Po paru minutach byłam na miejscu. Weszłam do do domu i rutynowo zdjęłam kurtkę, buty i pobiegłam do góry. Weszłam do pokoju i zamknęłam się w nim.Usiadłam na łóżku i skryłam twarz w dłoniach. Zaczęłam oddychać głęboko. Przez szparę w dłoniach zobaczyłam na szafce żyletkę. Odwróciłam wzrok, aby o tym nie myśleć.. Jednak nie mogłam się powstrzymać. Złapałam szybko żyletkę w rękę. Zdjęłam swoje spodnie i zaczęłam kreślić nowe linie na udach. Nie było już powodu dla, którego mam się ciąć. Było, bo muszę. Z pociętych ud kapała ciemna ciecz. Na szczęście w pokoju miałam panele i mały dywanik, więc nie było zbyt dużego problemu z czyszczeniem. Położyłam się na łóżku, a krew dalej kapała. Poczułam przyjemne szczypanie. Zamknęłam oczy, z których popłynęły łzy. Poczułam się senna. Wtuliłam się w poduszę i ścisnęłam srebrną żyletkę w dłoni.
~Kolejny Dzień~
Obudziłam się rano z zakrwawioną całą pościelą i żyletką w ręce. Wstałam z łóżka i zeszłam na dół. Na szczęście mama i tata jeszcze spali. Zaczęłam przeszukiwać szafki i szuflady, gdy w końcu znalazłam bandaż i wodę utlenioną. Polałam swoją ranę wodą. Rozcięcie zaszczypało. Wzięłam bandaż i zaczęłam szybko zawijać prawą rękę. Gdy skończyłam tę czynność poszłam do góry. Weszłam do pokoju i do łazienki w swoim pokoju. Puściłam wodę i wrzuciłam tam żyletkę, aby wypukała się od krwi.
Zdjęłam szybko pościel z kołdry, poduszki i zdjęłam prześcieradło. Wszystko schowałam pod łóżko. Podeszłam do szafy i ubrałam niebieską szeroką bluzę zakładaną przez głowę i szare dresy ze ściągaczami. Weszłam jeszcze do łazienki i rozczesałam włosy. Wyjęłam żyletkę z wody, a wodę spuściłam. Wrzuciłam ją do torby. Przeciągnęłam rzęsy tuszem, a usta lekko pomalowałam błyszczykiem. Wyszłam z łazienki. Złapałam torbę i zeszłam na dół. Ubrałam czerwone trampki i jakąś sportowa kurtkę. Włożyłam słuchawki w uszy i włączyłam piosenkę "Chris Brown- Without You". Złapałam swój klucz i wyszłam z domu. Szłam przed siebie jak zwykle w kierunku szkoły.
****
Weszłam do szkoły i skierowałam się w stronę swojej szafki. Zdjęłam kurtkę i wrzuciłam ją do szafki. Odwróciłam się i oparłam się o nią plecami. Ktoś podszedł do mnie i szturchnął mnie w ramię.
-Cześć.- uśmiechnęła się Lucy.
-Cześć.- odpowiedziałam ze sztucznym uśmiechem.
-Co ci stało się w rękę?
-A nic. Skaleczyłam się, gdy zbierałam potłuczone szkło. - wymyśliłam.
-Ach. Chodź. Teraz mamy lekcje z panem Devine'm.- powiedziała i zaciągnęła mnie za rękę. Syknęłam z bólu. Weszłyśmy do klasy przechodząc obok pana Devine.
-Katnis co ci się stało w rękę?- spytał.
-Skaleczyłam się przy zbieraniu szkła.- poszłam na swoje miejsce.
****
Nacisnęłam na klamkę od domu i weszłam do środka. Na środku stała mama z torbami. Wykłócała się o coś z tatą.
-Mamo... Co robisz?- zapytałam , a torba zsunęła mi się z ramienia.
-Katnis.. Przepraszam cię najmocniej, ale ja tak nie mogę.- powiedziała. Moje oczy się zaszkliły.
-Mamo.. Nie.. Teraz mam wsparcie tylko w tobie.- zaczęłam szlochać.
-Przepraszam.- szepnęła i przytuliła mnie na pożegnanie.
-Ty się ze mną żegnasz?- nie wierzyłam. Przecież to była moja mama! Moje jedyne wsparcie...Moja najlepsza przyjaciółka.
-Tak.- przytaknęła głową. Wyminęła mnie i wszyła z domu. Po policzku ciekły mi łzy strumykami. Nie mogłam sobie przyswoić co się tam stało. Stałam tam jak skamieniała. Złapałam swoją torbę i ruszyłam w stronę schodów.
-Katnis...- mój tata próbował nawiązać ze mną kontakt.
-Nie tato!- krzyknęłam i zapłakana pobiegłam do pokoju. Rzuciłam torbę w kąt i położyłam się na łóżko. Zaczęłam płakać tak jak po śmierci Kate. Nie mogłam tego zrozumieć jak ona mogła mi to zrobić. Matka, której ufałam... Zaczęłam płakać jeszcze mocniej. Zrzuciłam szklankę z szafki z taką siłą, że się stłukła.
-Katnis..- powiedział delikatnym tonem mój tata pukając do drzwi.
-Tato zostaw mnie.- powiedziałam.
-Ale..
-Proszę..- szepnęłam. Tata odszedł. Podeszłam do biurka Cisnęłam wszystko z niego na podłogę. Wyjęłam żyletkę z torby. Położyłam rękę na biurku i szukałam wolnego miejsca na niej. Gdy w końcu znalazłam.. Powyżej łokcia.
-To miejsce dla Ciebie mamo.- szepnęłam i wykonałam pierwsze cięcie. Powoli z rany zaczęła sączyć się krew. Nie czułam teraz przyjemności. Tylko ból.. Ból fizyczny i psychiczny. Nieopisywalny ból. Straciłam Kate, Anne i moją mamę. Łzy kapały mi do rany przez co cięcia jeszcze bardziej mnie szczypały. Położyłam głowę na biurko i zaczęłam kreślić jakieś kreski na rękach.
~Kolejny Dzień~
-No ale Cat proszę.- błagała mnie Lucy.
-Ale ja nie chcę.- powiedziałam trzaskając szafką.
-Ale mam dwa bilety na Ellie Goulding. Tego nie da się przegapić!
-Ale ja jak na razie nie mam ochoty na koncerty.- powiedziałam idąc w stronę klasy.
-No proszę..- prosiła dalej. Wyłapałam spojrzeniem Jamie'go.
-Pójdź z Jamie'm.- powiedziałam ciągnąc go za rękę.
-Gdzie mam iść?- zapytał Jamie.
-Z Lucy na koncert.- powiedziałam patrząc na dziewczynę. Brunetka opuściła zmieszana wzrok.
-Jasne. Z miłą chęcią.- uśmiechnął się Jamie.
-Naprawdę?- Lucy uniosła głowę.
-Oczywiście. Kiedy mam po Ciebie przyjechać?- zapytał.
-Nie wiem dokładnie kiedy jest koncert, bo zapomniałam, ale o 19:30.
-To tego dnia co będzie koncert będę po Ciebie o 18:00.Zadzwoń do mnie.- powiedział.
- Okej.- puściłam oczko do dziewczyny.
-Okej. To pa.- Jamie pomachał nam na odchodne. Poszłyśmy z Lucy do klasy. Miałyśmy teraz biologie.
***
-Lucy ja pójdę się przebrać do łazienki, a ty się przebierz z dziewczynami.- powiedziałam idąc w kierunku łazienki.
-Ale dlaczego..?- spytała.
-Ponieważ wolę sama.- poszłam do łazienki i zamknęłam się w kabinie. Zdjęłam ostrożnie dżinsy i nasunęłam na siebie szare dresy. Zdjęłam sweterek i narzuciłam na siebie szarą szeroką bluzę. Wyszłam z kabiny. Wyjęłam z kieszonki torby gumkę i związałam włosy w luźnego koka. Zarzuciłam torbę na ramię i wyszłam z łazienki. Poszłam w stronę sali gimnastycznej. Zostawiłam torbę pod drzwiami i weszłam do środka. Lekcja już się zaczęła. Co?! Stanęłam w zbiórce.
-Katnis Fray.- nauczyciel akurat mnie wyczytał.
-Jestem mam.- powiedziałam stając w szeregu tam gdzie było miejsce. Nauczyciel dalej wyczytywał. Po chwili skończył.
-Dobrze. Zagramy w kosza.- powiedział nauczyciel zamykając dziennik. Podzielił nas na dwie grupy i wymierzył połowy.- Katnis będziesz w stanie grać?- spytał.
-Tak, oczywiście.- odpowiedziałam. Nauczyciel odszedł. Dwie osoby stanęły na środku boiska, a pan Freeman rzucił piłkę. Lucy odbiła w moja stronę. Złapałam piłkę i zaczęłam biec w stronę kosza. Osoby z przeciwnej drużyny zaczęły mnie otaczać. Uniosłam głowę i rozejrzałam się za osobą ze swojej drużyny. W końcu wychwyciłam wzrokiem Leon'a. Podałam mu piłkę, a chłopak rzucił do kosza.
****
-Dobrze ci poszło.- podszedł do mnie Leon i przybił mi piątkę.
-Dzięki.- odruchowo podwinęłam rękaw, po czym zorientowana co zrobiłam szybko go zakryłam. Leon patrzył się w inną stronę. Odwróciłam się do tyłu. W naszą stronę patrzył pan Freeman. Kurde. Uśmiechnęłam się do niego. Spuściłam wzrok i wyszłam z sali. Po drodze zabrałam swoją torbę i rozpuściłam włosy. Szłam przez korytarz. Pan Devine wyglądał ze swojego gabinetu poszukując jakieś osoby. Ujrzał mnie i przestał poszukiwać. Pokazał palcem, abym weszła do jego gabinetu. Sam znikł za drzwiami. Poszłam tam. Przystanęłam przed drzwiami i wzięłam głęboki oddech. Weszłam do środka. Pan Devine siedział na krańcu biurka.
-Usiądź.- pokazał na siedzenie przy biurku. Wykonałam polecenie. Pan Devine spojrzał na mnie.
-Jak się czujesz?- zapytał.
-Doobrze?- zabrzmiało to bardziej jak pytanie niż odpowiedź.
-Yhym. Jak układa się sytuacja w rodzinie?
-Też dobrze.- nie chciałam mu mówić o tym, że mama od nas odeszła.
-Naprawdę? Nikt cię nie biję w domu?- zapytał.
-Co?! Nie!- krzyknęłam.
-Nie denerwuj się. Czy mógłbym zobaczyć twoje ręce?- spytał patrząc na nie. Z sykiem wciągnęłam powietrze.
-Nie.- szepnęłam ledwie słyszalnie.
-Co?
-Nie.
-Dlaczego?- zdziwił się.
-Ponieważ nie.
-Czy się okaleczasz?- zapytał.
-Nie!- podniosłam głos.
-Porozmawiajmy spokojnie. Wiemy, że to boli..- zaczął.
-To moje życie! Będę robiła co chcę! Nie mieszajcie się w to! I o co mnie oskarżacie?! O cięcie się?!
-Chcemy ci tylko pomóc, Katnis- powiedział spokojnie.
-Nie chcę waszej pieprzonej pomocy! Nie mieszajcie się w moje życie rozumiecie?!- krzyknęłam i wybiegłam z płaczem z gabinetu i pobiegłam prosto do łazienki. Weszłam do środka i wsuwką przekręciłam zamek, aby nikt nie miał dostępu do łazienki. Usiadłam na podłodze i drżącymi rękoma zaczęłam szukać w torbie żyletki. Niestety nie znalazłam jej. Oparłam się o ścianę i powoli po niej zjechałam. Podsunęłam kolana pod brodę i zaczęłam płakać jeszcze mocniej niż wtedy. Nagle mnie olśniło. Podniosłam się z podłogi i zajrzałam w lustro. Zacisnęłam dłonie na krawędzi umywalki i oparłam się na niej całym ciężarem ciała. Ponownie spojrzałam w lustro. Zacisnęłam dłoń w pięść i z całej siły uderzyłam w lustro, które roztrzaskało się na milion kawałeczków. Uniosłam jeden z nich zakrwawioną dłonią i usiadłam w koncie. Podwinęłam nogawki w spodniach i zaczęłam rysować linie pod kolanami i na udach. Nie starczało mi to. Podwinęłam ręce i zaczęłam je ciąć. Chciałam zrobić kreski na brzuchu, ale zaprzestałam. Siedziałam tam, w łazience cała w krwi. Nikt nie wiedział, że tam leże. Nikt oprócz mnie. Wszyscy byli zajęci swoim życiem. Leżałam tam cicho, a z moich rąk i nóg sączyła się krew. Moje oczy powoli się zamykały. Doszłam do wniosku, że straciłam wiele krwi. Postanowiłam spojrzeć na siebie ten ostatni raz. Na ostatkach siłach podniosłam się na kolana, a następnie złapałam się umywalki. Złapałam się tak mocno, że kostki mi zbielały. Uniosłam się do góry i ledwo trzymając się na nogach spojrzałam w lustro. To jestem ja. W starej bluzie, rozczochranych włosach i zapłakanych oczach. Nie wyobrażałam tak sobie tego. Ale jednak. Nagle straciłam grunt pod nogami i puściłam umywalkę. Gdy upadałam poczułam jak uderzam głową w coś twardego. Ból przeszył całe moje ciało... Dalej nie pamiętam nic. Tylko ciemność. Ciemność...
wtorek, 29 kwietnia 2014
piątek, 11 kwietnia 2014
Katnis #3
-Ah... No racja.- powiedziała i wyszła. Wyszłam powili z wanny i ostrożnie wytarłam się ręcznikiem. Ubrałam długie spodnie od piżamy i bluzkę. Wyszłam z łazienki i zeszłam na dół. Spojrzałam w salon.. Leżała tam Anne.. Znaczy jej ciało..
-Co Anne jeszcze tu robi?- spytałam..
-Jutro ją wywiozą.- powiedziała moja mama.
-Aha. Dobranoc.- powiedziałam i poszłam do salonu. Uklękłam przy ciele Anne i ujęłam jej lodowatą dłoń. Po policzku spłynęła mi jedna łza. Ucałowałam ją delikatnie w czoło.
-Żegnaj Anne.- szepnęłam i poszłam do pokoju.
***
-Katnis.- usłyszałam cichy i ciepły głos. Otworzyłam oczy i parę razy zamrugałam. Przede mną stała Anne. Albo latała. Nie dotykała stopami ziemi. Miała na sobie piękną białą suknię i rozpuszczone jasne włosy, które sięgały jej do pasa.
-Co.. co ty tu robisz?- jąkałam się.
-Chodź ze mną.- uśmiechnęła się ciepło i wyciągnęła do mnie dłoń. Niepewnie ją ujęłam. Byłam lodowata tak jak wtedy. Poszłam za nią. Zeszłyśmy po schodach na dół i weszłyśmy do salonu. Ciało Anne nadal tam leżało. Dziewczyna spojrzała na nie i uśmiechnęła się smutno. Zatrzymałyśmy się przy kanapie. Dziewczyna złapała mnie za obydwie ręce.
-Katnis.. Mimo wszystko chcę abyś wiedziała, że Brad nie zrobił tego umyślnie. Wybaczam mu to.- powiedziała. -Pamiętaj, że zawsze kochałam cię jak prawdziwą siostrę. Mimo wszystkiego czego się dowiesz. I pamiętasz jak dałam ci naszyjnik? To w kieszeni mam jeszcze coś dla Ciebie.- uśmiechnęła się tajemniczo.
-A co tam jest?- spytałam. Wiem nie było to na miejscu.
-Zobaczysz.- podeszła do swojego ciała i włożyła dłoń do kieszeni. Nagle uderzyła mnie fala bardzo jasnego światła.
-Na mnie już czas.- powiedziała.
-Co ale...
-Żegnaj Katnis. Poradzisz sobie.- ucałowała mnie i powoli ruszyła w stronę światła. Zniknęła. Tak po prostu zniknęła. I nie wiem co chciała mi pokazać. Nagle ujrzałam ciemność. Nieee!
***
Obudziłam się cała mokra. Usiadłam na łóżku ciężko dysząc. A więc to był tylko sen. Jednak postanowiłam czy Anne na pewno nie ma nic w kieszeni. Zrzuciłam nogi z łóżka i włożyłam stopy w kapcie. Po cichu zeszłam na dół. Podeszłam do Ciała Anne i włożyłam dłoń do kieszeni Anne. Wzięło mnie na wymioty, gdy ujrzałam jej ranę. W końcu z jej kieszeni wyjęłam małą zmiętą karteczkę. Odwinęłam ją i spojrzałam co jest tam napisane. Był tam jakiś adres. Nie wiedziałam o co chodzi. Ziewnęłam i poszłam z powrotem spać.
~Kolejny Dzień~
Obudziły mnie promienie słoneczne wpadające przez szparę pomiędzy zasłonami. Otworzyłam oczy i przeciągnęłam się. Usiadłam i złapałam telefon, który leżał na szafce nocnej. Była 7:15.
-Co?!- wykrzyknęłam sama do siebie. Wstałam z łóżka i ubrałam dżinsy, które leżały obok. Z Szafy wyjęłam T-Shirt ze spranym znakiem "Rolling Stones" i koszule w czerwoną kratę. Złapałam torbę i zbiegłam na dół. Ubrałam czerwone Nike, złapałam kurtkę i wyszłam z domu. Zaczęłam biec w stronę szkoły.
~*~
-Dzień dobry. Przepraszam za spóźnienie.- wydyszałam wchodząc do klasy.
-Dzień dobry. Zajmij swoje miejsce.- powiedział pan Devine. Usiadłam przy oknie i wypakowałam książki.
-No i właśnie na ty, to polega. A więc waszą pracą domową będzie napisanie opowiadania na temat "Przyjaźń". Ma być to normalne opowiadanie o przyjaźni. Rozumiecie?- zapytał opierając się dłońmi o kant biurka.
- Taaak!- wszyscy naraz krzyknęli. W tej chwili rozbrzmiał dzwonek na przerwę. Spakowałam się i poszłam do swojej szafki. Wykręciłam kod i schowałam do szafki kurtkę. Odwróciłam się i omal nie padłam z przerażenia. Milimetry przed moją twarzą stała Lucy Hale. Miała ciemne włosy i oczy. Skórę również miała ciemniejszą. Nosiła okulary i uczyła się bardzo dobrze. Ale raczej nie mogę nazwać jej kujonem.
-Cześć.- powiedziałam i wysiliłam się na uśmiech.
-Cześć. Bardzo współczuję ci straty Anne.- wykrzywiła usta w jakiś grymas. Chyba miała to być smutna mina.
-A skąd wiesz?- spytałam zdziwiona.
-Słyszałam. Plotki szybko roznoszą się po okolicy.- powiedziała.
- Ach no tak. - trzasnęłam szafką i odeszłam.
-Obraziłam cię?- dogoniła mnie.
-Nie. Tylko nie chcę o tym gadać ok.?
-Okej.- powiedziała. Szłyśmy dalej przez korytarz w ciszy. Przechodził obok mnie jakiś chłopak. Puścił do mnie oczko i złapał za biodro tak, że stałam twarzą naprzeciwko niego.
-No co tam mała?- zapytał z uśmiechem.
-Odwal się.- pokazałam mu fucka.
-Hmm.,. ostra. Lubię takie.
-Wzruszyła mnie twoja historia. A teraz mnie puść.- powiedziałam.
-Ty na serio mnie nie poznajesz.- zesmutniał.
-A dlaczego miałabym?- spytałam zdziwiona.
-Może dlatego, że jestem twoim kuzynem?
-naprawdę... O Boże! Jamie!- krzyknęłam radosna i rzuciłam mu się na szyję. Był to mój kuzyn ze strony taty. Byłam z nim najbardziej zżyta.
-Co cię do nas sprowadza?- spytałam.
-No więc co cię do nas sprowadza?
- Słyszałem o śmierci Anne. Tak mi przykro. Pewnie bardzo to przeżywasz.
-Nawet nie wiesz jak.- powiedziałam. - Ależ gdzie moja grzeczność. Jamie to jest Lucy. Moja przyjaciółka ze szkoły. - przedstawiłam ich sobie.
-Cześc.- Jamie uśmiechnął się szeroko i podał jej dłoń. Lucy uścisnęła ją podsuwając sobie okulary na nos.
-Przystojny.- szepnęła mi do ucha. Zaśmiałam się. Zabrzmiał dzwonek wzywający na kolejną lekcję.
-To pa. Do zobaczenia.- dałam mu całusa w policzek i ruszyliśmy z Lucy do klasy. Miałyśmy teraz Biologie.
~*~
-Mogę pójść z tobą?- spytała Lucy. Zdziwiła mnie swoim pytaniem.
-Jasne. Jak masz ochotę.- wzruszyłam ramionami. Narzuciłam kurtkę i wyszłam ze szkoły. Lucy pobiegła za mną.
-Zimno się zrobiło co?- zapytała.
-I to jak.- zapięłam swoją kurtkę. - Tak w ogóle to gdzie ty mieszkasz?- spytałam.
-Nie daleko Ciebie. Nie raz się widziałyśmy.- powiedziała patrząc na mnie dziwnie.
-naprawdę?! Przepraszam.- nie powinnam zadawać tego pytania.
-Nie ma za co.- powiedziała poprawiając plecak. Zadzwonił mój telefon. Był to nieznany mi numer. Odebrałam.
-Halo?- powiedziałam niepewnie.
-Katnis przepraszam.- powiedział rozmówca i się rozłączył. Spojrzałam na Lucy.
-Kto to?- spytała
-Nie wiem. Ale za coś mnie przepraszał.
-Aha? Dziwne.- zauważyła.
-Noo.- przyznałam. Po chwilę doszliśmy do mojego domu.
-To pa Cat.- powiedziała.
-Skąd znasz moje przezwisko?- zdziwiłam sie.
- Często Kate tak się do Ciebie zwracała w klasie. - wytłumaczyła.
-A no tak. To pa Lu.- uśmiechnęłam się.
-Fajna ksywka.- zaśmiała się z oddali. Wytrzepałam buty i weszłam do domu. Roznosił się w nim zapach ciasta czekoladowego. Jak ja kocham ciasto czekoladowe. Weszłam do kuchni.
-Cześć mamo. Robisz ciasto czekoladowe?- spytałam siadając przy stole.
-Tak.- mimo sytuacji uśmiechnęła się do mnie ciepło.Położyła przede mną talerz z obiadem. Zaczęłam jeść. Po chwili zjadłam i zaniosłam talerz do zlewu. Usiadłam z powrotem na swoje miejsce. Mama podała mi talerz z ciastem. Zaczęłam jeść je widelcem. Kawałek po kawałku. Mm... Ale pyszne. Rozpływało się w ustach.
-Ale pyszne.- powiedziałam zamykając oczy ze smakiem. Po chwili zjadłam. Złapałam swoją torbę i poszłam do pokoju. Rzuciłam ją w kąt i położyłam się na łóżko. Na szafce nocnej leżała karta z adresem. Spojrzałam na nią. To jest chyba adres pana Devine... Ale nie jestem pewna. Nie. Chyba nie. Zaczęłam głaskać naszyjnik, który miałam zawieszony na szyi. Do moich oczu napłynęły piekące łzy. Powstrzymywałam je ale nie dałam rady. Wyjęłam z szuflady żyletkę i słuchawki. Zbiegłam na dół. Założyłam kurtkę i wybiegłam z domu. Pobiegłam w stronę lasu i poszłam w stronę polany. Poszłam trochę głębiej, gdy w końcu znalazłam się w moim miejscu. Tylko moim. Było to wielkie drzewo. Usiadłam pod nim i oparłam się o jego pień. Włożyłam słuchawki do uszu i włączyłam piosenkę "Passenger- Let Her Go". Wyjęłam z kieszeni żyletkę i dokładnie ją obejrzałam. Gdzie niegdzie były jeszcze ślady mojej krwi. Zdjęłam kurtkę i podwinęłam lewy rękaw koszuli,. Złapałam żyletkę w palce i rozorałam stare rany. Stare rany po Kate. Nie wiem dlaczego, ale było to strasznie przyjemne. Jeszcze bardziej przyjemne niż za pierwszym razem. Cała złość, cały smytek.. Wszystko ze mnie upłynęło. Wszystko. Wszystkie moje mięśnie się rozluźniły. Po ciele przeszedł przyjemny dreszcz. Wiem, że nie powinnam się tak czuć ale tak się czułam. Tak jak nigdy. Oparłam głowę o drzewo i pozwoliłam krwi powoli opadać na trawę. Krew kapała... Kropla po kropli. Piosenka się skończyła. Słyszałam tylko "Kap. Kap. Kap". Był to bardzo kojący dźwięk. Śpiew ptaków, szczek psów i kapanie mojej krwi. Siedziałam tak jeszcze chwile w transie, gdy obudził mnie piekący ból. Zasłoniłam rękę rękawem i ubrałam kurtkę. Włożyłam słuchawki w uszy i poszłam z powrotem w swoją okolicę. Gdy przechodziłam się po okolicy spotkałam Lucy z psem.
-Cześć Katnis. Znów.- uśmiechnęła się. Jej pies radośnie zaszczekał. Ukucnęłam przy nim i go pogłaskałam.
-Cześć Lu. Jak tam na spacerku z psem?
-Dobrze. A ty gdzie byłaś?-spytała.
- A tu i tam.
-A praca domowa zrobiona?
-em... Jeszcze nie?- zaśmiałam się.
-To idź.- powiedziała Lu.
-Okej. To pa.- pomachałam jej i poszłam do domu.
-Co Anne jeszcze tu robi?- spytałam..
-Jutro ją wywiozą.- powiedziała moja mama.
-Aha. Dobranoc.- powiedziałam i poszłam do salonu. Uklękłam przy ciele Anne i ujęłam jej lodowatą dłoń. Po policzku spłynęła mi jedna łza. Ucałowałam ją delikatnie w czoło.
-Żegnaj Anne.- szepnęłam i poszłam do pokoju.
***
-Katnis.- usłyszałam cichy i ciepły głos. Otworzyłam oczy i parę razy zamrugałam. Przede mną stała Anne. Albo latała. Nie dotykała stopami ziemi. Miała na sobie piękną białą suknię i rozpuszczone jasne włosy, które sięgały jej do pasa.
-Co.. co ty tu robisz?- jąkałam się.
-Chodź ze mną.- uśmiechnęła się ciepło i wyciągnęła do mnie dłoń. Niepewnie ją ujęłam. Byłam lodowata tak jak wtedy. Poszłam za nią. Zeszłyśmy po schodach na dół i weszłyśmy do salonu. Ciało Anne nadal tam leżało. Dziewczyna spojrzała na nie i uśmiechnęła się smutno. Zatrzymałyśmy się przy kanapie. Dziewczyna złapała mnie za obydwie ręce.
-Katnis.. Mimo wszystko chcę abyś wiedziała, że Brad nie zrobił tego umyślnie. Wybaczam mu to.- powiedziała. -Pamiętaj, że zawsze kochałam cię jak prawdziwą siostrę. Mimo wszystkiego czego się dowiesz. I pamiętasz jak dałam ci naszyjnik? To w kieszeni mam jeszcze coś dla Ciebie.- uśmiechnęła się tajemniczo.
-A co tam jest?- spytałam. Wiem nie było to na miejscu.
-Zobaczysz.- podeszła do swojego ciała i włożyła dłoń do kieszeni. Nagle uderzyła mnie fala bardzo jasnego światła.
-Na mnie już czas.- powiedziała.
-Co ale...
-Żegnaj Katnis. Poradzisz sobie.- ucałowała mnie i powoli ruszyła w stronę światła. Zniknęła. Tak po prostu zniknęła. I nie wiem co chciała mi pokazać. Nagle ujrzałam ciemność. Nieee!
***
Obudziłam się cała mokra. Usiadłam na łóżku ciężko dysząc. A więc to był tylko sen. Jednak postanowiłam czy Anne na pewno nie ma nic w kieszeni. Zrzuciłam nogi z łóżka i włożyłam stopy w kapcie. Po cichu zeszłam na dół. Podeszłam do Ciała Anne i włożyłam dłoń do kieszeni Anne. Wzięło mnie na wymioty, gdy ujrzałam jej ranę. W końcu z jej kieszeni wyjęłam małą zmiętą karteczkę. Odwinęłam ją i spojrzałam co jest tam napisane. Był tam jakiś adres. Nie wiedziałam o co chodzi. Ziewnęłam i poszłam z powrotem spać.
~Kolejny Dzień~
Obudziły mnie promienie słoneczne wpadające przez szparę pomiędzy zasłonami. Otworzyłam oczy i przeciągnęłam się. Usiadłam i złapałam telefon, który leżał na szafce nocnej. Była 7:15.
-Co?!- wykrzyknęłam sama do siebie. Wstałam z łóżka i ubrałam dżinsy, które leżały obok. Z Szafy wyjęłam T-Shirt ze spranym znakiem "Rolling Stones" i koszule w czerwoną kratę. Złapałam torbę i zbiegłam na dół. Ubrałam czerwone Nike, złapałam kurtkę i wyszłam z domu. Zaczęłam biec w stronę szkoły.
~*~
-Dzień dobry. Przepraszam za spóźnienie.- wydyszałam wchodząc do klasy.
-Dzień dobry. Zajmij swoje miejsce.- powiedział pan Devine. Usiadłam przy oknie i wypakowałam książki.
-No i właśnie na ty, to polega. A więc waszą pracą domową będzie napisanie opowiadania na temat "Przyjaźń". Ma być to normalne opowiadanie o przyjaźni. Rozumiecie?- zapytał opierając się dłońmi o kant biurka.
- Taaak!- wszyscy naraz krzyknęli. W tej chwili rozbrzmiał dzwonek na przerwę. Spakowałam się i poszłam do swojej szafki. Wykręciłam kod i schowałam do szafki kurtkę. Odwróciłam się i omal nie padłam z przerażenia. Milimetry przed moją twarzą stała Lucy Hale. Miała ciemne włosy i oczy. Skórę również miała ciemniejszą. Nosiła okulary i uczyła się bardzo dobrze. Ale raczej nie mogę nazwać jej kujonem.
-Cześć.- powiedziałam i wysiliłam się na uśmiech.
-Cześć. Bardzo współczuję ci straty Anne.- wykrzywiła usta w jakiś grymas. Chyba miała to być smutna mina.
-A skąd wiesz?- spytałam zdziwiona.
-Słyszałam. Plotki szybko roznoszą się po okolicy.- powiedziała.
- Ach no tak. - trzasnęłam szafką i odeszłam.
-Obraziłam cię?- dogoniła mnie.
-Nie. Tylko nie chcę o tym gadać ok.?
-Okej.- powiedziała. Szłyśmy dalej przez korytarz w ciszy. Przechodził obok mnie jakiś chłopak. Puścił do mnie oczko i złapał za biodro tak, że stałam twarzą naprzeciwko niego.
-No co tam mała?- zapytał z uśmiechem.
-Odwal się.- pokazałam mu fucka.
-Hmm.,. ostra. Lubię takie.
-Wzruszyła mnie twoja historia. A teraz mnie puść.- powiedziałam.
-Ty na serio mnie nie poznajesz.- zesmutniał.
-A dlaczego miałabym?- spytałam zdziwiona.
-Może dlatego, że jestem twoim kuzynem?
-naprawdę... O Boże! Jamie!- krzyknęłam radosna i rzuciłam mu się na szyję. Był to mój kuzyn ze strony taty. Byłam z nim najbardziej zżyta.
-Co cię do nas sprowadza?- spytałam.
-No więc co cię do nas sprowadza?
- Słyszałem o śmierci Anne. Tak mi przykro. Pewnie bardzo to przeżywasz.
-Nawet nie wiesz jak.- powiedziałam. - Ależ gdzie moja grzeczność. Jamie to jest Lucy. Moja przyjaciółka ze szkoły. - przedstawiłam ich sobie.
-Cześc.- Jamie uśmiechnął się szeroko i podał jej dłoń. Lucy uścisnęła ją podsuwając sobie okulary na nos.
-Przystojny.- szepnęła mi do ucha. Zaśmiałam się. Zabrzmiał dzwonek wzywający na kolejną lekcję.
-To pa. Do zobaczenia.- dałam mu całusa w policzek i ruszyliśmy z Lucy do klasy. Miałyśmy teraz Biologie.
~*~
-Mogę pójść z tobą?- spytała Lucy. Zdziwiła mnie swoim pytaniem.
-Jasne. Jak masz ochotę.- wzruszyłam ramionami. Narzuciłam kurtkę i wyszłam ze szkoły. Lucy pobiegła za mną.
-Zimno się zrobiło co?- zapytała.
-I to jak.- zapięłam swoją kurtkę. - Tak w ogóle to gdzie ty mieszkasz?- spytałam.
-Nie daleko Ciebie. Nie raz się widziałyśmy.- powiedziała patrząc na mnie dziwnie.
-naprawdę?! Przepraszam.- nie powinnam zadawać tego pytania.
-Nie ma za co.- powiedziała poprawiając plecak. Zadzwonił mój telefon. Był to nieznany mi numer. Odebrałam.
-Halo?- powiedziałam niepewnie.
-Katnis przepraszam.- powiedział rozmówca i się rozłączył. Spojrzałam na Lucy.
-Kto to?- spytała
-Nie wiem. Ale za coś mnie przepraszał.
-Aha? Dziwne.- zauważyła.
-Noo.- przyznałam. Po chwilę doszliśmy do mojego domu.
-To pa Cat.- powiedziała.
-Skąd znasz moje przezwisko?- zdziwiłam sie.
- Często Kate tak się do Ciebie zwracała w klasie. - wytłumaczyła.
-A no tak. To pa Lu.- uśmiechnęłam się.
-Fajna ksywka.- zaśmiała się z oddali. Wytrzepałam buty i weszłam do domu. Roznosił się w nim zapach ciasta czekoladowego. Jak ja kocham ciasto czekoladowe. Weszłam do kuchni.
-Cześć mamo. Robisz ciasto czekoladowe?- spytałam siadając przy stole.
-Tak.- mimo sytuacji uśmiechnęła się do mnie ciepło.Położyła przede mną talerz z obiadem. Zaczęłam jeść. Po chwili zjadłam i zaniosłam talerz do zlewu. Usiadłam z powrotem na swoje miejsce. Mama podała mi talerz z ciastem. Zaczęłam jeść je widelcem. Kawałek po kawałku. Mm... Ale pyszne. Rozpływało się w ustach.
-Ale pyszne.- powiedziałam zamykając oczy ze smakiem. Po chwili zjadłam. Złapałam swoją torbę i poszłam do pokoju. Rzuciłam ją w kąt i położyłam się na łóżko. Na szafce nocnej leżała karta z adresem. Spojrzałam na nią. To jest chyba adres pana Devine... Ale nie jestem pewna. Nie. Chyba nie. Zaczęłam głaskać naszyjnik, który miałam zawieszony na szyi. Do moich oczu napłynęły piekące łzy. Powstrzymywałam je ale nie dałam rady. Wyjęłam z szuflady żyletkę i słuchawki. Zbiegłam na dół. Założyłam kurtkę i wybiegłam z domu. Pobiegłam w stronę lasu i poszłam w stronę polany. Poszłam trochę głębiej, gdy w końcu znalazłam się w moim miejscu. Tylko moim. Było to wielkie drzewo. Usiadłam pod nim i oparłam się o jego pień. Włożyłam słuchawki do uszu i włączyłam piosenkę "Passenger- Let Her Go". Wyjęłam z kieszeni żyletkę i dokładnie ją obejrzałam. Gdzie niegdzie były jeszcze ślady mojej krwi. Zdjęłam kurtkę i podwinęłam lewy rękaw koszuli,. Złapałam żyletkę w palce i rozorałam stare rany. Stare rany po Kate. Nie wiem dlaczego, ale było to strasznie przyjemne. Jeszcze bardziej przyjemne niż za pierwszym razem. Cała złość, cały smytek.. Wszystko ze mnie upłynęło. Wszystko. Wszystkie moje mięśnie się rozluźniły. Po ciele przeszedł przyjemny dreszcz. Wiem, że nie powinnam się tak czuć ale tak się czułam. Tak jak nigdy. Oparłam głowę o drzewo i pozwoliłam krwi powoli opadać na trawę. Krew kapała... Kropla po kropli. Piosenka się skończyła. Słyszałam tylko "Kap. Kap. Kap". Był to bardzo kojący dźwięk. Śpiew ptaków, szczek psów i kapanie mojej krwi. Siedziałam tak jeszcze chwile w transie, gdy obudził mnie piekący ból. Zasłoniłam rękę rękawem i ubrałam kurtkę. Włożyłam słuchawki w uszy i poszłam z powrotem w swoją okolicę. Gdy przechodziłam się po okolicy spotkałam Lucy z psem.
-Cześć Katnis. Znów.- uśmiechnęła się. Jej pies radośnie zaszczekał. Ukucnęłam przy nim i go pogłaskałam.
-Cześć Lu. Jak tam na spacerku z psem?
-Dobrze. A ty gdzie byłaś?-spytała.
- A tu i tam.
-A praca domowa zrobiona?
-em... Jeszcze nie?- zaśmiałam się.
-To idź.- powiedziała Lu.
-Okej. To pa.- pomachałam jej i poszłam do domu.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)