czwartek, 29 maja 2014

Katnis #11

-Moim zdaniem nie jest tu ładnie. Od kiedy Kate umarła nie potrafię sobie poradzić z mieszkaniem. Teraz będzie tu choć porządna ręka kobiety.- powiedział i usiadł obok mnie z kawą.
-A... mógłby mi dać pan dzisiaj coś do spania?- spytałam zawstydzona.
-Jasne.- zaśmiał się. Szybko wypiłam herbatę. Była bardzo dobra. Słodka. Taka jaką lubię.
-Już pan wypił?- spytałam z nadzieją, że odpowie "tak.
-Jeszcze nie.
-No ile można?- spytałam. Pan się zaśmiał i wstał z kanapy.
-Dobrze. To chodź. Pokażę ci pokój.- powiedział i złapał mnie za rękę. Przeszliśmy przez schody do góry. Pan Ethan otworzył drzwi do jednego z trzech pokoi. Było w nim podwójne łóżko w w lewym rogu. Na wprost było wyjście na taras. No wiadomo szafy, szafki i tego typu sprawy. Była nawet toaletka.
-W każdym pokoju jest taras?- spytałam rozglądając się po pokoju.
-Nie. Tylko twój.- odpowiedział.
-Jak to "mój"?- spytałam.
-No na razie jak będziesz u mnie to będzie twój pokój.- powiedział. Naskoczyłam na pana i go mocno przytuliłam.
-Dziękuje.- pocałowałam go w policzek.
-No już spokojnie.- zaśmiał się. -Chcesz zobaczyć mój pokój?- spytał.
-Jasne proszę pana.- odpowiedziałam. Mężczyzna wyszedł z pokoju i otworzył drzwi na przeciwko. Weszliśmy do środka. Miał łoże małżeńskie. Nie było w tym pokoju zbyt dużo miejsca, ale oczywiście znalazło się miejsce na biblioteczkę z książkami.
-Przytulnie.- powiedziałam.
-Wiem o tym.- włożył ręce do kieszeni. Zeszliśmy na dół i znów usiedliśmy przy szklanym stoliku i zaczęliśmy rozmawiać. Nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Pan Ethan wstał z kanapy z westchnieniem. Udał się w stronę drzwi. Usłyszałam jak je otwiera. Otwierał przez chwilę z kimś po czym powiedział:
- Tak, wejdź.
Do środka weszła jakas osoba. Niedługo później w drzwiach salonu zauważyłam sylwetkę pana Devine, a potem jakiejś dziewczyny.
-Katnis!- krzyknęła. dziewczyna i rzuciła mi się na szyję.
-Lucy! Uważaj!- krzyknął. Za późno. Dziewczyna przytuliła mnie tak mocno, że omal mnie nie udusiła. Skrzywiłam się z bólu. Żebra zaczęły mnie bolec i nadgarstek.
-Auć.- syknęłam z bólu. Dziewczyna szybko odsunęła się ode mnie przerażona.
-Co ci się stało?- spytała siadając obok na kanapie.
-Nic poważnego. Złamałam nadgarstek i parę siniaków.- odpowiedziałam.
-Dlaczego? Jak to zrobiłaś?- spytała.
-Tajemnica.- szepnęłam. -A co tu robisz?- spytałam.
-Przyszłam po książkę dla mamy.- odpowiedziała. -A ty?- spytała. Spojrzałam ukradkiem na pana Devine. Mężczyzna położył palec wskazujący na ustach. Musiałam szybko coś wymyślić.
-Przyszłam się dowiedzieć co robiliście dziś na angielskim i tata jeszcze chciał, aby pożyczył przepis na ciasteczka.- powiedziałam. Jak trudno było mi wypowiedzieć to słowo.
-Aha. No dobrze. To proszę pana da mi pan ta książkę? Bo muszę wracać do Lili.- powiedziała.
-Tak, oczywiście. Chodź za mną.- powiedział idąc w stronę schodów. Czekałam przez chwilę , gdy znów zeszli na dół.
-No to dobranoc Kat. Mam nadzieję, że będziesz jutro w szkole.- przytuliła mnie do siebie. Pocałowałam ją w policzek.
-No pa Lu.- powiedziałam. Dziewczyna wyszła z mieszkania.
-Mogłabym coś do spania?- spytałam.
-Tak, jasne. Chodź ze mną do góry.- powiedział. Poszłam za nim do góry. Weszliśmy do jego pokoju.
-Chcesz jakąś koszule Kate, czy jakiś T-shirt?- spytał.
-Wolałabym jakiś pana T-shirt niż koszulę zmarłej przyjaciółki.- szepnęłam.
-Dobrze... a więc.- zaczął szukając w swojej szafie. -Masz ten T-shirt.- powiedział podając mi czarną koszulkę z logiem jakiegoś zespołu.
-Dziękuje.- powiedziałam biorąc z jego reki T-shirt przy czym zetknęły się koniuszki naszych palców. Poczułam przyjemny dreszcz. Szybko zabrałam dłoń. Cholera! No bez żartów!
-To.. dziękuje. Pójdę się położyć.- powiedziałam i wyszłam z pokoju. Weszłam do swojej sypialni zamknęłam za sobą drzwi. Zapaliłam światło. Teraz cały pokój skąpał się w jasnym świetle, zamiast w mroku. Podeszłam do tarasu i zasłoniłam go zasłoną, Zaczęłam się rozbierać. Rozebrałam się do bielizny i stanęłam przed toaletką. Spojrzałam na swój brzuch. Nienawidziłam swego ciała. Tym bardziej teraz go nienawidzę. Po tym jak jego ręce dotykały moje ciało. Nigdy już nie pokocham mego ciała. Dlatego je tnę. Pragnę je oszpecić jeszcze bardziej. Wiem, że to dziwne, ale tak. Pragnę tego jak niczego innego. W rogu leżała moja torba. Usiadłam na łóżku i narzuciłam na siebie T-shirt. Podeszłam do włącznika światła i nacisnęłam na niego. Światło zgasło, a pokój znów ogarnął mrok. usiadłam na środku podłogi. Przyciągnęłam do siebie swoją torbę i zaczęłam szukać w niej żyletkę. Podeszłam do jakiejś szafy i zaczęłam szukać ręcznika. Przeszukałam wszystkie szafy i szafki, gdy w końcu znalazłam to czego poszukiwałam. Był to nieprzyjemny w dotyku, duży, cieki, czarny ręcznik. Znów usiadłam na środku pokoju i rozprostowałam nogi. Pragnęłam ciąć każdy milimetr mojego ciała, ale oczywiście nie mogłam tego zrobić. Dlatego cięłam tylko ręce i nogi. No więc wzięłam żyletkę i zaczęłam ciąć nogi. Cienkie, długie kreski, z których zaczęła sączyć się krew. Powoli wychodziła na wolność po czym spływała po moich nogach, zostawiając czerwone strużki, aby później upaść na podłogę i zginąć marnie. Krew podobno daje życie, ale gdy wyjdzie z ciała umiera tak szybko. Tak jak z człowiekiem. Nie ma kto krwi przepompować i krew zasycha. Do życia potrzebuje serca, czyli inaczej bliska osoba. Człowiek bez bliskiej osoby staje się bezsilny i nikim. Podsumowując. Wszystko bez drugiego czegoś umiera. To smutne lecz prawdziwe. Siedziałam tak analizując życie i przypatrując się moim zakrwawionym nogą i krwi na podłodze. Nagle usłyszałam kroki na schodach. Szybko ręcznikiem wytarłam podłogę i wskoczyłam do łóżka z ręcznikiem na nogach, aby nie zakrwawić pościeli. Przykryłam się szczelnie aż do szyi, aby nie było widać ran na rękach. Usłyszałam jak ktoś naciska na klamkę od mojego pokoju. Po chwili do pomieszczenia wpadło światło, które oświetliło moja twarz. Przymknęłam oczy, aby kryć się przed blaskiem.
-Cześć zimno ci?- spytał pan Devine zapalając światło w moim pokoju.
-Trochę.- skłamałam. Podszedł do mnie i położył dłoń na moim czole.
-Nie masz gorączki. No cóż w takim bądź razie dobranoc i miłych snów życzę.- powiedział i wyszedł z mojego pokoju gasząc światło. Odwróciłam się na drugi bok i przyłożyłam głowę do miękkiej ;poduszki. Zamknęłam oczy i pogrążyłam się w niespokojnym śnie.
~Kolejny dzień~
   Obudziło mnie rano szczekanie psa. Wstałam powoli z łóżka i odsłoniłam zasłony. Na dworze było szaro i ponuro. Odeszłam od okna i ubrałam ubranie, które leżało koło łóżka. Wzięłam zakrwawiony ręcznik i schowałam go do torby. Wyrwałam kartkę z jakiegoś zeszytu i długopis z piórnika. Położyłam kartkę na stoliku nocnym i zaczęłam pisać. "Przepraszam proszę pana. Ale.. nie mogę tu dłużej zostać. Nie zasługuję na niczyją litość, jestem wredna... Przepraszam, ale nie mogę. Dziękuję i.. do wodzenia. Spotkamy się nie długo na angielskim" napisałam kartkę i wyszłam z domu. Zaczęłam iść w stronę polany. Tam przemyślę co zrobię dalej.
                                                                ***
Doszłam na miejsce i usiadłam pod moim kochanym pniem. Oparłam się o niego i siedziałam tam nie myśląc już o nikim, o niczym. Byłam wolna. Nikt nie musiał się mną opiekować. Mogłam iść gdzie chce. Mogłam spać gdzie chce. Zamknęłam oczy i odetchnęłam świeżego powietrza. A jednak jedna rzecz się nie zmieniła. Nadal nienawidzę swojego ciała i samej siebie. Wyjęłam papierosa z torby i go zapaliłam. Nadgarstek bolał mnie jak cholera. Jeszcze bardziej niż wczoraj. Paliłam przez chwilę, gdy zakrztusiłam się dymem. Zaczęłam kaszleć i upuściłam fajkę na ziemię. Przydeptałam ją piętą buta. Oparłam się o drzewo, a po moich policzkach płynęły łzy. Łzy bólu, łzy wstydu, łzy nienawiści... Niebo też zaczęło padać. Oddychałam głęboko powietrzem deszczu. Zawsze uwielbiałam ten zapach. Gdy byłam mała siadałam z mamą przed domem i siedzieliśmy w deszczu przysłuchując się wszystkim odgłosom. Do teraz to lubię. Na początku deszcz był zimny, ale gdy moje ubranie było już mokre, to moje ciało ociepliło krople. Deszcz był jak oczyszczająca kąpiel. Jakby oczyszczał mnie ze wszystkiego co zrobiłam uśmiechnęłam się pod nosem. Ciekawe jakby wyglądała krew rozmywająca się w deszczu. Zaciekawiło mnie to. Wyjęłam z kieszeni żyletkę i zaczęłam kreślić linie na nadgarstku. Po chwili rany wypełniły się z krwią. A deszcz padał na nie i to rozmywał. Zabawnie to wyglądało. Tak jakby deszcze chciał rozdzielić wszystko co jest razem. Krew pragnęła się złączyć, ale deszcz jej na to nie pozwalał. Rozmywał ją przez co traciła swoją wyrazistość. Podobał mi się ten widok. Coś tak ważnego w życiu człowiek, stawało się nagle nie widoczne i mało ważne. A  wszystko przez drobny deszcz. Można porównać to do noża. On też odbiera życie, trafiając w to co pompuje krew- serce. Tak dużo się porównań. A wszystko jest ciekawe. Dotknęłam swoje włosy. Były całe mokre. Żaden kosmyk nie był suchy. Cieszyłam się jak dziecko siedząc w tym deszczu. Wiedziałam, że mogę zrobic co chcę kiedy chcę. Było mi tak strasznie przyjemnie. Zamknęłam oczy i uśmiechnęłam się. Żyletkę schowałam do torby, a rękaw opuściłam. Siedziałam tak rozmarzona. I nadal myślałam o bezwładnej krwi, która ginęła po paru sekundach, lub traciła ważność po tym jak deszcz ją rozmazał.
- Katnis czy ty oszalałaś?!- usłyszałam czyjś krzyk. Cholera! Proszę nie...

Katnis #10

  Obudził mnie rano budzik telefonu dochodzący z dołu. Otworzyłam oczy i parę razy zamrugałam. W pokoju, w którym przebywałam było pomarańczowo. Spojrzałam w stronę okna. Były one przysłonięte pomarańczowymi żaluzjami przez, które pragnęło się przebić słońce. Spojrzałam na bok łóżka. Leżał tam mój tata. I nagle przypomniały mi się zdarzenia z zeszłej nocy. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że mój ojciec mnie zgwałcił. Mój ojciec. Do oczu znów napłynęły mi piekące łzy. Wstałam szybko z łóżka i chciałam ruszyć nadgarstkiem, ale gdy próbowałam to czułam straszliwy ból. Wyszłam z sypialni ojca i szybko pobiegłam do swojego pokoju. Stanęłam przed lustrem i podniosłam koszulkę. Miałam na sobie parę siniaków w okolicach brzucha, bolało mnie w okolicy żeber, a pod okiem miałam zblakłego siniaka. Opuściłam koszulkę. Zamknęłam oczy. Nadal czułam jego oddech na sobie, jego dłonie, jego... Nie! Pobiegłam do łazienki. Weszłam pod prysznic i zaczęłam się kąpać. Pragnęłam zmyć z siebie jego zapach i jego brudne ślady. Wyszłam z pod prysznica i ubrałam na siebie czysta bieliznę. Na to narzuciłam jakąs starą koszulkę i rozpinaną bluzę. Na nogi wsunęłam dżinsy wyblakłe na kolanach. Złapałam pod rękę torbę i zbiegłam na dół. Wsunęłam na siebie nike. Zarzuciłam na ramię torbę i wyszłam z domu. Zamknęłam drzwi i ruszyłam w stronę szkoły. Spojrzałam na zegarek. Była 8:30. Może zdążyłabym na drugą lekcję. Przemyślałam to i jednak zrezygnowałam z pójścia do szkoły. Nie mogła bym tam siedzieć ze świadomością, że dzień wcześniej zgwałcił mnie mój ojciec. Skręciłam w wąską uliczkę i zawróciłam się. Ruszyłam w stronę magicznej polany. W końcu dotarłam na miejsce. Usiadłam przy pniu, na którym była jeszcze moja krew. W torbie znalazłam żyletkę, której trochę już nie używałam. Przewróciłam ją w palcach. Żyletka zalśniła się, gdy promień słońca na nią błysnął.
-Witaj koleżanko. Trochę się nie widziałyśmy.- powiedziałam. Ostre ostrze żyletki, jakby na odpowiedź, przecięło moją delikatną skórę palca wskazującego. Z niego zaczęła sączyć się krew. Wzięłam go do buzi, aby otrzeć z niego czerwone łzy. Podwinęłam rękaw bluzy i przyłożyłam do delikatnej skóry, zimne ostrze żyletki. Przycisnęłam ją i zrobiłam długą czerwoną kreskę. Nie dość, że to piekło, to prawy nagarstek bolał mnie za każdym razem kiedy nim poruszałam. Do oczu zaczęły napływać mi łzy. Zamknęłam je. Przed nimi od razu stanęły straszne obrazki. Jak tata całował mnie po szyi... gdy leżałam na jego łóżku.... gdy z nienawiścią w oczach wymierzył mi siarczystego policzka.... gdy z pożądaniem rozsunął moje nogi, a potem.... Otworzyłam oczy. Nie chciałam o tym więcej myśleć. Oparłam się pień drzewa, a w mojej głowie znów rozbrzmiały słowa Anne. "I mimo tego czego się dowiesz, to wiedz, że kochałam cię jak rodzoną siostrę." Nie rozumiem co miała na myśli. I jeszcze tan adres... Nie mogłam tego rozwikłać. Wyjęłam z torby paczkę fajek i włożyłam jedną do ust. Z kieszeni bluzy wyjęłam stara zapalniczkę i podpaliłam nia fajkę. Zaciągnęłam się dymem po czym go wypuściłam tworząc przy tym kółeczka z obłoku. Nagle poczułam czyjąś rękę na swoim ramieniu. Drgnęłam i uniosłam wzrok. Nade mną stał pan Ethan. Szybko upuściłam papierosa. Znów poczułam jego dłonie na sobie. Podsunęłam sobie kolana pod brodę i oplotłam je ramionami.
-Katnis? Dlaczego nie ma cię w szkole?- spytał kucając obok mnie na piętach. Nie odpowiedziałam mu. Mężczyzna usiadł obok mnie i oparł się o pień drzewa. Spojrzał na mnie i dopiero teraz zauważył, że płaczę
-Ej, Katnis. Co jest?- spytał odwracając się do mnie całym ciałem. Spojrzałam na niego po czym znów skryłam twarz w dłoniach. -Odpowiesz mi czy nie?- spytał przybliżając się do mnie.
-Nie mogę.- odpowiedziałam łamiącym się głosem.
-Już spokojnie cii.- uspokajał mnie i mocno mnie do siebie przytulił. Zaczął głaskać mnie po włosach i dalej mnie uspokajał.
-To boli.- powiedziałam.
-Co?- spytał.
-Nadgarstek.- odpowiedziałam. Pan Ethan oddalił się ode mnie i złapał moją twarz w dłonie.- Masz siniaka pod okiem.- powiedział. -Choć jedziemy do lekarza.- złapał mnie za mój bolący nadgarstek.
-Auć!- krzyknęłam.
-Przepraszam.- powiedział i złapał mnie za drugi. Wyszliśmy z lasu. Na parkingu stał motor pana Devine. Mężczyzna założył mi kask na głowę i sam tez ubrał.
-Tym razem usiądź z przodu.- powiedział. Usiadłam tam gdzie kazał. Mężczyzna przerzucił nogę przez motor i usadowił się wygodnie za mną. Mężczyzna złapał rączki i odpalił.
                                                                          ***
- Musimy iść do tego lekarza?- spytałam. Pan Ethan dotknął mnie w nadgarstek. Syknęłam z bólu.
-To znaczyło tak.- odpowiedział idąc za mną z rękoma w kieszeniach kurtki. Mój nadgarstek był dziwnie wygięty, ale nie uważałam, że może być złamany. Weszliśmy do kliniki.
-Dzień dobry. W jakim gabinecie mogę znaleźć doktora Defra?- spytał recepcjonistki.
-W gabinecie numer 154.- powiedziała. Zaczęliśmy błądzić długim labiryntem, gdy w końcu znaleźliśmy wskazanym gabinet. Weszliśmy do środka.
-Cześć Ethan. jak zdrówko?- spytał.
-Cześć Dave. A dobrze, dobrze. Ale u niej nie.- powiedział pokazując na mnie. Dave założył okulary na nos.
-A to kto? Twoja dziewczyna?- spytał.
-Nie! To moja uczennica.- powiedział pan Ethan.
-Dzień dobry.- powiedziałam.
-A tak. Przepraszam. Siadaj kobitko.- powiedział ze śmiechem. Dla mnie to nie było śmieszne, ale uśmiechnęłam się. Usiadłam na wskazanym miejscu.
-Więc co się stało?- spytał.
-Ma coś z nadgarstkiem. - powiedział pan Ethan. Skrzyżował ręce na piersi, a jedną z nich jeździł palcem po brodzie.
- A tak.  Z daleka nie wygląda to dobrze.- powiedział łapiąc mój nadgarstek. Syknęłam z bólu. Chwilę przebadał mój nadgarstek. Podwinął rękaw i spojrzał na mnie znacząco. Opuścił mój rękaw,po czym stwierdził:
-Masz złamany nadgarstek dziewczyno.
-Co?!- krzyknęłam.
-Tak.- założył sobie na szyję stetoskop i podszedł do mnie. -Podnieś koszulkę.- powiedział. Podniosłam koszulkę bez chwili wahania. Pan Devine się odwrócił. nawet zapomniałam, że on tu jest. - Co ty dziewczyno?! Biła się z kimś czy co? Nadgarstek złamany, siniaki na na brzuchu, ból przy oddychaniu, podbite oko.- powiedział siadając za biurkiem i pisał coś w karcie.
-Nie chcę o tym mówić.- powiedziałam.- I skąd pan wie, że czuję ból przy oddychaniu?
-Widzę jak się krzywisz przy większych wdechach.- powiedział spoglądając na mnie znad okularów. -Nie wiem co robiłaś, ale jesteś porządnie poobijana. Musisz chwilę zostać bo musimy ci opatrzyć nadgarstek.
                                                                           ***
-Super. Mam rękę umocnioną w jakimś czymś.- powiedziałam. Miałam na ręce dziwną sztywną rękawicę, bez palców, która sięgała mi do łokcia. Nie wiedziałam jak to się nazywa, ponieważ zbytnio nie interesowała mnie medycyna. Wyszliśmy z panem Ethanem na dół i stanęliśmy przy motorze.
-No Katnis. Lepiej więcej nie pij.- zaśmiał się. Nie zaczęłam się śmiać tylko spojrzałam na pana z pod rzęs. Od razu przestał się śmiać Odkrząknął. - No to zawiozę cię do domu. Położysz się do łóżka, napijesz herbaty i w ogóle.- powiedział biorąc do ręki kask. Od razu przypomniała mi sie ta noc. Pomyślałam jakby to było go codziennie mijać, codziennie rozmawiać jakby się nic nie stało. A jednak. Stalo się i to dużo. Do oczu napłynęły mi łzy.
-Znowu coś źle powiedziałem?- spytał pan Ethan. Pokręciłam głową, ale w oczach miałam coraz więcej łez.
-Ja nie chce tam wracać. Ja nie mogę tam wrócić.- powiedziałam, a słone łzy zaczęły spływać po moich policzkach.
-Katnis powiedz co się stało.- powiedział opuszczając ręce.
-Ale... ale... ja nie mogę.- powiedziałam. Pan Ethan podszedł do mnie i mnie przytulił. Zaczął gładzić moje włosy.
-Dobrze. Ale nie możesz zostać tak na dworze. Nie możesz się wałęsać po ulicach.- szeptał.
-Wiem. Zatrzymam się u Lucy jeżeli się zgodzi.- powiedziałam obejmując pana Devine.
- Nie sądzę, aby jej matka miała miejsce. Przecież Lucy ma starszego brata, pięcioletnia siostrę i 9 miesięczne bliźniaki, parkę.- powiedział. - uważam,że mogłabyś zatrzymać się u mnie dopóki wszystkiego się nie wyjaśni.- powiedział.
-Dziękuję.- szepnęłam wtulając się w jego koszulę.
-Nie ma za co. Tylko nadal nie rozumiem dlaczego nie chcesz wracać do domu.- ucałował mnie w czubek głowy.
-Zostawmy ten temat na inny dzień.- powiedziałam.
-Dobrze. A teraz chodź. Pojedziemy do domu.- powiedział i założył mi kask. Wsiedliśmy na motor i odjechaliśmy.
                                                                              ***
Stanęliśmy przed mieszkaniem pana Ethana. Pan wymacał kurtkę i w końcu znalazł klucz do domu. Wsadził go do dziurki i przekręcił. Weszliśmy do środka. W korytarzu zdjęłam buty i kurtę tak samo jak pan Devine. Ujrzałam schody prowadzące do góry, pod nimi były małe drzwi.Przeszliśmy przez korytarz i weszliśmy do salonu, który był połączony z kuchnią. Salon był ładnie urządzony. Podłoga była z paneli. Na wprost była kanapa, a przed nią szklany stoli. W prawym, dolnym rogu była szafka z książkami. Na lewo było wyjście na taras. Na wprost od kanapy była komoda z telewizorem. I w rogu na przeciwko szafki z książkami fotel. Pewnie do czytania. Może niebyt modnie urządzone, ale wygodnie. Usiadłam na kanapie. Pan Devine przyniósł mi herbatę i położył ją przede mną na stoliku.
-Ładnie tu.- powiedziałam.

________________________________________________________________________________

Dobra. Może nie wyszedł tak jak chciałam, ale jest. Życzę miłego czytania i przepraszam, że teraz tak jakoś kiepsko piszę.

poniedziałek, 26 maja 2014

Katnis #9

Obudziło mnie rano kopnięcie Jamie'go. Otworzyłam oczy i je przetarłam. Leżałam na podłodze wśród pop corn'u , a obok mnie leżał Jamie. Na stole leżał mój telefon. Uniosłam się na łokciach i wzięłam go do ręki. Spojrzałam na godzinę. 8:15.
-Cholera! Jamie wstawał!- krzyknęłam biegnąc po schodach do pokoju. Przebrałam szybko bluzkę i spodnie. Weszłam do łazienki. Umyłam zęby i zrobiłam delikatny makijaż. Złapałam torbę i zeszłam na dół. Po środku pokoju stał Jamie na bokserkach. Ubierał właśnie dżinsy.
-Ty już gotowa?- zapytał zdziwiona.
-Tak. A ty nie.- odpowiedziałam idąc do kuchni. Włożyłam sobie do torby banana i poszłam na korytarz. Włożyłam na siebie czerwone Nike i czekałam na Jamie'go.
-Mam nadzieję, że przyjechałeś wczoraj autem.- powiedziałam tupiąc nogą.
-Tak!.- krzyknął. Zaczął biec do korytarza. Złapałam klucze od domu i wyszłam z niego. Jamie wyszedł od razu za mną. Wsiadłam na miejscu pasażera.
-Jamie, ale ty nie masz książek.- powiedziałam.
-Cholera!- krzyknął, gdy jego auto nie chciało odpalić. Po chwili jednak wyjechało posłusznie z parkingu. -I odpowiadając na twoje pytanie: mam książki w szafce na szczęście.- powiedział i dodał gazu.
-Jamie! Powoli!- krzyknęłam. Chłopak się zaśmiał i jeszcze bardziej docisnął nogę na pedale gazu.
                                                                                      ***
-Katnis idź już.- powiedział parkując.
-Nie poczekać na ciebie?- spytałam.
-Nie. Idź. Musze jeszcze sprawdzić coś pod maską auta.- powiedział trzaskając drzwiami.
-Okej. Ale się pośpiesz.- powiedziałam i zaczęłam biec w stronę szkoły. Wbiegłam przez masywne brązowe drzwi i pobiegłam w poszukiwaniu mojej klasy. W końcu ją znalazłam. Czym prędzej do niej wbiegłam.
-Dzień dobry. Przepraszam za spóźnienie.- wysapałam.
-Dzień dobry. Usiądź na swoim miejscu.- powiedział pisząc dalej na tablicy. usiadłam obok Lucy i wypakowałam swoje książki.
-Dlaczego się spóźniłaś?- spytała szeptem.
-Zaspaliśmy z Jamie'm.- odpowiedziałam. Dziewczyna nie odpowiedziała tylko skupiła się na temacie lekcji. Zaczęłam pisać w zeszycie.
                                                                     ***
-Katnis możesz do mnie podejść?- spytał pan Ethan. Przewróciłam oczami.
-Tak oczywiście.
-Świetnie spotkamy się u mnie w gabinecie.- powiedział. Spakowałam książki i wyszłam z sali.
-Katnis pójdziesz ze mną do stołówki?- spytała Lu.
-Nie mogę teraz. Pan Devine mnie wzywa. Dojdę do ciebie.- powiedziałam jej machając.  Poszłam w stronę jego gabinetu. Zapukałam i włożyłam głowę przez szczelinę.
-Mogę?
-Tak wejdź.- powiedział zeskakując z biurka. Weszłam do środka i usiadłam na fotelu przed biurkiem.
-Co pan ode mnie znowu chce?- spytałam i mnie samą zdziwił mój oschły ton.
-Czy mógłbym zobaczyć twoje ręce?- spytał.
-Już raz panu powiedziałam i powtórzę to ostatni raz. Nie.- spuściłam wzrok na dłonie, które leżały splątane pomiędzy moimi nogami.
-No cóż. A więc. Chciałbym ci powiedzieć, że na lekcji zadałam pracę domową. I ty tez musisz ją zrobić w domu. A mianowicie. Przeprowadzić wywiad ze swoją mamą i spisać go. Pobawić się w tak zwanego reportera.- powiedział krzyżując ręce na piersi.
-To jest do niewykonania.- szepnęłam.
-Dlaczego?
-Bo ja nie mam matki. Nigdy jej nie miałam.- powiedziałam, a moje oczy mimowolnie się zaszkliły.
-Jak to? Przecież pani Fray...
-Możemy o tym nie mówić? Powiedziałam, że nie mam matki.- powiedziałam ocierając łzę wierzchem dłoni.
-Katnis nie możesz tak wszystkiego kryć. Musisz komuś o tym powiedzieć. Jeżeli będziesz dusiła w sobie emocje to może się źle skończyć...- powiedział.
-Zachciało się panu nagle bawić w psychologa?!- wykrzyknęłam podnosząc się z krzesła. -Nikogo nigdy nie obchodziło moje życie! Osoba, która mnie urodziła i tak bardziej kochała Anne! Ona była we wszystkim lepsza, a na dodatek śliczna. Ja nie jestem w połowie taka jak ona! Dlatego odeszła ! Dlatego nas zostawiła! Nie mam nikogo! Rozumie pan to czy nie?! Znalazła się tylko jedna osoba, która pokochała mnie po tym wszystkim co się zdarzyło i jaka szorstka się stałam! A jest nią Lucy!- krzyknęłam zakładając torbę na swoje ramię.
-Nie mów tak! Nie masz prawa tak mówić. Jesteś wspaniałą osobą i nie powinnaś o tym zapominać.- powiedział pan Devine.
-Skończył pan już? Tak? To dziękuje. Do widzenia!- krzyknęłam i wyszłam z gabinetu trzaskając drzwiami. Usłyszałam jak coś spada z pana biurka.
-Cholera!- krzyknął. Odeszłam stamtąd i ruszyłam w stronę stołówki. Stanęłam na środku i zaczęłam szukać Lucy. W końcu ją znalazłam. Podeszłam do niej i usiadłam na przeciwko jej. Dziewczyna siedziała obok Jamiego. Jamie ją obejmował, a Lucy miała położoną głowę na jego ramieniu i wcinała frytki.
-Trzymaj.- podsunął mi tacę Jamie. Były na niej frytki, cheeseburger i napój. Woda.
-Dzięki. I jak? Zdążyłeś zdążyć na lekcje? I skąd to masz?- spytałam biorąc frytka do buzi.
-Zdążyłem na koniec pierwszej lekcji, ale ogólnie ok. A jedzenie wziąłem z Maca. Wjechałem tam podczas długiej przerwy. - uśmiechnął się do mnie. -Musisz jeszcze dom ogarnąc wiesz o tym c'nie?
-No wiem.- westchnęłam.
-A! Mam coś!- krzyknął zaglądając do plecaka. Wyjął z niego aparat.
-Ani mi się waż!- krzyknęłam.
-Patrz! To Katnis i ja przebrani za super bohaterów.- pokazał Lucy aparat. Dziewczyna wybuchnęła głośnym śmiechem. Załamana zaczęłam uderzać głową w stół.
-Przestań, bo cię głowa rozboli.- powiedział Jamie. Spiorunowałam go wzrokiem. odwinęłam cheeseburgera i zaczęłam go jeść.
-No wiesz co. Myślałam, że zapamiętałeś co ja najbardziej lubię z Maca.- powiedziałam z wyrzutem.
-Pamiętam!- krzyknął zaglądając do plecaka. Wyjął z niego Snacwrapa. Podał mi go.
-Jeej! Dziękuję!- krzyknęłam biorąc go do ręki. Odwinęłam go z papierku i zaczęłam jeść. Zjadłam go całego, gdy zabrzmiał dzwonek na lekcje.
-Chodźcie.- powiedziałam zakładając torbę na ramię. Poszliśmy w trójkę na korytarz i tam się rozstaliśmy. Razem z Lucy poszłyśmy na historię.
                                                                       ***
-Okej spotkamy się jutro.- odpowiedziałam Lucy i wyszłam ze szkoły machając jej. Czym prędzej pobiegłam do domu, aby ogarnąć go przed powrotem taty.
                                                                      ***
Włożyłam kluczyk do dziurki i weszłam do środka. Zamknęłam za sobą drzwi i wytarłam buty w wycieraczkę. Zdjęłam buty i weszłam po schodach do pokoju. Poszukałam szybko w jakiejś kosmetyczce korektora do twarzy lub podkładu. W końcu znalazłam to czego poszukiwałam. Rozebrałam się do bielizny i zaczęłam smarować sie podkładem, aby chodź trochę zatuszować blizny. Po czym ubrałam krótkie spodenki i obszerny T-Shirt. Włosy związałam w koka, a asymetryczną grzywkę związałam do tyłu bandaną w smocze wzorki. Zbiegłam na dół i zaczęłam sprzątać salon. Posprzątałam z podłogi cały pop corn, babeczki. Zebrałam nasze przebrania i wrzuciłam je do prania. Wyczyściłam całą kanapę i zaczęłam czyścić podłogę. Odkurzyłam ja i wypolerowałam. Pobiegłam do góry i spojrzałam na telefon. Była 17:00. Aż sama się zdziwiłam , że tak późno. Zaczęłam sprzątać pokój.
                                                              ***
-Come on, skinny love what happened here...- śpiewałam zmywając naczynia. Miałam słuchawki w uszach, więc nie słyszałam co dzieję się dookoła. Śpiewałam sobie tak dalej, spokojnie, gdy nagle poczułam czyjeś dłonie na swoich biodrach. Odruchowo odskoczyłam i odwróciłam się. Mój telefon spadł na podłogę i rozpadł się na kawałki. Przede mną stał mój tata w pełnej okazałości.
-Cześć tato, przestraszyłeś mnie.- powiedziałam kładąc rękę na sercu.
- Nie bój się.- uśmiechnął się. Poczułam od niego mocny zapach alkoholu. Tata przybliżył swoje usta do mojej szyi, ale jej nie dotknął. Zaczęłam głęboko oddychać. Poczułam jak oddech mojego ojca owiewa moją szyję. Jego zimne usta dotknęły mojej wrażliwej skóry na szyi.
-Używasz konkretnie innych perfum niż twoja matka.- zaśmiał się, a jego głoś odbił się echem w mojej głowie. Nie wiedziałam co zrobić i po prostu stałam tam nieruchomo. "Mój ojciec" zjechał dłońmi po moim  ciele i doszedł do swoich spodni. Usłyszałam jak odpina swój rozporek. W głowie od razu kłębiły mi się najgorsze scenariusze. Ale nadal nie mogłam się poruszyć. Stałam jak wryta w podłogę. Mężczyzna zaczął z pocałunkami zjeżdżać coraz niżej. Na szyję... Na piersi... Wyrwałam mu się.
-Co robisz?- spytałam przerażona.
-Nic córuś... Albo nie?- powiedział uśmiechnięty. Nie wiedziałam o co mu chodzi.
-Puść mnie.- powiedziałam i wyrwałam mu się z objęć.
-Ależ nie przesadzaj.
-Nie przesadzam. Jesteś pijany. Idź się położyć.- mówiłam powoli i spokojnie.
-Nie pójdę.- powiedział i przybliżył się do mnie.
-Zostaw mnie!- krzyknęłam.
-Nie będziesz mi rozkazywać!- krzyknął i ścisnął mnie za nadgarstek. Syknęłam z bólu.
-To boli!
-Ma boleć. Jesteś nie posłuszna.- wysyczał mi przy twarzy. Po policzkach zaczęły cieknąć mi łzy. Mężczyzna przybliżył się do mnie i włożył swoje zimne dłonie pod moją koszulkę. Drgnęłam. Kątem oka dostrzegłam na blacie patelnie. Szybkim ruchem złapałam ją do ręki. Zamachnęłam się nią i uderzyłam nią tatę w głowę, po czym z brzękiem upuściłam ją na ziemię.
-Tu suko!- krzyknął łapiąc się za obolałe miejsce, po czym sprzedał mi siarczystego policzka. Mocno złapał mnie za nadgarstki i zaczął mnie ciągnąć w kierunku schodów. Cały czas broniłam się jak mogłam.
-Im bardziej będziesz się opierała tym bardziej będzie cię bolało.- powiedział pchając mnie na schody. Złapał moje nadgarstki za moimi plecami i popychał mnie do przodu. Po chwili stanęliśmy przed drzwiami jego sypialni. Mężczyzna otworzył drzwi do sypialni wepchnął mnie do środka. Było tam ciemno. Bardzo ciemno. Zasłonięte okna. Nagle poczułam jak uderzam kolanami o coś twardego. Tata odwrócił mnie twarzą do siebie i popchnął do tyłu. Opadłam na coś miękkiego. Po chwili zorientowałam się, że leżę na łóżku. Blondyn zdjął buty i wszedł na łóżko. Rozłożył moje nogi.
-Zostaw mnie!- krzyknęłam i kopnęłam go.
-Ty mała dziwko! Nie zostawię cię!- syknął kuląc się. Podszedł do mnie i mocno nacisnął na mój prawy nadgarstek. Usłyszałam chrzęst łamanych kości. Z moich oczu potokami płynęły łzy. Mężczyzna zaczął zabawę od nowa. Po woli i precyzyjnie zdjął mi spodenki. Zamknęłam oczy. Nie chciałam na to patrzeć. To bolało. Jedyną osobą, która mi została to ojciec, a on okazał się dupkiem. Najbardziej boli to, że mu na to pozwoliłam. Mogłam przecież walczyć. Ale kto wie? Mogłoby się to skończyć śmiercią. Moją. Poczułam mocne ukłucie w miejscach intymnych. Pisnęłam i wygięłam się w łuk. Coraz więcej łez, coraz więcej krwi.
-Przepraszam Anne.- szepnęłam i już nie czułam bólu.

sobota, 24 maja 2014

Katnis #8

   Przeskakiwałam po kanałach w telewizji, gdy usłyszałam jak ktoś wchodzi do domu. Szybko odwróciłam głowę do tyłu. Była to Lucy. Wstałam na kanapie i przeskoczyłam przez oparcie i podbiegłam do dziewczyny.
-I jak, i jak, i jak?- zaczęłam piszczeć skacząc podekscytowana.
-Ty już wiesz jak.- powiedziała kładąc dłonie na swoich biodrach.
-Oj no weź. Mało co widziałam. Opowiadaj od początku.- powiedziałam ciągnąc ją za rękę na kanapę. Wyłączyłam telewizję i dałam jej znak aby mówiła.
-No więc na początku pojechaliśmy razem na miejsce, gdzie miał się odbyć koncert. Jamie jak dżentelmen otworzył mi drzwi. Złapał mnie za dłoń i razem poszliśmy na koncert. Po koncercie nieźle ubawienie postanowiliśmy pójść na film. Wsiedliśmy do auta i zaczęliśmy jechać no , i on położył dłoń na moim kolanie. Wzdrygnęłam się, a on od razu zabrał swą dłoń. Jamie żeby rozluźnić atmosferę włączył jakąś piosenkę i zaczął się drzeć jak opętany. Przyłączyłam się do niego i prze resztę drogi mieliśmy niezły ubaw. No, a potem już wiesz.- opowiedziała mi całą historię, a przy ostatnim zdaniu spojrzała na mnie złowrogo. Uśmiechnęłam się promiennie.
-To było takie słodkie. Moja przyjaciółka i mój kuzyn... Mhm.. Mraśnie.- zaśmiałam się.
-Dobra, dobra. A jak tam było na twojej "randce"?- spytała kreśląc nawiasy w powietrzu.
-To nie byłą "randka" tylko przypadkowe spotkanie.- wyjaśniłam.
-Dobra opowiadaj.- zaśmiała się.
-No więc, gdy wysłałaś mi esemesa, że idziecie do kina chciałam wiedzieć jak się to potoczy. Ubrałam szybko buty i kurtkę i wyszłam z domu. Gdy przechodziłam, nie poprawka biegłam przez ulicę to omal nie wpadłam pod motor, którego właścicielem później okazał się pan Ethan. Spytał sie gdzie idę no to odpowiedziałam, że do kina, a on powiedział, że też akurat tam szedł i zabrał mnie ze sobą. No więc później nas widziałaś. No a potem pojechaliśmy na polane.- opowiedziałam wszystko na jednym wdechu.
-A to ciekawe.- powiedziała robiąc minę myśliciela.
-Boże jutro do szkoły...- westchnęłam.
-Dokładnie. Będę musiała niedługo iść do domu.- powiedziała. Złapałam ją za rękę i poszliśmy po jej rzeczy.
-To do jutra babe.- cmoknęła mnie w policzek.
- Pa.- przytuliłam ją. Dziewczyna otworzyła drzwi i wyszła. Usiadłam na kanapie i dalej oglądałam jakieś głupoty w telewizji.

~Kolejny Dzień~
-Katnis! Katnis! Katnis! Nie uwierzysz!- zaczęła do mnie krzyczeć Lucy od razu po wejściu do szkoły.
-Co?!- krzyknęłam.
-Jamie zaprosił mnie na piknik.- pisnęła składając ręce.
-Znowu?
-Nie cieszysz się?- spytała, a mina jej zrzedła.
-Nie. Oczywiście, że się cieszę. Po prostu jestem dziś nie w humorze.- powiedziałam trzaskając szafką.
-Rozumiem. Chodź na Angielski. Pan da nam dzisiaj oceny.- powiedziała Lu ciągnąc mnie za rękę. Weszliśmy do klasy. Na biurku nauczyciela siedział pan Ethan i czytał jakiś zeszyt, przygryzając przy tym długopis.
-Dzień dobry.- powiedziałam. Pan podniósł wzrok z nad zeszytu i spojrzał na mnie.
-Dzień dobry Katnis.- uśmiechnął się. Usiadłam na swoim miejscu, a Lucy obok mnie. Zabrzmiał dzwonek na lekcję. Cała klasa weszła do środka i usiedli na miejscach.
-Dzień dobry. Oceniłem wasze zeszyty. Jest dużo jedynek, ale zdażyły się też dobre oceny.- powiedział podchodząc do Dannego.
-No brawo. To twoja najlepsza ocena. 1 +.- powiedział podając mu zeszyt z uśmiechem. Przeszedł tak całą klasę i w końcu doszedł do ławki mojej i Lucy.
-Lucy bardzo ładnie. 5.- powiedział. - Gratulacje Katnis.- podał mi zeszyt i odszedł do swojego biurka. Zaczął pisać na tablicy. Zajrzałam do swojego zeszytu. Pod opowiadaniem była ocena. 6. Nie uwierzyłam w to.
-Co masz?- zapytała Lucy. Pokazałam jej stronę. -Wow.- powiedziała. Pod oceną była jeszcze krótka notka. "Bardzo ładnie. Opowiadanie bardzo oryginalne.:)" Zaśmiałam się, gdy zauważyłam uśmieszek. Zaczęłam pisać temat, który był napisany na tablicy.
                                                                               ***
-Cześć Jamie!- krzyknęłam rzucając mu się na plecy.
-Cześć Kat.- uśmiechnął się do mnie.
-Masz ochotę dziś do mnie przyjść?- spytałam.
-Jasne!- krzyknął szczęśliwy.
-To super! Widzimy się dzisiaj.
-A kiedy mam przyjść?
-Wpadaj kiedy chcesz.- pocałowałam go w policzek i odeszłam. Podeszłam do Lucy.
-Wybacz, ale pożyczam dziś twojego chłopaka.- złapałam ją pod ramię.
-To nie jest mój chłopak.- powiedziała.- Ale go nie podrywaj!- zagroziła mi palcem.
-Pogięło cię?- spytałam.- To mój kuzyn.
-Ah no tak.- zaśmiała się. -Ja to mam szczęście.- rozmarzyła się.
-A ja chcę iść do domu.- powiedziałam ziewając.
-Nie martw się. Jeszcze pięć lekcji.- pocieszyła mnie klepiąc po plecach. rzuciłam jej groźne spojrzenie.
                                                                             ***
-Dobra pa Lu.- przytuliłam ją i odeszłam do domu. Włożyłam słuchawki do uszu i włączyłam sobie piosenkę "5 Seconds Of Summer- Don't Stop". Szłam tak przez całą drogę co chwilę słuchając jedną piosenkę. W końcu byłam na miejscu. Weszłam do domu i się rozebrałam. Poszłam do pokoju. Rzuciłam torbę na ziemię i włączyłam laptopa. Włączyłam tam swoją playliste i zeszłam na dół. W kuchni zaczęłam przygotowywać babeczki, które Jamie uwielbiał. Co prawda zawsze robiła je moja mama, ale co w tym trudnego? Wyjęłam mąkę, kakao i inne potrzebne składniki. Ubrałam fartuszek i zaczęłam czytać przepis. Zrobiłam ciasto na babeczki i włożyłam je do piekarnika. Wytarłam rękę w czoło przez co zostawiłam na swojej skórze długą białą smugę. Ktoś zapukał do drzwi. Podbiegłam do nich i je otworzyłam. W nich stał Jamie z czekoladkami w rękach.
-Twoje ulubione.- powiedział podając mi je.
-Dziękuje!- krzyknęłam ucieszona. Długo ich nie jadłam, bo są one tylko w Irlandii skąd przyjechał Jamie.
-Zabawnie wyglądasz.- zaczął się śmiać.
-Dzięki wiesz.- zaśmiałam się. -Wejdź.- powiedziałam otwierając szerzej drzwi.  Chłopak wszedł i zaczął śmiesznie pociągać nosem.
-Czy ja czuję babeczki czekoladowe z mojego ulubionego przepisu?- spytał.
-Dokładnie.- uśmiechnęłam się szeroko.
-Boże Katnis! Dziękuję!- krzyczał podekscytowany. Zaczęłam się z niego śmiać. Zobaczyłam, że z piekarnika się dymi. Przerażona szybko do niego podbiegłam i wyjęłam babeczki.
-No nie wiem czy będą takie dobre.- odgarnęłam włosy z twarzy. Jamie podbiegł do nich i złapał jedną do ręki. Zaczał nia podrzucać.
-Aaaa gorące!- krzyczał.
-Idioto! Dopiero wyjęłam to z piekarnika!- uderzyłam go rękawicą.
-Wiem! Ale już ochłonęła!- powiedział biorąc gryza. Przyglądałam się mu przez chwilę z nadzieją, że mu smakuje. Chłopak przeżuwał ją po woli. Po chwili zrobił wielkie oczy i spojrzał na babeczkę.
-Aż tak nie dobre?- spytałam.
-To jest boskie!- krzyknął i pochłonął całą babeczkę jednocześnie. Chłopak złapał mnie za rękę i zaciągnął do mojego pokoju.
-Co ty chcesz?- spytałam podejrzliwie. Chłopak zdjął ze mnie fartuszek i zaczął szukać jakiejś chusty. W końcu znalazł kolorowy szalik z lekkiego materiału. Zawiązał mi to wokół czubka głowy. Reszta szalika spływała po moich plecach. Znalazł w mojej szafie stary strój Super-Mana.
-O nie!- krzyknęłam.
-Tak!- usmiechnął się szeroko. Kazał ubrać mi spodnie i bluzkę,  a na to pelerynę. Stanęłam przed nim przebrana za Super- Mana. Chłopak zaczął się śmiać.
-Ah tak?- położyłam dłonie na biodrach. Wzięłam jakąś starą chustkę i zrobiłam w niej dziury na oczy. Założyłam ją Jamie'mu. Do tego wyszukałam jakieś przebranie super bohatera i założyłam to na niego.
-Jestem Super Jamie!- krzyknął szczęśliwy. -Przypomnij mi. Skąd to masz?
-Jak byliśmy mali to razem z Bradem, Anne i Kate przebieraliśmy się za super bohaterów.
-A no tak.- zaśmiał się. Podszedł do laptopa i włączył piosenkę 5 Seconds Of Summer "Don't Stop".
Zaczął się drzeć jak opętany. Przyłączyłam się do niego i zaczęliśmy biegać po całym domu. Zeszliśmy na dół. Jamie dalej się darł. Usiadłam na kanapę i zaczęłam bić mu brawo. Chłopak się ukłonił i usiadł obok mnie. Wzięłam sobie jedną babeczkę i zaczęłam ją jeść. Jamie zaczął mi ją wpychać do buzi. Cały czas protestowałam, ale chłopak i tak cały czas zostawał przy swoim. W końcu ją całą zjadłam. Jamie złapał aparat, który leżał na ziemi i cyknął mi ze śmiechem zdjęcie. Spiorunowałam go wzrokiem. Wzięłam do ręki jakąś szmatkę i wytarłam ją sobie buzię.
-Chodź. Zrobimy sobie zdjęcie.- powiedziałam ciągnąc go za rękę. Przykucnęłam przy stole i nastawiłam samowyzwalacz. Stanęłam obok Jamie'go. Aparat za parę sekund miał zrobić zdjęcie, gdy nagle Jamie zaczął mnie łaskotać. Ale głupio musiałam wyjść. Uderzyłam Jamie'go w ramię.
-Pobawimy się w super bohaterów?- poprosił składając ręce jak do modlitwy.
-Okej. Ty bądź bohaterem, a ja będę dziewczyną w opałach.- zaśmiałam się. Wskoczyłam na stół. -O nie! Wielka ośmiornica zaraz mnie pożre.- zaczęłam grać.
-NIe martw się! Jamie Men zaraz przybędzie! - krzyknął i zaczął biec w moją stronę. Podbiegł do mnie i zaczął wykonywać ruchy jak by zabijał ośmiornicę. -Już cię ratuję!- wykrzyknął zdejmując mnie ze stołu. Podbiegł do kanapy i mnie tam położył.

-Dziękuję Jamie Men'ie!- krzyknęłam. -mmmm.. Jakie mięśnie.- powiedziałam macając jego ramię. Chłopak wybuchł głośnym śmiechem. Zaczęłam się śmiać razem z nim. Jamie włączył jakiś film, a ja poszłam zrobić pop corn.

_________________________________________________________________________________

Tak, wiem. Jest słaby ;c Przepraszam, ale tak jakoś nie miałam weny, i no... Ale postaram następnym  rozdziałem się wam wynagrodzić ;)


poniedziałek, 19 maja 2014

Katnis #7

   Zbiegłyśmy po schodach na dół cicho tupiąc cicho. Wyjęłyśmy pop corn z mikrofalówki i poszłyśmy do salony. Lucy położyła się na boku, a ja usiadłam krzyżując nogi. Miskę położyłam sobie pomiędzy nogi. Wzięłam pilota do ręki i zaczęłam włączać film. Lucy w tej pozycji chyba nie było wygodnie więc usiadła. Horror się zaczął, a ja już na początku piszczałam, gdy zrobili przybliżenie na Anabelle.
                                                                        ***
-Nie był wcale taki straszny.- powiedziała Lucy ziewając.
-Nie wcale.- powiedziałam trzęsąc się ze strachu.
-Boisz się?
-Nie. Ale możemy spać przy zapalonej lampce?- spytałam składając ręce w błagalnym geście.
-Oczywiście.- zaśmiała się. Pogasiłyśmy światło na dole i poszłyśmy do pokoju. Zapaliłam w nim światło i podeszłam do łóżka. Zapaliłam lampkę i powiedziałam, Lu, aby zgasiła światło. Dziewczyna tak zrobiła i podeszła do mojego łóżka. Odgarnęła kołdrę i weszła pod nią. Położyłam się obok i drżąc otuliłam się szczelnie kołdrą.
-Zimno ci?- zapytała patrząc na mnie.
-Noo.. Mi tak zawsze. Gdy kładę się późno spać. Kołdra jest wtedy nie nagrzana, a pokój ochłodzony.- szczękałam zębami.
-Jakie wymagania.- zaśmiała się. - Dobranoc.- powiedziała i odwróciła się na drugi bok.
-Dobranoc.- szepnęłam i zamknęłam oczy. Wtuliłam się w swoją miękką poduszkę i usnęłam.
 ~Kolejny Dzień~
   Obudziłam się rano wtulona w Lucy, która była skierowana w moją stronę. usta miała delikatnie rozchylone i oddychała spokojnie. Wdech...wydech... Z jej kitka powychodziły, niektóre kosmyki. Przyjrzałam się dokładniej jej twarzy... Coś mi nie pasowało. A no tak! Lucy zdjęła okulary! Całkiem inaczej bez nich wyglądała. Po chwili dziewczyna wzięła głębszy oddech i wyciągnęła się mrucząc coś pod nosem. Otworzyła oczy i przetarła je ręką.
-Cześć Kat.- powiedziała uśmiechając się.
-Cześć Lu. Dobrze się spało?- spytałam podkładając sobie ręce pod głowę.
-Bardzo. Spałam jak dziecko. A ciebie nic w nocy za nogi nie ciągnęło?- zapytała z uśmieszkiem na ustach.
-Na szczęście nie.- zaśmiałam się. Dziewczyna wstała z łóżka i poszła do łazienki. Usłyszałam jak odkręca kurek i myje ręce.
-Katnis!- zawołała nie pewnie. Po chwili byłam w łazience. Uchyliłam drzwi i spojrzałam na Lucy, która wpatrywała się w kosz na brudne pranie.
-O co chodzi?- spytałam.
-Co tu robi zakrwawiona pościel? Czy ciebie na pewno w nocy nikt nie zranił?- zapytała. Uśmiechnęłam się lekko. Było to absurdalne.
-Nie. Nikt mi nic nie zrobił. Jakiś tydzień temu, gdy szłam spać, położyłam sobie szklankę z wodą na szafce nocnej i, gdy w nocy sie budziłam przeciągnęłam się i strąciłam ręką szklankę, która się rozbiła. Wstałam z łóżka i nadepnęłam na odłamek szkła i jeszcze przy zbieraniu kawałków zraniłam się w rękę. To cała historia.- powiedziałam opierając się o framugę drzwi.
-Aha.- powiedziała takim tonem jakby mi nie ufała. Uśmiechnęłam się na udowodnienie moich słów, któe właśnie wypowiedziałam.
-Chodź na dół zjemy śniadanie, a później pomyślimy w co cię ubrać.
-Okej.- pisnęła z zachwytem Lucy. Wytarła dłonie w ręcznik i wyszła z łazienki. Zgasiła światło i zamknęła drzwi. Włożyłyśmy stopy w kapcie i zeszłyśmy po schodach na dół. Weszłam do kuchni i stanęłam na palcach, aby wyjąc płatki. Wyjęłam trzy rodzaje. Czekoladowe kulki, Cookie Cris i Kangurki.
-Które wybierasz?- zapytałam prezentując jej okazy.
-Hmm..- zrobiłą minę myśliciela.- Niech pomyślę... Nesquik!- krzyknęła łapiąc je do ręki.
-Okej. A ja wezmę Cookie Cris..- powiedziałam. Podeszłam do lodówki i wyjęłam mleko.
-Wolisz na ciepło czy zimno?
-Ciepło.- odpowiedziała. Przykucnęłam i z szafki na naczynia wyjęłam dwie różowe miski z napisem "Soup" z uchwytami po bokach. Lucy złapała miskę do ręki i zaczęła się nie zadziwiać. Po chwili jednka ją odłożyła. Nasypałam płatki do misek i zalałam mlekiem. Najpierw wstawiłam płatki Lu do mikrofalówki, a później swoje. Usiadłyśmy przy stole i zaczęłyśmy jeść swoje jedzenie. Nagle usłyszałam jak ktoś przekręca kluczyk w drzwiach. Oby dwie uniosłyśmy głowę i zobaczyłyśmy jak drzwi się otwierają. Do środka wszedł mój tata.
-Cześć.- powiedziałam. Tata spojrzał na mnie, a później zdziwionym wzrokiem na Lucy.- To Lucy. Moja przyjaciółka.- wytłumaczyła.
-Cześć, cześć. Musiałem zostać dłużej w pracy. Pozwólcie, że pójdę teraz się położyć.- powiedział i zdjął buty. Odprowadziłam go wzorkiem do jego sypialni.
-To co? Zjadłaś?- spytałam, gdy usłyszałam trzask drzwi od sypialni taty.
-Tak.- powiedziała podekscytowana. Odłożyłam nasze miski do zlewu.
-Chodź.- powiedziałam odsuwając jej od stołu. Złapałam ją za rękę i zaciągnęłam ją do góry. Weszłyśmy do pokoju.
-Stój tu.- powiedziałam ustawiając ją przed łóżkiem. Zajrzałam do szafy i zaczęłam szukać stroju na randko koncert. W końcu znalazłam. Położyłam przed dziewczyną ubrania razem z cieniami do powiek i pomadką. Lucy spojrzała na to krzywym wzrokiem.
-Trzy razy nie dziękuje.- powiedziała odrzucając to na bok.
-A co ty byś chciała ubrać?- spytałam krzyżując ręce na piersi.
-A co byś powiedziała na jeansy i sweter?- spytała pokazując swoje ubrania z wczorajszego dnia.
-Weź się lecz i siadaj. - powiedziałam odsuwając krzesło od biurka. Dziewczyna ciężko na nie opadła. Wzięłam do ręki cień do powiek itd.
                                                                 ***
-No jak ślicznie wyglądasz.- powiedziałam obkręcając ja na krześle. Dziewczyna nadal miała naburmuszoną minę. Wzięłam lokówkę do ręki i zaczęłam kręcić jej włosy. Po skończonej czynności nakazałam jej wstać. Dziewczyna ubrała się. Poprawiłam ją lekko i poszłam po szczotkę. Rozdzieliłam jej grzywkę na dwie strony. Jej loki opadały delikatnie na ramiona.
-Cudownie.- szepnęłam.
-Daj spokój.- powiedziała. Spojrzała do lustra i zamarła. Wzięła do ręki pasmo włosów i spojrzała na nie wielkimi oczyma. Spojrzała na swój makijaż, na swoje ubranie.
-Katnis..
-Wiem, wiem nie musisz mi dziękować.- przerwałam jej. Dziewczyna podbiegła do mnie i porwała mnie w ramiona.
-Dziękuje.- wyszeptała.
-No już, już. Tylko się nie popłacz bo rozmażesz makijaż.- zaśmiałam się.- I mam nadzieję, że widzisz bez okularów choć trochę.
-Trochę tak.- zaśmiała się. Podeszłam do jej torebki i schowałam tak pomadkę. okulary, komórkę i kase.
-Trzymaj.- podałam jej torebkę.
-Ale wiesz, że Jamie przyjedzie po mnie o 18?
-Tak wiem. A jest 17:55.- powiedziałam.
-Jakim cudem?!- wykrzyknęła.
-Taki. A teraz chodź.- wypchnęłam ją z pokoju. Zbiegłam z nią na dół. Ktoś zapukał do drzwi.
-A jeżeli to on?!- krzyknęła przejęta Lucy. Przewróciłam oczami. Podeszłam do drzwi i chciałam je otworzyć, ale się odwróciłam. Podeszłam do Lucy i pociągnęłam ją za rękę do drzwi. Dziewczyna spojrzała na mnie wrogo. Otworzyłam drzwi.
-Hej gdzie Lu... Wow.- powiedział, gdy zobaczył dziewczynę. Na jej policzki wypełzły rumieńce.
-Cześć.- szepnęła i opuściła wzrok.
-To..to dla ciebie.- wysunął do Lucy rękę z czerwonymi różami. Jamie się jąka ja nie wierze!
-Dziękuję.- powiedziała biorąc kwiaty od chłopca. Spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem. Wzięłam od niej kwiaty.
-Baw się dobrze i esemesuj do mnie.- powiedziałam przytulając ją.  -A ty tylko spróbuj ja zranić.- powiedziałam grożąc mu palcem. Jamie się zaśmiał złapał dziewczynę za rękę i zaprowadził do samochodu. Pomachałam im na odchodne i poszłam do pokoju.
                                                                       ***
Usłyszałam jak mój telefon wydaje dźwięk przychodzącego esemesa. Szybko rzuciłam się z łóżka i rzuciłam się na kolana przed szafką. Wzięłam telefon do ręki i zaczęłam wpisywać hasło. Na ekranie pojawiło się "Nowa wiadomość od: Lucy." Otworzyłam ją. Pisało tam: "Na koncercie było super! Jedziemy teraz do kina na jakiś film akcji. Buziaki Lucy.xx" Przeczytałam to parę razy i dopiero po chwili zorientowałam się co napisała. Zbiegłam szybko na dół. Ubrałam czerwone nike i skórzaną kurtkę. Wybiegłam szybko z domu i zaczęłam biec przez ulicę. Nagle usłyszałam dźwięk pędzącego motoru. Przestraszyłam się i zamurowana stanęłam na środku ulicy. Mężczyzna na motorze szybko się się zatrzymał tak, że jechał tylko na przednim kole. Po chwili opadł na tylne. Zaczęłam szybko oddychać. Mężczyzna wstał z motoru. Miał na sobie strój motorowy. Grubą skórzaną kurtkę i spodnie. Wszystko było białe włącznie z kaskiem. Mężczyzna zdjął kask i podbiegł do mnie.
-Wszystko w porządku?- spytał kładąc ramiona na moich ramionach. Przyjrzałam mu się. Był to pan Ethan. Miał zmierzwione włosy. Wyglądał bardzo seksownie... Nie! Potrząsnęłam głową.
-nie.. Wszystko w porządku. Jeździ pan na motorze?- spytałam pokazując motor.
-Tak.- uśmiechnął się.- Chcesz się przejechać?- jak głupio to zabrzmiało.
-Szczerze wybierałam się do kina...
-Świetnie! Też akurat jechałem-powiedział. Pociągnął mnie za rękę do motoru i podał mi kask. Ubrałam go. Mężczyzna usiadł na motorze i kazał mi usiąść za nim. tak też zrobiłam.
-Obejmij mnie w pasie!- przekrzyknął się przez silnik. Objęłam pana Ethana w pasie. Mężczyzna odjechał.
                                                                      ***
  Zatrzymaliśmy się przy kinie.
-Na co właściwie idziemy?- zapytał schodząc z motoru. Zdjęłam kask i potrząsnęłam głową, aby włosy mi się ułożyły.
-Nie wiem. Idziemy szukać Lucy proszę pana.-powiedziałam wchodząc do środka. Kupiłam bilety na coś z nadzieją, że na tym właśnie jest Lucy. Poszłam razem z panem Ethanem do sali numer 4. Zaczęłam się rozglądać po całej sali. W końcu ich wypatrzyłam. Pociągnęłam pana za rękę i zaciągnęłam go na siedzenie. Usiedliśmy dwa rzędy dalej od Lucy i Jamie'go. Zobaczyłam jak Jamie "ziewa" i kładzie rękę na ramieniu Lucy tym samy ją obejmując. Lucy położyła głowę na jego ramieniu. Jamie otarł nosem o jej nos. Lucy uśmiechnęła się jak kot. Jamie przybliżył się do niej i delikatnie ją pocałował. Lucy przyciągnęła go do siebie i pogłębiła pocałunek. Szczena mi opadła. Ścisnęłam dłoń, która leżała obok mnie. Ta dłoń również ścisnęła moją. Odwróciłam się w jego stronę. Był to pan Ethan. Zapomniałam, że siedzę obok niego. Zabrałam szybko swoją dłoń. Pan Ethan rozprostował palce.
-Przepraszam.- wybąkałam. Nagle Lucy spojrzała w naszą stronę.
-Mamy problem.- szepnęłam panu Ethanowi do ucha. Pociągnęłam go za rękę i szybko wybiegliśmy z kina. Gdy byliśmy już na świeżym powietrzu zaczęłam się śmiać. Nie wiadomo z czego. Pan Ethan również.
-Masz ochotę jeszcze na przejażdżkę?- spytał uśmiechając się. Na odpowiedź założyłam kask na głowę. Pan Ethan podszedł do mnie i klepnął mnie w czubek głowy. Zaśmiałam się. Pan Ethan założył swój kask i usiadł na motor. Usiadłam za nim i go objęłam. Pan przyśpieszył i zaczął jechać. Jechał coraz szybciej i szybciej.
-Niech pan zwolni!- przekrzyknęłam się przez wiatr. Pan od razu zwolnił. Minęliśmy mój dom i zaczęliśmy jechać przez las. Jechaliśmy tak przez chwilę, gdy przyjechaliśmy na polane skąpaną w słońcu. była to moja polana. Zdjęłam kask i poszłam usiąść pod drzewo. Pan Ethan przysiadł obok mnie.
-Często przychodziłem ty z Kate.- powiedział. - A ostatnio zauważyłem krew na pniu. Przychodzi tu też chyba osoba z problemami. Nie jestem sam.- powiedział. Nagle zrobiło mi się głupio. Tą osobą z problemami byłam ja.
-Zawsze, gdy przychodziłem tu z Kate ona zaczynała mi opowiadać jak byliście na mieście, że jakiś chłopak cos tam, że o to coś tam.- zaśmiał się.- I zawsze mówiła jak fajnie by było gdybyśmy zostali parą. Mówiła, że mamy ze sobą dobry kontakt.- powiedział. W tym momencie ślina wleciała mi chyba do nieodpowiedniego otworu. ponieważ zaczęłam się krztusić.
-Katnis!- krzyknął z przerażoną miną. Zaczął mnie klepać po plechach. Mocno i energicznie. Uniosłam rękę z gestem aby przestał. Kaszlnęłam ostatni raz.
-Boże weź mnie nie strasz.- oparł się o drzewo. Powygrzewaliśmy się jeszcze chwilę w słońcu i pan Ethan odwiózł mnie do domu... CDN

poniedziałek, 12 maja 2014

#Katnis 6

- Bardzo się cieszę.- powiedziałam z wymuszonym uśmiechem.
-I będzie mogła wrócić do szkoły?- zapytał pan Ethan wstając z łóżka.
-Tak. Oczywiście jak będzie się dobrze czuła.- powiedział.
-To dobrze. Bo musisz mi się pomóc wyszykować na spotkanie z Jamie'm bo to już jutro.- powiedziała zeskakując z parapetu.
-Dobrze.- zaśmiałam się mierząc ją wzrokiem.
-No więc możesz się ubrać i przyjdź do mojego gabinetu. Przebadam cię i pójdziesz się wypisać.-powiedział doktor wychodząc z sali.
-Em czy moglibyście na chwilę wyjść, ponieważ czuję się niekomfortowo, gdy tu jesteście.- powiedziałam. Pan Ethan przytaknął głową i pokazał Lucy, aby poszła z nim. Oboje wyszli z sali. Odrzuciłam kołdrę na bok i zrzuciłam stopy na zimne kafelki. Podniosłam się z łóżka i przykucnęłam na piętach przy szafce, w celu znalezienia swoich ubrań. W końcu je znalazłam. Były złożone w małe kwadraciki i ułożone na dnie szafki. Wyjęłam ubrania i położyłam je na łóżku. Spojrzałam na drzwi. Pan Devine na szczęście je zamknął. Wsunęłam na siebie szare dresy i szeroką bluzę wkładana przez głowę. Przeczesałam włosy palcami. Włożyłam adidasy i wyszłam z sali. Pan Devine opierał się o ścianę ze skrzyżowanymi rękoma na klatce, a Lucy siedziała na plastikowym krześle bujając nogami. Rozglądała się po całym korytarzu.
-Już przebrana?- zapytał pan Ethan, gdy mnie zauważył.
-Tak. Pójdę jeszcze do lekarza.- powiedziałam i skierowałam się na wprost. Przez chwilę szukałam danego miejsca, gdy w końcu zobaczyłam białe potężne drzwi z napisem "Gabinet dyrektora". Nacisnęłam na klamkę i pchnęłam drzwi barkiem. Za biurkiem siedział pan doktor.
-Dzień dobry.- powiedziałam.
-Cześć. Usiądź.- powiedział pokazując dłonią na krzesło. Usiadłam na wskazane miejsce. Pan doktor podszedł do mnie.
-Podnieś bluzę.- powiedział stając za mną. Tak jak polecił tak też zrobiłam. Pan doktor przyłożył mi stetoskop do pleców.
-Oddychaj głęboko.- polecił. Zaczęłam brać głębokie wdechy i wydechy.
-Dobrze.- przeszedł do przodu i zaczął mnie badać.
-I co? Jestem zdrowa?- zapytałam.
-Tak. Możesz wrócić do szkoły i wracać do szkoły.- uśmiechnął się do mnie i zaczął coś pisać w zeszycie.
-To mogę pójść się już wypisać?- spytałam.
-Tak. Oczywiście. Do widzenia Katnis.- powiedział. Wstałam z krzesła i podeszłam do drzwi. Nacisnęłam na klamkę i pociągnęłam je do siebie. Wyszłam z gabinetu i zamknęłam za sobą drzwi.
-I co? Możesz wracać?- spytała Lucy.
-Tak..- powiedziałam i wbiegłam do swojej sali. Przykucnęłam przy łóżku na piętach i wyjęłam z pod niego swój plecak. Zarzuciłam go na jedno ramię i wyszłam z sali.
-Pójdę się wypisać.-powiedziałam pokazując palcami na recepcję. Podeszłam do ciemnoskórej kobiety.
-Dzień dobry. Ja chciałabym się wypisać.- powiedziałam opierając się ręką o blat.
-Dobrze, a jak masz na imię?- zapytała z miłym uśmiechem.
-Katnis Fray.- odpowiedziałam. Kobieta zaczęła coś klikać na klawiaturze i wpatrywała się w monitor komputera.
-Dobrze możesz już wracać do domu.
-Dziękuje.- poszłam do pana Ethana i Lu.
-Już się wypisałam.
-Wspaniale. To zawiozę cię do domu.- powiedział pan Devine przewracając kluczyki od samochodu w palcach. Lucy wstała z krzesła i złapała mnie pod ramię. Ruszyliśmy w stronę wyjścia. Pan Devine szedł przed nami i otwierał nam wszystkie drzwi. W końcu doszliśmy do drzwi głównych. Pan Ethan otworzył drzwi,a do środka wpadł zimny podmuch powietrza, który zafalował moimi włosami. Otuliłam się dłońmi i wyszłam na dwór. Zaczęliśmy błądzić po parkingu z celem odnalezienia auta pana Devine. W końcu go znaleźliśmy. Pan Ethan nacisnął na guzik na kluczu. Auto zapikało charakterystycznym dźwiękiem.
-Lucy usiądź z przodu. Niech Katnis usiądzie z tyłu, bo jest trochę drogi przed nami..- powiedział pan Devine siadając na miejscu kierowcy. Otworzyłam tylne drzwi po prawej stronie i wrzuciłam do środka plecak. Schyliłam się i sama usiadłam na swoim miejscu. Zapięłam pas bezpieczeństwa i oparłam głowę o nagłówek. Pan Devine włożył kluczyk do stacyjki i odpalił silnik. Po chwili auto wyrwało do przodu wbijając mnie w fotel. Po chwili auto wyrównało prędkość i jechało gładko po drodze. Oparłam się o fotel i zamknęłam oczy. Na moich powiekach pojawiły się cienie. Jedna to była Anne, następnie biegła tam Kate, a potem mama. Na samy końcu zobaczyłam promiennie uśmiechniętą do mnie Lucy. Wszystkie się do mnie uśmiechały. Otworzyłam oczy. "Boże co ja mam za wizje."- pomyślałam.
-Jak chcesz możesz się położyć na fotelach. Jak policja nas złapie to jakoś się wytłumaczę.- powiedział pan Devine patrząc na mnie w lusterku wstecznym. Kiwnęłam głową i odpięłam pas bezpieczeństwa. Wzięłam plecak do rąk i położyłam go na podłogę auta. Ułożyłam głowę na dłoniach przy drzwiach a nogi miałam na drugim końcu. Zamknęłam oczy i powoli zapadałam w ciemną otchłań, która zapraszała mnie do siebie serdecznie ciepłą rękę.
                                                            ~*~
Siedziałam na murku, a obok mnie siedziała szczęśliwa Lucy. Ale była jakaś inna. Nie miała okularów... Miała lekko zakręcone włosy, delikatnymi falami opadające na odkryte ramiona. Na sobie miała sukienkę w kwiaty na ramionkach. Usta miała pomalowane czerwoną szminką, rzęsy pomalowane tuszem a powieki jasno różowym cieniem. We włosach miała wsunięte okulary przeciwsłoneczne a na stopach miała rzymskie sandałki. Uśmiechała się do chłopaka przychodzącego z oddali. Gdy przyszedł bliżej, dostrzegłam, że to pan Devine. Miał białą koszulę odpiętą pod szyją tak, że widać było kawałek jego wyrzeźbionej klatki. Na nogach miał czarne jeansy. Jego oczy przysłaniały modne pilotki, a jasne blond włosy (co było dziwne bo ogólnie miał ciemne włosy) miał zmierzwione.
-Cześć śliczne.- powiedział z zniewalającym uśmiechem. Podszedł do Lucy i złapał ją w pasie. Dziewczyna splotła ręce na jego karku i oplotła ręce wokół jego pasa. Pan Devine namiętnie wpił się w jej usta. Dziewczyna oddała pocałunek. Chłopak upuścił ją na ziemię i przytulił namiętnie kładąc głowę na jej ramieniu. Podsunął okulary na czubek głowy i puścił do mnie oczko. Ja tez wyglądałam jakoś inaczej. Miałam na sobie obcisłe jeansy i czarny crop top. Włosy miałam zakręcone w delikatne fale i a-symetryczną grzywkę. Miałam różowe usta i ładnie pomalowane oczy. Na moje policzki wylazły rumieńce. Nie wiem dlaczego się widziałam. Czułam się jakbym wyszła ze swojego ciała i oglądała wszystko co dzieję się dookoła. Pan Devine nadal się do mnie uśmiechnął. Zobaczyłam jak bierze rękę zza pleców i wyjmuje zza nich nóż. Narzędzie błyszczało się w ręce. Pan Devine uniósł nóż do góry i wbił powoli, i delikatnie go w plecy Lucy. Dziewczyna krzyknęła cicho po czym opadła głębiej w jego ramiona. Mężczyzna z uśmiechem wyjął nóż z jej pleców i opuścił dziewczynę na ziemię. Obok niej położył nóż. Otrzepał ręce i spojrzał w moją stronę. Na białej koszuli miał wielką czerwoną plamę. DO moich oczu zaczęły cisnąć się łzy.
-Co ty zrobiłeś?!- wykrzyknęłam. Zaczęłam płakać.- Moja Lucy.- powiedziałam cicho zeskakując z murka. Podbiegłam do dziewczyny i uklękłam przy niej. Lucy.. moja biedna dziewczynka... Pogłaskałam ja po włosach. Nagle jakieś silne ramiona mnie od niej oderwały. Otworzyłam zapłakane oczy i zobaczyłam przed sobą pana Ethana.
-To tylko jakaś głupia małolata. Teraz możemy się mieć tylko dla siebie.- powiedział namiętnie wpijając się w moje usta.
-Nie!- krzyknęłam, ale Ethan nadal mnie całował. Zaczełam bić go pięściami.
-Au!- krzyknął i dał mi siarczystego policzka. Tak mnie to zapiekło, że z oczu poleciały mi nowe łzy. Opadłam na kolana trzymając się za czerwone miejsce.
-Ty świnio.- szepnęłam przez łzy. Nagle usłyszałam ciche słowa "Katnis...Katnis.."
                                                                   ~*~
-Katnis!- ktoś trząsł mnie za ramiona. Ciemność mnie opuściła i przywitało mnie słońce, które barwiło wewnętrzne strony moich powiek na jasny róż. Otworzyłam oczy po czym momentalnie je przymknęłam.
-Katnis.- ktoś powiedział cichym głosem gładząc mnie po policzku. Nade mną stał pan Devine. Ale jakiś inny... Miał okluary na nosie i ciemne włosy. Jednak to ogarnęła mnie nagła panika.
-Zostaw mnie!- krzyknęłam odsuwając się na drugi koniec auta.
-Co się stało?- zapytał zdziwiony.
-Nie dotykaj mnie! Gdzie Lucy?!.- krzyknęłam wyskakując z auta.
-Tu stoi.- powiedział pan Ethan pokazując na dziewczynę, która stała obok i patrzyła na zachodzącą sytuację. Doskoczyłam do niej i mocno przytuliłam. Po policzkach zaczęły cieknąć mi łzy. Dziewczyna poklepała mnie po plecach.
-Katnis ja tu jestem. Nie zostawię cię. Obiecuję.- powiedziała kładąc głowę na moim ramieniu.
-To dobrze.- powiedziałam pociągając nosem.
-Ale pan Ethan nic nie zrobił. On ci pomaga. Katnis on nic nie zrobił.- mówiła tuż przy moim uchu.
-Ale on cię zabił.- powiedziałam.
-Co?!- usłyszałam zdziwienie w głosie pana Ethana.
-No tak.. no i wtedy się pan uśmiechnął no i ..- zaczęłam jeszcze bardziej płakać. Odwróciłam się w stronę pana Ethana.
-Katnis...- pan Ethan podszedł do mnie.- To musiał być tylko zły sen. Nie martw się. Nigdy nie zabiłbym Lucy... ani ciebie.- powiedział zakładając kosmyk moich włosów za ucho.
-Ale... i wtedy.. to było takie realistyczne.- powiedziałam.
-Katnis rozumiem cię. Ale gwarantuje, że to był tylko sen. Ja tu stoję. Nie jestem brudny od krwi, a Lucy stoi tam cała i zdrowa.- powiedział co słowo podchodząc do mnie. Gdy w końcu stał wystarczająco blisko, otworzył ramiona i przytulił mnie do siebie mocno. Objęłam go swoimi rękoma,a  z moich oczu zaczęły cieknąć nowe łzy. Mężczyzna zaczął gładzić ręką moje plecy.
                                                            ***
-Katnis jesteśmy na miejscu.- powiedziała Lucy.
-Dziękuje panie Devine. Lucy mam prośbę...- powiedziałam
-Tak?
-Mogłabyś przyjść dziś do mnie na noc?- zapytałam niepewnie.
-Oczywiście!- krzyknęła i rzuciła się na mnie.
-To chodź.- powiedziałam. Wyszłyśmy z auta.
-To życzę wam miłej zabawy dziewczyny.- powiedział i odjechał paląc gumę. Razem z Lucy zaczęłyśmy się śmiać. Nie pasowało to konkretnie do pana Ethana. Podeszłyśmy do drzwi. Zrzuciłam plecak i wyjęłam z małej kieszonki klucz do mieszkania. Włożyłam go w dziurkę i przekręciłam. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Odszukałam na ścianie włącznik światła i je zapaliłam. Przedpokój skąpał się w jasnym świetle lamp.
-Zdejmij kurtkę i powieś ją tu. Pójdę tylko zobaczyć do góry czy jest mój tata i wrócę do ciebie.- powiedziałam do Lucy. Wbiegłam po schodach do góry. Poszłam w lewo i zapukałam do pokoju sypialnego. Otworzyłam je i zapaliłam światło. Taty tam nie było.
-Może został dłużej w pracy.- powiedziałam sama do siebie. No nic. Zgasiłam światło i zamknęłam drzwi. Zbiegłam na dół i podbiegłam do Lucy.
-Taty nie ma. Pewnie został dłużej w pracy. Więc mamy dom walony.- powiedziałam. Zdjęłam buty i założyłam swoje kapcie króliczki.
-Masz.- powiedziałam podając Lucy kapcie pieski.
-Jakie słodkie.- powiedziała piskliwym głosem.
-Wieeem to.- zaśmiałam się. - Jesteś głodna?- zapytałam.
-Nie. Ale możemy obejrzeć jakiś film.- zaproponowała.
-Okej. Horror czy komedię?
-Horror!- krzyknęła. Dziewczyna poszła do salonu i rozłożyła się na kanapie. Wyjęłam pop corn z szafki i wstawiłam go do mikrofalówki na 2:40.
-Chodź Lucy do góry. Dam ci piżamę.- powiedziałam. Dziewczyna pobiegła za mną po schodach. Weszłyśmy do mojego pokoju. Zapaliłam światło i podeszłam do szafy.
-Ale masz ładny pokój.- powiedziała.
-Dziękuje.- uklękłam przy szafie i wyjełam z dolnej półki dwie pary spodni w kratkę i koszule do kompletu.
-Trzymaj.- powiedziałam podając jej piżamę.
-Moge się przebrać przy tobie?
-Oczywiście! Ale gdybyś mogła się odwrócić, bo się trochę krępuje...
-Dobrze.- powiedziała i odwróciła się w drugą stronę. Zdjęłam bluzę i podkoszulek. Narzuciłam na siebie koszulę i zaczęłam ją zapinać guzik po guziku. Zdjęłam dresy i naciągnęłam na siebie szerokie spodnie od piżamy. Z szuflady wyjęłam ciepłe wełniane skarpety i naciągnęłam je na swoje stopy. Spojrzałam na Lucy.
-Chcesz gumkę do włosów?- spytałam wyjmując jedną dla siebie z blaszanego pojemnika.
-Tak z chęcią.- powiedziała uśmiechając się do mnie. Podałam jej gumkę. Swoje włosy spięłam w luźnego koka, a Lu związała sobie włosy w kitka.
-To idziemy oglądać.- powiedziałam.

wtorek, 6 maja 2014

Katnis #5

  Poczułam przeszywający ból. Przeszył całe moje ciało. Od czubka głowy do czubków palców u stóp. Wychwytywałam co jakiś czas jakieś słówka.
-Panie doktorze co z nią?- usłyszałam głos pana Ethana.
-Straciła wiele krwi. Zasłabła i podejrzewamy, że uderzyła głową w lustro, a następne upadając w umywalkę. Gdyby pan czegoś nie podejrzewał i pan Freeman nie otworzył by drzwi, to nie było by już czego ratować. - powiedział chyba doktor. Co?! Próbowałam otworzyć oczy, ale nie dałam rady. Wciągała mnie otchłań ciemności. Nieee!
                                                           ****
-Czy ona się obudzi?- ktoś ściskał moją dłoń.
-Powinna.- usłyszałam głos Lucy.
-Boże Katnis nie rób nam tego.- mężczyzna głaskał mnie po kostkach. "Nie robię wam tego! Ja chcę się obudzić!" chciałam powiedzieć, ale badziewna ciemność znów zabrała mnie do siebie.
                                                        ****
 Znów obudził mnie czyjś głos. Próbowałam otworzyć oczy i tym razem się udało. Otworzyłam je lekko i parę razy zamrugałam, aby przyzwyczaić się do światła w białej sali. "Gdzie ja jestem?"- zadałam sobie pytanie. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Obok łóżka było krzesło, a po prawej stronie szafka, na której leżały leki. Coś w sali pikało, a ja byłam przypięta do kroplówki. Podniosłam się do pozycji siedzącej i od razu tego pożałowałam. Moją głowę przeszył przerażający ból. Syknęłam i zamknęłam oczy.
-Katnis! Ty żyjesz!.- usłyszałam krzyk Lucy, która niedługo potem przytulała się do mnie.
-Bogu dzięki.- powiedział pan Devine wznosząc głowę do góry.
-Tak się martwiłam, że się nie obudzisz.- powiedziała.- Co się stało?- odsunęła się ode mnie.
-Pamiętam, że poszłam do łazienki, aby się przebrać, dlatego zakluczyłam drzwi. Podeszłam do lustra no i chyba zasłabłam. Dalej nic nie pamiętam.- powiedziałam łapiąc się za głowę. Miałam tam założony bandaż z plastrem.
-Ale po co się zakluczyłaś?- zapytał pan Ethan.
-No bo nie chciałam iść do kabiny. Taki mój wymysł.- uśmiechnęłam się blado.
-To więcej nie miej takich wymysłów.- zaśmiał się. Spojrzałam pod kołdrę. Miałam na sobie tylko luźną białą koszule szpitalną. Moje nogi przyozdobione kreskami były widoczne. Od razu zakryłam kołdrę. Odruchowo spojrzałam na ręce. Na szczęście miałam koszulę z długimi rękawami... Kurde.. Lekarze... Nagle do sali wszedł jakiś doktor.
-Przepraszam czy mógłbym porozmawiać z Katnis na osobności?- zapytał.
-Tak jasne.- pan Devine razem z Lu wyszli. Usiadłam na łóżku.
-Tak?- zapytałam. Doktor usiadł obok na krześle.
-Katnis... Wiemy, że się tniesz, ale nie jestem pewny czy mogę to powiedzieć twojemu nauczycielowi, albo twojej przyjaciółce. Wy nastolatki tniecie się od razu nawet, gdy chłopak z wami zerwie.Tak nie powinno być, ale...
-Nie! Pan nie rozumie.. Rok temu moja przyjaciółka, która byłą dla mnie jak siostra,  Kathrine Devine zmarła na śmiertelną chorobę. Parę dni temu moja siostra, która była dla mnie wszystkim została zadźgana przez mojego brata narkomana. Pozostała mi tylko moja matka i ojciec. Tak myślałam. Pewnego dnia wracając ze szkoły moja mama oświadczyła, że się wyprowadza. I niech teraz mi pan powie, że tnę się prze to, że chłopak mnie rzucił.- powiedziałam. Doktor wciągnął z sykiem powietrze.
-Powinnaś porozmawiać o tym z psychologiem.- powiedział.
-Nie potrzeba. Rok temu zaczęłam się ciąć i 3 miesiące później przestałam. Teraz już opanowałam samo okaleczanie się. Potrafię przestać w każdej chwili.- wytłumaczyłam.
-Ufam ci. Ale muszę powiedzieć o tym twojemu ojcu.
-Nie! Proszę nie!.- błagałam.
-No dobrze. Ale jeżeli kolejnym razem trafisz do szpitala i zauważę świeże rany po cięciu się to nie ręczę za siebie.- przestrzegł mnie.
-Dobrze. Dziękuję!- krzyknęłam radosna i go przytuliłam.
-No już spokojnie. Musisz oszczędzać siły. - uśmiechnął się i podniósł z krzesła. - Zostaniesz jeszcze jeden dzień na obserwacji, bo możesz mieć wstrząs mózgu, a jak będzie wszystko dobrze to puścimy cię do domu.- powiedział. Spojrzał jeszcze na kroplówkę i wyszedł. Do sali od razu wpadła Lucy i pan Ethan.
-I co ci powiedział?- zaczęła piszczeć.
-Że mam zostać jeszcze jeden dzień na obserwacji i jak będzie wszystko okej to mogę wrócić.- wymusiłam się na uśmiech.
-Tak się cieszę.- powiedziała ściskając moją dłoń.
-Katnis, mam zadzwonić po twojego tatę?- zapytał pan Devine.
-Nie, nie trzeba. Wytłumaczę mu co się stało.- powiedziałam. kładąc się na nie miękkiej poduszce. Lucy usiadła na parapecie wymachując nogami, a pan Devine usiadł na krześle.
-Kiedy mamy oddać to opowiadanie o przyjaźni?- zapytałam spoglądając na pana Devine.
-Czas jest do jutra.- odpowiedział na moje pytanie.
-Lucy masz może jakąś kartkę i długopis?- spytałam. Dziewczyna zeskoczyła z parapetu. Podeszła do łóżka i wyjęła z pod niego mój plecak.
-O mój plecak. Skąd on się tu wziął?
-Miałaś go ze sobą w łazience. Trzymaj.- powiedziała podając mi zeszyt od Angielskiego i długopis.
-Dziękuje.- odebrałam rzeczy od dziewczyny. Otworzyłam zeszyt i nacisnęłam na długopis, aby zaczął pisać. Zaczęłam pisać "Pewnego zimowego ranka..."
                                                                 ****
-Skończyłam.- powiedziałam zamykając zeszyt i podałam go panu Ethanowi.
-Dobrze. Sprawdzę i ocenię.- schował zeszyt do swojej teczki.
-Pozwolicie, że położę się spać, ponieważ czuję się zmęczona.- powiedziałam i wtuliłam się w niewygodną poduszkę.
                                                           ****
   Obudziły mnie czyjeś ruchy. Otworzyłam oczy. Cała sala była zatopiona w ciemności. Wyostrzyłam wzrok i spojrzałam na osobę na wpół leżącą na moim szpitalnym łóżku. Dotknęłam głowy tej osoby i od razu zorientowałam się, że to mężczyzna. Po chwili dostrzegłam, że jest to pan Devine.
-Proszę pana.- szepnęłam cicho. Pan Ethan coś mruknął pod nosem, ale się nie obudził. Odrzuciłam kołdrę na bok i zrzuciłam nogi na zimne kafelki. Obok łóżka leżały jakieś kapcie, ale nie ubrałam ich. Podniosłam się i wyszłam ze swojej sali na korytarz, który oświetlały lampy osadzone w suficie. Ruszyłam wzdłuż korytarza w poszukiwania toalety damskiej. Doszłam do recepcji, za którą stała ciemnoskóra kobieta.
-Przepraszam...- zaczęłam. Kobieta uniosła głowę znad dokumentów i uśmiechnęła się do mnie ciepło.
-Tak słońce?- zapytała odsuwając się od biurka na krześle.
-Poszukuję toalety.- odwzajemniłam z przymusu uśmiech.
-A tak. To tam do końca i w lewo.- powiedziała pokazując mi trasę palcem.
-Dziękuję bardzo.- ruszyłam w wyznaczony kierunek. Cały czas czułam spojrzenia pacjentów w poczekalni na moich nogach. Po krótkim czasie doszłam do łazienki. Popchnęłam drzwi barkiem i weszłam do środka. Światło momentalnie się zapaliło. Wybrałam jedną z kabin i weszłam do niej. Zakluczyłam się i załatwiłam swoje potrzeby fizjologiczne. Nagle ogarnęły mnie przeraźliwe mdłości. Osunęłam się na zimną posadzkę i brałam głębokie wdechy. "Wdech , wydech"- wmawiałam sobie. Po chwili jednak wszystko podeszło mi do góry. Wiadomo co potem się stało. Wyprostowałam głowę i wytarłam usta rękawem. Wstałam z podłogi i podeszłam do drzwi. Odkluczyłąm je i wyszłam. Stanęłam na przeciwko prostokątnego lustra. Widziałam w nim dziewczynę, która nie wyglądała jak ja. Ale jednak... Opuściłam głowę i umyłam dokładnie ręce. Nie chciało mi się ich suszyć pod suszarką, więc wytarłam je w koszulę. Podeszłam do drzwi, pociągnęłam je do siebie i wyszłam z toalety. Przeszłam po korytarzu i poszłam do swojej sali, w której odzwio leżałam sama, bez żadnego innego pacjenta. W mojej sali było ciemno. Weszłam do środka z rękami przed sobą, aby wyczuwać co jest przede mną. Nagle uderzyłam udem w dość wysokie szpitalne łóżko.
-Auć.- pisnęłam cicho i złapałam się za obolałe miejsce. Nagle głowa pana Ethana się uniosła.
-Co się stało Katnis?- zapytał zaspanym głosem. Przetarł oczy ręką.
-Nic. Tylko się uderzyłam.- powiedziałam i niezdarnie wgramoliłam się do łóżka.
-Ach.- westchnął i ponownie oparł głowę o dłonie.
-Chyba panu tak nie wygodnie.- powiedziałam.
-No, ale cóż. Twój tata nie ma zamiaru przyjechać, więc ja się Tobą zaopiekuje. - usłyszałam jak się uśmiecha.
-Wiem, że dziwnie to zabrzmi, ale może pan się położyć obok mnie. Zdaję mi się, że obok szafki leży złożony koc.- powiedziałam bawiąc się palcami.
-Ehm...Dobrze.- powiedział i usłyszałam jak wstaje z krzesła. Mężczyzna uderzył się w szafkę.
-Au!- syknął z bólu. Złapał się za piszczel i pocałował w bolące miejsce. Poszedł dalej i podniósł koc z podłogi. Posunęłam się w lewo, a pan Ethan wyznaczył sobie miejsce. Położył się na boku i i przykrył się kocem w zieloną kratkę.
-Dobranoc Cat.- powiedział.
-Dobranoc panie Devine.- mruknęłam i zamknęłam oczy.
~Kolejny Dzień~
-Co tu się dzieję?!- obudził mnie głos Lucy. Otworzyłam oczy i zauważyłam, że pan Ethan przytula mnie czule. Od razu się od niego odsunęłam.
-Em..em... Pewnie coś się panu śniło no i wiesz.- powiedziałam nie podnosząc wzroku.
- Jo yhym na pewno.- zaśmiała się.
-A tak w ogóle to masz już koniec szkoły?- zapytałam zdziwiona.
-Tak.- odpowiedziała. Podniosłam wzrok i zaczęłam śmiać się tak głośno jak nigdy. Lucy miała przyklejone sobie wąsy i brodę z papieru, a brwi miała połączone. Pewnie dorysowała sobie kredką. Do tego na policzku miała wielkie czerwone, domalowane rumieńce. Mimo, że nic mnie nie bawiło to jej się udało.
-Co się śmiejesz?- spytała.
-Twoja twarz!- brzuch bolał mnie od śmiechu.
-Aha.- dotknęła się twarzy i zaczęła się śmiać sama z siebie.
-Kiedy to zrobiłaś?
-Dzisiaj na Angielskim razem z Aline.- wytłumaczyła i poszła usiąść na parapet. Od kiedy jestem w szpitalu to cały czas tam siada i czai się jak kot. Wyjęła z plecaka jabłko i wyciągnęła do mnie rękę.
-Nie dziękuje.- powiedziałam. Wyciągnęłam rękę i wzięłam plastikową butelkę wody z szafki. Odkręciłam korek i wzięłam łyka. Odłożyłam ją z powrotem. Nagle poczułam jak pan Devine się przeciąga.
-Coś mnie ominęło?- zapytał zakładając okulary, które leżały na krześle.
-Niech pan spojrzy na Lucy.- powiedziałam. Pan spojrzał na nią i powstrzymywał się, aby nie parsknąć śmiechem. Lucy pomachała do niego i uśmiechnęła się szeroko. Nagle do sali wszedł doktor.
-Dzień dobry, jak panna się czuję?- zapytał z miłym uśmiechem.
-Znakomicie.- odpowiedziałam. No.. nie wliczając stanu psychicznego.
-Czyli możemy cię dzisiaj wypisać.

_________________________________________________________________________________

Mamy kolejny rozdział! Katnis żyje! Jeej xD No więc jest trochę krótki, ale już powróciła szkoła. Więc myślę, że rozdziały będą pojawiały się rzadziej, ale zawsze postaram się szybko napisać! :)