niedziela, 8 lutego 2015

Katnis ~Informacja

Więc tak...miałam napisać jeszcze epilog, ale przepraszam nie napiszę go. Miałam napisane już połowę epilogu z Katnis (woho!) ale tak go zepsułam, że szkoda byłoby go tu dodawać.
Jak potoczyły się dalej losy Katnis?
A więc:
niedługo po obudzeniu się Williama  urodziła synka, którego nazwała Elliot. Dalej mieszka w Londynie razem z Williamem i swoim synem Elliotem. Po czterech latach z rodzinką okazuje się, że ponownie jest w ciąży, ale tym razem rodzi córeczkę i nadaje jej imię Lily. Po pięciu latach powrócił jej brat i przeprosił za wszytko, a ona mu wybaczyła.
No i teoretycznie wiedzie nudne życie jako sekretarka ;_;
A William jeździ jako dostawca (bo on lubi na motorze xD)
 Co u Liliany?
Po śmierci Ethan'a Liliana wyszła za mąż za jakiegoś milionera i urodziła córeczkę o imieniu Cassie. Ponownie zaszła w ciążę ze swoim obecnym mężem i również urodziła córeczkę o imieniu Cassandra. Ogólnie korzysta z majątku, chodzi na pokazy mody, imprezuje...Wyprowadziła się do Las Vegas.
Co u Jamie'go i Lucy?
Jakieś 4 miesiące po Kat Lucy urodziła bliźniaków, których nazwała Eric i Jonasz. Mieszka w sąsiedztwie z Katnis i często chodzą razem na spacery. Skończyła studia prawnicze i pracuje jako adwokat, a Jamie pracuje jako sędzia. Taka rodzina zgodna z prawem
Co u Tony'ego i Jonathan'a?
Nadal żyją razem. Wyprowadzili się do New York i tam wiodą spokojne życie jako zarządcy nieruchomościami. Ich rodziny tolerują ich związek i wszyscy są szczęśliwi.


No i tak to teoretycznie wygląda po tym wszystkim...Trochę nudnawo. Naprawdę przepraszam, że nie dodam epilogu, ale nie wiem jak się za niego zabrać...

No, ale po Katnis przychodzi czas na nowe opowiadanie! Prolog powinien pojawić się już niedługo, a później po nim pierwszy rozdział ;)
NOWE OPOWIADANIE BĘDZIE NA NOWYM BLOGU

Teraz:
Chciałam podziękować wszystkim moim czytelnikom za to, że mnie wspieraliście, doradzaliście i ogólnie, że byliście. Dziękuję za każdy komentarz, który napisaliście. Naprawdę to wiele dla mnie znaczyło :) Dziękuję, że polubiliście Katnis tak jak ja.

A więc, żegnaj Katnis Fray-Lorche. Niech los ci zawsze sprzyja....

Tak chaotycznie, ale..No właśnie ;D
Ahoj czytelnicy! x

wtorek, 3 lutego 2015

Katnis #35

-Kochanie..- ktoś szturchał mnie w ramię. Podniosłam głowę i zaspanym wzrokiem omiotłam pomieszczenie, w którym się znajdowałam. Ach tak. Sala szpitalna. Wypadek. William. Szybko spojrzałam na łóżko. Niestety. William nadal leżał tam nieruchomo. Tylko jego miarowy oddech i bicie serca dawało mi nadzieję. Spojrzałam na osobę, która mnie obudziła. Mama.
-Tak?- spytałam.
-Kochanie...siedzisz tu już całą noc..chodź coś zjeść.- powiedziała.
-A jak on się obudzi? Mamo..ja muszę czekać.
-Jak się obudzi to lekarz się nim zajmie. William nie chciałby, żebyś się głodowała. Po za tym to dla dobra dziecka. Pomyśl też o nim.- powiedziała łapiąc moją dłoń.
-Dobrze.- zgodziłam się. Ostrożnie wstałam z stołka i wyszłam z sali. Usiadłam na jedno z krzeseł.
-Przynieść ci coś do jedzenia czy pójdziesz ze mną?- spytała moja rodzicielka.
-Zostanę. Proszę kup mi frytki i kurczaka i jakiś napój. Może być herbata.- powiedziałam opierając się o oparcie krzesła. Mam urodzić za trzy tygodnie, a tym czasem mój mąż leży na oddziale nieprzytomny. Świetnie! Usłyszałam szybkie kroki w moją stronę i dziewczęcy szloch.
-Ty! To wszystko wina twojego faceta!- usłyszałam i poczułam jak ktoś dźga mnie palcem w ramię. Otworzyłam oczy zdziwiona. Przede mną stała Liliana z dość zaokrąglonym brzuchem.
-Liliana? Co ty tutaj robisz?- zdziwiłam się.
-Patrzę jak lekarze walczą o życie mojego męża! A wszystko przez tego dupka Williama!- krzyknęła. Energicznie podniosłam się z krzesła, a dziecku chyba się to nie spodobało, ponieważ zaczęło się wiercić.
-Ethan? Mówisz o Ethanie? On też tu jest?- spytałam.
-Tak! Jechał na motorze, a twój mąż...Ethan umiera, kretynko! A wszystko przez twojego męża!- krzyknęła. Co proszę?
-Liliana, spokojnie. To nie jest wina mojego męża. On też leży teraz nieprzytomny i nie mam pewności czy się obudzi..- zaczęłam, ale Liliana mi przerwała.
-No i co?! Ale Ethan walczy o życie!
-Liliana do cholery! A myślisz, że William co?! Robi sobie wakacje w innym świecie?! Jasne!- prychnęłam. Zdenerwowała mnie.
-Tak, jasne! Mój mąż...
-Tak, wiem! Twój mąż jest najbiedniejszym człowiekiem na ziemi i nic nie jest jego winą! Wszystko rozumiem! A teraz łaskawie idź do swojego męża skoro umiera! Co ty tutaj jeszcze robisz?! Powinnaś być przy nim!- krzyknęłam. Liliana zmrużyła oczy, ale odeszła. Co za dziewczyna! Zirytowana z powrotem usiadłam na krześle. Dziecko dalej się wierciło. Położyłam dłoń na brzuchu i delikatnie przejechałam po nim dłonią.
-Spokojnie.- mruknęłam. Spojrzałam w stronę sali, do której wchodziła Liliana. Przez szklaną szybę zauważyłam, że teraz jej tam nie ma. Samotnie w łóżku leżał ciemno włosy mężczyzna. Z westchnięciem podniosłam się z krzesła i ruszyłam w stronę tamtej sali. Popchnęłam drzwi i ostrożnie weszłam do środka. Przysunęłam sobie stołek koło łóżka pacjenta i usiadłam na nim. Spojrzałam na Ethana. Miał ranę na łuku brwiowym, na wardze i pełno siniaków. Aż bałam się odkrywać mu kołdrę. I tak bym tego nie zrobiła. Oddychał ciężko. Coraz trudniej szło mu z każdym oddechem.
-Liliana?- wycharczał.
-Nie.- powiedziałam i nagle zrobiło mi się go szkoda. W przypływie współczucia złapałam jego bladą dłoń i zaczęłam gładzić jego knykcie.
-Katnis..- szepnął. W oczach zebrały mi się łzy. Och Ethan...
-Tak.- mruknęłam.
-Ja..widzisz w jakim jestem stanie i ja...chciałbym....- charczał. Zaczął kaszleć.
-Ethan, spokojnie.- mruknęłam.
-Katnis...dobrze wiemy, że umrę...- zaśmiał się gorzko.
-Wcale nie.- zaprzeczyłam szybko.
-Ależ tak..ja chciałbym Cię po prostu przeprosić..- powiedział.
-Za co?- spytałam. Och ja już doskonale wiedziałam za co.
-No wiesz...wtedy, gdy się upiłem i...ale ja cię naprawdę tak cholernie kocham.- powiedział. W moim gardle stanęła gula. Powiedział to. Do cholery. Czemu musiałam się rozkleić?
-Ethan. Ja..ja wiem. Ale ja mam męża...Ty masz żonę i ona nosi twoje dziecko. Musisz to przeżyć.- szepnęłam.
-Katnis..mam jedną sprawę. Jedną, jedyną sprawę zanim odejdę..- szepnął zamykając oczy.
-Nie, nie odejdziesz.- powiedziałam twardo.
-Nie przerywaj mnie. Chcę, abyś wybaczyła mi to co wtedy próbowałem zrobić...wtedy gdy się upiłem...przepraszam...proszę wybacz mi..- zauważyłam jak po jego policzku spływa łza.
-Ethan. Spokojnie. Wybaczam ci. Wybaczyłam ci już dawno.- wyszeptałam.
-Naprawdę? Jezu Katnis dziękuję.- wycharczał i zaczął kaszleć.
-Ethan...Ethan!- krzyknęłam, gdy nie reagował na moje słowa.
-Żegnaj Katnis...dziękuję za przebaczenie.- uśmiechnął się i uścisk na mojej dłoni zelżał. W pomieszczeniu rozległo się głośne piknięcie i nie słyszałam już  ciężkiego oddechu Ethan'a.
-Żegnaj, stara miłości.- wyszeptałam gładząc jego policzek. Czemu to powiedziałam? Och, nie wiem. Może dlatego, że po ślubie z Williamem nadal nie byłam pewna co do swoich uczuć. W głębi serca nadal czułam coś do Ethan'a. Ale gdy on odszedł, wszystkie uczucia do niego odeszły razem z nim. Puf. Zniknęło. Liczył się tylko William. Może myślałam egoistycznie, ale...O cholera! Przecież Ethan właśnie...
-Ethan?!- krzyknęłam szarpiąc go za ramiona. Na wszystkich urządzeniach pojawiły się kreski, a w pomieszczeniu dalej roznosiło się nieprzyjemne pikanie. Odsunęłam krzesło i wyszłam przepychając się przez ludzi, którzy wbiegali poruszeni do sali. Odeszłam na bok i przyglądam się wszystkiemu. Wywieźli ciało Ethan'a przykryte białym prześcieradłem. On umarł. Go naprawdę już nie było. Odszedł. A razem z nim wszystko co mnie z nim łączyło.   Z moich mrocznych rozmyślań wyrwał mnie rozdzierający głośny krzyk. Liliana. Dowiedziała się. Nagle obok mnie pojawiła się moja mama. Zaczęła coś do mnie mówić, ale jej słowa dotarły do mnie dopiero, gdy potrząsnęła mnie porządnie za ramiona.
-Dziecko! Co się tu dzieje?
-Ethan umarł...- wyszeptałam patrząc w przestrzeń. Czy powinnam płakać? Jeżeli tak to właśnie tego nie robiłam. Dlaczego? A skąd mam wiedzieć?! Stałam osłupiała i nie wiedziałam co robić. Zapomniałam o wszystkim i o wszystkim. Nie czułam takiej pustki jak po śmierci bliskiej osoby. Nie miałam ochoty płakać. Jedyne co czułam to tak jakby ktoś zabrał moją osobę związaną z Ethanem...A może to dobrze? Nie wiedziałam co myśleć, co robić.
-Tak mi przykro.- powiedziała moja mama. Odwróciłam się na pięcie i odcięłam od tych wszystkich zdarzeń. Mnie to nie dotyczy.
                                                                ***
Od dobrych dwóch godzin od śmierci Ethan'a, siedziałam przy łóżku Williama.
-Czemu się nie budzisz?- zaszlochałam.
-Katnis...spokojnie..on się obudzi.- powiedziała moja mama masując mnie po ramieniu.
-Niech nie trzyma mnie w niepewności! Niech albo się obudzi, albo umrze!- krzyknęłam nie wytrzymując już tego.
-Czy ty życzysz mi śmierci młoda damo?- usłyszałam głos Williama. Rozszerzyłam oczy i spojrzałam na łóżko. Leżał tam William i uśmiechał się do mnie delikatnie, spoglądając na mnie spod pół przymkniętych powiek.
-William..- szepnęłam i rzuciłam się na niego.
-Auć...auć...moje żebro.- syknął.
-Przepraszam.- powiedziałam. Nagle zaczęłam się śmiać przez łzy.
-Czy ty się dobrze czujesz?- wyszeptał William.
-Oczywiście! Po prostu się cieszę, że żyjesz kretynie!- krzyknęłam i tym razem usiadłam spokojnie na stołku. Złapałam jego dłoń
-Tak szybko bym cię nie zostawił.- mruknął. Nachyliłam się nad nim.
-Kocham cię.- powiedziałam i pocałowałam go delikatnie muskając swoimi wargami jego jeszcze zimne wargi.

__________________________________________________________________________________


Jezu...popsułam ten cały rozdział ;-; A to miał być ten wyjątkowy! ~:c
No cóż...nie mogłam inaczej.. po prostu dziwnie się czułam pisząc te rozdział.. No bo to jest ostatni rozdział Kat ~
Niedługo pojawi się epilog, którym już na zawsze (chyba) pożegnamy wspólnie Katnis.
W tamtym poście przekaże wam też drobnych informacji, a więc...
To jeszcze nie koniec Kat
Zobaczymy się z nią jeszcze w kolejnym poście, ale już ostatni, więc...
Zresztą co przedłużam ;-;
Ahoj czytelnicy x

piątek, 30 stycznia 2015

Katnis #34

~9 miesiąc ciąży~
-William czy ty naprawdę musisz jechać?- spytałam.
-Tak, kochanie. Nie mam innego wyjścia. Matka naprawdę się źle czuje.- powiedział narzucając kurtkę.
-Ale ja jestem w dziewiątym miesiącu ciąży! W każdej chwili mogę urodzić.- powiedziałam.
-Kat termin masz na za trzy tygodnie. Na pewno zdążę przyjechać.- uśmiechnął się do mnie.
-Oj niech ci będzie. Ale jedź spokojnie, dobrze?- spytałam.
-Oczywiście.- podszedł do mnie i pocałował mnie w nos. Uwielbiałam jak to robił.
-A jak czuję się dziś nasz mały synek?- spytał kładąc dłoń na moim brzuchu.
-Jest dzisiaj w bardzo dobrym humorze i chyba się gimnastykuje.- zaśmiałam się.
-Lubi kopać, co?- spytał Will z szerokim uśmiechem.
-Ooo, tak.- potwierdziłam. William spojrzał na swoją lewą rękę na zegarek. Westchnął.
- Już muszę jechać.- powiedział.
-No..to pa. Proszę jedź spokojnie. Wiesz ile jest teraz wypadków.- powiedziałam.
-Wiem, wiem. Powtarzasz mi to od rana.- zaśmiał się.
-Muszę dbać o swojego męża.- uśmiechnęłam się. Tak. Od czterech miesięcy byliśmy małżeństwem. To było świetne wesele. A noc poślubna jeszcze lepsza.
-Musisz, musisz.- przyznał.
-Pa.- powiedziałam. William nachylił się i mnie pocałował.
-Pa kochanie.- powiedział i ukląkł przede mną. -A ty kruszynko nie męcz zbytnio mamusi.- powiedział i pocałował mnie w brzuch. Zaśmiałam się. Will wyszedł. Zakluczyłam drzwi i usiadłam na kanapie w salonie.
-I co mały? Posłuchasz tatusia czy raczej masz ochotę się pobawić?- spytałam. Jak na wezwanie dziecko kopnęło. -Auć! Widać, że nie chcesz usiedzieć spokojnie. Oj co ja będę z tobą miała jak się urodzisz.- westchnęłam. I znów kopnięcie. -Ej! To nie miało cię obrazić! Przecież będę cię kochać moja kruszynko. Ale jestem pewna, że spędzisz mi i tatusiowi sen z powiek.- zaśmiałam się. Usłyszałam pukanie do drzwi. -O! Synku chyba mamy gości.- powiedziałam i wstałam z kanapy. Podeszłam do drzwi i ja odkluczyłam. Do środka weszła moja mama i tata. Uśmiechnęłam się szeroko.
-Cześć! Co wy tu robicie?
-Przyszliśmy cię odwiedzić. Słyszeliśmy, że William wyjechał.- powiedział mój tata.
-Tak. Pojechał na motorze. Jeździ jak wariat.- mruknęłam.
-Oj tam, oj tam. Da radę. A jak się czuje mój wnuk?- spytała z uśmiechem.
-Chyba planuje zostać kaskaderem.- zaśmiałam się.
-Ty też taka byłaś.- zaśmiała się moja mama.
-A jak się czujesz, córuś?- spytał tata.
-Świetnie, dziękuję za troskę, tato.- uśmiechnęłam się do niego.
-Na kiedy masz termin?- spytał.
-Za trzy tygodnie.- westchnęłam. -Boję się.
-Nie bój się tego. Trochę poboli, ale zobaczysz. Jak weźmiesz dziecko w ramiona to o wszystkim zapomnisz.- uśmiechnęła się moja mama.
-Ty też tak miałaś?- spytałam.
-Oczywiście!
-Pamiętam jak się urodziłaś. Byłaś taka drobniutka...- powiedział mój tata. Tak. Był przy moim porodzie. Uśmiechnęłam się do niego. Nagle usłyszałam jak dzwoni telefon stacjonarny.
-O chyba ktoś się stęsknił.- uśmiechnęła się moja mama. Podeszłam do telefonu ze złym przeczuciem. Przyłożyłam słuchawkę do ucha.
-Tak słucham?
-Dzień dobry czy rozmawiam z panią Katnis Lorche?- usłyszałam formalny, kobiecy  głos.
-Tak...przy telefonie.- odpowiedziałam.
-Z wielkim smutkiem muszę panią poinformować iż pani mąż miał wypadek na motorze. Zderzył sie z drugim mężczyzną. Oboje są w szpitalu. Pan Lorche jest nieprzytomny. Ma złamaną rękę, żebro i siniaki. Musimy jeszcze zrobić analizę czy nie ma krwotoku wewnętrznego.- powiedziała. Wiedziałam, kurde, wiedziałam. W moich oczach wezbrały się łzy. Miał uważać!
-Dziękuję za informację. Zaraz tam będę.- powiedziałam przełykając ślinę. Odłożyłam słuchawkę.
-Mamo, tato..musicie mnie zawieść do szpitala.- powiedziałam przełykając ślinę.
-Co się  stało?- spytała moja mama przerażona. Mój tata zaczął ubierać kurtkę.
-William miał wypadek.- powiedziałam ze łzami i narzuciłam kurtkę na ramiona.
-Jezus Maria!- pisnęła moja mama.
                                                              ***
Wybiegłam z auta i zaczęłam biec po schodach.
-Katnis, spokojnie! Uważaj na dziecko!- pisnęła moja mama. Dalej biegłam przed siebie. Popchnęłam barkiem drzwi i weszłam do szpitala. Unosił się tu ten nieznośny zapach. Coś o tym wiem. Zdyszana podbiegłam do recepcji. Dziecko dawało o sobie znaki.
-Nie teraz kochanie.- mruknęłam. Położyłam dłoń na blacie, a pani za nim uniosła wzrok.
-Tak słucham?- spytała z miłym uśmiechem patrząc na mój brzuch.
-Dzień dobry. Jestem Katnis Lorche. Podobno leży tu mój mąż, William Lorche. Miał wypadek motorowy.- powiedziałam i znów poczułam łzy pod moimi powiekami. Zamknęłam oczy i odetchnęłam głęboko.
-Och. Tak, jest tutaj. To sala numer 597 na czwartym piętrze. Proszę wjechać windą i poszukać tej sali. W pobliżu powinien być doktor, on pani wszystko wytłumaczy.- powiedziała.
-Dobrze, dziękuję bardzo.
-Nie ma za co. I...wszystko będzie dobrze.- powiedziała. Uśmiechnęłam się do niej blado. Przeszłam przez korytarz i weszłam do metalowej windy. Wybrałam czwarte piętro i drzwi się zamknęły. pierwsze piętro...drugie...
-Szybciej, szybciej.- mruknęłam. Trzecie piętro....i...czwarte! Szybko wyszłam z windy i zaczęłam przemierzać korytarze. W końcu znalazłam się pod salą numer 597. Rzeczywiście stał tam doktor. 
-Dzień dobry. Jestem żoną Williama Lorche...- wydyszałam.
-Och, witam panią. Z pani mężem nie jest najgorzej, ale dobrze też nie. Na razie jeszcze się nie obudził, ale oddycha. Ma złamaną rękę, żebro i siniaki. Ma szczęście, że jechał w kasku. Drugi pan nie ma takiego szczęścia...
-A kto jest tym drugim mężczyzną?
-Niestety tego nie mogę zdradzić.- powiedział.
-A...czy mogę wejść do męża?- spytałam.
-Tak, oczywiście.- przytaknął doktor. Weszłam do środka i wśród białych pościeli zauważyłam Williama. Zaczęłam płakać. Usiadłam obok niego na stołu. Pociągnęłam nosem i złapałam jego chłodną, bladą dłoń.
-Obiecałeś, William. Obiecałeś, że będziesz jechał spokojnie.- szlochałam. William leżał bez ruchu i oddychał miarowo.
-Proszę...nie rób mi tego...zostań ze mną...nie zostawiaj mnie..nie zrobisz mi tego prawda? Pomyśl o dziecku...on cię potrzebuje, William. Ja cię potrzebuję.- szepnęłam. Dalej żadnej reakcji. Położyłam głowę na jego piersi. Poczułam jego bicie serca.
-Twoje serce należy do mnie,a moje do ciebie. Pamiętaj. Gdy ciebie zabraknie, zabraknie mojego serca.- powiedziałam. Dziecko zaczęło mnie kopać.
-Tak, mały. Twój tatuś tu leży. Ale nie martw się. On się obudzi.- szepnęłam.
-Kochanie...-usłyszałam delikatny głos swojej matki.
-Tak?- spytałam ocierając łzy.
-Chodź....poczekamy w poczekalni na jakieś wieści.
-Nie, mamo. Nie zostawię go.- powiedziałam.
-Córuś...
-Powiedziałam, nie.- szepnęłam. Mama wyszła, a ja dalej siedziałam obok Williama, trzymałam jego lodowatą dłoń i wsłuchiwałam w miarowy oddech...
__________________________________________________________________________________
Trochę krótki, ale...tam daram! O to kolejny rozdział ludzie! :D Radujmy się xD No, więc...chyba tyle xD Jeśli przeczytasz to zostaw po sobie komentarz.. to bardzo motywuje :) To do zobaczenia czytelnicy! Ahoj!

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Katnis #32

-Przepraszam, ale..skąd pan zna moje imię?- zmarszczyłam brwi.
-Proszę, wejdź do środka.- powiedział zapraszając mnie gestem ręki. Złapałam dłoń Williama i razem weszliśmy do środka.
-Dziwne to.- szepnął mi do ucha Will.
-Wiem.- mruknęłam.
-Proszę. Usiądźcie na kanapie, a ja tylko kogoś zawołam.- powiedział. Nie pewnie usiedliśmy na kanapie obitej białą skórą.
-Maryse!- wykrzyknął mężczyzna w stronę schodów. Usłyszałam trzask drzwi i na dół zeszła kobieta w średnim wieku. Miała głowę spuszczoną, a w ręku trzymała jakąś książkę.
-Poczekaj chwilę Mark. Muszę doczytać tę stronę.- powiedziała, a jej głos brzmiał łudząco podobnie do mojej matki. Zamknęła książkę z trzaskiem i uniosła głowę z szerokim uśmiechem.
-Mama..- wyszeptałam. Tam przy tych schodach stała moja matka.
-Katnis.- powiedziała, a w jej oczach pojawiły się łzy. Zaczęła iść w moją stronę, ale powstrzymałam ją dłonią.
-Nie. Opuściłaś nas.- powiedziałam.
-Ty nie rozumiesz..- zaczęła.
-Rozumiem.- ucięłam.
-Katnis, spokojnie.- szepnął Will ściskając moją dłoń.
-Katnis uspokój się i posłuchaj co mamy ci do powiedzenia.- powiedział Mark siadając na fotelu naprzeciwko mnie.
-Nie. Ja nic nie rozumiem. CO tu się dzieje. Kim ty jesteś i dlaczego moja mat...
-Katnis, Mark to twój ojciec.- przerwała mi moja mama. Zatkało mnie.
-Że co proszę?!- wykrzyknęłam.
-Katnis nie denerwuj się. To może zaszkodzić ciąży.- wymamrotał Will.
-Jesteś w ciąży?- spytała moja matka.
-Tak. Z twoim poprzednim mężem. Ale nie o tym mowa. Dlaczego mi nie powiedziałaś, że mam innego tatę?- spytałam mamę z wyrzutem.
- Nie mogłam. Sama widziałaś jaki Jason był wybuchowy. Zabronił mi to tobie mówić.- powiedziała.
-Ale mamo! Mogłaś mi to powiedzieć! Dać jakiś znak czy coś! Wiesz ile musiałam znieść, gdy odeszłaś?! A ty po prostu odeszłaś do swojego byłego kochanka, który jest moim ojcem! No lepiej być nie może!
-Katnis nie rozumiesz życia dorosłych. Nie cieszysz się, że Jason nie jest twoim ojcem? Że tak naprawdę masz kochającego ojca?
-Mamo ja go nawet nie znam! Nie wychowywałam się z nim! Nie on ocierał moje rany, nie on dbał o mnie! Nie on, mamo. Gdybyś powiedziała mi wcześniej...może inaczej bym zareagowała, ale teraz już za późno.- powiedziałam kręcąc głową.
-Katnis do cholery! Powiedziałem ci, że nie masz się denerwować, bo to grozi ciąży! Jeżeli sie zaraz nie uspokoisz to stąd wychodzimy.- warknął Will.
-Dobrze. Nie mam nic więcej do powiedzenia.- powiedziałam i wstałam z kanapy.
-Niech państwo wybaczą, ale nie chce, żeby się denerwowała.- usłyszałam Williama.
-Nic nie szkodzi. To moja wina.- szepnęła moja mina.
-Will chodź.- warknęłam zanim sama bym się rozkleiła. Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do auta.
-Zawieś mnie do Lucy.- powiedziałam.
-Nie chcesz o tym porozmawiać?-spytał
-Nie. Chcę pojechać do Lucy.- oznajmiłam. Mężczyzna westchnął, ale bez dalszych kłótni odjechał.
                                                                        ***
-Cześć.- powiedziałam przytulając Lucy. Miała na sobie piękną czarną sukienkę i buty na obcasie tego samego koloru. Włosy miała zakręcone w delikatne fale. -Ślicznie wyglądasz.- powiedziałam.
-Dziękuję.- uśmiechnęła się szeroko.- Chciałabyś o czymś porozmawiać?
-Skąd wie.. Williamie Lorche! Masz szybko do mnie przyjść!- krzyknęłam. Mężczyzna po chwili stał obok mnie.
-Tak, kochanie?
-Czy dzwoniłeś do Lucy i mówiłeś o tym co zaszło dzisiaj rano?- spytałam mrużąc oczy.
-Nie..skądże..jakbym tak mógł! No dobra. Dzwoniłem.
-Kurde! I po co?- zmrużyłam oczy.
-Bo ze mną nie chciałaś rozmawiać!- oburzył się.
-Zrozum! Jeżeli nie chcę rozmawiać z tobą to nie chcę z nikim rozmawiać, ok?- warknęłam.
-No wiem.- mruknął i mi pocałował.
-Dobra nie migdalcie się tak w holu.- zaśmiała się Lucy.
-Zazdrościsz.- wytknęłam jej język. Nagle obok niej pojawił się Jamie i pogładził ją delikatnie po brzuchu.
-Nie ma czego. Ona ma lepsze zabawy.- mruknął i pocałował ją w czubek nosa.  Przez chwilę stałam oniemiała i sklejałam wszystkie fakty. Chwila...
-Lucy! Czy ty jesteś w ciąży?!- pisnęłam. Dziewczyna się zarumieniła, a Jamie uśmiechnął się szeroko.
-No. Nie tylko Ty będziesz miała uroczego dzidziusia.- powiedział blondyn.
-Jezu Lucy! Gratuluję!- pisnęłam i zarzuciłam jej ramiona na szyję.
-Dzięki! Będziemy mogły razem chodzić na spacery!- zaśmiała się. Odsunęłam się od dziewczyny i obydwie zaczęłyśmy ocierać łzy szczęścia. Podszedł do nas Jonathan, który trzymał Tony'ego za rękę.
-Cześć.- uśmiechnęłam się do nich szeroko.
-Witaj, Katnis. Jak dzieciątko?-spytał Jonathan.
-Dobrze, dobrze.
-A jak twoje siostrzyczko?- spytał Tony, Lucy.
-Świetnie.- powiedziała.
-Dziewczyny, dziewczyny! Są desery!- krzyknął Will i Jamie wpadając do salonu. Razem z Lucy wybuchłyśmy głośnym, niepohamowanym śmiechem. William miał całą twarz od czekolady i cukier puder we włosach, a Jamie miał twarz w lukrze i włosy w posypce.
-Jakim sposobem wy robiliście te desery?- spytała Lucy.
-Wystąpił jakiś wybuch czy coś?- dodałam.
-Ehm..no nie. Trochę się pokłóciliśmy, ale tylko troszkę. I tak jakoś wyszło.- Will wzruszył ramionami.
-Ciebie nie można wpuszczać wśród ludzi.- westchnęłam. Nagle czekolada na jego twarzy zdała się dla mnie strasznie kusząca.
-Co się tak na mnie patrzysz?- spytał marszcząc brwi.
-Mam ochotę na tę czekoladę.- mruknęłam. William uśmiechnął się i podszedł do mnie. Nachyliłam się i go pocałowałam smakując czekoladę na jego ustach.
-Rzeczywiście pyszna.- stwierdziłam.
-No wiem.- zaśmiał się oblizując swoje usta.
-Ej idziecie na te desery czy nie?- spytał Jamie oblizując swoje palce.
-Jasne.- zaśmiałam się i razem z Lucy pobiegłyśmy do salony, gdzie na stole stały pucharki z lodami. Wzięłam ten gdzie było najwięcej mrożonych jogurtów i czekolady. Usiadłam na kanapie i zaczęłam jeść. Jedna łyżka, kolejna...Nawet się nie spostrzegłam kiedy zjadłam cały pucharek. Oparłam się o kanapę. Położyłam dłoń na brzuchu i zaczęłam go gładzić, gdy poczułam kopnięcie. Przerażona pisnęłam.
-Kochanie co się dzieje?- spytał Will.
-Ja..ja nie wiem. Chyba dziecko kopie.- mruknęłam, a w moich oczach zalśniły łzy.
-Naprawdę?! Czy ja..czy ja mogę dotknąć?- spytał z rumieńcem.
-Tak.- mruknęłam. William położył swoją ciepłą dłoń na moim brzuchu w momencie, gdy dziecko znów kopnęło.
-Ooo jakie to urocze.- powiedziała Lucy.
-Urocze czy nie, Katnis musisz spróbować tych babeczek.- powiedział Jamie wskazując ruchem głowy na babeczki.
-Nie dziękuję. Najadłam się i już nie zmieszczę więcej słodyczy.- powiedziałam.
-No zjedz. Są naprawdę świetne!- powiedziała Lucy.
-Nie, dziękuję.- powtórzyłam.
-No dawaj Katnis. Co ci zaszkodzi jedna babeczka?- pyta Jonathan.
-Dobra! Jak zjem tą babeczkę to się ode mnie odczepicie?- spytałam.
-Jasne!- wszyscy przytaknęli gorliwie głowami.
-Świetnie.-mruknęłam i wzięłam pierwszą lepszą babeczkę.
-Nie tą! Weź tą z góry!- poinstruowała mnie Lucy.
-Dobra.-powiedziałam i wzięłam ciastko z góry. Ugryzłam je i poczułam jak coś twardego stuka w mój ząb. Oddaliłam babeczkę od siebie i obejrzałam ją dokładnie. Spod kawałka ciasta wychodził kawałek metalu. Złapałam to i wyjęłam. Okazało się to pięknym złotym pierścionkiem z zielonym szafirem. Wciągnęłam z sykiem powietrze.
-Jaki śliczny. A z jakiej to okazji?- spytałam. Nagle William uklęknął przede mną.
-Katnis Fray..nie przygotowałem jakoś szczególnie długiej przemowy, ponieważ, gdybym to zrobił zajęłoby mi to godzinę. Jesteś wspaniałą kobietą i chcę, abyś zawsze stała przy moim boku. A zatem czy zostaniesz moją żoną i uczynisz mnie ojcem swoich dzieci?- spytał. W moich oczach wezbrały się łzy. Otarłam nos i poczułam jak William wyjmuje mi pierścionek z dłoni. Dopiero teraz zorientowałam się, że pierścionek był w babeczce, którą jadłam w kawiarni na naszej pierwszej randce.
-Tak.- powiedziałam z uśmiechem. William uśmiechnął się szeroko i wsunął pierścionek na mój palec.

___________________________________________________________________________________
A więc wybaczcie, ale świat Katnis stał się dla mnie zupełnie obcy... Cały czas żyję w nowym świecie i wszystko kreuje. Niedobrze. Nie skupiam się na Kat, a teraz będę pisać dwa ostatnie rozdziały. One muszą jakoś wyjść! Eh..no cóż.  Postaram się, aby wszystko poszło zgodnie z planem i żebyście dobrze pożegnali naszą drogą Katnis Fray, które miała rózne humory. +Mam nadzieję, że nowe opowiadanie wymyślone przeze mnie (yhym tylko początek i delikatny zarys fabuły) również przypadną wam do gustu. A więc ahoj czytelnicy! x

piątek, 9 stycznia 2015

Katnis #31

Leżałam na kanapie i wcinałam chipsy o smaku paprykowym, a ich okruszki opadały na moje włosy. William był w kuchni i aktualnie chyba coś gotował.
-Will!- krzyknęłam. Mężczyzna wszedł spokojnym krokiem do salonu.
-Tak, kochanie?- spytał. Uśmiechnęłam się na to czułe przezwisko.
-Pojedziemy do Lucy? Mam wrażenie jak bym nie widziała jej od wieków.- powiedziałam opróżniając do końca paczkę z chipsami.
-Teoretycznie nie widziałaś jej od siedmu godzin.- podszedł do mnie i objął mnie w talii.
-Czyli sugerujesz, że nie widziałam jej od ósmej dzisiaj rano?
-Tak, tak właśnie sugeruję. Przyszła tutaj dzisiaj, aby zobaczyć jak się czujesz i upewnić czy, aby nie poję cię jakimiś napojami miłosnymi.- prychnął.
-Bo poisz.- mruknęłam muskając ustami jego usta.
-Ale tylko w nocy.- szepnął przyciskając usta do mojego ucha.
-Możemy to zmienić.- zaśmiałam się i pobiegłam na górę. Usłyszałam jak Will wbiega na górę. Oparł się o framugę drzwi.
-To co? Mam napoić cię moim napojem miłosnym?- poruszył sugestywnie brwiami.
-Nie wiem jak ty to robisz.- powiedziałam z szerokim uśmiechem.
-Co?- zmarszczył brwi. Podszedł do mnie i złapał za rękę. Usiadł na łóżku i pociągnął mnie za dłoń tak, że wylądowałam na jego kolanach.
-Wszystkie złe chwile wczorajszego dnia znikają, gdy ty jesteś przy mnie.- mruknęłam trąc nosem o jego nos.
-Bo ja jestem zamagiczny!- zaśmiał się.
-Tak. Z pewnością. Taki mężczyzna nie może pochodzić z ziemi.- powiedziałam.
-Masz na myśli seksowny, inteligentny i świetny w łóżku?- spytał unosząc brew.
-Nie. Mam na myśli nie wystarczająco słodki, leniwy i nie spełniający swoich obowiązków jako kochanek.- powiedziałam i szybko zeskoczyłam z jego kolan.
-Oż ty!- krzyknął i złapał mnie za nadgarstek zanim zdążyłam uciec. Przyciągnął mnie do siebie po czym bez wahania opuścił na łóżko.
-Ej! Jesteś w ciąży!- krzyknęłam oburzona.
-No i co?- wzruszył ramionami.
-Moje dziecko może nie lubi, gdy się nim rzuca na wszystkie strony, hm? Zaraz może dostać mdłości.- powiedziałam. William wszedł na łóżko i położył się nade mną kładąc dłonie po obu stronach mojej głowy.
-A czy lubi to?- spytał całując mnie i kładąc dłoń na moim udzie.
-Ono nie, ale ja z pewnością.- mruknęłam.
-A czy lubisz to?- jego ręka pojechała wyżej, aż zniknęła za materiałem krótkich spodenek.
-Mhm.- mruknęłam przygryzając wargę.
-A więc na pewno lubisz to.- powiedział i położył dłoń na moim biodrze po czym pojechał wyżej zagarniając za sobą T-shirt. Odsłonił spory kawałek mojego brzucha. Już się nachylał, żeby złożyć pocałunek na moim brzuchu, gdy zadzwonił telefon. Zerwałam się szybko z łóżka i podniosłam aparat z szafki nocnej.
-Tu Katnis, słucham?
-Cześć Kat! Tu Lucy! Masz ochotę wpaść dziś do mnie i do Jamie'go? Będzie też Tony i Jonathan. On coś kombinuje.- mruknęła. Zaśmiałam się do słuchawki.
-Na pewno!- powiedziałam. Will wstał obrażony z łóżka.
-Dzięki Lu! Właśnie zniszczyłaś mi i Kat przyjemne igraszki w łóżku!- krzyknął.
-Nie zniszczyłaś.- powiedziałam do telefonu.
-A właśnie, że tak! Taka jesteś? Będziesz jej stronę trzymać?! Dobra! Zero seksu przez miesiąc, nie zawiozę cię do Lu ani nie będę ci gotować!- krzyknął i odwrócił się na pięcie.
-Ej! Przecież wiesz, że jako kobieta w ciąży mam zachcianki! A tak po za tym to ty pierwszy złamiesz się z zakazem seksu.- wytknęłam mu język chodź tego nie widział. Will przystanął i lekko się spiął po czym się rozluźnił.
-Ee, tam. Niedługo będziesz miała wielki brzuch i jaka to przyjemność?- prychnął wzruszając ramionami. Co?! Nie wiem czy zrobiły to hormony czy co, ale do moich oczu napłynęły łzy.
-William ty idioto! Odnajdę cię i uduszę gołymi rękoma Lorche! Spróbuj tylko tknąć Kat! Zobaczymy kto będzie lepszy! O tak! Po ćwiartkuję cię, a twoje szczątki dam do zjedzenia swoim dzieciom w formie pysznego dania!- zaczęła krzyczeć Lucy.
-Lucy nie drzyj mi się do ucha. Na pewno wpadnę. Na razie.- mruknęłam i odłożyłam telefon. Otarłam łzy.
-Skoro dla ciebie to żadna przyjemność to skoro chcesz ze mną być? Hm? Po ciąży mogę zostać gruba i co porzucisz mnie?- spytałam. William szybko się odwrócił w moją stronę, a na jego twarzy widniało przerażenie.
-Ej, ja nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało.- powiedział siadając obok mnie.
-Ale zabrzmiało.- mruknęłam. Mężczyzna ujął moją dłoń w swoją.
-Kat przepraszam. Ja tylko żartowałem.- powiedział. Po raz drugi otarłam łzy.
-Nie, to ja przepraszam. Po prostu wiesz. Hormony i te sprawy.- mruknęłam. William odgarnął kosmyk włosów z mojej twarzy i włożył mi za ucho.
-Już wszystko, ok?- spytał z uśmiechem.
-Wszystko, ok.- potwierdziłam.
-To dobrze. Ubierz się i jak chcesz to możemy jechać do Lucy.- powiedział i zszedł na dół. Wstałam z łóżka i z szafki wyjęłam pamiętnik Anne. Od czasu jej śmierci pierwszy raz tak naprawdę oglądałam ten pamiętnik. Okładkę miał z czarnej skóry, a na niej wygrawerowane, złotymi literami były różne cytaty. Otworzyłam pamiętnik,a  do moich nozdrzy wdarł się zapach perfum Anne. W oczach zalśniły mi łzy. Jezu. Dopiero w tamtej chwili zorientowałam się jak mi jej brakuje i jak wiele się zmieniło od jej śmierci. Przewijałam pożółkłe kartki notesu, gdy w oczy rzuciło mi się zdanie "Jeżeli to przeczytasz Katnis, wybacz, że nie poinformowałam cię wcześniej". Zastanowiło mnie  czym mogła mnie nie poinformować. Zaczęłam czytać od początku.
"Drogi Pamiętniku"
Pierwsze co mnie zdziwiło to, to, że nie napisała daty. Myślałam, że w pamiętnikach pisze się daty.
"Dzisiaj nic nadzwyczajnego się nie stało... No może oprócz tego, że Ethan Devine (który nawiasem mówiąc jest ode mnie o 4 lata starszy!) Pocałował mnie." 
Moja pierwsza myśl, gdy to przeczytałam: Co?! Chyba leci na dziewczyny z rodziny Fray...
"Tak. Ale on jest naprawdę przystojny. Teraz chodzi na studia. Ale mi to nie przeszkadza, że jest taki stary. Całuje świetnie i to był mój pierwszy pocałunek w życiu. Zrobił to niespodziewanie, gdy siedziałam na ławce...On wtedy do mnie podszedł i usiadł obok mnie. Powiedział "Cześć" tym swoim seksownym głosem, a ja mu odpowiedziałam. Położył dłoń na moim kolanie i nachylił się spoglądając w moje oczy. Nie pewna jego zamiarów chciałam coś powiedzieć, ale on mnie wtedy pocałował. Eh... No, dobra, ale to nie o tym chciałam napisać. Pamiętasz, że kiedyś wspominałam o swojej siostrze Katnis? To słodka dziewczynka z brązowymi włosami i zielonymi oczami. Pewnie o niej wspominałam prawda? Ja jestem blondynką i zawsze chciałam mieć takie piękne, brązowe włosy. Śliczne. No, ale znowu odchodzę od tematu. Więc, gdy siedziałam dzisiaj w kuchni razem z moją mamą, a Katnis siedziała w salonie śmiejąc się z Kate, mama wydawała się bardzo zdenerwowana. Spytałam się jej o co chodzi, gdy zacięła się w palec. Spojrzała na mnie udręczonym wzrokiem i usiadła na krześle obok mnie. Złapała w dłonie moją i uśmiechnęła się blado. Zaczęła mówić "Anne jeżeli powiem ci pewną tajemnicę, nie powtórzysz jej nikomu? Ale to nikomu?" spytała. Przez chwilę się zastanawiałam, ale po chwili potwierdziłam, że nikomu nie powtórzę tego co powie mi mama. Zaczęła mówić, a ja przysłuchiwałam się każdemu jej słowu "Anne..kiedyś, gdy ty już byłaś na świecie..rok po twoich narodzinach...poznałam pewnego miłego pana. Był bardzo zabawny i miał przepiękne, zielone oczy. Dokładnie jak Katnis. I..zakochałam się w tym panu. Tak, zakochałam się. Rozumiesz co to znaczy się zakochać, prawda Anne? I wtedy z tej miłości..." mama się zawiesiła, więc dokończyłam za nią. "Poszłaś z nim do łóżka, prawda?" spytałam wprost. Mama przełknęła ślinę. Już wiem do czego to zmierzało.  Znowu zaczęła opowiadać 'Tak. To właśnie zrobiłam. Mimo iż kochałam tego pana to nie mogłam z nim być i odeszłam od niego...Powiedział, że więcej nie pojawi się w moim życiu, ale...Pamiętasz jak byłaś mała i razem z Katnis jeździłyście na rowerkach, ale ona w pewnym momencie się przewróciła i pomógł wam pan z pięknymi zielonymi oczętami? W tym właśnie panu się zakochałam...A wiesz czemu Katnis ma takie same oczy jak on? Ponieważ ten mężczyzna to jej ojciec". Spojrzałam na mamę zdziwiona, a ona tylko ze łzami pokiwała głową. Po jej policzkach ciekły łzy. Okazało się, że Katnis ma innego ojca.. "Ale mamo, dlaczego ci smutno? To nie twoja wina". Pocieszałam ją, a ona dalej płakała. "Twojemu ojcu to się nie podoba, Anne..Nie podoba". Nie mogłam...." 
Dalej nie czytałam tego zdarzenia tylko cisnęłam pamiętnikiem o ścianę z drugiej strony. W głowie kłębiło mi się wiele myśli, a każda domagała się mojej uwagi.
Po pierwsze: zadziwia mnie fakt, że Anne tak doskonale zapamiętała każde wypowiedziane słowo przez moją matkę.
Po drugie: Cholera Jasna! Ethan całował moją siostrę, a ona się w nim zakochała. 
Po trzecie ( i najważniejsze):  Brad i Anne nie są moim prawdziwym rodzeństwem. Co prawda mamy taką samą matkę co zbliża nasze geny do siebie, ale mamy innego ojca. 
-Jak ona mogła mi tego nie powiedzieć?!- warknęłam sama do siebie, a do moich oczu cisnęły się łzy. Po chwili zdaję sobie sprawę dlaczego matka uciekła. Ona tego dłużej nie mogła wytrzymać. Tata ją bił po części za moje istnienie, Anne zginęła z ręki swojego brata, a do tego ja się cięłam, a ona pewnie o tym wiedziała. Nie jest łatwo patrzeć na cierpienie swoich dzieci i samą być dręczoną. Na dodatek to ona zawsze podnosiła mnie na duchu, gdy miałam doła. Wstałam z łóżka i z niechęcią podniosłam pamiętnik z podłogi i otworzyłam stronę, na której czytałam. Przebiegłam wzrokiem po starannym piśmie, gdy w oczy rzuciły mi się słowa: "Mama podała mi jego adres. Ojciec Kat mieszka tutaj:" 
Dalej nie ma nic. Wyrwana karteczka. Rozpaczliwie zaczęłam szukać tego kawałku papieru, ale nigdzie jej nie znalazłam. Nagle przed oczami stanął mi dzień, w którym Anne zginęła.  "I mimo tego czego się dowiesz wiedz, że kochałam cię jak rodzoną siostrę". Pamiętam jak śniło mi się, że Kat ma coś dla mnie, a później przy jej ciele znalazłam adres. Nagle mnie oświeciło. Pobiegłam do szuflady i wyjęłam z niej pognieciony kawałek papieru. 
-William! Chodź tu szybko!- krzyknęłam. Słyszę ciężkie kroki Willa na schodach. 
-O co chodzi? 
-Zawieziesz mnie tam?- spytałam pokazując mu karteczkę. William przyglądał jej się mrużąc oczy.
-Jasne, ale dlaczego?-  zmrużył brwi. 
-Oj po prostu muszę tam pojechać.- powiedziałam i zaczęłam się ubierać. Założyłam na siebie ciemne dżinsy i luźną błękitną koszulkę. Zbiegłam na dół, a za mną William. Mężczyzna się ubrał i ja również. Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do auta. 
                                                                                ***
-To tutaj.- powiedział William opierając się wygodnie o oparcie fotela. Wypuściłam powietrze z płuc i spojrzałam na swoje ręce. Całe mi drżały. 
-Wejdziesz ze mną?- spytałam Williama. Wysunęłam dłoń, aby złapać jego, która była zaciśnięta na sprzęgle. 
-Jasne.- uśmiechnął się do mnie i ścisnął moją rękę. Wyszliśmy z auta i weszliśmy po trzech stopniach. Stanęliśmy przed masywnymi, brązowymi drzwiami prowadzącymi do mieszkania. Ostatni raz wzięłam głęboki oddech i zapukałam do drzwi, które szybko się otworzyły. Stanął w nich mężczyzna średniego wieku. Miał brązowe włosy, bardzo stylowo ścięte i śliczne zielone oczy. Chwila...te oczy.. 
-Witaj, Katnis. Spodziewałem się ciebie.- powiedział i uśmiechnął się czule. Zaparło mi dech w piersiach...

___________________________________________________________________________________
Okej, wiem...ten rozdział mi akurat nie wyszedł jak chciałam, ale moje myśli w kółko błądzą wokoło nowego opowiadania, które mam zamiar opublikować po Kat. I dlatego iż nie mogę się zbytnio skoncentrować wychodzi jak wychodzi. No, ale kolejny rozdział jest i nie musicie dłużej czekać. Tak tylko chciałam przeprosić, bo długo tego nie robiłam, a weszło mi to w nawyk hahah. Ahoj czytelnicy x 

czwartek, 1 stycznia 2015

Katnis #30

~3 miesiące później (Od autorki:buahahhahaxD)~
-Katnis, pobudka.- ktoś delikatnie mnie szturchał. Otuliłam się szczelniej kołdrą,która była przesiąknięta zapachem Williama.
-O co chodzi?- mruknęłam.
-Wstawaj.- zaśmiał się William. Och jego śmiech..
-Will ja chcę spać.- powiedziałam otwierając oczy.
-No, ale chodź muszę ci coś pokazać!- powiedział podekscytowany.
-No, ale o co chodzi?- spytałam. Co ciekawego mogło się zdarzyć w lutym?
-Chodź pokażę ci!
-Nie chcę mi się wychodzić z łóżka.- powiedziałam.
-No trudno.- nachylił się nade mną i przerzucił mnie sobie przez ramię.
-Will! Proszę cię źle się czuje postaw mnie na ziemię!- pisnęłam, gdy zakręciło mi się w głowie. Mam wytłumaczenie! Byłam w czwartym miesiącu ciąży. A wiecie co was rozbawi? William nadal o tym nie wie.
-Nie chciałaś po zgodzie wyjść to teraz masz.- powiedział i po chwili postawił mnie na ziemi. Stanęłam przed zasłoniętym oknem i patrzyłam wyczekująco na Williama.
-No? O co chodzi? Co było takie ważne, że musiałam wyjść ze swojego ciepłego łóżeczka?- warknęłam mrużąc oczy.
-Śnieg!- krzyknął podekscytowany odsłaniając ciemne zasłony. Świat był pokryty białym puchem, zaokrąglającym wszystkie nieprzyjemne kształty. Z nieba delikatnie i z gracją spadały duże płatki śniegu.
-Wow.- szepnęłam.
-I co? Warto było wyjść z łóżeczka.- powiedział Will z wyższością.
-Warto, warto.- zaśmiałam się.
-A teraz ubieraj się i idziemy na spacer!- krzyknął biegnąć po schodach do góry. Poszłam za nim.
-William mam takie pytani. Jak długo masz zamiar mnie jeszcze u siebie przetrzymywać? Bo wiesz czyste ubrania mi się kończą.- powiedziałam.
-Szczerze to myślałem, abyś zamieszkał u mnie. Nie musiałabyś się męczyć z tym swoim nauczycielem.- powiedział brunet wciągając na siebie dżinsy. Mówił o tym bardzo łatwo, jednak dla mnie to było ważne. Był to wielki krok zamieszkanie razem. On nie wie, że jestem w ciąży, a do tego nie jestem pewna co do naszego związku. William jeszcze się mnie nie zapytał czy zostanę jego dziewczyną.
-Tak. Z chęcią.- zgodziłam się.
-Świetnie! To pojedziemy dziś autem po twoje rzeczy i od razu pójdziemy na spacer.- uśmiechnął się szeroko i wciągnął przez głowę niebieską koszulkę, która doskonale opinała jego mięśnie. Na ten widok zaparło mi dech. Ideał w każdym calu.
-Ehm..tak.- mruknęłam nie wiedząc co powiedzieć.
-Co tak patrzysz? Ubieraj się.- powiedział Will i rzucił we mnie moimi spodniami i swoim T-Shirtem. Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością. Ubrałam dżinsy i odwróciłam się do niego plecami. Zapięłam stanik i założyłam na siebie jego koszulkę. Odwróciłam się w stronę bruneta, który lustrował mnie spojrzeniem.
-O co chodzi?- spytałam marszcząc brwi. W jego oczach błysnął niebezpieczny błysk. -Nie, nie, nie.- mówiłam cofając się, ale było za późno. William przypadł do mnie i zaczął mnie całować. Jego jedna ręka leżała na moim biodrze, a druga podwijała koszulkę.
-William...dopiero się ubrałam..- powiedziałam. Chłopak oparł swoje czoło o moje i uśmiechnął się.
-Ślicznie wyglądasz.- mruknął całując mnie w nos.
-Dziękuję, ale mam na sobie tylko twoją koszulkę i stare dżinsy. Nie sądzę, aby był to jakiś ciekawy widok.- wzruszyłam ramionami.
-Właśnie tak wyglądasz bardzo podniecająco.- szepnął do mojego ucha.
-William!- krzyknęłam.
-Oj no dobrze, dobrze. Czekam na dole.- zaśmiał się i zbiegł po schodach. Stałam przez chwilę w miejscu oddychając głęboko. W końcu opanowana zeszłam na dół. O framugę drzwi był oparty William. Miał na sobie czarną zapiętą kurtkę, a w rękach trzymał kluczyki, które przekręcał. Podeszłam do niego i schyliłam się po swoje buty. Usiadłam na podłodze i zaczęłam ubierać brązowe botki.
-Dlaczego nie ubierasz butów na stojąco?- spytał William.
-Bo mi niewygodnie.- burknęłam zawiązując buty. Podniosłam się z podłogi i założyłam swoją zimową kurtkę. Na szyję założyłam biały wełniany komin, a na głowę czapkę z tego samego materiału i koloru. Wyjęłam z kieszeni kurtki rękawiczki i wsunęłam je na dłonie.
-Możemy jechać.- oznajmiłam.
-Świetnie.- ucieszył się. Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do jego auta.
                                                                   ***
-Mam iść z tobą?- spytał William opierając się wygodnie o fotel kierowcy.
-Nie. Poradzę sobie.- uśmiechnęłam się do niego i wyszłam z auta. Podeszłam do drzwi i wstrzymując powietrze zapukałam do drzwi. Nie usłyszałam żadnych głosów. Nikt nie otworzył mi drzwi. Zaczęłam szukać po kieszeniach kluczy, które kiedyś dał mi Ethan. W końcu je znalazłam. Otworzyłam mieszkanie i weszłam do środka.
-Halo! Jest tu ktoś?!- krzyknęłam. Z góry usłyszałam skrzypienie łóżka, jęki i różne inne odgłosy, których nigdy nie chciałabym usłyszeć. NO błagam! Oni chyba tego nie robią!
-Chwila!- usłyszałam Ethana. Czekałam na dole bujając się na palcach, gdy usłyszałam otwierane drzwi. Po schodach zszedł Ethan. Miał na sobie szare bokserki i nic poza tym. Jego ciało pokrywała drobna warstwa potu, a włosy miał zmierzwione. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się...smutno? Tak. Można tak to nazwać. Wokół jego oczu powstały zmarszczki, gdy się uśmiechał, których jeszcze niedawno nie miał.
-Witaj, Katnis. Dobrze cię widzieć. Napijesz się czegoś?- spytał i zaczął iść w stronę kuchni.
-Właściwie to przyjechałam po swoje rzeczy. Wprowadzam się do Williama.- powiedziałam. Ethan przystanął w pół drogi.
-Jak to się wyprowadzasz?- spytał.
-No normalnie. Nie chcę być dla ciebie ciężarem. Od kiedy jesteś z Lilianą....
-Katnis, zrozum. Ty nigdy nie byłaś dla mnie ciężarem.- powiedział zmęczony.
-Dobra nie ważne. Niedługo ożenisz się z Lilianą, a ja też muszę ułożyć sobie życie.- powiedziałam.
-Z kim? Z nim?
-Może.
-Czy on o tym wie?- spytał.
-O czym?- zmarszczyłam brwi.
-O ciąży.- powiedział Ethan zakładając ręce na piersi.
-Ehm...jeszcze nie. A poza tym nie powinno cię to obchodzić.- zarumieniłam się.
-Czyli okłamujesz go będąc z nim?- zapytał ze zdziwieniem Ethan.
-Właściwie to my...-zaczęłam, ale Ethan jak miał w zwyczaju musiał mi przerwać.
-Nie jesteście razem?! I ty chcesz się do niego wprowadzić?
-Tak Ethan! Nie jesteś moim ojcem ani żadnym moim opiekunem, więc nie masz prawa mi rozkazywać! A teraz pozwól, że się spakuje!- powiedziałam.
-Okej. Jak chcesz. Może jednak napijesz się herbaty?- spytał spokojniej Ethan.
-Ta, jasne.- mruknęłam i poszłam do góry. Weszłam do swojego starego pokoju. Wszystko było na miejscu. Łóżko nieruszone, na biurku nadal stał kubek po herbacie. Uśmiechnęłam się i wyjęłam z szafy walizkę. Zaczęłam pakować swoje rzeczy.
  Ostatecznie spakowałam się w dwie walizki. Zniosłam je na dół i położyłam obok schodów. Pobiegłam jeszcze do góry po swoją tablicę korkową i już wszystko było gotowe na dole.
-Chodź na herbatę.- powiedział Ethan. Weszłam do kuchni i usiadłam na krześle kuchennym. Upiłam łyk gorącej cieczy, gdy do kuchni wpadła Lilianna, cała roześmiana na twarzy. Jej blond włosy nie były zakręcone w loki i gładko spływały na plecach. Jednak na twarzy nadal miała tony makijażu. Skrzywiłam się na jej widok.
-Kochanie!- zapiszczała rzucając się Ethanowi na szyję. -Wiesz co?!
-Co?- spytał znudzony.
-Jestem w ciąży! Z tobą!- krzyknęła. Zakrztusiłam się swoim napojem, a Ethana kubek upadł na podłogę rozbijając się. Jego zawartość rozprysła się po podłodze kuchni.
- Co ty powiedziałaś?- spytał.
-Że jestem w ciąży! Będziemy mieli dziecko!- piszczała.
-Świetnie.- mruknął Ethan.
-Oh Katnis! Nie wiedziałam, że tu jesteś.- zachichotała blondynka.
-Nie martw się, przyzwyczaiłam się do tego.- powiedziałam nadal się krztusząc. W końcu udało mi się normalnie oddychać. -Dzięki Ethan za gościnę, ale muszę się już zbierać. William na mnie czeka.- powiedziałam.
-Co? Nie zostaniesz dłużej?
-Wybacz mi, nie.- powiedziałam i wzięłam swoje walizki. Targając je za sobą wyszłam z domu. Zamknęłam drzwi. Spojrzałam w stronę auta, a William szybko z niego wyskoczył.
-Pomogę ci.- powiedział i schował moje bagaże  do bagażnika.
-To co? Idziemy na spacer?- spytałam.
-Tak, jasne.- potwierdził. Podszedł do mnie i złapał mnie za rękę. Ruszyliśmy w stronę parku.
-To co tam ciekawego u Ethana?- spytał Will.
-Teoretycznie nic ciekawego. Będzie miał dziecko z Lilianą i to chyba na tyle z nowościami.
-Ooo, no to ciekawie.- zaśmiał się.
-Ta.- mruknęłam.
-Ej, Kat.Co ci jest?- spytał Will zatrzymując się przede mną. Ujął w swoje dłonie moje.
-No bo..tak się zastanawiałam...co ty do mnie czujesz bo nawet się mnie nie spytałeś czy chcę być twoją dziewczyną i nie wiem co o tym myśleć.- powiedziałam na patrząc na niego.
-Och..- powiedział i zabrał szybko swoje dłonie. Ten gest wyrażał więcej niż tysiąc słów. I po co on chciał, żebym u niego zamieszkała.
-Rozumiem.- mruknęłam.
-Co rozumiesz?
-Chciałeś po prostu mieć przyjaciółkę "do zabaw". To nic poważnego po prostu chciałeś się trochę zabawić, wyluzować. Ok..- nie wiedziałam co mówię. Łzy mi napływały do oczu, a ja nie wiedziałam dlaczego.
-Katnis to nie tak..
-A jak?! Jesteśmy ze sobą trzy miesiące, a ty się mnie nawet nie spytałeś o chodzenie! Całować tak! Dotykać tak! Ale żeby się spytać o chodzenie to po co! Najlepiej przelecieć i zostawić!- krzyknęłam i odwróciłam się na pięcie. William w dwóch krokach doszedł do mnie i złapał mnie za nadgarstek. Przytulił się do mnie mocno tak, że jego klatka piersiowa szczelnie przylegała do moich pleców. Położył głowę na moim ramieniu.
-Mówiłam, że nic nie rozumiesz.- mruknął.
-Rozumiem aż za dobrze William.- powiedziałam.
-Katnis...ja myślałem, że ty zorientujesz się, że cię kocham. Te wszystkie gesty...nie wiem jak mogłaś tego nie zauważyć. Przecież nie robiłbym tego, gdybym wiedział, że niczego do ciebie nie czuję. Myślałem, że jeżeli się nie sprzeciwiasz to też coś do mnie czujesz i to jasne, że jesteśmy razem.- powiedział.
-Czekaj... czy ty powiedziałeś, że mnie kochasz?- odwróciłam się w jego stronę.
-Tak. Kocham cię. I chcę, żeby została moją dziewczyną. Zgadzasz się?- spytał. Zaczął prószyć śnieg, który osadzał się na włosach Willa.
-Tak. Zgadam się.- uśmiechnęłam się i pocałowałam go delikatnie. William objął mnie w talii.
-No to mamy wszystko wyjaśnione.- powiedział. Tak. Oprócz ciąży.
                                                              ***
Leżałam na kanapie i śmiałam się z Williama, który  urządzał swoje dzikie bansy i sam sobie nudził muzykę.
-Przestań!- pisnęłam, gdy od śmiechu zaczął mnie boleć brzuch.
-Wiem, że to cię kręci.- zaśmiał się William i podszedł do kanapy. Położył się obok, ale po chwili już górował nade mną podpierając się łokciami po obydwóch moich stronach.
-Może trochę.- zaśmiałam się, ale William miał ciekawsze plany. Przylgnął ustami do moich ust przez co musiałam być cicho. Jego ręka znów wylądowała na moim biodrze.
-Czy moje biodra cię kręcą?- mruknęłam.
-Zawsze i wszędzie.- delikatnie przygryzł moją wargę. Zaśmiałam się. -Słodka jesteś.- stwierdził przekrzywiając delikatnie głowę.
-Ty też, ale nie zaspokajasz mojego wymagania słodkości dlatego w tej chwili pragnę czekolady.- uśmiechnęłam się.
-O ty.- zaśmiał się i zaczął mnie łaskotać.
-Nie!- pisnęłam i szybko zeskoczyłam z kanapy wychodząc spod niego. Ktoś zapukał do drzwi.
-Otworzę.- powiedział William i podszedł do drzwi. Zaczęłam się przeciągać przez co koszulka mi się delikatnie uniosła.
-Mama?!- krzyknął zdziwiony William, gdy przez drzwi do środka weszła ciemno włosa kobieta. Wyglądała na może czterdzieści lat. Była niewysoka, ale ładna.
-William!- pisnęła i rzuciła się na chłopaka. Oddaliła się od niego i spojrzała na mnie.
-Dzień dobry.- powiedziałam obciągając koszulkę.
-Witaj. Williamie, a co to za młoda panna?- zwróciła się do syna.
-Mamo to jest Katnis. Moja dziewczyna.- powiedział William lekko zestresowany.
-Och miło cię poznać Katnis! Jestem mamą Williama.- uśmiechnęła się i mnie przytuliła.
-Mi również miło z tego powodu.- powiedziałam i wybuchłam śmiechem na widok miny Willa.
-Kochanie dlaczego nie powiedziałeś mi,że masz dziewczynę?- spytała i odwróciła się w stronę chłopaka.
-Ehm..no...hmm...
-Jest wstydliwy.- szepnęła do mnie.
-Taak.- zaśmiałam się. Wstydliwy? Na pewno nie.
-Em..to może...mamo chcesz kawy? Tylko pójdę do pokoju i zaraz wrócę.- powiedział i pobiegł na górę. Razem z matką Willa poszliśmy do kuchni. Stanęłam przy kuchence i nastawiłam wodę na napoje. Stanęłam na palcach i z szafki na słodycze wyjęłam czekoladę z nadzieniem truskawkowym. Otworzyłam ją i ułamałam sobie kawałek, a resztę położyłam na stole. Usiadłam na krześle podciągając pod siebie kolana. Zaczęłam przeżuwać czekoladę i sięgnęłam po kolejny kawałek. Cały czas czułam wzrok mamy Williama na sobie.
-Od kiedy jesteś w ciąży?- usłyszałam jej pytanie. Ręka zawisła w powietrzu, a ja przeniosłam zdziwione spojrzenie na kobietę.
-Słucham?- usiadłam prosto.
-Jesteś w ciąży prawda? Od kiedy?
-Co? Nie, nie jestem w ciąży. Skąd taki pomysł?
-Koszulka ci się podwinęła i  zauważyłam zaokrąglony brzuch. Jesteś szczupła, więc wygląda na ciążowy. Czy to z Williamem jesteś w ciąży?- spytała.
-Przepraszam. Nie chcę o tym rozmawiać.- powiedziałam biorąc głęboki wdech.
-Dlaczego? Uprawianie seksu to naturalna rzecz i to, że biorą się z tego dzieci też nie jest czymś dziwnym.- wzruszyłam ramionami.
-To nie był seks. I nie jestem w ciąży.- twardo trzymałam się swojej opcji.
-Jak nie seks?- spytała.
-Proszę pani nie jestem w ciąży. Myli się pani.
-Ależ jesteś. Nie zaprzeczysz temu.- uśmiechnęła się. Ułożyłam głowę na stole i zaczęłam czołem bębnić o drewno.
-Przepraszam. Powiedziałam już, że nie chce o tym gadać.- warknęłam.
-Zdradziłaś mojego synka i wcisnęłaś mu kit, że to jego dziecko?- spytała. Uniosłam szybko głowę i spojrzałam na nią jak na wariatkę.
-Proszę pani! Nie jestem aż tak głupia, żeby takiego chłopaka zdradzić! Mam jednego to mi wystarczy! A to dziecko nie jest Williama i nie jest zapoczątkowane w rozkoszy jakiej pani mógłby się zdawać seks!- powiedziałam głośno.
-Właśnie się przyznałaś, że jesteś w ciąży.- mruknęła z uśmiechem fascynacji. O to jej chodziło!
-Nie, nie jestem. Mówiłam jakby to wyglądało teoretycznie gdybym była w ciąży.- wytłumaczyłam. Może trochę źle się bronię, ale chociaż jakoś. Do kuchni wpadł Will i wyłączył wodę, która zaczęła się gotować. Spojrzał na nas.
-Co tu się dzieje?- spytał marszcząc brwi.
-Nic.- mruknęłam biorąc kolejną kostkę czekolady.
                                                       ***
-To do widzenia Katnis. Naprawdę miło było mi cię poznać. Mam nadzieję, że jak przyjadę następnym razem to będziesz jeszcze z Williamem.- powiedziała matka Willa i przytuliła się do mnie.
-Mhm. Do zobaczenia.- powiedziałam.
-Pa, mamo.- Will przytulił kobietę i pocałował ją w policzek. Rodzicielka Williama opuściła dom. Podeszłam do swojej kurtki i zaczęłam przeszukiwać kieszenie w celu odnalezienia gumy do żucia. Nagle na podłogę spadły jakieś klucze. Schyliłam się.
-Przecież to są klucze do domu Ethan'a.- mruknęłam.
-Co tam mruczysz Kat?- spytał Will.
-Czy mógłbyś mnie podwieźć co Ethan'a? Zawiozłabym mu tylko te kluczyki.- powiedziałam podnosząc się do pozycji stojącej.
-Jasne. Tylko się ubierz.- powiedział i nałożył na ramiona kurtkę. Ubrałam się i pojechałam w stronę domu Ethan'a.
                                                                      ***
-Iść z tobą?- spytał Will, gdy już byłam na miejscu.
-Nie, ale gdybym długo nie wracała to przyjdź po mnie. Możliwe, że Liliana wciągnie mnie w świętowanie jej ciąży.- mruknęłam i wyszłam z auta. Podeszłam do drzwi i zapukałam do nich. Nikt mi nie otwierał, więc położyłam dłoń na klamce, która pod ciężarem ustąpiła. Weszłam do środka. Korytarz był skąpany w ciemności, ale z salonu przebijała się delikatna struga światła.
-Halo?-zawołałam nie pewnie stawiając kroki. Weszłam do salonu, w którym były zgaszone wszystkie światła,a na stole paliły się tylko 3 świeczki. Na kanapie siedział Ethan a na około niego było pełno pustych butelek po różnych trunkach. Aktualnie z kryształowej szklanki pił whisky.
-Cześć. Przyjechałam oddać ci klucze.- powiedziałam brzęcząc nimi.
-Oh, Katnis. Cześć.- mruknął. Widocznie dopiero w tamtej chwili zdał sobie sprawę z mojej obecności. Podeszłam niepewnie do kanapy, na której siedział Ethan, uważając na drogę, żeby nie potknąć się o jakąś butelkę.
-Widzę, że tak świętujesz ciążę Liliany.- mruknęłam.
-Ta...mhy nie koniecznie z nią chciałem mieć dziecko.- mruknął i duszkiem opróżnił szklankę.
-Jak to? O czym ty gadasz?- spytałam siadając obok niego.
-Od pewnego czasu chciałem mieć dziecko z tobą... myślałem, że kiedyś uda mi się zaciągnąć ciebie do łóżka, ale ty jesteś cnotką.- zachichotał. Serce zaczęło szybciej bić.
-Ethan kiedyś do ciebie coś czułam, ale teraz to buchnęło. Już cię nie kocham chociaż przyznam, że kiedyś cię kochałam. A po za tym jesteś pod wpływem alkoholu.- powiedziałam.
-Kochałaś? Nie da się tak szybko porzucić starej miłości Katnis.- mruknął, a w jego oczach zalśnił błysk, który mnie przeraził.
-Da się. Teraz kocham Williama. I to on będzie ojcem mojego dziecka.
-Ojcem twojego dziecka, które aktualnie masz w brzuchu, jest twój ojciec.- zaśmiał się.
-Wiem.- warknęłam.
-To zabawne, że twój ojciec zdobył się na to co ja zawsze chciałem zrobić.- mruknął znów nalewając sobie whisky do szklanki.
-C-co?- wyjąkałam. Czy on ma na myśli....
-Tak, Katnis. Chciałem cię przelecieć, ale twój tata okazał się szybszy. Myślałem, że po tym jak okazałem ci litość w końcu cię uwiodę, ale nie wyszło. Miałem nawet plan, abyś cię wziąć w nocy, ale ty zawsze się budziłaś, albo wierciłaś.- powiedział. Zmrużyłam oczy i wstałam z kanapy.
-Jesteś potworem nie człowiekiem.- syknęłam i odwróciłam się na pięcie. Nagle poczułam żelazny uścisk wokół swojego nadgarstka. Spojrzałam na Ethan'a.
-A ty dokąd się wybierasz?- spytał z wrednym uśmieszkiem.
-Do domu. William się będzie martwił.-warknęłam.
-A niech się martwi.- powiedział piskliwym głosem i pociągnął mnie na swoje kolana. -My się trochę zabawimy. W końcu mi się to uda.- szepnął odgarniając moje włosy za ucho.
-Nie będę się z tobą "bawić". Teraz łaskawie mnie puść.- próbowałam mu się wyrwać, ale mężczyzna nie dawał za wygraną. Popchnął mnie i wylądowałam na podłodze, a Ethan na mnie. Przyszpilił jedną ręką moje nadgarstki nad moją głową. Drugą ręką zaczął wodzić wzdłuż mojej nogi. Usłyszałam pomruk zadowolenia wydobywający się z jego gardła.
-Złaź ze mnie.- warknęłam wierzgając nogami.
-Niegrzeczna.- zachichotałam unosząc moją bluzkę. -Mmm...brzuszek już zaokrąglony, ale nie mocno, więc w niczym nam nie przeszkodzi.- mruknął sunąć ręką do piersi.
-Pomocy! William! Ktokolwiek!- zaczęłam krzyczeć.
-Krzycz do woli...najlepiej moje imię, gdy będziesz szczytować.- powiedział przygryzając krawędź mojej koszulki od strony dekoltu.
-Jesteś ohydny!- pisnęłam i znów zaczęłam wierzgać nogami.
-Halo?- usłyszałam niepewny głos dochodzący z przedpokoju.
-William tu je...- nie skończyłam zdania, gdyż mój głos został stłumiony przez rękę Ethan'a.
-Katnis?
-Tu nie ma Katnis. Jestem tylko ja. Możesz iść.-krzyknął Ethan. Oj słaby jest w kłamaniu, słaby. Dalej piszczałam w jego dłoń i wierzgałam nogami. William musiał to jakoś usłyszeć, bo w ekspresowym tempie znalazł się w salonie. Zrobił wielkie oczy, gdy zobaczył mnie i Ethan'a. Szybko do nas podszedł i pociągnął mężczyznę za skraj koszuli. Zamachnął się raz i uderzył go w szczękę.
-Nie waż się dotykać mojej księżniczki i jej dziecka.- warknął przez zaciśnięte zęby pchając go na podłogę. Nie wiem co bardziej mnie zdziwiło. Przejaw agresji Williama czy to, że wie o mojej ciąży.
-Chodź.- powiedział troskliwym głosem i wyciągnął do mnie rękę. Patrzyłam na wszystko oszołomionym wzrokiem.
-Już spokojnie. Wszystko będzie dobrze.- szeptał Will uspokajająco. Po chwili byliśmy w aucie i drodze do domu. 
                                                                         ***
Weszliśmy do mieszkania i w końcu musiałam zadać mu to pytania. Musiałam wiedzieć skąd wie.
-William...skąd wiesz, że jestem w ciąży?- spytałam zdejmując kurtkę.
-Chcesz herbaty?- spytał.
-Nie zmieniaj tematu.- usiadłam na kanapie.
-No dobrze.- usiadł obok mnie.
-No więc..
-Oj moja mała Katnis. Bardzo łatwo się zorientować się, gdy kobieta jest  w ciąży. Miałaś humory, wymyślałaś dziwne dania. No i spałem z tobą w jedynym łóżku. Gdy cię obejmowałem czułem urocze zaokrąglanie na twoim brzuchu.- powiedział i uśmiechnął się. -Myślałem, że gdy urodzisz to dziecko, następnie zechcesz urodzić też moje.- powiedział konkretnie nie do tematu.
-William...skoro wiedziałeś, że jestem w ciąży to dlaczego mnie chciałeś?
-Kocham cię Katnis. Kiedy to zrozumiesz? Gdy dwie osoby się kochają nie zważają na wady inne. A dziecko to na pewno nie wada.- powiedział.
-Ale ja cię okłamywałam...- mruknęłam zawstydzona.
-Wiem. Czekałem aż odważysz mi się o tym powiedzieć. Jednakże rozumiem cię iż nie chciałaś, żebym wiedział.- powiedział z poważną miną.
-Przecież nie wiedziałeś z kim jestem w ciąży, a jednak mimo to przyjąłeś mnie.- uśmiechnęłam się do niego blado.
-Wiem, że zostałaś zgwałcona.- powiedział ponuro. -Wyciągnąłem to kiedyś od Ethan'a, gdy już się domyśliłem co jest w tobą. Przez pewien czas myślałem, że to on jest ojcem. Ale jak się okazało, nie.- gdy wspominał Ethan'a, po jego twarzy przenikał cień nienawiści. Poczułam ukłucie w sercu. Tyle dla mnie zrobił, a ja się bałam mu powiedzieć, że jestem w ciąży.
-I nadal chcesz być z zgwałconą dziewczyną i dzieckiem? Bo wiesz nie każdy chce taką dziewczynę.Większość chce dziewicę.- mruknęłam,a po policzku spłynęła mi łza. William ukucnął przede mną i złapał w dłonie moje.
-Nawet nie waż się tak mówić. Kocham cię za to kim jesteś,  a nie za to czy jesteś tknięta czy nie tknięta. I uwierz mi, że to dziecko też będę kochał. Teraz kocham. Oczywiście o ile pozwolisz mi się nim zaopiekować i nazwać się jego ojcem. I mam nadzieję, że kiedyś, gdy zostaniesz panią Lorche, urodzisz mi takie śliczne dziecko.- uśmiechnął się, a ja zaśmiałam się przez łzy. 
- Jeszcze nie pewne co będzie kiedyś, William. Nawet nie jesteśmy zaręczeni.- uśmiechnęłam się do niego. Jezu! Tak się cieszyłam! William zaakceptował moją sytuacje i moje dziecko! To jest po prostu skarb. Takiego mężczyzny to ze świecą szukać.
-O to się nie martw.- uśmiechnął się tajemniczo. Czy to ma coś sugerować? Oj ja już wiem co znaczy ten jego błysk w oku...

___________________________________________________________________________________
TAM TAM DAM! I oto mamy rozdział 30! Jeeej ♥ Dziękuję wam wszystkim za wytrwałość ze mną i, że czasami czytaliście naprawdę kiepskie rozdziały, a ja katowałam tym wasz umysł i oczy hahah x Jednakże dziękuję wam za słowa krytyki i słowa pociechy. To my -ja razem z wami- pisaliśmy rozdziały i budowaliśmy tego bloga :') Dziękuję ♥
ŻYCZENIA NOWOROCZNE LEKKO SPÓŹNIONE:
Życzę wam w nowym roku wiele, wiele, wiele radosnych chwil i na pewno o wiele mniej tych smutnych. Abyście codziennie wstawali z uśmiechem na twarzy i szli z nim spać. Żebyście obracali się tylko w otoczeniu prawdziwych przyjaciół, a nie tych fałszywych. No i dużo, dużo zdrowia i energii na nowy rok ♥ Wszystkie smutki zostały w tamtym roku i niech tam pozostaną, a nam niech towarzyszą  tylko te dobre wspomnienia ♥ Niech ten rok będzie lepszy i owocniejszy od poprzedniego x AHoj czytelnicy! x



czwartek, 25 grudnia 2014

Katnis #29

-Katnis! Stój!- krzyczał William biegnąc za mną.
-No chodź! To już nie daleko!- krzyknęłam. Po chwili rzeczywiście staliśmy już przed domem Lucy. Zapukałam żywiołowo do drzwi. Otworzyła mi jej matka.
-Dzień dobry! Czy jest Lucy?- spytałam oddychając miarowo.
-Tak, jest. Lucy! Katnis do ciebie!- krzyknęła i zniknęła z powrotem w głębi domu pozostawiając drzwi otwarte. Zajrzałam do środka i zauważyłam jak Lucy zbiega po schodach. Miała na sobie jakieś wzorzyste legginsy i szeroki T-shirt.
-Co jest?- spytała. Wyglądała jakby ostatnio nieźle zabalowała. Ale taka jest prawda.
-Czy ty wiedziałaś, że twój brat jest homoseksualistą?- spytałam wprost. Na twarz Lu wdarł się wyraz zdumienia.
-O czym ty do mnie gadasz?- zmarszczyła brwi.
-O tym, że przed chwilą widziałam jak Tony całował się z Jonathanem!
-Co?!- wykrzyknęła zdziwiona.
-No! Prawda William?- spytałam chłopaka, który stał obok i przysłuchiwał się całej rozmowie.
-No....znaczy...widzieliśmy jakiś tam całujących się chłopaków, ale..-mówił William.
-Will zapamiętaj jedną rzecz...Zawsze trzymaj moją stronę! Niezależnie czy to prawda czy nie. Bo cię potnę żyletką.- warknęłam.
-Ona jest do tego zdolna. Sama się cięła, więc nie zdziwiłabym się, gdyby miała ochotę innych pociąć.- powiedziała Lucy przecierając oczy. Przymrużyłam powieki.
-Zamknij się.- warknęłam.
-Co? Och...zapomniałam.- mruknęłam.
-Dobra, nie ważne. Wracając do tematu. Czy ty wiedziałaś, że twój brat jest homo?- spytałam ponownie.
-No...nie.- przyznała się.
-I ta wiadomość cię nie dziwi?- spytałam zdziwiona.
-Yhm,no nie za bardzo. Zawsze podejrzewałam, że z Tonym jest coś nie tak.- powiedziała.
-Jesteś dziwna.- prychnęłam.
-Być może, ale ty za to głupia.- wyszczerzyła się.
-Ty mi tu nie pyskuj.- zaśmiałam się. - Dobra to ja spadam, bo..no i ten teges.- zaśmiałam się.
-No dobra, na razie. Miło było z tobą porozmawiać William.- powiedziała Lucy i zamknęła drzwi.
-Ale ja z nią...
-Nie zwracaj na nią uwagi. Ona jest nienormalna.- powiedziałam.
-A ty niby normalna?- prychnął.
-W stu procentach.- uśmiechnęłam się.
-To nie ja tnę ludzi żyletką.- mruknął.
-No nie, ale specjalnie upuszczasz jakieś głupie karteczki, żeby się z kimś całować.- powiedziałam.
-Oj, wiem, że ci się to podobało.- powiedział.
-Chciałbyś.- prychnęłam. Chłopak oplótł swoją rękę wokół swojej talii i przycisnął mnie mocno do siebie.
-A nie?- mruknął.
-No całujesz nieźle, ale nic poza tym.- powiedziałam wzruszając ramionami.
-Czy, aby na pewno?- spytał pochylając się nade mną.
-Tak. Jestem tego pewna.- powiedziałam uśmiechając się z wyższością.
-Okej, jak chcesz.- powiedział William i puścił mnie z uścisku.
-No ej! Miałeś mnie pocałować!- krzyknęłam biegnąc za nim.
-Całuję nieźle, ale nic po za tym.- powiedział cytując moje słowa.
-Nie powtarzaj słów, które przed chwilą wypowiedziałam.- powiedziałam obrażona.
-Będę.- wytknął mi język.
-Nie, nie będziesz.- również wytknęłam mu język. Po chwili chłopak już znalazł się przy mnie i atakował moje usta.
-Mmm.. a jednak wyszło na moje.- mruknęłam.
-Marudzisz.- zaśmiał się i odsunął się ode mnie. Złapał moją rękę i poszliśmy dalej. Na trzeźwo całował jeszcze lepiej.
                                                                   ****
-Wolisz szary czy czarny?- spytał William, gdy wracaliśmy do domu.
-Szary. Mówiłam ci już, że to jest mój ulubiony kolor.- odpowiedziałam.
-No, ale szary to taki smutny kolor! A co sądzisz o niebieskim?
-Jakim odcieniu konkretnie?- spytałam.
-Hm..może być pastelowy, błękitny..ale nie granatowy.-powiedział.
-Hmm...niebieski jest takim powszechnym kolorem. Jest ulubioną barwą prawie wszystkich. Natomiast szary wyróżnia się tym, że nie wiele osób podziwia jego barwę. Wszystkim kojarzy się ze smutkiem, nadejściem ciemności. Dla mnie jest to barwa nadzwyczajna i piękna przez to, że nie jest aż tak popularna. Natomiast niebieski przez to, że jest tak popularny robi się nudny.- wzruszyłam ramionami.
-Ej! Obrażasz mój ulubiony kolor!- powiedział William udając obrażonego.
-Oj nie bądź zły.- zaśmiałam się. Dotarliśmy do mojego domu. Odetchnęłam głęboko.
-Jak chcesz to możemy pójść do mnie. Zapraszam cię.- zaśmiał się.
-Wybacz, ale nie mogę. Muszę przygotować się do szkoły.- westchnęłam.
-No cóż...to do następnego razu co?- spytał.
-Jasne.- uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek.
-Pa.- uśmiechnął się i odszedł. Patrzyłam chwilę za nim i dopiero po chwili weszłam do domu. Wytarłam buty o wycieraczkę. Zdjęłam je, a kurtkę odwiesiłam na wieszak. Weszłam do salonu.
-Cześć Eth...no fuj! Moglibyście to robić na osobności!- pisnęłam, gdy zauważyłam Ethana, a na jego kolanach siedziała Liliana i się całowali.
-Wybacz, myśleliśmy, że wrócisz później.- zachichotała Liliana. Coś mi się przewróciło w brzuchu.
-Wybacz, ale nie dobrze mi od waszych planów.- powiedziałam i poszłam do swojego pokoju.
-Co jej jest? Dziwnie się zachowuje.- usłyszałam głos Liliany.
-Oj hormony jej buzują. Wiesz jak te nastolatki.- odpowiedział Ethan. "Fajnie. Od teraz jestem każdą inną nastolatką"- pomyślałam wściekła. Weszłam do pokoju i od razu włączyłam laptopa. Ostatnio był to mój odruch. Włączyłam facebook'a, ask'a, tumblr'a i youtube. Wpisałam na youtube "Im an Albatraoz" - AronChupa i puściłam muzykę na głośnikach. Zalogowałam się na fecabook'a i od razu otrzymałam wiadomość od William'a.
-Jezu, czy on zawsze jest na tym portalu.- mruknęłam i zobaczyłam co mi napisał. Włączyłam jego imię i nazwisko "William Lorche", które świeciło się na dolnym pasku. Treść wiadomości brzmiała następująco:
William: Tak to się przygotowuje do szkoły, siedząc na fb? Nie ładnie mnie okłamywać panno Fray, nie ładnie. 
Uśmiechnęłam się pod nosem i zaczęłam mu odpisywać.
Ja: Drogi panie Lorche..martwię się o moją prywatność, gdyż wydaję mi się, że pan mnie śledzi. Zawsze wie pan co robię o danej porze panie Lorche. Czy w moim mieszkaniu są jakieś kamery? Czy mam się czego obawiać? 
Usiadłam z laptopem na łóżku i czekałam na odpowiedź. Obok jego zdjęcia (na którym jednym słowem mówiąc wyszedł mega seksownie no i idealnie, a ten jego uśmiech...no może nie w jednym słowie) cały czas poruszały się trzy kropki, które cały czas denerwowały mnie, że jeszcze nie odpisał. W końcu napisał.
William: Droga panno Fray, pragnąłbym pani zakomunikować iż nie jestem pedofilem czy gwałcicielem. Obraża pani moją dumę takimi oszczerstwami. Chyba się pogniewamy. Jednakże nie pogardziłbym pani fotografią lub nagraniem z kąpieli. Bardzo ucieszyłyby mnie widoki. 
Zaczęłam się śmiać. William jest nienormalny. Znaliśmy się dopiero dwa dni, a już pisaliśmy jak dawni przyjaciele. Bardzo mi się to podobało, gdyż nie musieliśmy wszystkiego budować. William z natury był taki przyjacielski
Ja: Drogi Williamie Lorche. Chciałam pana poinformować iż na poważnie zastanawiam się nad zaprzestaniem się spotykania  z panem, gdyż boję się o swój kwiat i zdrowie psychiczne, które pod wpływem panu osoby może ulec poważnemu uszkodzeniu.

William: Droga panno Katnis Fray. Czuję się urażony Twoją podstawą. To jest niedopuszczalne, aby panna taka jak pani mówiła takie nieprawdopodobne rzeczy bardzo ważnemu członkowi naszego społeczeństwa. Tak. Powiem pani w tajemnicy iż to ja jestem Super-Manem. 

Ja: Panie Williamie. Czuję się zaszczycona iż pan mi zaufał i zdradził swoją tajemnicę. Następnym razem, gdy będę miała w planach wpadać w kłopoty ubiorę się tak, aby pan podczas ratowania miał widoki na moje atuty,których -muszę pana zdziwić- nie mam. 

William: Oh yeah maleńka! I taka postawa mi się podoba! 

Zaczęłam się śmiać. Do mojego pokoju wszedł Ethan. Szybko przymknęłam laptopa.
-Dobrze się czujesz?- zmarszczył brwi. Czy on się mnie spytał czy z moją psychiką wszystko w porządku?!
-Tak. Czuję się świetnie.- powiedziałam. Ethan wyglądał jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, ale w końcu zrezygnowany odszedł. Otworzyłam laptopa i zaczęłam mu odpisywać.

Ja: Oh, spadaj. Jesteś nienormalny! A teraz żegnam pana, ponieważ mam w planach się pouczyć.

Zamknęłam laptopa i wyłączyłam go całkowicie. Z szafki nocnej wyjęłam podręcznik do biologi. Zaczęłam czytać ostatni temat jaki mieliśmy, aby przypomnieć sobie wiadomości, ale moje myśli zajął ktoś inny. William Lorche. Ten niepoprawny optymista rozbawiający cały świat.
                                                                        ***
Leżałam na brzuchu na swoim łóżku i myślałam o reakcji Lucy, na temat tego, że jej brat jest gejem i spotyka się z chłopakiem z naszej klasy. Ona nie mogła przyjąć tego tak gładko. Ona musiała o tym wiedzieć. Złapałam telefon i wybiłam do niej numer. Po czterech sygnałach odebrała.
-Tak?- spytała. Usłyszałam, że coś żuje. No tak. Ona jest w wiecznym jedzeniu.
-Lucy! Ty musiałaś wiedzieć, że twój brat jest homo! Nie przyjęłabyś tego tak gładko!- zarzuciłam jej.
-Dobra, Katnis posłuchaj. Ja wiedziałam, że Tony jest innej orientacji ok?- powiedziała powoli.
-Okłamałaś mnie!- krzyknęłam obrażona.
-Tak. A co? Miałam ci powiedzieć, że mój brat jest gejem i wiedziałam o tym od dawna? Wtedy byłabyś na mnie obrażona, że wcześniej ci nie powiedziałam.- powiedziała.
-Ehm..no może masz rację.- powiedziałam.
-Drobna poprawa. Ja zawsze mam rację, rozumiesz?
-Tak rozumiem panno Hale!- powiedziałam ze śmiechem i się rozłączyłam. A jednak wiedziała! Wiedziałam, że ona wiedziała, bo gdyby nie wiedziała to by inaczej zareagowała. Z uśmiechem zeszłam na dół, aby zaparzyć sobie herbaty.