dobra, więc zagramy w "Nigdy, przenigdy".- powiedział Daniel.
-Czy wszyscy znają zasady?- dodał William. Och, jego głos...
-Tak!- wszyscy zaczęli się przez siebie przekrzykiwać.
-Okej! Spokój! To zaczniemy od Dakoty!- krzyknął. Dakota uniosła swój kubek i zaczęła.
-Nigdy, przenigdy nie uprawiałam seksu.- powiedziała. Większa ilość naszej klasy wzięła łyka swojego napoju, co znaczyło, że oni mają to już za sobą. Ja oczywiście nie napiłam się, ponieważ moim zdaniem tego nie można zaliczyć do tej kategorii. Później Augustus, Lidia, Jack, Ben.
-Nigdy, przenigdy nie zakochałam się w nauczycielu.- powiedziała Jessie. Spojrzałam na Amandę, która uniosła swój kubek do usta spoglądając wymownie na Ethana. Potajemnie również napiłam się swojego napoju. Dalej były już pytania o tej samej tematyce typu: Nigdy, przenigdy nie kochałam się w łazience, nigdy, przenigdy nie całowałam dziewczyny, nigdy, przenigdy nie całowałem chłopaka. Aż w końcu naszła moja kolej. Myślałam przez chwilę co powiedzieć.
-Nigdy, przenigdy....nie dostałam jedynki.- wzruszyłam ramionami. Nie wiedziałam co powiedzieć. Jak się spodziewałam większość naszej klasy podniosła kubki do ust. Tak. Moja klasa to nieuki.
-Nigdy, przenigdy nie zakochałem się w osobie młodszej od siebie.- powiedział William. Chłopcy podnieśli swoje kubki do ust - łącznie z Ethanem- ale żadna dziewczyna nie popiła swojego drinka.
-Czyli wszyscy już byli?- spytał już lekko podpity Daniel klaszcząc w dłonie. Potwierdziliśmy skinieniem głowy.
-Dobra to teraz zagramy w dmuchaj i ssij!- krzyknął uśmiechnięty William. On też był już lekko podbity. Gdy siedział kołysał się lekko. Jego oczy były pół przymknięte, a usta cały czas były w uśmiechu. Gra "dmuchaj i ssij" polega na tym, że trzeba utrzymać karteczkę pomiędzy ustami. Na przykład, powiedzmy, że ja mam karteczkę to muszę ją ssać, żeby podać ją dalej. Przez tą karteczkę stykam się ustami z inną osobą i muszę dmuchać, a ona ssać,żeby odebrać karteczkę i podać dalej. Jeżeli karteczka upadnie na ziemię to wtedy osoba, która podawała tą karteczkę musi pocałować osobę, która jej nie oderwała. Proste.
Wszyscy zerwali się z ziemi. Na siedzącą było by nie wygodnie, więc wszyscy stali. Zaczęło się od Amandy, która podawała karteczkę Ethanowi. Pewnie musiała być wniebowzięta. Obserwowałam tok wydarzeń. Ethan podawał karteczkę Lidii, ona Benowi, on Augustusowi, Ben, Jack, Katarina, Sue, Patrick, Jamie, Lucy. Lu musiała podać mi, ponieważ stała obok mnie. Przyłożyła karteczkę do moich usta, a ja ją utrzymałam na nich. Lucy zaśmiała się, aja odwróciłam się do Williama, który był obok mnie. Przyłożyłam karteczkę do jego warg. Wyczułam przez nią, że są miękkie i ciepłe. Gdy wyczułam, że William opanował kawałek karteczki odsunęłam usta, ale karteczka upadła na ziemię. Spojrzałam zdziwiona na bruneta,a on uśmiechał się szeroko. Usłyszałam jak wszyscy naokoło mówią "uuu", albo "gorzko,gorzko".
-No Kat dajesz. Musisz pocałować Williama.- usłyszałam Daniela....
poniedziałek, 10 listopada 2014
Katnis #25
Z chusteczką, ocierając oczy wyszłam z łazienki. Zeszłam na dół i ruszyłam do stołówki, aby tam spotkać się z Tony'm, Jamie'm i niestety z Lucy... Przyłożyłam ręce do oczu i na chwilę przystanęłam, aby ochłonąć. W tej chwili poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Odwróciłam się energicznie. Za mną stał Jonathan.
-O, cześć.- powiedziałam uśmiechając się.
-Cześć. Płakałaś?- spytał przyglądając mi się intensywnie.
-Nie.. mam po prostu uczulenie.- powiedziałam.
-Och, okej. Lucy cię szukała.- powiedział.
-Naprawdę? A dlaczego?- zdziwiłam się.
-Nie wiem.- wzruszył ramionami. Spojrzał za mnie i po chwili pokazał na coś palcem. -O! Tam jest.- powiedział. Odwróciłam się i zobaczyłam na kogo pokazuje. Na Lucy. Szła szybkim krokiem w naszą stronę.
-To ja pójdę. Do zobaczenia później Katnis i udanej rozmowy.- powiedział i odszedł. Trochę dziwny zdaję się Jonathan, ale cóż. Odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę szafek. Nie chciałam z nią rozmawiać. Nie po tym co mi powiedziała.
-Kat! Poczekaj!- krzyknęła. Przystanęłam. Odwróciłam się do niej i spiorunowałam ją zwrokiem.
-Co chcesz?- warknęłam.
-No bo.. ja...ja...chciałam przeprosić.- szepnęła.
-Och? Naprawdę? To po co to mówiłaś? Nie mówi się czegoś i tak od razu sie nie przeprasza i nie liczy się na wybaczenie.- syknęłam mrużąc oczy.
-Ale Katnis.. posłuchaj...- szepnęła łamiącym się głosem. Zauważyłam, że coś jest nie tak.
-Lu wszystko w porządku?- spytałam nagle bardzo troskliwie.
-Nie. Chodź ze mną na chwilę.- powiedziała i złapał manie za dłoń. Weszliśmy pomiędzy szafki. Lucy obejrzała się czy ktoś nie idzie i zaczęła mówić:
-Nie chcę, żebyś się cięła. Nie żebym miała prawo ci czegoś zakazywać, bo masz wolną wolę, ale proszę cię abyś się nie cięła. Nie chcę cię stracić.- powiedziała kurczowo ściskając mój nadgarstek.
-Lucy, ale o co chodzi?- spytałam marszcząc brwi. Rozumiem, że ktoś może nie tolerować tego, że się tnę, ale Lucy chodzi o coś innego.
-Okej. powiem ci coś, ale obiecaj mi, że nikomu tego nie powtórzysz, okej?
-Dobrze, buzia na kłódkę.- powiedziałam.
-Dobra.. no bo kiedyś miałam starszą do siebie siostrę..
-Co?!- krzyknęłam przerywając jej. Nigdy nie miałam informacji na temat, że Lu miała starszą siostrę!
-Nie przerywaj mi.- powiedziała.- No i miałam siostrę. Gdy miałam trzynaście lat weszłam do niej do pokoju, bo chciałam pożyczyć książkę. Ale wtedy zobaczyłam, że leży na łóżku, a na około jest pełno krwi. Jej oczy były otwarte, a ręka bezwładnie zwisała z krańca łóżka. Na podłodze leżała zakrwawiona żyletka. Nie wiedziałam co zrobić. Byłam jeszcze dzieckiem i nie wiedziałam jak to zrobiła. Pełno ran na nadgarstkach, udach.. ugh nie ciekawy widok. Ale w każdym bądź razie. Podeszłam do niej i dotknęłam policzka. Jej całe ciało było zimne, usta sine tak jak końce palców. Zaczęłam nią szarpać i krzyczeć, żeby się obudziła i nie robiła sobie żartów, bo to wcale nie jest śmieszne. Myślałam, że może to jej strój na Halloween - bo akurat tego dnia to się stało- ale ona nie odpowiedziała. Zawołałam mamę. Przybiegła natychmiast. Gdy zobaczyła ciało Kathlyn, zaniemówiła. Zaczęła krzyczeć i płakać, obwiniać siebie, że to jej wina, że niczego nie zauważyła. Jej ciało wywieźli, a mama nie chciała wchodzić do jej pokoju, więc ja musiałam to uprzątnąć. Znalazłam mnóstwo żyletek, zakrwawionych bandaży, depresyjnych cytatów. Postanowiłam, że ja nigdy tego nie zrobię choćby nie wiem co. A niedługo potem zmarł mój ojciec w wypadku samochodowym.- powiedziała a ostatnie zdanie wyszeptała. Spojrzałam na nią a w moich oczach zebrały się łzy. Nie wiedziałam co powiedzieć.
-Lu...
-Nie mów nic, Katnis. Po prostu obiecaj. Obiecaj, że mnie nie opuścisz.- powiedziała patrząc na mnie.
-Obiecuję.- szepnęłam. Dziewczyna podeszła do mnie i mocno przytuliła. Poczułam ciepłą łzę na karku.
-Hej, nie płacz.- powiedziałam uśmiechając się. Otarła łzy i uśmiechnęła się do mnie. Po chwili jednak uśmiech jej opadł.
- A to co mówiłaś na lekcji to prawda?-spytała.
-Co?- zmarszczyłam brwi. Dużo powiedziałam na lekcji. Za dużo..
-No to, że jesteś w ciąży, ze swoim...ojcem.- powiedziała.
-Tak, to prawda.- odparłam posępnie.
-Katnis, tak mi przy..
-Nie dokańczaj, Lu.- uniosłam dłoń. -To nie twoja wina, więc nie wiem dlaczego to mówisz.
-Taki zwyczaj.- wzruszyła ramionami.
-Denerwujące trochę, gdy ktoś nic nie zrobił, a mówi, że mu przykro.- westchnęłam.
-Może trochę.- zaśmiała się.
-Idziemy do stołówki?- spytałam.
-Tak, jasne.- powiedziała i zaczęłyśmy iść przed siebie.
-Ale jeszcze jedno. Nikomu nie mówimy to czego się dowiedzieliśmy, okej?- spytałam.
-Oczywiście! - potwierdziła. Uśmiechnęłam się do niej i teraz już na spokojnie ruszyliśmy do stołówki. Weszłyśmy do pomieszczeni i od razu zauważyłyśmy Jamie'go i Tony'ego. Podeszłyśmy do nich i zajęliśmy miejsca obok.
-Cześć.- powiedziałam.
-Katnis! Ty żyjesz!- wykrzyknął zdziwiony Tony.
-Nie. Mylisz się. To tylko moja zagubiona dusza, która nie może znaleźć do piekła.- zaśmiałam się.
-Chyba do piekła.- mruknął Jamie.
-Ej! Ja jestem grzeczną dziewczynką!- krzyknęłam oburzona.
-A ja wolę niegrzeczne dziewczynki.- mruknął i wymownie spojrzał na Lucy, a ona spłonęła rumieńcem. Zaczęłam się śmiać. Lu spojrzała na mnie i spiorunowała mnie wzrokiem. Na chwilę się powstrzymałam, ale po chwili znowu wybuchnęłam głośnym śmiechem.
-Nie śmiej się!- burknęła ciemnowłosa dziewczyna.
-Oj nie marudź.- rzucił Tony.
-Lucy na co się przebierasz na ten bal w piątek?- spytałam.
-Jaki bal w piątek?- spytali jednocześnie Jamie i Tony.
-Nie ważne. Tylko dla naszej klasy.- wytknęłam im język.
-Hmm.. właśnie nie wiem.- powiedziała drapiąc się po głowie.
-To może chcesz iść dziś po szkole na zakupy?- spytałam z uśmiechem. Długo nie byłam na typowych, dziewczęcych zakupach.
-Jasne! Świetny pomysł!- wykrzyknęła szczęśliwa Lucy.
-Dobra, to do zobaczenia później. Ja spadam.- powiedziałam i wstałam z ławki. Przerzuciłam z powrotem torbę przez ramię i wyszłam z stołówki i ruszyłam pod klasę od matematyki. Prawdopodobnie mamy dziś kartkówę, więc wolałam sobie wszystko powtórzyć, żeby nie dostać pały. Usiadłam pod klasą i oparłam się o ścianę. Z torby wyjęłam podręcznik do matematyki i zaczęłam powtarzać materiał.
***
-Jak ci poszedł sprawdzian?- spytałam Lucy, wychodząc z klasy.
-Myślę, że nie najgorzej.- powiedziała.
-Mi chyba też. Jaką teraz mamy lekcje?
-Teraz mamy biologię.A później do domu.
-Nie. Do centrum handlowego.-pisnęłam.
-No dobra.- zaśmiała się.
-Tylko jak będziemy szły to wejdę do domu po pieniądze i będziemy mogli pójść na zakupy.- uśmiechnęłam się.
-Świetnie. To ja pójdę do siebie i spotkamy się przed twoim mieszkaniem.
-Dobra. Pasuje mi. Jezu! Jak się cieszę! Długo nie byłam na prawdziwych dziewczęcych, zakupach.- zachichotałam.
-Ja też, więc piątka.- zaśmiała się i przybiła ze mną piątkę.
***
-Wiesz co muszę ci powiedzieć, że dziewczyny szybko zmieniają humory.- powiedziała Lucy, gdy przeskakiwałyśmy kałuże.
-Tak? Po czym to wnioskujesz?- spytałam.
-No na przykład weź sobie pod uwagę nas. Jeszcze niedawno płakałyśmy i byłyśmy smutne, a teraz jesteśmy podekscytowane, bo idziemy na zakupy.- powiedziała.
-No cóż. Kobieta zmienną jest. A tym bardziej w ciąży.- powiedziałam. Nie wiedziałam, że tak lekko będę o tym wspominać.
-Coś w tym jest.- zaśmiała się.
-Bo ja mam zawsze rację! Dobra to tu się rozstaniemy. Do zobaczenia za chwilę.- powiedziałam i pocałowałam ją w policzek. Ruszyłam w stronę swojego mieszkania. Ethan kończył później, więc musiałam z torby wygrzebać klucz.Znalazłam go w kieszonce, gdzie miałam telefon i piórnik. Złapałam go w dłonie i włożyłam do dziurki na klucze i przekręciłam go. Nacisnęłam na klamkę i weszłam do mieszkania. Wbiegłam na schody i poszłam na górę. Weszłam do swojego pokoju i spod łóżka wyjęłam walizkę (tak, cały czas się tam znajdowała). Otworzyłam małą kieszonkę i wyjęłam z niej metalową skrzyneczkę zamykaną na kłódkę. Obok niej zamocowany był kluczyk. Odczepiłam go i otworzyłam kłódkę. Moim oczom ukazały się pieniądze. Dużo pieniędzy. Wzięłam wystarczająco i schowałam pudełko z powrotem. Zeszłam na dół, aby zajrzeć do lodówki czy tam też nie przydadzą się zakupy. Otworzyłm ją. Mango, jogurt naturalny i ser. Duże zapasy. Zamknęłam drzwiczki i wyszłam z domu. Czekała już tam Lu.
-Co tak szybko?- spytałam marszcząc brwi.
-Skoczyłam do domu, wzięłam pieniądze i przybiegłam. Da się to zrobić w pięć minut.- uśmiechnęła się szeroko.
-No to idziemy na zakupy!- pisnęłam .
-Tak!- potwierdziła Lucy.
***
-Nie no Lucy! Ja rezygnuję!- krzyknęłam rzucając spódniczkę na ziemi w przebieralni.
-O co ci chodzi?- spytałam wsuwając głowę przez zasłonę.
-Nie przebiorę się za dziwkę.- spiorunowałam ją wzrokiem. Dziewczyna po raz kolejny przyniosła mi koszulkę z głębokim dekoltem i spódniczkę, ledwo sięgającą ud.
-Oj,ale to nie dziwka. Tak się wszyscy przebierając.- wzruszyła ramionami.
-Gdybyś nie zauważyła ja nie jestem wszyscy!
-Oj już dawno to zauważyłam.- mruknęła.
-Lepiej podsuń mi pomysł za co mam się przebrać.- powiedziałam zrezygnowana.
-Przebierz się za księżniczkę!- krzyknęła nagle ożywiona.
-Nie sądzisz, że to oklepany temat?- zmarszczyłam brwi.
-W przedszkolu tak, ale nie w szkołach wyższych.- uśmiechnęła się szeroko. - Dziewczyny teraz już przebierają się za kocice i diabełki, bo to wygląda seksownie!- pisnęła udając typowe nastolatki. Zaczęłam się śmiać.
-Dobra. Chodź do Beutiful Dram World. Tam widziałam bajkowe suknie!- krzyknęłam i pociągnęłam ją za nadgarstek.
-Weź się może najpierw ubierz.- zaczęła się śmiać. Zrobiłam się cała czerwona na myśl, że wybiegłabym stąd na samych majtkach. Nasunęłam na siebie spodnie i resztę ubioru.
-Dobra. Jestem ubrana.- zaśmiałam się. Razem z Lu wyszłyśmy z "Sexy Women" (i co się dziwić, że ubrania takie skąpe, a drogie jak cholera) i ruszyłyśmy do postanowionego miejsca. Weszłyśmy do środka i od razu uderzył nas zapach jak w fabryce cukierków. Razem z Lucy spojrzałyśmy na siebie i uśmiechnęłyśmy się szeroko. Ten sklep przypominał mi moje dzieciństwo. Różowe ściany pokkryte różnymi, bajkowymi cytatami. Na jednej z różowych ścian był wielki, czarny napis "DREAM"
napisany pięknym pismem. Ktoś to chyba malował ręcznie. Przebieralnie miały fioletowe zasłony, a wszystkie suknie, halki, gorsety były powieszone na wieszakach a pończochy, spinki, wstążki i opaski były powkładane w szufladki obok lady. Razem z Lucy rzuciłyśmy się na suknie. Przeglądałam wszystkie po kolei, ale nie mogłam żadnej dla siebie znaleźć. Zrezygnowana już chciałam wychodzić, gdy zauważyłam pewien materiał który wspaniale się zapowiadał. Podbiegłam do tego miejsca i zdjęłam suknie z wieszaka. Spojrzałam na nią a usta opadły mi ze szczęścia. W rękach trzymałam piękną zieloną suknie, z srebrnym pasie w kształcie "V", zawieszonym na biodrach. Jej rękawy były szerokie, podbite srebrną tkaniną. Uśmiechnęłam się i zawołałam Lu.
-Tak?- spytała wpatrując się w ekran komórki.
-Patrz!- pisnęłam. Dziewczyna uniosła wzrok i rozszerzyła ze zdziwienia oczy.
-Jaka ładna.- powiedziała łapiąc materiał w palce.
-No wiem! Idę ja przymierzyć. Ale potrzebuję jeszcze halkę, gorset i pończochy.- powiedziałam podekscytowana. Podbiegłam do wieszaka z, której wzięłam liliową halkę. Następnie podbiegłam po gorset. Większość ich było białych, więc taki też wzięłam,a następnie z półeczki złapałam czarne pończochy. Poszłam do przebieralni i zaczęłam się rozbierać. Ubrałam na siebie halkę, następnie pończochy. Potem gorset, ale nie dałam rady go zawiązać, więc, zawołałam Lucy.
-Tak?- spytała.
-Zawiązałabyś mi gorset?- spytałam.
-Jasne. Oprzyj się dłońmi o coś.- powiedziała. Oparłam się dłońmi o ścianę, a Lucy mocno pociągnęła za sznurki.
-Lu!- krzyknęłam.
-Przepraszam, przepraszam. - powiedziała. - Już.- powiedziała i odsunęła się.
-Dzięki. A teraz możesz wyjść.- powiedziałam. Dziewczyna wyszła a ja złapałam w ręce sukienkę i ubrałam ją. Wyszłam z przebieralni przed, którą stała Lucy.
-I jak?- spytałam
-Świetnie! Wyglądasz w tym seksownie, a zarazem jak grzeczna dziewczynka.- zaśmiała się.
-Dzięki? Chyba.- zaczęłam się śmiać. -To kupić to?- spytałam.
-Tak! Rozbieraj się i idź za to zapłać!- krzyknęła. Weszłam do przebieralni i ubrałam się w swoje poprzednie ubrania. Podeszłam do lady.
-Dzień dobry.Chciałam zapłacić.- powiedziałam kładąc jej towary na ladzie.
-Dzięń dobry. Już.- uśmiechnęła się ciepło. Była to młoda kobieta z blond lokami, sięgającymi ramion. Zaczęła przesuwać ubrania pod skanerem, który wydawał odgłos "PIK" kiedy coś namierzył. Po chwili wszystko było gotowe. Ekspedientka spojrzała na kasę i uśmiechnęła się do mnie.
-354 funty prosze.- powiedziała. Zajrzałam do torby i wydobyłam z niej portfel. Wyjęłam odliczone pieniądze i podałam kobiecie.
-Dziękuję bardzo.- uśmiechnęłam się do niej i odeszłam. Wyszłyśmy razem z Lu i udałyśmy się jeszcze do Duglasa, aby spojrzeć na perfumy. Od intensywnych zapachów od razu zakręciło mi się w głowie. Przeszliśmy między regały i zaczęłyśmy oglądac perfumy.
-Dobra. Zamknij oczy.- powiedziała odwracając się do mnie.
-Czemu?- spytałam marszcząc brwi.
-Pokażę Ci dwa perfumy, a ty powiesz, który lepszy.- stwierdziła. Zamknęłam oczy i czekałam. Usłyszałam psiknięcie i po chwili do moich nozdrzy wdarł się słodki zapach. Nie potrafię konkretnie określić. Jakieś owoce czy coś. Zapach stał się mniej intensywny a ja usłyszałam drugie psikniecie, i poczułam drugi zapach. Tym razem było to konkretne przeciwieństwo. Zapach sam w sobie był gorzki i nie potrafiłam okreslić jaki jest jego skład.
-I jak?- spytała.
-Zdecydowanie ten pierwszy. Ma słodszy zapach i bardziej pasuje do dziewczyny.- odpowiedziałam otwierając oczy.
-Okej. Teraz część wizualna.- powiedziała. Zaśmiałam się. Dziewczyna wyjęła dwie buteleczki z pudełeczek i pokazała mi je zasłaniając nazwy. Pierwsza buteleczka była różowa i okrągła o zaostrzonych krańcach. Trochę jak jakiś drogi kamień. Za korek miała koronę z różowym, delikatnym materiałem. Jednym słowem była bardzo dziewczęca. Natomiast druga była szara. Była prostokątna, bez żadnych innych dodatków. Za korek miała zwykły, najzwyczajniejszy, korek na świecie.
-Wizualny sprawdzian wygrywa ten perfum.- pokazałam palcem na pierwszy i miałam nadzieję, że to ten o słodkim zapachu, ponieważ bardzo mi się spodoba.
-A więc ten perfum wygrywa 2:0.- powiedziała chowając szary do pudełeczka.
-Co to za perfum?- spytałam.
-Our Moment. Wiesz tego sławnego boysbandu One Direction.- powiedziała.
-Ach, tak. Kojarzę.- powiedziałam biorąc buteleczkę do rąk.
-Nie. Właśnie jest stosunkowo tani.
-Okej. To biorę go.- powiedziałam i wzięłam zapakowane pudełeczko,a następnie ruszyłam z nim do kasy. Zapłaciłam i wyszłam. Lucy wybiegła za mną. Wyjęłam telefon z torby i spojrzałam na czas. 18:04.
-Chyba trzeba wracać do domu.- powiedziałam tym razem chowając komórkę do tylnej kieszeni spodni.
-No, masz rację. Po za tym mama kazała mi o 18:30 zająć się szczeniakami i małpą, więc pa.- powiedziała i pocałowała mój policzek.
-No do jutra.- powiedziałam uśmiechając się. Dziewczyna odeszła, a ja poszłam jeszcze do sklepu spożywczego.
***
Jedną reką wyjęłam klucz z torby, gdy drugą trzymałam wszystkie zakupy. W ogóle byłam zdziwiona, że mi się to udało. Włożyłam klucz do zamka i spróbowałam go przekręcić, ale mi się nie udało. Nacisnęłam na klamkę i ona spokojnie ustąpiła, otwierając mi drzwi. Zdziwiona weszłam do środka. Byłam pewna, że Ethana nie ma w domu. No cóż nie powinno go być. Zamknęłam drzwi kopniakiem i weszłam na przedpokój. Położyłam tam wszystkie zakupy i zaczęłam się rozbierać, gdy z salonu dobiegł mnie dziewczęcy chichot. Zdziwiona zdjęłam buty i weszłam do salonu. Na kanapie siedział Ethan, a obok niego kobieta. Na moje oko miała jakieś około 22 lata. Miała ciemne blond włosy, które w falach opadały na ramiona. Ale nie wyglądały na naturalnie kręcone. Jej sylwetka byłą szczupła, a nogi długie. Miała na sobie czarną bluzkę okrywającą ramiona, jasne dżinsy i czarne szpilki na nogach. Z twarzy była stosunkowo ładna. Ale miała dość makijażu. Usta były pomalowane czerwoną szminką i obwiedzione brązową kredka, rzęsy miała pomalowane tuszem, a nad nimi kreskę zrobioną czarnym eyelinerem. No i jeszcze do tego pomalowane na czarno (no kto by się spodziewał) powieki. Ogólnie w jej ubiorze i makijażu bardzo dużo było czarnego. nagle Ethan zwrócił na mnie swoją uwagę. Jego twarz naraz wyrażała wiele emocji. Tak jakby, myślał,że wrócę wcześniej, zażenowanie, wstyd...
-Katnis?- spytał.
-Nie. Duch.- odpowiedziałam. Trochę zbyt ostro. Kobieta, która siedziała obok Ethana spojrzała na mnie. Mogłaby być naprawdę śliczna, gdyby nie tona makijażu.
-Och, kto to jest?- spytała zwracając się do Ethana.
-Ehm.. no.. um...to..- och nagle zapomniał jak się nazywam? Przed chwilą przeciez to wypowiedział.
-Katnis jestem.- powiedziałam uśmiechając się sztucznie.
-Dziwne imię.-zmarszczyła brwi. Nie no zabijcie mnie. Ethan nie pamięta mojego imienia, a ona uważa, że jest ono dziwne! Przecież mogłabym nazywać się kunegunda albo Obelhilda. Nie, to by na pewno nie było dziwne.
-Em...no tak. Liliana to Katnis. Katnis to Liliana. Moja dziewczyna.- powiedział patrząc na mnie, jakby przepraszająco. Nie wiem co bardziej mnie zabolało. To, że ona tu siedzi, czy to, że on ma dziewczynę. Cóż. Wiecie, te problemy nastolatek!
-Miło poznać.- mruknęłam wkładając dłonie do tylnych kieszeni spodni.
-No tak! Chodzimy ze sobą od dwóch miesięcy i planujemy się pobrać! Będzie świetnie! No, a poznaliśmy się tak, że byłam kiedyś w sklepie i wpadłam tam własnie Na Ethana. Umówiliśmy się ze sobą na kawę, ale wyszło na tym, że wylądowałam u Ethana, no i wtedy....- chichotała, a mnie zaczął jej piskliwy głosik irytować. Jak Ethan może się spotykać z taka tapeciarą?! Nie żebym oceniała, osobę po okładce, ale ona mnie po prostu denerwuje!
-Tylko nie zaczynaj mi opowiadać o twoich doznaniach seksualnych z Ethanem.- warknęłam mrużąc oczy. Ethan zakrztusił się piciem, a Liliana spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami. Zaczęłam się z nich śmiać. Nie wiedziałam, że te słowa tak na nich wpłynie.
-Nie, Katnis to nie tak jak myślisz...- zaczął, a ja zdziwiłam się, że nie zaczął na mnie krzyczeć. Natomiast Liliana odwróciła się do Ethana i kładąc dłonie na jego policzkach, pocałowała go gorąco, jakby chciała mi coś pokazać. Wytknęłam język w geście obrzydzenia. Odsunęła się od Ethana uśmiechając się zadziornie, a Ethan siedział zszokowany.
-Li...Liliana?
-Och nie udawaj głupiego.- zachichotała blondynka. Ethan uśmiechnął się do niej delikatnie. Jęknęłam cicho. On się nie może do niej tak uśmiechać! Nie do niej! Poczułam gorąco pod powiekami. Zamknęłam na chwilę oczy i odetchnęłam głęboko.
-Katnis co ci jest?- spytał Ethan.
-Nic. Pójdę do siebie. Na przedpokoju masz jedzenie. Nie zapomnij pochować.- powiedziałam cicho i wyszłam z pokoju. Wzięłam swoje rzeczy i weszłam na schody.
-Co jej jest? Ty chyba znasz się na dziewczynach co?- usłyszałam Ethana.
- Nie wiem co jej jest Ethan. To po prostu trudna nastolatka Ethan. Nie przejmuj się nią.- powiedziałam i usłyszałam odgłos mlaskania. Fuj. Weszłam do pokoju i położyłam się na łóżko. Naciągnęłam na siebie koc i przytuliłam do siebie poduszkę. Moja szansa przepadła. Nie ma już po co walczyć. Cóż pozostaje mi zaprzyjaźnić się z rówieśnikami.
_________________________________________________________________________________
I oto jest!x Dziękuję Patrycji za podsunięcie pomysłu na temat rodziny Lucy :)) Nie będę sie dzisiaj rozpisywała bo nie mam siły, ale życzę miłego czytania ;3 No to Ahoj, czytelnicy x
-O, cześć.- powiedziałam uśmiechając się.
-Cześć. Płakałaś?- spytał przyglądając mi się intensywnie.
-Nie.. mam po prostu uczulenie.- powiedziałam.
-Och, okej. Lucy cię szukała.- powiedział.
-Naprawdę? A dlaczego?- zdziwiłam się.
-Nie wiem.- wzruszył ramionami. Spojrzał za mnie i po chwili pokazał na coś palcem. -O! Tam jest.- powiedział. Odwróciłam się i zobaczyłam na kogo pokazuje. Na Lucy. Szła szybkim krokiem w naszą stronę.
-To ja pójdę. Do zobaczenia później Katnis i udanej rozmowy.- powiedział i odszedł. Trochę dziwny zdaję się Jonathan, ale cóż. Odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę szafek. Nie chciałam z nią rozmawiać. Nie po tym co mi powiedziała.
-Kat! Poczekaj!- krzyknęła. Przystanęłam. Odwróciłam się do niej i spiorunowałam ją zwrokiem.
-Co chcesz?- warknęłam.
-No bo.. ja...ja...chciałam przeprosić.- szepnęła.
-Och? Naprawdę? To po co to mówiłaś? Nie mówi się czegoś i tak od razu sie nie przeprasza i nie liczy się na wybaczenie.- syknęłam mrużąc oczy.
-Ale Katnis.. posłuchaj...- szepnęła łamiącym się głosem. Zauważyłam, że coś jest nie tak.
-Lu wszystko w porządku?- spytałam nagle bardzo troskliwie.
-Nie. Chodź ze mną na chwilę.- powiedziała i złapał manie za dłoń. Weszliśmy pomiędzy szafki. Lucy obejrzała się czy ktoś nie idzie i zaczęła mówić:
-Nie chcę, żebyś się cięła. Nie żebym miała prawo ci czegoś zakazywać, bo masz wolną wolę, ale proszę cię abyś się nie cięła. Nie chcę cię stracić.- powiedziała kurczowo ściskając mój nadgarstek.
-Lucy, ale o co chodzi?- spytałam marszcząc brwi. Rozumiem, że ktoś może nie tolerować tego, że się tnę, ale Lucy chodzi o coś innego.
-Okej. powiem ci coś, ale obiecaj mi, że nikomu tego nie powtórzysz, okej?
-Dobrze, buzia na kłódkę.- powiedziałam.
-Dobra.. no bo kiedyś miałam starszą do siebie siostrę..
-Co?!- krzyknęłam przerywając jej. Nigdy nie miałam informacji na temat, że Lu miała starszą siostrę!
-Nie przerywaj mi.- powiedziała.- No i miałam siostrę. Gdy miałam trzynaście lat weszłam do niej do pokoju, bo chciałam pożyczyć książkę. Ale wtedy zobaczyłam, że leży na łóżku, a na około jest pełno krwi. Jej oczy były otwarte, a ręka bezwładnie zwisała z krańca łóżka. Na podłodze leżała zakrwawiona żyletka. Nie wiedziałam co zrobić. Byłam jeszcze dzieckiem i nie wiedziałam jak to zrobiła. Pełno ran na nadgarstkach, udach.. ugh nie ciekawy widok. Ale w każdym bądź razie. Podeszłam do niej i dotknęłam policzka. Jej całe ciało było zimne, usta sine tak jak końce palców. Zaczęłam nią szarpać i krzyczeć, żeby się obudziła i nie robiła sobie żartów, bo to wcale nie jest śmieszne. Myślałam, że może to jej strój na Halloween - bo akurat tego dnia to się stało- ale ona nie odpowiedziała. Zawołałam mamę. Przybiegła natychmiast. Gdy zobaczyła ciało Kathlyn, zaniemówiła. Zaczęła krzyczeć i płakać, obwiniać siebie, że to jej wina, że niczego nie zauważyła. Jej ciało wywieźli, a mama nie chciała wchodzić do jej pokoju, więc ja musiałam to uprzątnąć. Znalazłam mnóstwo żyletek, zakrwawionych bandaży, depresyjnych cytatów. Postanowiłam, że ja nigdy tego nie zrobię choćby nie wiem co. A niedługo potem zmarł mój ojciec w wypadku samochodowym.- powiedziała a ostatnie zdanie wyszeptała. Spojrzałam na nią a w moich oczach zebrały się łzy. Nie wiedziałam co powiedzieć.
-Lu...
-Nie mów nic, Katnis. Po prostu obiecaj. Obiecaj, że mnie nie opuścisz.- powiedziała patrząc na mnie.
-Obiecuję.- szepnęłam. Dziewczyna podeszła do mnie i mocno przytuliła. Poczułam ciepłą łzę na karku.
-Hej, nie płacz.- powiedziałam uśmiechając się. Otarła łzy i uśmiechnęła się do mnie. Po chwili jednak uśmiech jej opadł.
- A to co mówiłaś na lekcji to prawda?-spytała.
-Co?- zmarszczyłam brwi. Dużo powiedziałam na lekcji. Za dużo..
-No to, że jesteś w ciąży, ze swoim...ojcem.- powiedziała.
-Tak, to prawda.- odparłam posępnie.
-Katnis, tak mi przy..
-Nie dokańczaj, Lu.- uniosłam dłoń. -To nie twoja wina, więc nie wiem dlaczego to mówisz.
-Taki zwyczaj.- wzruszyła ramionami.
-Denerwujące trochę, gdy ktoś nic nie zrobił, a mówi, że mu przykro.- westchnęłam.
-Może trochę.- zaśmiała się.
-Idziemy do stołówki?- spytałam.
-Tak, jasne.- powiedziała i zaczęłyśmy iść przed siebie.
-Ale jeszcze jedno. Nikomu nie mówimy to czego się dowiedzieliśmy, okej?- spytałam.
-Oczywiście! - potwierdziła. Uśmiechnęłam się do niej i teraz już na spokojnie ruszyliśmy do stołówki. Weszłyśmy do pomieszczeni i od razu zauważyłyśmy Jamie'go i Tony'ego. Podeszłyśmy do nich i zajęliśmy miejsca obok.
-Cześć.- powiedziałam.
-Katnis! Ty żyjesz!- wykrzyknął zdziwiony Tony.
-Nie. Mylisz się. To tylko moja zagubiona dusza, która nie może znaleźć do piekła.- zaśmiałam się.
-Chyba do piekła.- mruknął Jamie.
-Ej! Ja jestem grzeczną dziewczynką!- krzyknęłam oburzona.
-A ja wolę niegrzeczne dziewczynki.- mruknął i wymownie spojrzał na Lucy, a ona spłonęła rumieńcem. Zaczęłam się śmiać. Lu spojrzała na mnie i spiorunowała mnie wzrokiem. Na chwilę się powstrzymałam, ale po chwili znowu wybuchnęłam głośnym śmiechem.
-Nie śmiej się!- burknęła ciemnowłosa dziewczyna.
-Oj nie marudź.- rzucił Tony.
-Lucy na co się przebierasz na ten bal w piątek?- spytałam.
-Jaki bal w piątek?- spytali jednocześnie Jamie i Tony.
-Nie ważne. Tylko dla naszej klasy.- wytknęłam im język.
-Hmm.. właśnie nie wiem.- powiedziała drapiąc się po głowie.
-To może chcesz iść dziś po szkole na zakupy?- spytałam z uśmiechem. Długo nie byłam na typowych, dziewczęcych zakupach.
-Jasne! Świetny pomysł!- wykrzyknęła szczęśliwa Lucy.
-Dobra, to do zobaczenia później. Ja spadam.- powiedziałam i wstałam z ławki. Przerzuciłam z powrotem torbę przez ramię i wyszłam z stołówki i ruszyłam pod klasę od matematyki. Prawdopodobnie mamy dziś kartkówę, więc wolałam sobie wszystko powtórzyć, żeby nie dostać pały. Usiadłam pod klasą i oparłam się o ścianę. Z torby wyjęłam podręcznik do matematyki i zaczęłam powtarzać materiał.
***
-Jak ci poszedł sprawdzian?- spytałam Lucy, wychodząc z klasy.
-Myślę, że nie najgorzej.- powiedziała.
-Mi chyba też. Jaką teraz mamy lekcje?
-Teraz mamy biologię.A później do domu.
-Nie. Do centrum handlowego.-pisnęłam.
-No dobra.- zaśmiała się.
-Tylko jak będziemy szły to wejdę do domu po pieniądze i będziemy mogli pójść na zakupy.- uśmiechnęłam się.
-Świetnie. To ja pójdę do siebie i spotkamy się przed twoim mieszkaniem.
-Dobra. Pasuje mi. Jezu! Jak się cieszę! Długo nie byłam na prawdziwych dziewczęcych, zakupach.- zachichotałam.
-Ja też, więc piątka.- zaśmiała się i przybiła ze mną piątkę.
***
-Wiesz co muszę ci powiedzieć, że dziewczyny szybko zmieniają humory.- powiedziała Lucy, gdy przeskakiwałyśmy kałuże.
-Tak? Po czym to wnioskujesz?- spytałam.
-No na przykład weź sobie pod uwagę nas. Jeszcze niedawno płakałyśmy i byłyśmy smutne, a teraz jesteśmy podekscytowane, bo idziemy na zakupy.- powiedziała.
-No cóż. Kobieta zmienną jest. A tym bardziej w ciąży.- powiedziałam. Nie wiedziałam, że tak lekko będę o tym wspominać.
-Coś w tym jest.- zaśmiała się.
-Bo ja mam zawsze rację! Dobra to tu się rozstaniemy. Do zobaczenia za chwilę.- powiedziałam i pocałowałam ją w policzek. Ruszyłam w stronę swojego mieszkania. Ethan kończył później, więc musiałam z torby wygrzebać klucz.Znalazłam go w kieszonce, gdzie miałam telefon i piórnik. Złapałam go w dłonie i włożyłam do dziurki na klucze i przekręciłam go. Nacisnęłam na klamkę i weszłam do mieszkania. Wbiegłam na schody i poszłam na górę. Weszłam do swojego pokoju i spod łóżka wyjęłam walizkę (tak, cały czas się tam znajdowała). Otworzyłam małą kieszonkę i wyjęłam z niej metalową skrzyneczkę zamykaną na kłódkę. Obok niej zamocowany był kluczyk. Odczepiłam go i otworzyłam kłódkę. Moim oczom ukazały się pieniądze. Dużo pieniędzy. Wzięłam wystarczająco i schowałam pudełko z powrotem. Zeszłam na dół, aby zajrzeć do lodówki czy tam też nie przydadzą się zakupy. Otworzyłm ją. Mango, jogurt naturalny i ser. Duże zapasy. Zamknęłam drzwiczki i wyszłam z domu. Czekała już tam Lu.
-Co tak szybko?- spytałam marszcząc brwi.
-Skoczyłam do domu, wzięłam pieniądze i przybiegłam. Da się to zrobić w pięć minut.- uśmiechnęła się szeroko.
-No to idziemy na zakupy!- pisnęłam .
-Tak!- potwierdziła Lucy.
***
-Nie no Lucy! Ja rezygnuję!- krzyknęłam rzucając spódniczkę na ziemi w przebieralni.
-O co ci chodzi?- spytałam wsuwając głowę przez zasłonę.
-Nie przebiorę się za dziwkę.- spiorunowałam ją wzrokiem. Dziewczyna po raz kolejny przyniosła mi koszulkę z głębokim dekoltem i spódniczkę, ledwo sięgającą ud.
-Oj,ale to nie dziwka. Tak się wszyscy przebierając.- wzruszyła ramionami.
-Gdybyś nie zauważyła ja nie jestem wszyscy!
-Oj już dawno to zauważyłam.- mruknęła.
-Lepiej podsuń mi pomysł za co mam się przebrać.- powiedziałam zrezygnowana.
-Przebierz się za księżniczkę!- krzyknęła nagle ożywiona.
-Nie sądzisz, że to oklepany temat?- zmarszczyłam brwi.
-W przedszkolu tak, ale nie w szkołach wyższych.- uśmiechnęła się szeroko. - Dziewczyny teraz już przebierają się za kocice i diabełki, bo to wygląda seksownie!- pisnęła udając typowe nastolatki. Zaczęłam się śmiać.
-Dobra. Chodź do Beutiful Dram World. Tam widziałam bajkowe suknie!- krzyknęłam i pociągnęłam ją za nadgarstek.
-Weź się może najpierw ubierz.- zaczęła się śmiać. Zrobiłam się cała czerwona na myśl, że wybiegłabym stąd na samych majtkach. Nasunęłam na siebie spodnie i resztę ubioru.
-Dobra. Jestem ubrana.- zaśmiałam się. Razem z Lu wyszłyśmy z "Sexy Women" (i co się dziwić, że ubrania takie skąpe, a drogie jak cholera) i ruszyłyśmy do postanowionego miejsca. Weszłyśmy do środka i od razu uderzył nas zapach jak w fabryce cukierków. Razem z Lucy spojrzałyśmy na siebie i uśmiechnęłyśmy się szeroko. Ten sklep przypominał mi moje dzieciństwo. Różowe ściany pokkryte różnymi, bajkowymi cytatami. Na jednej z różowych ścian był wielki, czarny napis "DREAM"
napisany pięknym pismem. Ktoś to chyba malował ręcznie. Przebieralnie miały fioletowe zasłony, a wszystkie suknie, halki, gorsety były powieszone na wieszakach a pończochy, spinki, wstążki i opaski były powkładane w szufladki obok lady. Razem z Lucy rzuciłyśmy się na suknie. Przeglądałam wszystkie po kolei, ale nie mogłam żadnej dla siebie znaleźć. Zrezygnowana już chciałam wychodzić, gdy zauważyłam pewien materiał który wspaniale się zapowiadał. Podbiegłam do tego miejsca i zdjęłam suknie z wieszaka. Spojrzałam na nią a usta opadły mi ze szczęścia. W rękach trzymałam piękną zieloną suknie, z srebrnym pasie w kształcie "V", zawieszonym na biodrach. Jej rękawy były szerokie, podbite srebrną tkaniną. Uśmiechnęłam się i zawołałam Lu.
-Tak?- spytała wpatrując się w ekran komórki.
-Patrz!- pisnęłam. Dziewczyna uniosła wzrok i rozszerzyła ze zdziwienia oczy.
-Jaka ładna.- powiedziała łapiąc materiał w palce.
-No wiem! Idę ja przymierzyć. Ale potrzebuję jeszcze halkę, gorset i pończochy.- powiedziałam podekscytowana. Podbiegłam do wieszaka z, której wzięłam liliową halkę. Następnie podbiegłam po gorset. Większość ich było białych, więc taki też wzięłam,a następnie z półeczki złapałam czarne pończochy. Poszłam do przebieralni i zaczęłam się rozbierać. Ubrałam na siebie halkę, następnie pończochy. Potem gorset, ale nie dałam rady go zawiązać, więc, zawołałam Lucy.
-Tak?- spytała.
-Zawiązałabyś mi gorset?- spytałam.
-Jasne. Oprzyj się dłońmi o coś.- powiedziała. Oparłam się dłońmi o ścianę, a Lucy mocno pociągnęła za sznurki.
-Lu!- krzyknęłam.
-Przepraszam, przepraszam. - powiedziała. - Już.- powiedziała i odsunęła się.
-Dzięki. A teraz możesz wyjść.- powiedziałam. Dziewczyna wyszła a ja złapałam w ręce sukienkę i ubrałam ją. Wyszłam z przebieralni przed, którą stała Lucy.
-I jak?- spytałam
-Świetnie! Wyglądasz w tym seksownie, a zarazem jak grzeczna dziewczynka.- zaśmiała się.
-Dzięki? Chyba.- zaczęłam się śmiać. -To kupić to?- spytałam.
-Tak! Rozbieraj się i idź za to zapłać!- krzyknęła. Weszłam do przebieralni i ubrałam się w swoje poprzednie ubrania. Podeszłam do lady.
-Dzień dobry.Chciałam zapłacić.- powiedziałam kładąc jej towary na ladzie.
-Dzięń dobry. Już.- uśmiechnęła się ciepło. Była to młoda kobieta z blond lokami, sięgającymi ramion. Zaczęła przesuwać ubrania pod skanerem, który wydawał odgłos "PIK" kiedy coś namierzył. Po chwili wszystko było gotowe. Ekspedientka spojrzała na kasę i uśmiechnęła się do mnie.
-354 funty prosze.- powiedziała. Zajrzałam do torby i wydobyłam z niej portfel. Wyjęłam odliczone pieniądze i podałam kobiecie.
-Dziękuję bardzo.- uśmiechnęłam się do niej i odeszłam. Wyszłyśmy razem z Lu i udałyśmy się jeszcze do Duglasa, aby spojrzeć na perfumy. Od intensywnych zapachów od razu zakręciło mi się w głowie. Przeszliśmy między regały i zaczęłyśmy oglądac perfumy.
-Dobra. Zamknij oczy.- powiedziała odwracając się do mnie.
-Czemu?- spytałam marszcząc brwi.
-Pokażę Ci dwa perfumy, a ty powiesz, który lepszy.- stwierdziła. Zamknęłam oczy i czekałam. Usłyszałam psiknięcie i po chwili do moich nozdrzy wdarł się słodki zapach. Nie potrafię konkretnie określić. Jakieś owoce czy coś. Zapach stał się mniej intensywny a ja usłyszałam drugie psikniecie, i poczułam drugi zapach. Tym razem było to konkretne przeciwieństwo. Zapach sam w sobie był gorzki i nie potrafiłam okreslić jaki jest jego skład.
-I jak?- spytała.
-Zdecydowanie ten pierwszy. Ma słodszy zapach i bardziej pasuje do dziewczyny.- odpowiedziałam otwierając oczy.
-Okej. Teraz część wizualna.- powiedziała. Zaśmiałam się. Dziewczyna wyjęła dwie buteleczki z pudełeczek i pokazała mi je zasłaniając nazwy. Pierwsza buteleczka była różowa i okrągła o zaostrzonych krańcach. Trochę jak jakiś drogi kamień. Za korek miała koronę z różowym, delikatnym materiałem. Jednym słowem była bardzo dziewczęca. Natomiast druga była szara. Była prostokątna, bez żadnych innych dodatków. Za korek miała zwykły, najzwyczajniejszy, korek na świecie.
-Wizualny sprawdzian wygrywa ten perfum.- pokazałam palcem na pierwszy i miałam nadzieję, że to ten o słodkim zapachu, ponieważ bardzo mi się spodoba.
-A więc ten perfum wygrywa 2:0.- powiedziała chowając szary do pudełeczka.
-Co to za perfum?- spytałam.
-Our Moment. Wiesz tego sławnego boysbandu One Direction.- powiedziała.
-Ach, tak. Kojarzę.- powiedziałam biorąc buteleczkę do rąk.
-Nie. Właśnie jest stosunkowo tani.
-Okej. To biorę go.- powiedziałam i wzięłam zapakowane pudełeczko,a następnie ruszyłam z nim do kasy. Zapłaciłam i wyszłam. Lucy wybiegła za mną. Wyjęłam telefon z torby i spojrzałam na czas. 18:04.
-Chyba trzeba wracać do domu.- powiedziałam tym razem chowając komórkę do tylnej kieszeni spodni.
-No, masz rację. Po za tym mama kazała mi o 18:30 zająć się szczeniakami i małpą, więc pa.- powiedziała i pocałowała mój policzek.
-No do jutra.- powiedziałam uśmiechając się. Dziewczyna odeszła, a ja poszłam jeszcze do sklepu spożywczego.
***
Jedną reką wyjęłam klucz z torby, gdy drugą trzymałam wszystkie zakupy. W ogóle byłam zdziwiona, że mi się to udało. Włożyłam klucz do zamka i spróbowałam go przekręcić, ale mi się nie udało. Nacisnęłam na klamkę i ona spokojnie ustąpiła, otwierając mi drzwi. Zdziwiona weszłam do środka. Byłam pewna, że Ethana nie ma w domu. No cóż nie powinno go być. Zamknęłam drzwi kopniakiem i weszłam na przedpokój. Położyłam tam wszystkie zakupy i zaczęłam się rozbierać, gdy z salonu dobiegł mnie dziewczęcy chichot. Zdziwiona zdjęłam buty i weszłam do salonu. Na kanapie siedział Ethan, a obok niego kobieta. Na moje oko miała jakieś około 22 lata. Miała ciemne blond włosy, które w falach opadały na ramiona. Ale nie wyglądały na naturalnie kręcone. Jej sylwetka byłą szczupła, a nogi długie. Miała na sobie czarną bluzkę okrywającą ramiona, jasne dżinsy i czarne szpilki na nogach. Z twarzy była stosunkowo ładna. Ale miała dość makijażu. Usta były pomalowane czerwoną szminką i obwiedzione brązową kredka, rzęsy miała pomalowane tuszem, a nad nimi kreskę zrobioną czarnym eyelinerem. No i jeszcze do tego pomalowane na czarno (no kto by się spodziewał) powieki. Ogólnie w jej ubiorze i makijażu bardzo dużo było czarnego. nagle Ethan zwrócił na mnie swoją uwagę. Jego twarz naraz wyrażała wiele emocji. Tak jakby, myślał,że wrócę wcześniej, zażenowanie, wstyd...
-Katnis?- spytał.
-Nie. Duch.- odpowiedziałam. Trochę zbyt ostro. Kobieta, która siedziała obok Ethana spojrzała na mnie. Mogłaby być naprawdę śliczna, gdyby nie tona makijażu.
-Och, kto to jest?- spytała zwracając się do Ethana.
-Ehm.. no.. um...to..- och nagle zapomniał jak się nazywam? Przed chwilą przeciez to wypowiedział.
-Katnis jestem.- powiedziałam uśmiechając się sztucznie.
-Dziwne imię.-zmarszczyła brwi. Nie no zabijcie mnie. Ethan nie pamięta mojego imienia, a ona uważa, że jest ono dziwne! Przecież mogłabym nazywać się kunegunda albo Obelhilda. Nie, to by na pewno nie było dziwne.
-Em...no tak. Liliana to Katnis. Katnis to Liliana. Moja dziewczyna.- powiedział patrząc na mnie, jakby przepraszająco. Nie wiem co bardziej mnie zabolało. To, że ona tu siedzi, czy to, że on ma dziewczynę. Cóż. Wiecie, te problemy nastolatek!
-Miło poznać.- mruknęłam wkładając dłonie do tylnych kieszeni spodni.
-No tak! Chodzimy ze sobą od dwóch miesięcy i planujemy się pobrać! Będzie świetnie! No, a poznaliśmy się tak, że byłam kiedyś w sklepie i wpadłam tam własnie Na Ethana. Umówiliśmy się ze sobą na kawę, ale wyszło na tym, że wylądowałam u Ethana, no i wtedy....- chichotała, a mnie zaczął jej piskliwy głosik irytować. Jak Ethan może się spotykać z taka tapeciarą?! Nie żebym oceniała, osobę po okładce, ale ona mnie po prostu denerwuje!
-Tylko nie zaczynaj mi opowiadać o twoich doznaniach seksualnych z Ethanem.- warknęłam mrużąc oczy. Ethan zakrztusił się piciem, a Liliana spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami. Zaczęłam się z nich śmiać. Nie wiedziałam, że te słowa tak na nich wpłynie.
-Nie, Katnis to nie tak jak myślisz...- zaczął, a ja zdziwiłam się, że nie zaczął na mnie krzyczeć. Natomiast Liliana odwróciła się do Ethana i kładąc dłonie na jego policzkach, pocałowała go gorąco, jakby chciała mi coś pokazać. Wytknęłam język w geście obrzydzenia. Odsunęła się od Ethana uśmiechając się zadziornie, a Ethan siedział zszokowany.
-Li...Liliana?
-Och nie udawaj głupiego.- zachichotała blondynka. Ethan uśmiechnął się do niej delikatnie. Jęknęłam cicho. On się nie może do niej tak uśmiechać! Nie do niej! Poczułam gorąco pod powiekami. Zamknęłam na chwilę oczy i odetchnęłam głęboko.
-Katnis co ci jest?- spytał Ethan.
-Nic. Pójdę do siebie. Na przedpokoju masz jedzenie. Nie zapomnij pochować.- powiedziałam cicho i wyszłam z pokoju. Wzięłam swoje rzeczy i weszłam na schody.
-Co jej jest? Ty chyba znasz się na dziewczynach co?- usłyszałam Ethana.
- Nie wiem co jej jest Ethan. To po prostu trudna nastolatka Ethan. Nie przejmuj się nią.- powiedziałam i usłyszałam odgłos mlaskania. Fuj. Weszłam do pokoju i położyłam się na łóżko. Naciągnęłam na siebie koc i przytuliłam do siebie poduszkę. Moja szansa przepadła. Nie ma już po co walczyć. Cóż pozostaje mi zaprzyjaźnić się z rówieśnikami.
_________________________________________________________________________________
I oto jest!x Dziękuję Patrycji za podsunięcie pomysłu na temat rodziny Lucy :)) Nie będę sie dzisiaj rozpisywała bo nie mam siły, ale życzę miłego czytania ;3 No to Ahoj, czytelnicy x
poniedziałek, 27 października 2014
Katnis #24
W piżamie zeszłam na dół na kuchni. Zegar ścienny wskazywał, że jest godzina 6:20. Czyli mam jeszcze trochę czasu zanim będę musiała pójść do szkoły. Weszłam do kuchni przecierając oczy. Obudziłam się tak wcześnie, ponieważ miałam strasznie dziwny sen. Mianowicie: byłam w domu. Ale to był inny dom. Nie ten, w którym się teraz znajdowałam. Ale rzecz biorąc. Siedziałam na łóżku a na kolanach trzymałam dziecko. prawdopodobnie był to chłopczyk. Ubrany był w ładne niebieskie śpioszki. No i najdziwniejsze było to, że nagle do mieszkania wszedł Ethan i całując mnie w policzek spytał "Jak czuje się nasz mały Elliot?". Nasz! NASZ. Rozumiecie? No a ja w śnie odpowiedziałam "Dobrze kochanie, ale trochę tęsknił za tatusiem" i uśmiechnęłam się do niego namiętnie. No i Ethan się właśnie nade mną nachylał a ja się obudziłam. No i jaki jest sens tego snu? A no właśnie. Mam dwie opcje. Po pierwsze, to dziecko było dzieckiem Ethana z jakiegoś związku, a ja związałam się później z nim i opiekowałam się jego dzieckiem (co jest dosć dziwne ale nie kwestionujmy mojego umysłu) albo to było po prostu nienarodzone dziecko, a późniejszych czasach związałam się z Ethanem i on został jego ojcem. No teoretycznie rzecz biorąc jest jeszcze taka opcja, że związałam się z Ethanem i to jest nasze dziecko, z naszego związku, ale tu pytanie co się stało z teraźniejszym dzieckiem? Więc mimo iż myślałam nad tym to nie mogłam nic racjonalnego wymyślić.
-To był po prostu sen i nie ma co wymyślać. Sny to wyobrażenia życia jakiego chcielibyśmy mieć... aczkolwiek nie zawsze.- powiedziałam sama do siebie i po chwili zdałam sobie sprawę, że wymówiłam te słowa "Sny to wyobrażenia życia jakiego chcielibyśmy prowadzić". To by znaczyło, że ja chcę mieć dziecko z Ethanem. Otwartą dłonią w geście zażenowania pacnęłam się w czoło. Stałam jeszcze chwilę na środku kuchni i zastanawiałam się po co tu w ogóle przyszłam. Po chwili sobie przypomniałam. Chciałam zrobić kawę dla Ethana i herbatę dla siebie. Może jeszcze jakieś śniadanko. Dobra. Dłużej już nie rozmyślałam nad tym głupim snem (bo bym popadła w paranoję) i podeszłam do szafki. Otworzyłam ją i wzrokiem zaczęłam szukać puszki z kawa i pudełka z różnymi gatunkami herbaty. Zauważyłam to na najwyżej półce w szafce. Czemu Ethan to tam położył? To, że on jest wysoki nie znaczy, że ja tam sięgam! No cóż.. Podjęłam się wyzwania i zaczęłam sięgać do puszki. Stanęłam na palcach i koniuszkami palców dotknęłam zimnego metalu. Ale to na nic się nie zdało tylko na złość popchnęłam to jeszcze głębiej. Nie mogłam tej puszki objąć ani nic.
-Cholera!- zaklęłam.
-Poczekaj. Pomogę ci.- usłyszałam głos Ethana tuż przy swoim uchu. Przerażona podskoczyłam. Skąd on się tu wziął?!
-Nie straż mnie.- powiedziałam. Ethan zaśmiał się cicho i stanął za mną. Uniósł się na palcach a jego tors ściśle, przylegał do moich pleców. Jego ręka sięgnęła nad moim ramieniem i dosięgnęła puszki. Wziął ją i położył na blacie a następnie tak samo zrobił z pudełkiem.
-Proszę.- powiedział a jego ciepły oddech owiał moją gołą szyję. Odsunął się ode mnie i stanął obok. Odwróciłam się do niego i wypuściłam z płuc powietrze gdy zorientowałam się, że je tam przetrzymuję.
-Dziękuję.- powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego.
-Dlaczego nie śpisz? Jeszcze nawet siódmej nie ma.- zmarszczył brwi.
-Eh.. nie mogę spać bo męczą mnie dziwne sny.- westchnęłam wyjmując z szafki na szklanki dwa kubki.
-Czy też tam jestem i całuję cię i wyznaję ci miłość?- spytał uwodzicielskim głosem. Zamarłam w ręka wysuniętą do góry po cukier. Odwróciłam głowę w jego stronę.
-Co ty powiedziałeś?- spytałam. Mężczyzna się zaśmiał.
-To co słyszałaś.- powiedział i puścił do mnie oczko. Albo go coś opętało albo się czegoś nawdychał! Ethan się tak nie zachowuje!
-Skąd wiesz?- spytałam zdziwiona.
-Powiedziałaś mi to wczoraj. Jak cię kładłem spać. Wyznałaś to.- powiedział z szerokim uśmiechem.
-Śniło mi się to tylko dlatego, że dużo czasu spędzam z tobą.- burknęłam a moje policzki przybrały różowy kolor. Ethan się zaśmiał i odwrócił. Ruszył w stronę schodów na górę. Wszedł na pierwszy stopień i przystanął. Spojrzał na mnie i zmarszczył brwi.
-Masz bardzo zgrabne nogi.- powiedział i już po chwili uchylał się przed lecącą w jego stronę książką. Zaśmiał się głośno i pobiegł do góry.
-Ty idioto! Zobaczysz jeszcze coś ci zrobię!- krzyknęłam. Odwróciłam się do kuchenki zaciskając dłonie w pięści. Nalałam wodę do czajnika i położyłam go na rozpalony ogień. Odsunęłam krzesło od stołu i usiadłam na nie. Oparłam się łokciami o stół a twarz położyłam na koszyczek z dłoni. Zaczęłam myśleć co mogłabym zrobić Ethanowi. Przekląć go Avadą? Nie. Nie mogę używać magii poza Hogwartem. A może narysować mu runę? Przecież przyziemni od tego giną. Ale nie. Mama nie chciała kupić mi steli. A może... bardziej ludzki sposób? Tylko co? Z rozmyśleń wyrwał mnie gwizd czajnika. Wstałam z krzesła i wyłączyłam gaz. Złapałam czajnik za czarna rączkę i zalałam kawę i herbatę. Z kubków unosił się biały obłok układający się w różne kształty. Odłożyłam czajnik i poszłam do góry. Weszłam do pokoju i spod łóżka wyjęłam swoją walizkę.
-Muszę to dzisiaj poukładać.- westchnęłam. Wyjęłam ubrania na dziś i położyłam je na łóżku. Wyszłam z pokoju i poszłam do pokoju Ethana.
-Wiesz co? Nie wiem co mogę ci zrobić ale kiedyś ci coś zrobię. Jeszcze się nad tym zastanowię.- powiedziałam i dopiero po chwili zorientowałam się, że mówię sama do siebie. Ethana nie było w pokoju. Na rozwalonym łóżku leżały czarne dżinsy, biała koszula i czarny krawat. Wyszłam z pokoju i poszłam do łazienki. Światło było w mniej zapalone ale drzwi nie były zakluczane. Nie było też słychać prysznica. Więc Ethan nie musiał tam robić nic ważnego czego nie mogłabym zobaczyć. Nacisnęłam na klamkę i otworzyłam drzwi. Moje ciało otuliła ciepła para, która jak najszybciej chciała się wydostać z zamkniętego pomieszczenia. Przeszukałam wzorkiem łazienkę i zauważyłam Ethana przy umywalce. Gdy na niego spojrzałam zaparło mi dech w piersiach. Stał jedną ręką oparty o umywalkę a drugą ręką jechał maszynka pod swoją brodą. Głowę miał uniesioną a z jego ciemnych włosach kapały kropelki wody, które upadały na plecach i po plecach wytyczoną ścieżką płynęły aż wpadały za szary ręcznik, który był luźno obwiązany na jego biodrach. Gdy tak się przyjrzeć był za luźno przywiązany i było widać jego włosy na...no wiecie. Odwróciłam wzrok i odchrząknęłam. Ethan uniósł wzrok i zobaczył mnie w lustrze. Uśmiechnął się i odwrócił do mnie przodem opierając się plecami o umywalkę i zaciskając na niej dłonie.
-Chciałam ci tylko powiedzieć, że też chciałabym z łazienki.- powiedziałam unosząc jedną brew.
-Och nie ma sprawy. Zaraz wychodzę nie przejmuj się.- powiedział i znów odwrócił się do umywalki powracając do poprzedniej czynności. Nagle przyszło mi do głowy jak mogę się na nim zemścić. Uśmiechnęłam się i szybko podbiegłam do Ethana. Za nim zdążył się zorientować złapałam za jeden z końców ręcznika tak, że on upadł na ziemię. Mój wzrok był zwrócony na jego kostki specjalnie żeby nie spojrzeć się w miejsce, w które nie powinnam. Ze śmiechem wybiegłam z łazienki i pobiegłam szybko do kuchni.
-Kat! Ja cię zabiję!- usłyszałam głos Ethana.
-Dopisać cię do listy? Okej! Ale jest przed tobą parę osób, więc będziesz musiał sobie poczekać! krzyknęłam ze śmiechem. Gdy nie usłyszałam odpowiedzi lekko się przeraziłam. Ale cóż. Pewnie nie usłyszał. Podeszłam do blatu i zaczęłam słodzić swoją herbatę. Jedna łyżeczka, druga... już miałam nasypywać trzecią gdy poczułam silne dłonie na swoich biodrach. Łyżeczka z cukrem spadła mi na podłogę. Zaczęłam piszczeć gdy ktoś przerzucił mnie przez ramię.
-Ethan! Puść mnie!- krzyknęłam.
-Niehe!- powiedział jak typowa nastolatka.
-Ale już masz mnie puścić!
-A jaką będę miał z tego korzyść?- spytał. W myślach zaczęłam szukać co mogłabym mu za to zaoferować. -No właśnie. Nic.- zaśmiał się i wszedł na schody. Zaczęłam go bić w jego umięśnione plecy.
-No puść mnie!- pisnęłam zmęczona biciem go.
-Nie.- odpowiedział. Znów chciałam zdjąć mu ręcznik ale teraz zauważyłam, że ma na sobie czarne dżinsy.
-Cholera.- szepnęłam.
-Co? Nie mam ręcznika?- zaśmiał się. Zaczęłam machać stopami. Po chwili poczułam, że w coś uderzyłam.
-W co dostałeś? Powiedz, że w nos! Powiedz, że w nos!.- powiedziałam z nadzieją.
-Nie. W usta. I nie wymachuj tak tymi nogami bo cię ugryzę.- powiedział. No zrobiłam sobie nic z jego groźby i dalej machałam stopami. Po chwili poczułam jak jego zęby zatapiają się w skórze mojej łydki.
-Auć?- pisnęłam przerażona.
-A ostrzegałem.- powiedział i skierował się do łazienki. Usłyszałam jak skądś leci woda. Spróbowałam jakoś się odwrócić i spojrzeć skąd leci woda ale nie udało mi się to. Po chwili Ethan położył mnie na ziemię a ja poczułam na swoim ciele zimny strumień wody. Po raz kolejny w tym dniu zaczęłam piszczeć (kiedyś sobie gardło zedrę)
-Ty kretynie!- krzyknęłam zamykając oczy aby uchronić je przed wodą. Ethan stał ze skrzyżowanymi rękoma na klatce piersiowej i śmiał się.
-A widzisz? Zemsta.- zaśmiał się i nachylił aby zakręcić kurek ale to był jego błąd. Pociągnęłam go za rękę przez co teraz sam stał pod strumieniem wody. Zamknął oczy i pod wpływem lodowatej wody otworzył usta. Zaczęłam śmiać się z jego reakcji. Zakręciłam kurek.
- A widzisz? Ze mną nie wygrasz.- powiedziałam i wyszłam robiąc za sobą mokre ślady. Ethan wyszedł za mną.Odwróciłam się do niego i skrzyżowałam ręce na piersi. Ethan patrzył na mnie z leniwym uśmiechem. Spojrzałam na niego zdziwiona marszcząc brwi. Spojrzałam do lustra i zorientowałam się o co mu chodzi. Moje ubranie były mokre a koszulka opięła moje ciało, przez co uwydatniła wszystkie moje krągłości. Szybko odkleiłam koszulkę od swojego ciała. Odwróciłam się na pięcie i poszłam do swojego pokoju. Pierwsze co to spojrzałam na zegarek. 7:45.
-Cholera! Ethan! Jest siódma!- krzyknęłam
-Co?!- spytal zdziwiony wpadając do mojego pokoju z ręcznikiem przewieszonym na szyi.
-A to! Lepiej się przebieraj!- krzyknęłam i zdjęłam spodenki pod , którymi miałam bieliznę. Ethan wyszedł a ja zaczęłam się szybko ubierać. Ubrałam czarne legginsy i beżowy sweterek dosięgający ud. Włosy zostawiłam w spokoju. Delikatny makijaż i po sprawie. Szybko spakowałam książki i gotowa wybiegłam z pokoju. Zeszłam na dół i poszłam w stronę korytarza. Nałożyłam na stopy znoszone trampki i narzuciłam na ramiona kurtkę. Na ramię założyłam torbę. Poszłam do kuchni i wzięłam szybkiego łyka swojej herbaty. Ethan dopiero zapinał swoją koszulę.
-Pośpiesz się.- pogoniłam go.
-Łatwo ci mówić.- wytknął mi język zbiegając ze schodów.
-Tak. Łatwo. Bo teoretycznie to ja powinnam się dłużej szykować a jak widać się na odwrót.- powiedziałam i ponownie wzięłam łyka herbaty.
-Dobra dobra.- powiedział i zaczął wiązać krawat.- Cholera!- zaklął gdy mu to nie wychodziło. Z westchnieniem podeszłam do niego i sprawnie zawiązałam jego krawat.
-Nie ma za co.- uprzedziłam go. Ethan się odwrócił i poszedł na korytarz ubrać buty. Co dziwne, mimo chłodów, nie widziałam go jeszcze w kurtce. Wrócił do kuchni i wziął łyka swojej kawy po czym rzucił kubek do zlewu z zawartością. Zaczęłam patrzeć na niego przez przymknięte oczy.
-No co?- spytał zdziwiony marszcząc brwi.
-To, że wylałeś tak pyszną kawę jaką ci zrobiłam!.- krzyknęłam zła.
-Oj nie marudź tylko chodź.- powiedział. Zaczęłam go przedrzeźniać ale w końcu poszłam za nim. Ethan poszedł do garażu a ja zakluczyłam mieszkanie. Po chwili usłyszałam warkot silnika i Ethan wyjechał swoim czarnym autem. Pobiegłam na stronę pasażera i wsiadłam do auta.
-Zapnij pas.- powiedział.
-Chyba wiem co mam robić.- warknęłam i zapięłam pas. Ethan przycisnął pedał gazu a mnie wbiło w fotel.
-Może trochę byś zwolnił?- zasugerowałam.
-Nie. Śpieszę się.- powiedział nie zważając na moje prośby. Nigdy nie lubiłam szybkiej jazdy. No chyba, że na motorze. Ale nie w aucie. Mocno wczepiłam paznokcie w rękę Ethana, która spoczywała na sprzęgle. Mężczyzna spojrzał na mnie.
-Przepraszam.- mruknęłam i zabrałam rękę, aby kolejnie wbić ją w fotel.
***
Otworzyłam drzwi i wysiadłam z auta. Ethan po chwili zrobił to samo.
-Ethan nie uważasz, że to będzie dziwne iż razem się spóźniliśmy i akurat w tym samym momencie przyszliśmy na lekcję?- zamrszczyłam brwi.
-Akurat w tej chwili mnie to nie obchodzi. Ja nie chcę mieć później problemów.- powiedział. Nigdy nie słyszałam u niego takiego tonu jakim zwracał się do mnie teraz, więc siedziałam cicho. Zaczęłam szarpać się z zamkiem torby, gdy ten nie chciał się zamknąć.
-Na Boga Katnis! Pośpiesz się!- krzyknął i złapał mnie za nadgarstek. Zaczął ciągnąć mnie w stronę szkoły. Aby dogonić mu kroku musiałam biec. Weszliśmy do szkoły a nasze kroki roznosiły się echem po całym budynku. Wbiegliśmy an schody i weszliśmy na piętro, a następnie ruszyliśmy do sali 134. Ethan otworzył drzwi i wszedł do środka nadal trzymając mój nadgarstek w uścisku.
-Dzień dobry przepraszam za spóźnienie. Katnis siadaj.- powiedzial odsuwając krzesło.
-Ale panie Ethanie...- szepnęłam poruszając dłonią.
-Ach tak. przepraszam.- powiedział i uwolnił mój nadgarstek. Szybko poszłam na swoje miejsce obok Lucy.
-Katnis.- pisnęła zarzucając mi ramiona na szyję. Uśmiechnęłam się do niej i wypakowałam iórnik.
-Powiedz mi.. co teraz mamy, Angielski czy godzinę wychowawczą?- spytałam.
-GW.- powiedziała w skrócie.
-Ok, dzięki.- szepnęłam i usiadłam prosto. Pan Ethan ogarnął swoje sprawy i odwrócił się do nas. Usiadł na krańcu biurka tak, że jedna jego noga była wyprostowana na ziemi, a druga zgięta w kolanie. Niby siedział niby nie Trudno wyjaśnić. Splótł palce i położył dłonie na kolano.
-Więc o czym chcielibyście porozmawiać?- spytał.
-Prosze pana bo razem z Jonathanem i Danielem wymyśliliśmy aby zrobić bal przebierańców.- odezwał się Bob.
-Okej, mów dalej.- powiedział Ethan.
-No i chcielibyśmy to zrobić tylko dla naszej klasy i z panem, panie Devine. Wiadomo trochę alkoholu, bo większość z nas już jest pełnoletnia.- powiedział. Ethan się zaśmiał.
-No dobra. Powiedzmy, że się zgadzam. A kiedy macie plan to zrobić?
-Chcieliśmy w piątek w tym tygodniu.
-Dobra. Pogadam z dyrektorem czy będzie miał wolną salę gimnastyczną w tym czasie. A kto będzie za to odpowiedzialny?
-No więc ja, Daniel i Jonathan wszystko załatwimy. Pan się nie musi o co martwić tylko dobrze by było gdyby pan nas krył z tym alkoholem.- uśmiechnął się Bob.
-No nie jestem pewien co do tego...
-Prosimyy..-zaczęła błagać cała klasa.
-No dobra. Mogę się zgodzić. Ale bez żadnych bójek i nikt nie ma się "nawalić jak świnia".- powiedział kreśląc cudzysłów w powietrzu. Klasa się zaśmiała.
-Się rozumie.- powiedział Jonathan.
-Nie wiem czy to dobry pomysł.- szepnęłam do Lucy.
-Dlaczego?- spytała marszcząc brwi.
-Alkohol plus nasza klasa? To się źle skończy. No chyba, że rzeczywiście będą pili z umiarem. Ale jestem zaskoczona, że Devine się na to zgodził.- powiedziałam.
-No wiesz myślę, że pan Ethan też lubi czasami pobalować.- zaśmiała się. Zaczęłam śmiać się razem z nią.
-Być może.- zachichotałam i odruchowo podwinęłam rękawy.Lucy oszołomionym wzrokiem spojrzała na moje ręce. Dopiero po chwili zrozumiałam swój gest. Szybko obciągnęłam rękawy.
-Co to jest> Czy ty się tniesz?- spytała.
-No co ty.- zaśmiałam się. Zbyt sztucznie.
-Katnis mnie nie okłamiesz.- warknęła.
-Lucy. Ja. Się. Nie. Tne.- wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
-Nie? To wtedy może są zadrapania po kocie.- prychnęła.
-Lucy przestań.- westchnęłam odwracając się. Lu mocno złapał mnie za rękaw sweterka i podciągnęła do góry.
-Lucy!- pisnęłam.
-I co>! Mówiłam, że się tniesz!- krzyknęła.
-Przestań!
-Dziewczyny! Co wy się tam kłócicie?- spytał Ethan.
-My się nie kłócimy. my po prostu prowadzimy pełną emocji konwersacje.- powiedziałam.
-Katnis! Czemu się tniesz?- wróciła Lucy do tematu.
-Ja się nie tnę!
-Tniesz! Widziałam!
-Masz zwidy!
-Kłamiesz! Jesteś tchórzem i po prostu boisz się otaczającego cię świata i dlatego to robisz!- krzyknęła. Rozejrzałam się po klasie. Wszyscy się na nas patrzyli. Do oczu naszły mi łzy.
- Nie jestem tchórzem. Gdyby zmarła ci przyjaciółka, twój bart zasztyletowałby twoja siostrę, matka odeszła, a ojciec zgwałcił i dowiedziałabyś się, że jesteś z nim w ciąży nie zrobiłabyś tego? Codziennie byś chodziła uśmiechnięta jakby nigdy nic się nie stało? Naprawdę? Bo coś w to nie wierzę. Spróbuj teraz nazwać mnie tchórzem.- szepnęłam. Szybko spakowałam piórnik i ocierając łzy wybiegłam z sali. Trzasnęłam drzwiami i pobiegłam do góry do łazienki dla dziewczyn. Weszłam do kabiny i usiadłam pod ścianą. Na korytarzu usłyszałam trzaśnięcie. Pewnie ktoś wyszedł z sali i gdzieś teraz idzie. Usłyszałam kroki, które kierowały się w stronę łazienki. Zatrzymałam powietrze w płucach i nasłuchiwałam. Ktoś wszedł do łazienki.
-Katnis.. jesteś tu?- spytał swoim ciepłym głosem Ethan. Wypuściłam powietrze a z mojego gardła wyrwał się szloch. Ethan otworzył drzwi i wszedł do środka. Spojrzałam na niego. Mężczyzna kucnął obok mnie i skrzyżował dłonie.
-Czemu tu jesteś?- spytał.
-Bo mogę.- odpowiedziałam.
-To nie odpowiedź. Powiedz mi dlaczego wybiegłaś z klasy.
-Bo Lucy nazwała mnie tchórzem.- szepnęłam.
-I czemu wybiegłaś z klasy? Przecież doskonale wiesz, że to nieprawda, więc nie powinnaś się tym przejmować.- powiedział i usiadł obok mnie.
-A może ja jestem tchórzem Ethan? Uciekłam od ojca, ponieważ bałam się go. Cięłam się bo myślała, że to pomoże..- powiedziałam.
-Nie mów tego. To nie jest tchórzostwo. To jest instynkt obrony własnego życia. Pomyśl. Co by się stało gdybyś została z ojcem? A cięcie.. Co prawda nie polecam cięcia, ale może ci to pomogło? Na pewno nie jesteś tchórzem. ja to wiem i ty to wiesz. Cały czas się dziwię, że tak dobrze się trzymasz. I złamało cię to jedno słowo?
-Tak. Bo usłyszałam to z ust osoby, której ufam.- powiedziałam i uniosłam na niego wzrok. Mężczyzna westchnął.
-Może Lucy nie chciała wcale tego powiedzieć? Może miała takie zdanie na temat osób, które się tną i tak odruchowo...- powiedział i objął mnie ramieniem.
-Ethan ja nie chce być tchórzem. Nie chcę się ciąć. Ja chcę być po prostu szczęśliwa.- załkałam przytulając się do niego.
-I będziesz. Obiecuję.- szepnął i pocałował mnie w czubek głowy....
-To był po prostu sen i nie ma co wymyślać. Sny to wyobrażenia życia jakiego chcielibyśmy mieć... aczkolwiek nie zawsze.- powiedziałam sama do siebie i po chwili zdałam sobie sprawę, że wymówiłam te słowa "Sny to wyobrażenia życia jakiego chcielibyśmy prowadzić". To by znaczyło, że ja chcę mieć dziecko z Ethanem. Otwartą dłonią w geście zażenowania pacnęłam się w czoło. Stałam jeszcze chwilę na środku kuchni i zastanawiałam się po co tu w ogóle przyszłam. Po chwili sobie przypomniałam. Chciałam zrobić kawę dla Ethana i herbatę dla siebie. Może jeszcze jakieś śniadanko. Dobra. Dłużej już nie rozmyślałam nad tym głupim snem (bo bym popadła w paranoję) i podeszłam do szafki. Otworzyłam ją i wzrokiem zaczęłam szukać puszki z kawa i pudełka z różnymi gatunkami herbaty. Zauważyłam to na najwyżej półce w szafce. Czemu Ethan to tam położył? To, że on jest wysoki nie znaczy, że ja tam sięgam! No cóż.. Podjęłam się wyzwania i zaczęłam sięgać do puszki. Stanęłam na palcach i koniuszkami palców dotknęłam zimnego metalu. Ale to na nic się nie zdało tylko na złość popchnęłam to jeszcze głębiej. Nie mogłam tej puszki objąć ani nic.
-Cholera!- zaklęłam.
-Poczekaj. Pomogę ci.- usłyszałam głos Ethana tuż przy swoim uchu. Przerażona podskoczyłam. Skąd on się tu wziął?!
-Nie straż mnie.- powiedziałam. Ethan zaśmiał się cicho i stanął za mną. Uniósł się na palcach a jego tors ściśle, przylegał do moich pleców. Jego ręka sięgnęła nad moim ramieniem i dosięgnęła puszki. Wziął ją i położył na blacie a następnie tak samo zrobił z pudełkiem.
-Proszę.- powiedział a jego ciepły oddech owiał moją gołą szyję. Odsunął się ode mnie i stanął obok. Odwróciłam się do niego i wypuściłam z płuc powietrze gdy zorientowałam się, że je tam przetrzymuję.
-Dziękuję.- powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego.
-Dlaczego nie śpisz? Jeszcze nawet siódmej nie ma.- zmarszczył brwi.
-Eh.. nie mogę spać bo męczą mnie dziwne sny.- westchnęłam wyjmując z szafki na szklanki dwa kubki.
-Czy też tam jestem i całuję cię i wyznaję ci miłość?- spytał uwodzicielskim głosem. Zamarłam w ręka wysuniętą do góry po cukier. Odwróciłam głowę w jego stronę.
-Co ty powiedziałeś?- spytałam. Mężczyzna się zaśmiał.
-To co słyszałaś.- powiedział i puścił do mnie oczko. Albo go coś opętało albo się czegoś nawdychał! Ethan się tak nie zachowuje!
-Skąd wiesz?- spytałam zdziwiona.
-Powiedziałaś mi to wczoraj. Jak cię kładłem spać. Wyznałaś to.- powiedział z szerokim uśmiechem.
-Śniło mi się to tylko dlatego, że dużo czasu spędzam z tobą.- burknęłam a moje policzki przybrały różowy kolor. Ethan się zaśmiał i odwrócił. Ruszył w stronę schodów na górę. Wszedł na pierwszy stopień i przystanął. Spojrzał na mnie i zmarszczył brwi.
-Masz bardzo zgrabne nogi.- powiedział i już po chwili uchylał się przed lecącą w jego stronę książką. Zaśmiał się głośno i pobiegł do góry.
-Ty idioto! Zobaczysz jeszcze coś ci zrobię!- krzyknęłam. Odwróciłam się do kuchenki zaciskając dłonie w pięści. Nalałam wodę do czajnika i położyłam go na rozpalony ogień. Odsunęłam krzesło od stołu i usiadłam na nie. Oparłam się łokciami o stół a twarz położyłam na koszyczek z dłoni. Zaczęłam myśleć co mogłabym zrobić Ethanowi. Przekląć go Avadą? Nie. Nie mogę używać magii poza Hogwartem. A może narysować mu runę? Przecież przyziemni od tego giną. Ale nie. Mama nie chciała kupić mi steli. A może... bardziej ludzki sposób? Tylko co? Z rozmyśleń wyrwał mnie gwizd czajnika. Wstałam z krzesła i wyłączyłam gaz. Złapałam czajnik za czarna rączkę i zalałam kawę i herbatę. Z kubków unosił się biały obłok układający się w różne kształty. Odłożyłam czajnik i poszłam do góry. Weszłam do pokoju i spod łóżka wyjęłam swoją walizkę.
-Muszę to dzisiaj poukładać.- westchnęłam. Wyjęłam ubrania na dziś i położyłam je na łóżku. Wyszłam z pokoju i poszłam do pokoju Ethana.
-Wiesz co? Nie wiem co mogę ci zrobić ale kiedyś ci coś zrobię. Jeszcze się nad tym zastanowię.- powiedziałam i dopiero po chwili zorientowałam się, że mówię sama do siebie. Ethana nie było w pokoju. Na rozwalonym łóżku leżały czarne dżinsy, biała koszula i czarny krawat. Wyszłam z pokoju i poszłam do łazienki. Światło było w mniej zapalone ale drzwi nie były zakluczane. Nie było też słychać prysznica. Więc Ethan nie musiał tam robić nic ważnego czego nie mogłabym zobaczyć. Nacisnęłam na klamkę i otworzyłam drzwi. Moje ciało otuliła ciepła para, która jak najszybciej chciała się wydostać z zamkniętego pomieszczenia. Przeszukałam wzorkiem łazienkę i zauważyłam Ethana przy umywalce. Gdy na niego spojrzałam zaparło mi dech w piersiach. Stał jedną ręką oparty o umywalkę a drugą ręką jechał maszynka pod swoją brodą. Głowę miał uniesioną a z jego ciemnych włosach kapały kropelki wody, które upadały na plecach i po plecach wytyczoną ścieżką płynęły aż wpadały za szary ręcznik, który był luźno obwiązany na jego biodrach. Gdy tak się przyjrzeć był za luźno przywiązany i było widać jego włosy na...no wiecie. Odwróciłam wzrok i odchrząknęłam. Ethan uniósł wzrok i zobaczył mnie w lustrze. Uśmiechnął się i odwrócił do mnie przodem opierając się plecami o umywalkę i zaciskając na niej dłonie.
-Chciałam ci tylko powiedzieć, że też chciałabym z łazienki.- powiedziałam unosząc jedną brew.
-Och nie ma sprawy. Zaraz wychodzę nie przejmuj się.- powiedział i znów odwrócił się do umywalki powracając do poprzedniej czynności. Nagle przyszło mi do głowy jak mogę się na nim zemścić. Uśmiechnęłam się i szybko podbiegłam do Ethana. Za nim zdążył się zorientować złapałam za jeden z końców ręcznika tak, że on upadł na ziemię. Mój wzrok był zwrócony na jego kostki specjalnie żeby nie spojrzeć się w miejsce, w które nie powinnam. Ze śmiechem wybiegłam z łazienki i pobiegłam szybko do kuchni.
-Kat! Ja cię zabiję!- usłyszałam głos Ethana.
-Dopisać cię do listy? Okej! Ale jest przed tobą parę osób, więc będziesz musiał sobie poczekać! krzyknęłam ze śmiechem. Gdy nie usłyszałam odpowiedzi lekko się przeraziłam. Ale cóż. Pewnie nie usłyszał. Podeszłam do blatu i zaczęłam słodzić swoją herbatę. Jedna łyżeczka, druga... już miałam nasypywać trzecią gdy poczułam silne dłonie na swoich biodrach. Łyżeczka z cukrem spadła mi na podłogę. Zaczęłam piszczeć gdy ktoś przerzucił mnie przez ramię.
-Ethan! Puść mnie!- krzyknęłam.
-Niehe!- powiedział jak typowa nastolatka.
-Ale już masz mnie puścić!
-A jaką będę miał z tego korzyść?- spytał. W myślach zaczęłam szukać co mogłabym mu za to zaoferować. -No właśnie. Nic.- zaśmiał się i wszedł na schody. Zaczęłam go bić w jego umięśnione plecy.
-No puść mnie!- pisnęłam zmęczona biciem go.
-Nie.- odpowiedział. Znów chciałam zdjąć mu ręcznik ale teraz zauważyłam, że ma na sobie czarne dżinsy.
-Cholera.- szepnęłam.
-Co? Nie mam ręcznika?- zaśmiał się. Zaczęłam machać stopami. Po chwili poczułam, że w coś uderzyłam.
-W co dostałeś? Powiedz, że w nos! Powiedz, że w nos!.- powiedziałam z nadzieją.
-Nie. W usta. I nie wymachuj tak tymi nogami bo cię ugryzę.- powiedział. No zrobiłam sobie nic z jego groźby i dalej machałam stopami. Po chwili poczułam jak jego zęby zatapiają się w skórze mojej łydki.
-Auć?- pisnęłam przerażona.
-A ostrzegałem.- powiedział i skierował się do łazienki. Usłyszałam jak skądś leci woda. Spróbowałam jakoś się odwrócić i spojrzeć skąd leci woda ale nie udało mi się to. Po chwili Ethan położył mnie na ziemię a ja poczułam na swoim ciele zimny strumień wody. Po raz kolejny w tym dniu zaczęłam piszczeć (kiedyś sobie gardło zedrę)
-Ty kretynie!- krzyknęłam zamykając oczy aby uchronić je przed wodą. Ethan stał ze skrzyżowanymi rękoma na klatce piersiowej i śmiał się.
-A widzisz? Zemsta.- zaśmiał się i nachylił aby zakręcić kurek ale to był jego błąd. Pociągnęłam go za rękę przez co teraz sam stał pod strumieniem wody. Zamknął oczy i pod wpływem lodowatej wody otworzył usta. Zaczęłam śmiać się z jego reakcji. Zakręciłam kurek.
- A widzisz? Ze mną nie wygrasz.- powiedziałam i wyszłam robiąc za sobą mokre ślady. Ethan wyszedł za mną.Odwróciłam się do niego i skrzyżowałam ręce na piersi. Ethan patrzył na mnie z leniwym uśmiechem. Spojrzałam na niego zdziwiona marszcząc brwi. Spojrzałam do lustra i zorientowałam się o co mu chodzi. Moje ubranie były mokre a koszulka opięła moje ciało, przez co uwydatniła wszystkie moje krągłości. Szybko odkleiłam koszulkę od swojego ciała. Odwróciłam się na pięcie i poszłam do swojego pokoju. Pierwsze co to spojrzałam na zegarek. 7:45.
-Cholera! Ethan! Jest siódma!- krzyknęłam
-Co?!- spytal zdziwiony wpadając do mojego pokoju z ręcznikiem przewieszonym na szyi.
-A to! Lepiej się przebieraj!- krzyknęłam i zdjęłam spodenki pod , którymi miałam bieliznę. Ethan wyszedł a ja zaczęłam się szybko ubierać. Ubrałam czarne legginsy i beżowy sweterek dosięgający ud. Włosy zostawiłam w spokoju. Delikatny makijaż i po sprawie. Szybko spakowałam książki i gotowa wybiegłam z pokoju. Zeszłam na dół i poszłam w stronę korytarza. Nałożyłam na stopy znoszone trampki i narzuciłam na ramiona kurtkę. Na ramię założyłam torbę. Poszłam do kuchni i wzięłam szybkiego łyka swojej herbaty. Ethan dopiero zapinał swoją koszulę.
-Pośpiesz się.- pogoniłam go.
-Łatwo ci mówić.- wytknął mi język zbiegając ze schodów.
-Tak. Łatwo. Bo teoretycznie to ja powinnam się dłużej szykować a jak widać się na odwrót.- powiedziałam i ponownie wzięłam łyka herbaty.
-Dobra dobra.- powiedział i zaczął wiązać krawat.- Cholera!- zaklął gdy mu to nie wychodziło. Z westchnieniem podeszłam do niego i sprawnie zawiązałam jego krawat.
-Nie ma za co.- uprzedziłam go. Ethan się odwrócił i poszedł na korytarz ubrać buty. Co dziwne, mimo chłodów, nie widziałam go jeszcze w kurtce. Wrócił do kuchni i wziął łyka swojej kawy po czym rzucił kubek do zlewu z zawartością. Zaczęłam patrzeć na niego przez przymknięte oczy.
-No co?- spytał zdziwiony marszcząc brwi.
-To, że wylałeś tak pyszną kawę jaką ci zrobiłam!.- krzyknęłam zła.
-Oj nie marudź tylko chodź.- powiedział. Zaczęłam go przedrzeźniać ale w końcu poszłam za nim. Ethan poszedł do garażu a ja zakluczyłam mieszkanie. Po chwili usłyszałam warkot silnika i Ethan wyjechał swoim czarnym autem. Pobiegłam na stronę pasażera i wsiadłam do auta.
-Zapnij pas.- powiedział.
-Chyba wiem co mam robić.- warknęłam i zapięłam pas. Ethan przycisnął pedał gazu a mnie wbiło w fotel.
-Może trochę byś zwolnił?- zasugerowałam.
-Nie. Śpieszę się.- powiedział nie zważając na moje prośby. Nigdy nie lubiłam szybkiej jazdy. No chyba, że na motorze. Ale nie w aucie. Mocno wczepiłam paznokcie w rękę Ethana, która spoczywała na sprzęgle. Mężczyzna spojrzał na mnie.
-Przepraszam.- mruknęłam i zabrałam rękę, aby kolejnie wbić ją w fotel.
***
Otworzyłam drzwi i wysiadłam z auta. Ethan po chwili zrobił to samo.
-Ethan nie uważasz, że to będzie dziwne iż razem się spóźniliśmy i akurat w tym samym momencie przyszliśmy na lekcję?- zamrszczyłam brwi.
-Akurat w tej chwili mnie to nie obchodzi. Ja nie chcę mieć później problemów.- powiedział. Nigdy nie słyszałam u niego takiego tonu jakim zwracał się do mnie teraz, więc siedziałam cicho. Zaczęłam szarpać się z zamkiem torby, gdy ten nie chciał się zamknąć.
-Na Boga Katnis! Pośpiesz się!- krzyknął i złapał mnie za nadgarstek. Zaczął ciągnąć mnie w stronę szkoły. Aby dogonić mu kroku musiałam biec. Weszliśmy do szkoły a nasze kroki roznosiły się echem po całym budynku. Wbiegliśmy an schody i weszliśmy na piętro, a następnie ruszyliśmy do sali 134. Ethan otworzył drzwi i wszedł do środka nadal trzymając mój nadgarstek w uścisku.
-Dzień dobry przepraszam za spóźnienie. Katnis siadaj.- powiedzial odsuwając krzesło.
-Ale panie Ethanie...- szepnęłam poruszając dłonią.
-Ach tak. przepraszam.- powiedział i uwolnił mój nadgarstek. Szybko poszłam na swoje miejsce obok Lucy.
-Katnis.- pisnęła zarzucając mi ramiona na szyję. Uśmiechnęłam się do niej i wypakowałam iórnik.
-Powiedz mi.. co teraz mamy, Angielski czy godzinę wychowawczą?- spytałam.
-GW.- powiedziała w skrócie.
-Ok, dzięki.- szepnęłam i usiadłam prosto. Pan Ethan ogarnął swoje sprawy i odwrócił się do nas. Usiadł na krańcu biurka tak, że jedna jego noga była wyprostowana na ziemi, a druga zgięta w kolanie. Niby siedział niby nie Trudno wyjaśnić. Splótł palce i położył dłonie na kolano.
-Więc o czym chcielibyście porozmawiać?- spytał.
-Prosze pana bo razem z Jonathanem i Danielem wymyśliliśmy aby zrobić bal przebierańców.- odezwał się Bob.
-Okej, mów dalej.- powiedział Ethan.
-No i chcielibyśmy to zrobić tylko dla naszej klasy i z panem, panie Devine. Wiadomo trochę alkoholu, bo większość z nas już jest pełnoletnia.- powiedział. Ethan się zaśmiał.
-No dobra. Powiedzmy, że się zgadzam. A kiedy macie plan to zrobić?
-Chcieliśmy w piątek w tym tygodniu.
-Dobra. Pogadam z dyrektorem czy będzie miał wolną salę gimnastyczną w tym czasie. A kto będzie za to odpowiedzialny?
-No więc ja, Daniel i Jonathan wszystko załatwimy. Pan się nie musi o co martwić tylko dobrze by było gdyby pan nas krył z tym alkoholem.- uśmiechnął się Bob.
-No nie jestem pewien co do tego...
-Prosimyy..-zaczęła błagać cała klasa.
-No dobra. Mogę się zgodzić. Ale bez żadnych bójek i nikt nie ma się "nawalić jak świnia".- powiedział kreśląc cudzysłów w powietrzu. Klasa się zaśmiała.
-Się rozumie.- powiedział Jonathan.
-Nie wiem czy to dobry pomysł.- szepnęłam do Lucy.
-Dlaczego?- spytała marszcząc brwi.
-Alkohol plus nasza klasa? To się źle skończy. No chyba, że rzeczywiście będą pili z umiarem. Ale jestem zaskoczona, że Devine się na to zgodził.- powiedziałam.
-No wiesz myślę, że pan Ethan też lubi czasami pobalować.- zaśmiała się. Zaczęłam śmiać się razem z nią.
-Być może.- zachichotałam i odruchowo podwinęłam rękawy.Lucy oszołomionym wzrokiem spojrzała na moje ręce. Dopiero po chwili zrozumiałam swój gest. Szybko obciągnęłam rękawy.
-Co to jest> Czy ty się tniesz?- spytała.
-No co ty.- zaśmiałam się. Zbyt sztucznie.
-Katnis mnie nie okłamiesz.- warknęła.
-Lucy. Ja. Się. Nie. Tne.- wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
-Nie? To wtedy może są zadrapania po kocie.- prychnęła.
-Lucy przestań.- westchnęłam odwracając się. Lu mocno złapał mnie za rękaw sweterka i podciągnęła do góry.
-Lucy!- pisnęłam.
-I co>! Mówiłam, że się tniesz!- krzyknęła.
-Przestań!
-Dziewczyny! Co wy się tam kłócicie?- spytał Ethan.
-My się nie kłócimy. my po prostu prowadzimy pełną emocji konwersacje.- powiedziałam.
-Katnis! Czemu się tniesz?- wróciła Lucy do tematu.
-Ja się nie tnę!
-Tniesz! Widziałam!
-Masz zwidy!
-Kłamiesz! Jesteś tchórzem i po prostu boisz się otaczającego cię świata i dlatego to robisz!- krzyknęła. Rozejrzałam się po klasie. Wszyscy się na nas patrzyli. Do oczu naszły mi łzy.
- Nie jestem tchórzem. Gdyby zmarła ci przyjaciółka, twój bart zasztyletowałby twoja siostrę, matka odeszła, a ojciec zgwałcił i dowiedziałabyś się, że jesteś z nim w ciąży nie zrobiłabyś tego? Codziennie byś chodziła uśmiechnięta jakby nigdy nic się nie stało? Naprawdę? Bo coś w to nie wierzę. Spróbuj teraz nazwać mnie tchórzem.- szepnęłam. Szybko spakowałam piórnik i ocierając łzy wybiegłam z sali. Trzasnęłam drzwiami i pobiegłam do góry do łazienki dla dziewczyn. Weszłam do kabiny i usiadłam pod ścianą. Na korytarzu usłyszałam trzaśnięcie. Pewnie ktoś wyszedł z sali i gdzieś teraz idzie. Usłyszałam kroki, które kierowały się w stronę łazienki. Zatrzymałam powietrze w płucach i nasłuchiwałam. Ktoś wszedł do łazienki.
-Katnis.. jesteś tu?- spytał swoim ciepłym głosem Ethan. Wypuściłam powietrze a z mojego gardła wyrwał się szloch. Ethan otworzył drzwi i wszedł do środka. Spojrzałam na niego. Mężczyzna kucnął obok mnie i skrzyżował dłonie.
-Czemu tu jesteś?- spytał.
-Bo mogę.- odpowiedziałam.
-To nie odpowiedź. Powiedz mi dlaczego wybiegłaś z klasy.
-Bo Lucy nazwała mnie tchórzem.- szepnęłam.
-I czemu wybiegłaś z klasy? Przecież doskonale wiesz, że to nieprawda, więc nie powinnaś się tym przejmować.- powiedział i usiadł obok mnie.
-A może ja jestem tchórzem Ethan? Uciekłam od ojca, ponieważ bałam się go. Cięłam się bo myślała, że to pomoże..- powiedziałam.
-Nie mów tego. To nie jest tchórzostwo. To jest instynkt obrony własnego życia. Pomyśl. Co by się stało gdybyś została z ojcem? A cięcie.. Co prawda nie polecam cięcia, ale może ci to pomogło? Na pewno nie jesteś tchórzem. ja to wiem i ty to wiesz. Cały czas się dziwię, że tak dobrze się trzymasz. I złamało cię to jedno słowo?
-Tak. Bo usłyszałam to z ust osoby, której ufam.- powiedziałam i uniosłam na niego wzrok. Mężczyzna westchnął.
-Może Lucy nie chciała wcale tego powiedzieć? Może miała takie zdanie na temat osób, które się tną i tak odruchowo...- powiedział i objął mnie ramieniem.
-Ethan ja nie chce być tchórzem. Nie chcę się ciąć. Ja chcę być po prostu szczęśliwa.- załkałam przytulając się do niego.
-I będziesz. Obiecuję.- szepnął i pocałował mnie w czubek głowy....
środa, 22 października 2014
Katnis #23
-Jestem!- krzyczę zdejmując buty w korytarzu. Szukam Ethana ale nigdzie go nie znajduję. Idę do góry. Wchodzę do Ethana pokoju i tam on jest. Leży spokojnie w łóżku.Śpi. Prawdopodobnie. Podchodzę do łóżka i przyglądam mu się dokładniej. Ma zamknięte oczy i rozchylone usta. Jego włosy sa potargane a kołdra zakrywa tylko jego dolną część ciała. Pochylam się nad nim aby dokładniej mu się przyjrzeć ale w tej chwili się budzi. Mruczy coś pod nosem i przeciąga się rozkosznie.
-O cześć Katnis.- mówi uśmiechając się. -Co ty robisz?- marszczy brwi.
-Ja...ja..- nie mogę się wysłowić.
-A nie ważne. Siadaj obok mnie.- mówi wesoły. Uśmiecham się wesoło i siadam po jego lewej stronie. W łóżku roznosi się zapach jego ciała. Uśmiecham się wciągając go do nozdrzy.
-Co się tak uśmiechasz? Jakaś rozmarzona jesteś.- zauważa z szerokim uśmiechem.
-Zdaje ci się.- śmieję się.
-Wiesz, że uroczo się śmiejesz?
-Dziękuję- mówię rumieniąc się.
-I uroczo rumienisz.- powtarza szeptem przy moim uchu. Odwracam się do niego i w tej chwili czuje jego ciepłe usta na swoich. Smakują jak... nie. Tego smaku nie da się określić. To jest po prostu smak nieba. Oddaje się pocałunkowi a mężczyzna kładzie mnie na łóżko. Pogłębia pocałunek. Wkładam dłonie w jego włosy i przyciągam go do siebie jeszcze mocniej aby nigdy nie przestał. Dopiero po chwili stwierdzam, że jest w samych bokserkach a teraz próbuje zdjąć koszulkę ze mnie. Pozwalam mu na to unosząc się do pozycji siedzącej.
-Kocham cię.- mruczy przy moim uchu.
-Ja ciebie też.- mówię i jak na potwierdzenie tych słów znów wbijam się w jego usta.
***
Zdyszana uniosłam się do pozycji siedzącej. Spojrzałam na zegarek stojący na szafce nocnej. 4:50. Czyli to był tylko sen. Dziwny sen... ale cóż to sen. Ma prawo być niezrozumiały. Walnęłam się na poduszkę i oddychałam ciężko.
-Jezu.- szepnęłam i przejechałam palcem po swojej dolnej wardze. Niestety zimna. Udowodnienie tego,że usta Ethana przed chwilą ich nie dotykały. Przewróciłam się na drugi bok i zamknęłam oczy. Przed oczami znowu miałam obraz jak Ethan mnie całuje.
-Nie dam rady usnąć.- stwierdziłam i wyszłam z łóżka. Otworzyłam po cichu drzwi na korytarz i wyszłam. Zeszłam po schodach cicho tupiąc i weszłam do kuchni. Zajrzałam do lodówki. Zobaczyłam tam wodę. Wyjęłam ją i nalałam sobie do szklanki. Wypiłam ją jednym duszkiem i włożyłam szklankę do zlewu. Oparłam się o blat i ukryłam twarz w dłoniach.
-Wiadomo, że to tylko sen. Przecież ja nie kocham Ethana a on mnie.- powiedziałam sama do siebie. Odetchnęłam głęboko i przez chwilę stałam w bezruchu.
-Katnis?- usłyszałam czyiś głos. Poderwałam się przestraszona i spojrzałam na Ethana.
-Cześć.- powiedziałam.
-Co tu robisz?- spytał przecierając zaspane oczy.
-Em.. nie mogę spać więc przyszłam się napić.- powiedziałam i obrzuciłam szybko ciała Ethana spojrzeniem. Był w samych bokserkach. Cholera. Mój wzrok padł na jego piękne, barwne usta.
-Katnis?- spytał machając ręką.
-Tak?- spytałam marszcząc brwi.
-Pytałem się Ciebie czy wszystko w porządku.- powiedział.
-Tak szczerze? Nic nie jest w porządku ale kto by się przejmował.- wzruszyłam ramionami i się uśmiechnęłam.
-Kat...- westchnął. -Nie mów tak.
-A jak mam mówić? Ethan jestem w ciąży z moim ojcem! I pytając się mnie czy wszystko dobrze oczekujesz odpowiedzi,że tak świetnie? Cieszę się, że zostanę matką dziecka swojego ojca i każdego dnia patrząc na nie będzie mi się przypominał gwałt? Jeżeli to chcesz usłyszeć to tak. Wszystko w porządku.- powiedziałam łamiący się głosem.
-Nie wiedziałem, że tak to spostrzegasz.- szepnął.
-Właśnie tego się najbardziej boje.- szepnęłam. -Że po urodzeniu dziecku patrząc na nie będzie mi się przypominał gwałt.- łzy poczęły spływać po moich policzkach.
-czyli zdecydowałaś się?- spytał robiąc krok w moją stronę.
-O czym się zdecydowałam?
-Że urodzisz.
-Tak. Aborcja to jest zabijanie Ethanie. Nie chcę zabijać niewinnej istoty. To nie jest wina tej kruszynki, że została poczęta w tak trudnych warunkach.- powiedziałam pociągając nosem.
-Katnis nie wierzę.- powiedział stając już dostatecznie blisko mnie.
-W co nie wierzysz? Myślałeś, że zabiję to dziecko?- szepnęłam zdziwiona.
-Nie! Broń Boże! Jestem zadziwiony twoja odwagą. Jesteś silną nastolatką i to w tobie podziwiam.- powiedział.
-Jestem silną nastolatką? To dlaczego teraz płaczę?- spytałam.
-Łzy to nie jest oznaka słabości. Pamiętaj.- powiedział i otarł moje łzy kciukiem. Dłużej nie wytrzymałam i rzuciłam się w jego ramiona. Mężczyzna objął mnie mocno a ja położyłam swoja głowę na jego klatce piersiowej.
-Ethan...- pociągnęłam nosem.
-Tak?- spytał gładząc moje włosy.
-Możesz ze mną posiedzieć w salonie i pooglądać film?- spytałam spoglądając na niego.
-Jasne. Chodź.- powiedział łapiąc mnie za rękę. Razem poszliśmy do salonu. Ethan zapalił lampkę w rogu i usiedliśmy na sofie. Wzięłam koc i przykryłam się nim a Ethan włączył telewizję. Usiadł obok mnie i zaczął przeskakiwać po kanałach.
-Chcesz kawałek koca?- spytałam.
-tak. Trochę tu zimno.- zaśmiał się. Podniósł koc i wszedł pod niego tym samym przybliżając się do mnie. Nasze kolana się stykały a mnie za każdym dotknięciem przechodziły rozkoszne dreszcze. W końcu Ethan zatrzymał się na jakimś kanale. Leciało - jak domyśliłam się po chwili- kolejny odcinek popularnego serialu młodzieżowego, "Pamiętniki Wampirów". Położyłam głowę na ramieniu Ethana i bardziej otuliłam się niebieskim, miękkim kocem.
-Jestem za Deleną.- mruknęłam zamykając oczy.
-A ja za Steleną. Stefan zdaje się bardziej...hmmm... uczuciowy.- powiedział.
-O nie! Damon jest seksowniejszy! Po za tym ten jego uśmiech i nonszalancki styl bycia. Po za tym też się troszczy o Elenę. Team Delena Forever.
-Nie. Team Stelena lepszy.- zaśmiał się.
-No kurde! Jak tak możesz! Przeciez Damon... eh...- westchnęłam.
-No dobra. Tak naprawdę kocham Steroline.-powiedział.
-W końcu się w czymś zgadzamy!- krzyknęłam przybijając mu piątkę. Znów połoćyłam się na ramieniu Ethana i zamknęłam oczy. Westchnęłam. Już zapadałam w sen gdy usłyszałam Ethana.
-Jesteś bardzo zmienna w humorach.- i to było ostatnie co usłyszałam. Usnęłam.
***
Przebudziłam się jak usłyszałam trzask. To Ethan otworzył kopniakiem drzwi do mojego pokoju, które odbiły się o ścianę. Po chwili zorientowałam się, że niesie mnie na rękach. Zamknęłam oczy i spróbowałam znów usnąć. Wtuliłam się w niego i już, już byłam na pomiędzy rzeczywistością a snem. Poczułam jak Ethan kładzie mnie do łóżka i przykrywa kołdra.
-Śniłeś mi się.-mruknęłam otulając sie mocniej kołdra.
-Tak? A co tam robiłem?-spytał i pogładził mój policzek.
-Całowałeś mnie i mówiłeś, że kochasz.- mruknęłam nie do końca świadoma co mówię. Zaraz po tym usnęłam uciekając się do bezpiecznego świata snów...
___________________________________________________________________________________
Przepraszam, że taki krótki... Jest najkrótszy chyba z mojej historii... xD Ale Patrycja mnie popędzała więc dodałam! xD Ale mogą być błędy bo jak mówiłam Pati miała cały czas jakies problemy (Dzięki, że mnie rozpraszałaś xD). I chciałam podziękować za tak wiernych czytelników jakimi jesteście! No mówiąc o Oli, Pati :)) Komentujecie i w ogóle ♥ No i dziękuję ogólnie wszystkim czytelnikom nawet tym anonimowym. A no i jeszcze Oliwia xp Więc miłego czytani i do zobaczenia czytelnicy! ♥Ahoj!xx
-O cześć Katnis.- mówi uśmiechając się. -Co ty robisz?- marszczy brwi.
-Ja...ja..- nie mogę się wysłowić.
-A nie ważne. Siadaj obok mnie.- mówi wesoły. Uśmiecham się wesoło i siadam po jego lewej stronie. W łóżku roznosi się zapach jego ciała. Uśmiecham się wciągając go do nozdrzy.
-Co się tak uśmiechasz? Jakaś rozmarzona jesteś.- zauważa z szerokim uśmiechem.
-Zdaje ci się.- śmieję się.
-Wiesz, że uroczo się śmiejesz?
-Dziękuję- mówię rumieniąc się.
-I uroczo rumienisz.- powtarza szeptem przy moim uchu. Odwracam się do niego i w tej chwili czuje jego ciepłe usta na swoich. Smakują jak... nie. Tego smaku nie da się określić. To jest po prostu smak nieba. Oddaje się pocałunkowi a mężczyzna kładzie mnie na łóżko. Pogłębia pocałunek. Wkładam dłonie w jego włosy i przyciągam go do siebie jeszcze mocniej aby nigdy nie przestał. Dopiero po chwili stwierdzam, że jest w samych bokserkach a teraz próbuje zdjąć koszulkę ze mnie. Pozwalam mu na to unosząc się do pozycji siedzącej.
-Kocham cię.- mruczy przy moim uchu.
-Ja ciebie też.- mówię i jak na potwierdzenie tych słów znów wbijam się w jego usta.
***
Zdyszana uniosłam się do pozycji siedzącej. Spojrzałam na zegarek stojący na szafce nocnej. 4:50. Czyli to był tylko sen. Dziwny sen... ale cóż to sen. Ma prawo być niezrozumiały. Walnęłam się na poduszkę i oddychałam ciężko.
-Jezu.- szepnęłam i przejechałam palcem po swojej dolnej wardze. Niestety zimna. Udowodnienie tego,że usta Ethana przed chwilą ich nie dotykały. Przewróciłam się na drugi bok i zamknęłam oczy. Przed oczami znowu miałam obraz jak Ethan mnie całuje.
-Nie dam rady usnąć.- stwierdziłam i wyszłam z łóżka. Otworzyłam po cichu drzwi na korytarz i wyszłam. Zeszłam po schodach cicho tupiąc i weszłam do kuchni. Zajrzałam do lodówki. Zobaczyłam tam wodę. Wyjęłam ją i nalałam sobie do szklanki. Wypiłam ją jednym duszkiem i włożyłam szklankę do zlewu. Oparłam się o blat i ukryłam twarz w dłoniach.
-Wiadomo, że to tylko sen. Przecież ja nie kocham Ethana a on mnie.- powiedziałam sama do siebie. Odetchnęłam głęboko i przez chwilę stałam w bezruchu.
-Katnis?- usłyszałam czyiś głos. Poderwałam się przestraszona i spojrzałam na Ethana.
-Cześć.- powiedziałam.
-Co tu robisz?- spytał przecierając zaspane oczy.
-Em.. nie mogę spać więc przyszłam się napić.- powiedziałam i obrzuciłam szybko ciała Ethana spojrzeniem. Był w samych bokserkach. Cholera. Mój wzrok padł na jego piękne, barwne usta.
-Katnis?- spytał machając ręką.
-Tak?- spytałam marszcząc brwi.
-Pytałem się Ciebie czy wszystko w porządku.- powiedział.
-Tak szczerze? Nic nie jest w porządku ale kto by się przejmował.- wzruszyłam ramionami i się uśmiechnęłam.
-Kat...- westchnął. -Nie mów tak.
-A jak mam mówić? Ethan jestem w ciąży z moim ojcem! I pytając się mnie czy wszystko dobrze oczekujesz odpowiedzi,że tak świetnie? Cieszę się, że zostanę matką dziecka swojego ojca i każdego dnia patrząc na nie będzie mi się przypominał gwałt? Jeżeli to chcesz usłyszeć to tak. Wszystko w porządku.- powiedziałam łamiący się głosem.
-Nie wiedziałem, że tak to spostrzegasz.- szepnął.
-Właśnie tego się najbardziej boje.- szepnęłam. -Że po urodzeniu dziecku patrząc na nie będzie mi się przypominał gwałt.- łzy poczęły spływać po moich policzkach.
-czyli zdecydowałaś się?- spytał robiąc krok w moją stronę.
-O czym się zdecydowałam?
-Że urodzisz.
-Tak. Aborcja to jest zabijanie Ethanie. Nie chcę zabijać niewinnej istoty. To nie jest wina tej kruszynki, że została poczęta w tak trudnych warunkach.- powiedziałam pociągając nosem.
-Katnis nie wierzę.- powiedział stając już dostatecznie blisko mnie.
-W co nie wierzysz? Myślałeś, że zabiję to dziecko?- szepnęłam zdziwiona.
-Nie! Broń Boże! Jestem zadziwiony twoja odwagą. Jesteś silną nastolatką i to w tobie podziwiam.- powiedział.
-Jestem silną nastolatką? To dlaczego teraz płaczę?- spytałam.
-Łzy to nie jest oznaka słabości. Pamiętaj.- powiedział i otarł moje łzy kciukiem. Dłużej nie wytrzymałam i rzuciłam się w jego ramiona. Mężczyzna objął mnie mocno a ja położyłam swoja głowę na jego klatce piersiowej.
-Ethan...- pociągnęłam nosem.
-Tak?- spytał gładząc moje włosy.
-Możesz ze mną posiedzieć w salonie i pooglądać film?- spytałam spoglądając na niego.
-Jasne. Chodź.- powiedział łapiąc mnie za rękę. Razem poszliśmy do salonu. Ethan zapalił lampkę w rogu i usiedliśmy na sofie. Wzięłam koc i przykryłam się nim a Ethan włączył telewizję. Usiadł obok mnie i zaczął przeskakiwać po kanałach.
-Chcesz kawałek koca?- spytałam.
-tak. Trochę tu zimno.- zaśmiał się. Podniósł koc i wszedł pod niego tym samym przybliżając się do mnie. Nasze kolana się stykały a mnie za każdym dotknięciem przechodziły rozkoszne dreszcze. W końcu Ethan zatrzymał się na jakimś kanale. Leciało - jak domyśliłam się po chwili- kolejny odcinek popularnego serialu młodzieżowego, "Pamiętniki Wampirów". Położyłam głowę na ramieniu Ethana i bardziej otuliłam się niebieskim, miękkim kocem.
-Jestem za Deleną.- mruknęłam zamykając oczy.
-A ja za Steleną. Stefan zdaje się bardziej...hmmm... uczuciowy.- powiedział.
-O nie! Damon jest seksowniejszy! Po za tym ten jego uśmiech i nonszalancki styl bycia. Po za tym też się troszczy o Elenę. Team Delena Forever.
-Nie. Team Stelena lepszy.- zaśmiał się.
-No kurde! Jak tak możesz! Przeciez Damon... eh...- westchnęłam.
-No dobra. Tak naprawdę kocham Steroline.-powiedział.
-W końcu się w czymś zgadzamy!- krzyknęłam przybijając mu piątkę. Znów połoćyłam się na ramieniu Ethana i zamknęłam oczy. Westchnęłam. Już zapadałam w sen gdy usłyszałam Ethana.
-Jesteś bardzo zmienna w humorach.- i to było ostatnie co usłyszałam. Usnęłam.
***
Przebudziłam się jak usłyszałam trzask. To Ethan otworzył kopniakiem drzwi do mojego pokoju, które odbiły się o ścianę. Po chwili zorientowałam się, że niesie mnie na rękach. Zamknęłam oczy i spróbowałam znów usnąć. Wtuliłam się w niego i już, już byłam na pomiędzy rzeczywistością a snem. Poczułam jak Ethan kładzie mnie do łóżka i przykrywa kołdra.
-Śniłeś mi się.-mruknęłam otulając sie mocniej kołdra.
-Tak? A co tam robiłem?-spytał i pogładził mój policzek.
-Całowałeś mnie i mówiłeś, że kochasz.- mruknęłam nie do końca świadoma co mówię. Zaraz po tym usnęłam uciekając się do bezpiecznego świata snów...
___________________________________________________________________________________
Przepraszam, że taki krótki... Jest najkrótszy chyba z mojej historii... xD Ale Patrycja mnie popędzała więc dodałam! xD Ale mogą być błędy bo jak mówiłam Pati miała cały czas jakies problemy (Dzięki, że mnie rozpraszałaś xD). I chciałam podziękować za tak wiernych czytelników jakimi jesteście! No mówiąc o Oli, Pati :)) Komentujecie i w ogóle ♥ No i dziękuję ogólnie wszystkim czytelnikom nawet tym anonimowym. A no i jeszcze Oliwia xp Więc miłego czytani i do zobaczenia czytelnicy! ♥Ahoj!xx
niedziela, 19 października 2014
Katnis #22
Ethan przez chwilę patrzył na mnie z niedowierzaniem. Zaczęłam się nerwowo bawić palcami. Po chwili usłyszałam śmiech Ethana. Trochę zbyt sztuczny.
-Dobra, dobra. A teraz na poważnie.- powiedział. Uniosłam wzrok i spojrzałam na niego zdziwiona.
-Ale ja mówię całkiem poważnie.
-Ale... to by znaczyło...że...że...- zaczął ale jakoś nie mógł dokończyć.
-Że nie jestem wcale taka niewinna?- uśmiechnęłam się z goryczą.
-Tak jakby. Ale przecież..nie wyobrażam sobie...
-Bo to nie było tak.- szepnęłam.
-To jak?- spytał.
-Ja nie mogę powiedzieć. Chciałabym. Każdego dnia te wszystkie zdarzenia niszczą mnie od środka. Ale nie mogę tego powiedzieć. Po prostu nie mogę.- pociągnęłam nosem.
-Katnis, mi możesz zaufać. Obiecuję, że nikomu nic nie powiem.- powiedział i złapał w dłonie moją dłoń.
-To nie jest kwestia zaufania czy coś w tym stylu. To chodzi o to, że to jest takie żenujące...takie ohydne.- powiedziałam. Przez cały czas unikałam jego wzroku.
-Kat wiesz, że jak powiesz to komuś to poczujesz się lepiej? Nie musisz mówić tego mi, ale komukolwiek a przyrzekam, że naprawdę będzie lepiej.- użył zdrobnienia mojego imienia. To źle wróży. Zawsze gdy ktoś używa tego zdrobnienie to się łamie. Westchnęłam ciężko.
-Zostałam...zgwałcona.- szepnęłam.
-Czekaj. Powtórz bo nie dosłyszałem. Czy ty powiedziałaś przed chwilą, że zostałaś zgwałcona?- spytał.
-Dobrze usłyszałeś.- powiedziałam.
-Ale...jak? Kto?- zaczął pytać.
-Wiesz, że jeżeli zacznę to będę musiała opowiedzieć ci całą historię.- mruknęłam.
-Mam dużo czasu.- powiedział i przybliżył się do mnie.Zaczęłam mu opowiadać wszystko od początku. Wtedy jak Bard zasztyletował Anne, jak nasza matka się wyprowadziła, jak ojciec zgwałcił mnie tamtej nocy, jak uciekłam od niego ale on później znalazł mnie na polanie. Powiedziałam mu dosłownie wszystko. Po prostu czułam, że to jest mój anioł w ludzkiej skórze. Który podniesie mnie mimo wszystko.
-Katnis..- szepnął Ethan. Jego szept był tak czuły. Załkałam cicho. Po chwili mój szloch przerodził się w otwarty płacz. Wtuliłam się mocno w mężczyznę, łapiąc mocno w pięści jego koszulkę na plecach.
-Nie wierzę, że po tym wszystkim tak dobrze się trzymasz.- stwierdził. Uśmiechnęłam się delikatnie. -Chodź.- powiedział i wstał z łóżka.
-Gdzie?- spytałam zdziwiona.
-Zabiorę cię gdzieś.- powiedzial i zszedł na dół. Poszłam do łazienki aby obmyć twarz. Spojrzałam w lustro. Zaczęłam żałować tego, że dzisiejszego ranka się pomalowałam. No nic. Obmyłam szybko twarz zimną wodą i zeszłam na dół. Ubrałam buty i narzuciłam na ramiona swoja luźna kurtkę. Wyszłam przed dom. Na motorze siedział Ethan. I od razu przypomniał mi się dzisiejszy ranek... wtedy, gdy żyłam w słodkiej nieświadomości tego wszystkiego. Podeszłam do niego wolnym krokiem i odebrałam kask. Nałożyłam go na głowę i usiadłam na Ethanem. Objęłam go mocno w pasie i położyłam głowę na jego plecach. Zamknęłam oczy i pozwoliłam sobie na chwile zapomnieć o wszystkim. Przez chwilę poczuć zapach Ethana i rozmyślać z czym kojarzy mi się ten zapach. To pewnie jego żel pod prysznic i sam zapach Ethanowy. Wspaniałe połączenie.
***
-Jesteśmy na miejscu.- powiedział mężczyzna. Puściłam go i zeszłam z motoru. Spojrzałam na miejsce gdzie mnie przywiózł. Byliśmy na jakimś pustkowiu. Przede mną było ogrodzenie zarośnięte trawą. Za ogrodzeniem były ruiny jakiegoś mieszkania i wielkie drzewo. Drzewo nadawało się do zbudowania jakiegoś domku czy coś w ten deseń. Nagle przed oczami stanął mi pewien obraz. Ja, Ethan i Kate. Właśnie na tym drzewie.
-Ethan... czy to jest to co myślę?- spytałam wpatrzona w drzewo.
-Tak. To tu właśnie kiedyś mieszkałem z Kate.- usłyszałam jego głos tuż za sobą. Podeszłam do furtki i otworzyłam drzwi. Weszłam na podwórko. Podeszłam do drzewa. Zauważyłam kawałki drewna przyszpilone jednym gwoździem do drzewa. Przejechałam po nich palcami. Pamiętam jak razem z Kate, Ethanem i ich rodzicami trudziliśmy się, żeby to zrobić. A wtedy mój tata... nie. Wtedy ten człowiek przyniósł nam koc i ciasteczka a my weszliśmy na drzewo i tam się bawiliśmy. Położyłam jedną nogę na drewnie i złapałam się najbliższej gałęzi. Podciągnęłam się i drugą nogę położyłam na kawałku wyżej. I tak cały czas aż nie doszłam do swojego miejsca. Oparłam się o gałąź i wygodnie usiadłam na drugiej. Po chwili na górę wszedł Ethan i usiadł naprzeciwko mnie.
-Pamiętam jak się tu bawiliśmy.- powiedziałam. Westchnęłam. Poczułam jesienny zapach.
-Tak. Też to pamiętam.- powiedział podciągając jedną nogą do siebie a druga miał rozpostartą przed sobą. Uśmiechnęłam się. Obejrzałam się w prawo. Obok mnie na gałęzi było serduszko. W nim było napisane "Ethan+Kat" dziecięcym pismem Kate. Moje policzki zrobiły się różowe. Gdy Ethan zorientował się na co się patrze, zaśmiał się cicho.
-Tak. Pamiętam jak Kate to rysowała. Wkurzyliśmy się wtedy nieźle na nią i nie odzywaliśmy się do niej przez tydzień.- zaśmiał się. Zawtórowałam mu. Również to pamiętam.
-A ja pamiętam jak kiedyś ty wchodziłeś i chciałeś się popisać więc stanąłeś na jednej z gałęzi bez trzymanki, a ona pod tobą pękła. Na wskutek tego miałeś złamaną rękę, a my zakaz na wchodzenie na to drzewo.
-Ah...Ale ja wcale nie chciałem się popisać! ja po prostu pokazywałem wam swoje uzdolnienia kaskaderskie!- zaśmiał się głośno.
-Tak, tak. I jeszcze specjalnie wybrałeś taką gałąź, aby pod tobą pękła.- powiedziałem.
-No właśnie tak było!- zapewnił gorąco. Uśmiechnęłam się. nagle przypomniałam sobie pewną zabawę.
-A pamiętasz jak bawiliśmy się w zamek? Byłam księżniczką, a ty księciem. Zawsze musiałeś mnie radować bo Kate, która była smokiem mnie porywała.- powiedziałam i ułożyłam się w taką pozę jak Ethan.
-Też to pamiętam! A potem zawsze Kate mówiła "daj buzi Kat, daj buzi Kat!"- krzyknął.
-Tak. A teraz jesteś moim nauczycielem. Ciekawie to się potoczyło.- zachichotałam.
-No wiesz, możesz chwalić się koleżankom, że całowałaś się ze swoim jakże przystojnym nauczycielem.- powiedział i puścił do mnie oczko. Mimo woli, moje policzki zrobiły się czerwone.
-Po pierwsze, nie przesadzaj z tym przystojnym. Po drugie, to było tylko cmoknięcie, więc tak tego nie wyolbrzymiaj.- oznajmiłam.
-Dobra, dobra.
Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy wdychając świeże, jesienne powietrze. Liście obok mnie wirowały na wietrze i opadały delikatnie, i z gracją na ziemię.
-Dziękuję.- powiedziałam. Ethan spojrzał na mnie marszcząc brwi.
-Za co?- spytał.
-Za to, że mnie tutaj zabrałeś. Że pozwoliłeś powspominać. A przede wszystkim, że dzięki tobie zapomniałam o tych wszystkich złych sytuacjach.- szepnęłam patrząc prosto w jego brązowe oczy.
-Nie ma za co. Zrobiłem to z wielką przyjemnością.- uśmiechnął się. Odwzajemniłam uśmiech.
-Jest za co.
-Nie. Nie ma. I się ze mną nie kłóć. A teraz chodź. Pojedziemy już do domu. Chłodno się robi.- powiedział. Wstał z gałęzi a potem znowu na niej przykucnął. Złapał się rękoma, i oplótł ją mocno. Puścił nogi i spadł.
-Ethan!- krzyknęłam przerażona zrywając się z gałęzi.
-Spokojnie.Trzymam się!- usłyszałam jego przytłumiony głos. Po chwili usłyszałam jak spada na ziemię i trzask suchych patyków. Odetchnęłam z ulgą. Chciałam się odwrócić i zejść, ale nagle się zachwiałam. Zaczęłam wymachiwać rękoma, ale to nic nie dało, gdy po chwili moja noga ześlizgnęła się z gałęzi. Myślałam, że spadnę i się połamie, więc jakie było moje zdziwienie, gdy moje ciało nie zderzyło się z twardą ziemią usłaną liśćmi. Odsłoniłam oczy, które zakryłam rękoma w czasie tak, krótkiego lotu. Spojrzałam na mojego wybawcę (którym rzec jasna był Ethan, bo kto inny? Duch?). Mężczyzna uśmiechał się do mnie.
-Oj dziewczyno uważaj. Jesteś zbyt energiczna.- zaśmiał się i puścił mnie na ziemię.
-Ja? Zbyt energiczna? Chyba zbyt nieuważna. No i co więcej mówić. Pierdoła ze mnie.-powiedziałam wzruszając ramionami i ruszyłam w stronę motoru. Usiadłam na niego i zaczekałam na Ethana.
***
-Chcesz herbatę czy coś?- spytał Ethan zamykając drzwi wejściowe.
-Nie. Pójdę spać. Zmęczona jestem a po za tym jutro szkoła.- powiedziałam.
-No dobrze. Ale pamiętaj, że na jutro masz do napisania wypracowanie.- powiedział kierując się do salonu.
-Wypracowanie?! Ah tak. Z angielskiego. No cóż. To nie pójdę spać. Ale w razie czego gdybym usnęła to dobranoc.- powiedziałam.
-Dobranoc.- pocałował mnie w policzek. Zdjęłam buty i kurtkę i poszłam do swojego pokoju gdzie zabrałam się za odrabianie zaległości.
-Dobra, dobra. A teraz na poważnie.- powiedział. Uniosłam wzrok i spojrzałam na niego zdziwiona.
-Ale ja mówię całkiem poważnie.
-Ale... to by znaczyło...że...że...- zaczął ale jakoś nie mógł dokończyć.
-Że nie jestem wcale taka niewinna?- uśmiechnęłam się z goryczą.
-Tak jakby. Ale przecież..nie wyobrażam sobie...
-Bo to nie było tak.- szepnęłam.
-To jak?- spytał.
-Ja nie mogę powiedzieć. Chciałabym. Każdego dnia te wszystkie zdarzenia niszczą mnie od środka. Ale nie mogę tego powiedzieć. Po prostu nie mogę.- pociągnęłam nosem.
-Katnis, mi możesz zaufać. Obiecuję, że nikomu nic nie powiem.- powiedział i złapał w dłonie moją dłoń.
-To nie jest kwestia zaufania czy coś w tym stylu. To chodzi o to, że to jest takie żenujące...takie ohydne.- powiedziałam. Przez cały czas unikałam jego wzroku.
-Kat wiesz, że jak powiesz to komuś to poczujesz się lepiej? Nie musisz mówić tego mi, ale komukolwiek a przyrzekam, że naprawdę będzie lepiej.- użył zdrobnienia mojego imienia. To źle wróży. Zawsze gdy ktoś używa tego zdrobnienie to się łamie. Westchnęłam ciężko.
-Zostałam...zgwałcona.- szepnęłam.
-Czekaj. Powtórz bo nie dosłyszałem. Czy ty powiedziałaś przed chwilą, że zostałaś zgwałcona?- spytał.
-Dobrze usłyszałeś.- powiedziałam.
-Ale...jak? Kto?- zaczął pytać.
-Wiesz, że jeżeli zacznę to będę musiała opowiedzieć ci całą historię.- mruknęłam.
-Mam dużo czasu.- powiedział i przybliżył się do mnie.Zaczęłam mu opowiadać wszystko od początku. Wtedy jak Bard zasztyletował Anne, jak nasza matka się wyprowadziła, jak ojciec zgwałcił mnie tamtej nocy, jak uciekłam od niego ale on później znalazł mnie na polanie. Powiedziałam mu dosłownie wszystko. Po prostu czułam, że to jest mój anioł w ludzkiej skórze. Który podniesie mnie mimo wszystko.
-Katnis..- szepnął Ethan. Jego szept był tak czuły. Załkałam cicho. Po chwili mój szloch przerodził się w otwarty płacz. Wtuliłam się mocno w mężczyznę, łapiąc mocno w pięści jego koszulkę na plecach.
-Nie wierzę, że po tym wszystkim tak dobrze się trzymasz.- stwierdził. Uśmiechnęłam się delikatnie. -Chodź.- powiedział i wstał z łóżka.
-Gdzie?- spytałam zdziwiona.
-Zabiorę cię gdzieś.- powiedzial i zszedł na dół. Poszłam do łazienki aby obmyć twarz. Spojrzałam w lustro. Zaczęłam żałować tego, że dzisiejszego ranka się pomalowałam. No nic. Obmyłam szybko twarz zimną wodą i zeszłam na dół. Ubrałam buty i narzuciłam na ramiona swoja luźna kurtkę. Wyszłam przed dom. Na motorze siedział Ethan. I od razu przypomniał mi się dzisiejszy ranek... wtedy, gdy żyłam w słodkiej nieświadomości tego wszystkiego. Podeszłam do niego wolnym krokiem i odebrałam kask. Nałożyłam go na głowę i usiadłam na Ethanem. Objęłam go mocno w pasie i położyłam głowę na jego plecach. Zamknęłam oczy i pozwoliłam sobie na chwile zapomnieć o wszystkim. Przez chwilę poczuć zapach Ethana i rozmyślać z czym kojarzy mi się ten zapach. To pewnie jego żel pod prysznic i sam zapach Ethanowy. Wspaniałe połączenie.
***
-Jesteśmy na miejscu.- powiedział mężczyzna. Puściłam go i zeszłam z motoru. Spojrzałam na miejsce gdzie mnie przywiózł. Byliśmy na jakimś pustkowiu. Przede mną było ogrodzenie zarośnięte trawą. Za ogrodzeniem były ruiny jakiegoś mieszkania i wielkie drzewo. Drzewo nadawało się do zbudowania jakiegoś domku czy coś w ten deseń. Nagle przed oczami stanął mi pewien obraz. Ja, Ethan i Kate. Właśnie na tym drzewie.
-Ethan... czy to jest to co myślę?- spytałam wpatrzona w drzewo.
-Tak. To tu właśnie kiedyś mieszkałem z Kate.- usłyszałam jego głos tuż za sobą. Podeszłam do furtki i otworzyłam drzwi. Weszłam na podwórko. Podeszłam do drzewa. Zauważyłam kawałki drewna przyszpilone jednym gwoździem do drzewa. Przejechałam po nich palcami. Pamiętam jak razem z Kate, Ethanem i ich rodzicami trudziliśmy się, żeby to zrobić. A wtedy mój tata... nie. Wtedy ten człowiek przyniósł nam koc i ciasteczka a my weszliśmy na drzewo i tam się bawiliśmy. Położyłam jedną nogę na drewnie i złapałam się najbliższej gałęzi. Podciągnęłam się i drugą nogę położyłam na kawałku wyżej. I tak cały czas aż nie doszłam do swojego miejsca. Oparłam się o gałąź i wygodnie usiadłam na drugiej. Po chwili na górę wszedł Ethan i usiadł naprzeciwko mnie.
-Pamiętam jak się tu bawiliśmy.- powiedziałam. Westchnęłam. Poczułam jesienny zapach.
-Tak. Też to pamiętam.- powiedział podciągając jedną nogą do siebie a druga miał rozpostartą przed sobą. Uśmiechnęłam się. Obejrzałam się w prawo. Obok mnie na gałęzi było serduszko. W nim było napisane "Ethan+Kat" dziecięcym pismem Kate. Moje policzki zrobiły się różowe. Gdy Ethan zorientował się na co się patrze, zaśmiał się cicho.
-Tak. Pamiętam jak Kate to rysowała. Wkurzyliśmy się wtedy nieźle na nią i nie odzywaliśmy się do niej przez tydzień.- zaśmiał się. Zawtórowałam mu. Również to pamiętam.
-A ja pamiętam jak kiedyś ty wchodziłeś i chciałeś się popisać więc stanąłeś na jednej z gałęzi bez trzymanki, a ona pod tobą pękła. Na wskutek tego miałeś złamaną rękę, a my zakaz na wchodzenie na to drzewo.
-Ah...Ale ja wcale nie chciałem się popisać! ja po prostu pokazywałem wam swoje uzdolnienia kaskaderskie!- zaśmiał się głośno.
-Tak, tak. I jeszcze specjalnie wybrałeś taką gałąź, aby pod tobą pękła.- powiedziałem.
-No właśnie tak było!- zapewnił gorąco. Uśmiechnęłam się. nagle przypomniałam sobie pewną zabawę.
-A pamiętasz jak bawiliśmy się w zamek? Byłam księżniczką, a ty księciem. Zawsze musiałeś mnie radować bo Kate, która była smokiem mnie porywała.- powiedziałam i ułożyłam się w taką pozę jak Ethan.
-Też to pamiętam! A potem zawsze Kate mówiła "daj buzi Kat, daj buzi Kat!"- krzyknął.
-Tak. A teraz jesteś moim nauczycielem. Ciekawie to się potoczyło.- zachichotałam.
-No wiesz, możesz chwalić się koleżankom, że całowałaś się ze swoim jakże przystojnym nauczycielem.- powiedział i puścił do mnie oczko. Mimo woli, moje policzki zrobiły się czerwone.
-Po pierwsze, nie przesadzaj z tym przystojnym. Po drugie, to było tylko cmoknięcie, więc tak tego nie wyolbrzymiaj.- oznajmiłam.
-Dobra, dobra.
Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy wdychając świeże, jesienne powietrze. Liście obok mnie wirowały na wietrze i opadały delikatnie, i z gracją na ziemię.
-Dziękuję.- powiedziałam. Ethan spojrzał na mnie marszcząc brwi.
-Za co?- spytał.
-Za to, że mnie tutaj zabrałeś. Że pozwoliłeś powspominać. A przede wszystkim, że dzięki tobie zapomniałam o tych wszystkich złych sytuacjach.- szepnęłam patrząc prosto w jego brązowe oczy.
-Nie ma za co. Zrobiłem to z wielką przyjemnością.- uśmiechnął się. Odwzajemniłam uśmiech.
-Jest za co.
-Nie. Nie ma. I się ze mną nie kłóć. A teraz chodź. Pojedziemy już do domu. Chłodno się robi.- powiedział. Wstał z gałęzi a potem znowu na niej przykucnął. Złapał się rękoma, i oplótł ją mocno. Puścił nogi i spadł.
-Ethan!- krzyknęłam przerażona zrywając się z gałęzi.
-Spokojnie.Trzymam się!- usłyszałam jego przytłumiony głos. Po chwili usłyszałam jak spada na ziemię i trzask suchych patyków. Odetchnęłam z ulgą. Chciałam się odwrócić i zejść, ale nagle się zachwiałam. Zaczęłam wymachiwać rękoma, ale to nic nie dało, gdy po chwili moja noga ześlizgnęła się z gałęzi. Myślałam, że spadnę i się połamie, więc jakie było moje zdziwienie, gdy moje ciało nie zderzyło się z twardą ziemią usłaną liśćmi. Odsłoniłam oczy, które zakryłam rękoma w czasie tak, krótkiego lotu. Spojrzałam na mojego wybawcę (którym rzec jasna był Ethan, bo kto inny? Duch?). Mężczyzna uśmiechał się do mnie.
-Oj dziewczyno uważaj. Jesteś zbyt energiczna.- zaśmiał się i puścił mnie na ziemię.
-Ja? Zbyt energiczna? Chyba zbyt nieuważna. No i co więcej mówić. Pierdoła ze mnie.-powiedziałam wzruszając ramionami i ruszyłam w stronę motoru. Usiadłam na niego i zaczekałam na Ethana.
***
-Chcesz herbatę czy coś?- spytał Ethan zamykając drzwi wejściowe.
-Nie. Pójdę spać. Zmęczona jestem a po za tym jutro szkoła.- powiedziałam.
-No dobrze. Ale pamiętaj, że na jutro masz do napisania wypracowanie.- powiedział kierując się do salonu.
-Wypracowanie?! Ah tak. Z angielskiego. No cóż. To nie pójdę spać. Ale w razie czego gdybym usnęła to dobranoc.- powiedziałam.
-Dobranoc.- pocałował mnie w policzek. Zdjęłam buty i kurtkę i poszłam do swojego pokoju gdzie zabrałam się za odrabianie zaległości.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)