-Ah... No racja.- powiedziała i wyszła. Wyszłam powili z wanny i ostrożnie wytarłam się ręcznikiem. Ubrałam długie spodnie od piżamy i bluzkę. Wyszłam z łazienki i zeszłam na dół. Spojrzałam w salon.. Leżała tam Anne.. Znaczy jej ciało..
-Co Anne jeszcze tu robi?- spytałam..
-Jutro ją wywiozą.- powiedziała moja mama.
-Aha. Dobranoc.- powiedziałam i poszłam do salonu. Uklękłam przy ciele Anne i ujęłam jej lodowatą dłoń. Po policzku spłynęła mi jedna łza. Ucałowałam ją delikatnie w czoło.
-Żegnaj Anne.- szepnęłam i poszłam do pokoju.
***
-Katnis.- usłyszałam cichy i ciepły głos. Otworzyłam oczy i parę razy zamrugałam. Przede mną stała Anne. Albo latała. Nie dotykała stopami ziemi. Miała na sobie piękną białą suknię i rozpuszczone jasne włosy, które sięgały jej do pasa.
-Co.. co ty tu robisz?- jąkałam się.
-Chodź ze mną.- uśmiechnęła się ciepło i wyciągnęła do mnie dłoń. Niepewnie ją ujęłam. Byłam lodowata tak jak wtedy. Poszłam za nią. Zeszłyśmy po schodach na dół i weszłyśmy do salonu. Ciało Anne nadal tam leżało. Dziewczyna spojrzała na nie i uśmiechnęła się smutno. Zatrzymałyśmy się przy kanapie. Dziewczyna złapała mnie za obydwie ręce.
-Katnis.. Mimo wszystko chcę abyś wiedziała, że Brad nie zrobił tego umyślnie. Wybaczam mu to.- powiedziała. -Pamiętaj, że zawsze kochałam cię jak prawdziwą siostrę. Mimo wszystkiego czego się dowiesz. I pamiętasz jak dałam ci naszyjnik? To w kieszeni mam jeszcze coś dla Ciebie.- uśmiechnęła się tajemniczo.
-A co tam jest?- spytałam. Wiem nie było to na miejscu.
-Zobaczysz.- podeszła do swojego ciała i włożyła dłoń do kieszeni. Nagle uderzyła mnie fala bardzo jasnego światła.
-Na mnie już czas.- powiedziała.
-Co ale...
-Żegnaj Katnis. Poradzisz sobie.- ucałowała mnie i powoli ruszyła w stronę światła. Zniknęła. Tak po prostu zniknęła. I nie wiem co chciała mi pokazać. Nagle ujrzałam ciemność. Nieee!
***
Obudziłam się cała mokra. Usiadłam na łóżku ciężko dysząc. A więc to był tylko sen. Jednak postanowiłam czy Anne na pewno nie ma nic w kieszeni. Zrzuciłam nogi z łóżka i włożyłam stopy w kapcie. Po cichu zeszłam na dół. Podeszłam do Ciała Anne i włożyłam dłoń do kieszeni Anne. Wzięło mnie na wymioty, gdy ujrzałam jej ranę. W końcu z jej kieszeni wyjęłam małą zmiętą karteczkę. Odwinęłam ją i spojrzałam co jest tam napisane. Był tam jakiś adres. Nie wiedziałam o co chodzi. Ziewnęłam i poszłam z powrotem spać.
~Kolejny Dzień~
Obudziły mnie promienie słoneczne wpadające przez szparę pomiędzy zasłonami. Otworzyłam oczy i przeciągnęłam się. Usiadłam i złapałam telefon, który leżał na szafce nocnej. Była 7:15.
-Co?!- wykrzyknęłam sama do siebie. Wstałam z łóżka i ubrałam dżinsy, które leżały obok. Z Szafy wyjęłam T-Shirt ze spranym znakiem "Rolling Stones" i koszule w czerwoną kratę. Złapałam torbę i zbiegłam na dół. Ubrałam czerwone Nike, złapałam kurtkę i wyszłam z domu. Zaczęłam biec w stronę szkoły.
~*~
-Dzień dobry. Przepraszam za spóźnienie.- wydyszałam wchodząc do klasy.
-Dzień dobry. Zajmij swoje miejsce.- powiedział pan Devine. Usiadłam przy oknie i wypakowałam książki.
-No i właśnie na ty, to polega. A więc waszą pracą domową będzie napisanie opowiadania na temat "Przyjaźń". Ma być to normalne opowiadanie o przyjaźni. Rozumiecie?- zapytał opierając się dłońmi o kant biurka.
- Taaak!- wszyscy naraz krzyknęli. W tej chwili rozbrzmiał dzwonek na przerwę. Spakowałam się i poszłam do swojej szafki. Wykręciłam kod i schowałam do szafki kurtkę. Odwróciłam się i omal nie padłam z przerażenia. Milimetry przed moją twarzą stała Lucy Hale. Miała ciemne włosy i oczy. Skórę również miała ciemniejszą. Nosiła okulary i uczyła się bardzo dobrze. Ale raczej nie mogę nazwać jej kujonem.
-Cześć.- powiedziałam i wysiliłam się na uśmiech.
-Cześć. Bardzo współczuję ci straty Anne.- wykrzywiła usta w jakiś grymas. Chyba miała to być smutna mina.
-A skąd wiesz?- spytałam zdziwiona.
-Słyszałam. Plotki szybko roznoszą się po okolicy.- powiedziała.
- Ach no tak. - trzasnęłam szafką i odeszłam.
-Obraziłam cię?- dogoniła mnie.
-Nie. Tylko nie chcę o tym gadać ok.?
-Okej.- powiedziała. Szłyśmy dalej przez korytarz w ciszy. Przechodził obok mnie jakiś chłopak. Puścił do mnie oczko i złapał za biodro tak, że stałam twarzą naprzeciwko niego.
-No co tam mała?- zapytał z uśmiechem.
-Odwal się.- pokazałam mu fucka.
-Hmm.,. ostra. Lubię takie.
-Wzruszyła mnie twoja historia. A teraz mnie puść.- powiedziałam.
-Ty na serio mnie nie poznajesz.- zesmutniał.
-A dlaczego miałabym?- spytałam zdziwiona.
-Może dlatego, że jestem twoim kuzynem?
-naprawdę... O Boże! Jamie!- krzyknęłam radosna i rzuciłam mu się na szyję. Był to mój kuzyn ze strony taty. Byłam z nim najbardziej zżyta.
-Co cię do nas sprowadza?- spytałam.
-No więc co cię do nas sprowadza?
- Słyszałem o śmierci Anne. Tak mi przykro. Pewnie bardzo to przeżywasz.
-Nawet nie wiesz jak.- powiedziałam. - Ależ gdzie moja grzeczność. Jamie to jest Lucy. Moja przyjaciółka ze szkoły. - przedstawiłam ich sobie.
-Cześc.- Jamie uśmiechnął się szeroko i podał jej dłoń. Lucy uścisnęła ją podsuwając sobie okulary na nos.
-Przystojny.- szepnęła mi do ucha. Zaśmiałam się. Zabrzmiał dzwonek wzywający na kolejną lekcję.
-To pa. Do zobaczenia.- dałam mu całusa w policzek i ruszyliśmy z Lucy do klasy. Miałyśmy teraz Biologie.
~*~
-Mogę pójść z tobą?- spytała Lucy. Zdziwiła mnie swoim pytaniem.
-Jasne. Jak masz ochotę.- wzruszyłam ramionami. Narzuciłam kurtkę i wyszłam ze szkoły. Lucy pobiegła za mną.
-Zimno się zrobiło co?- zapytała.
-I to jak.- zapięłam swoją kurtkę. - Tak w ogóle to gdzie ty mieszkasz?- spytałam.
-Nie daleko Ciebie. Nie raz się widziałyśmy.- powiedziała patrząc na mnie dziwnie.
-naprawdę?! Przepraszam.- nie powinnam zadawać tego pytania.
-Nie ma za co.- powiedziała poprawiając plecak. Zadzwonił mój telefon. Był to nieznany mi numer. Odebrałam.
-Halo?- powiedziałam niepewnie.
-Katnis przepraszam.- powiedział rozmówca i się rozłączył. Spojrzałam na Lucy.
-Kto to?- spytała
-Nie wiem. Ale za coś mnie przepraszał.
-Aha? Dziwne.- zauważyła.
-Noo.- przyznałam. Po chwilę doszliśmy do mojego domu.
-To pa Cat.- powiedziała.
-Skąd znasz moje przezwisko?- zdziwiłam sie.
- Często Kate tak się do Ciebie zwracała w klasie. - wytłumaczyła.
-A no tak. To pa Lu.- uśmiechnęłam się.
-Fajna ksywka.- zaśmiała się z oddali. Wytrzepałam buty i weszłam do domu. Roznosił się w nim zapach ciasta czekoladowego. Jak ja kocham ciasto czekoladowe. Weszłam do kuchni.
-Cześć mamo. Robisz ciasto czekoladowe?- spytałam siadając przy stole.
-Tak.- mimo sytuacji uśmiechnęła się do mnie ciepło.Położyła przede mną talerz z obiadem. Zaczęłam jeść. Po chwili zjadłam i zaniosłam talerz do zlewu. Usiadłam z powrotem na swoje miejsce. Mama podała mi talerz z ciastem. Zaczęłam jeść je widelcem. Kawałek po kawałku. Mm... Ale pyszne. Rozpływało się w ustach.
-Ale pyszne.- powiedziałam zamykając oczy ze smakiem. Po chwili zjadłam. Złapałam swoją torbę i poszłam do pokoju. Rzuciłam ją w kąt i położyłam się na łóżko. Na szafce nocnej leżała karta z adresem. Spojrzałam na nią. To jest chyba adres pana Devine... Ale nie jestem pewna. Nie. Chyba nie. Zaczęłam głaskać naszyjnik, który miałam zawieszony na szyi. Do moich oczu napłynęły piekące łzy. Powstrzymywałam je ale nie dałam rady. Wyjęłam z szuflady żyletkę i słuchawki. Zbiegłam na dół. Założyłam kurtkę i wybiegłam z domu. Pobiegłam w stronę lasu i poszłam w stronę polany. Poszłam trochę głębiej, gdy w końcu znalazłam się w moim miejscu. Tylko moim. Było to wielkie drzewo. Usiadłam pod nim i oparłam się o jego pień. Włożyłam słuchawki do uszu i włączyłam piosenkę "Passenger- Let Her Go". Wyjęłam z kieszeni żyletkę i dokładnie ją obejrzałam. Gdzie niegdzie były jeszcze ślady mojej krwi. Zdjęłam kurtkę i podwinęłam lewy rękaw koszuli,. Złapałam żyletkę w palce i rozorałam stare rany. Stare rany po Kate. Nie wiem dlaczego, ale było to strasznie przyjemne. Jeszcze bardziej przyjemne niż za pierwszym razem. Cała złość, cały smytek.. Wszystko ze mnie upłynęło. Wszystko. Wszystkie moje mięśnie się rozluźniły. Po ciele przeszedł przyjemny dreszcz. Wiem, że nie powinnam się tak czuć ale tak się czułam. Tak jak nigdy. Oparłam głowę o drzewo i pozwoliłam krwi powoli opadać na trawę. Krew kapała... Kropla po kropli. Piosenka się skończyła. Słyszałam tylko "Kap. Kap. Kap". Był to bardzo kojący dźwięk. Śpiew ptaków, szczek psów i kapanie mojej krwi. Siedziałam tak jeszcze chwile w transie, gdy obudził mnie piekący ból. Zasłoniłam rękę rękawem i ubrałam kurtkę. Włożyłam słuchawki w uszy i poszłam z powrotem w swoją okolicę. Gdy przechodziłam się po okolicy spotkałam Lucy z psem.
-Cześć Katnis. Znów.- uśmiechnęła się. Jej pies radośnie zaszczekał. Ukucnęłam przy nim i go pogłaskałam.
-Cześć Lu. Jak tam na spacerku z psem?
-Dobrze. A ty gdzie byłaś?-spytała.
- A tu i tam.
-A praca domowa zrobiona?
-em... Jeszcze nie?- zaśmiałam się.
-To idź.- powiedziała Lu.
-Okej. To pa.- pomachałam jej i poszłam do domu.
Zajebisty *O* Kiedy kolejny rozdział?
OdpowiedzUsuńBoze *.* Jak sie ciesze <3 Kolejny rozdzial postaram sie dodac jak najszybciej ^^
UsuńChwalić i wielbić Oliwię! I ♥ You Dupku :*
OdpowiedzUsuńOjej *.* Ja Ciebie tez głupku :*
Usuń