-Jesteśmy na miejscu.- poczułam silną rękę potrząsającą moim ciałem.
-Gdzie?- spytałam przeciągając się.
-U mnie.- odpowiedział mężczyzna. Spojrzałam na niego. Ach no tak... jechałam do pana Ethana.
-Tak. Już wysiadam.- westchnęłam. Wyszłam z auta i podeszłam do bagażnika. Otworzyłam go i wyjęłam swoje torby. Dwie zostały więc wziął je pan Ethan, a ja wzięłam jedną. Podeszliśmy do drzwi.
-Eeee człę młogłabyś wyjęć....- zaczął.
-Nie rozumiem pana.- powiedziałam podnosząc wzrok. Dopiero teraz zauważyłam, że trzyma w buzi klucze od mieszkania.- Och niech pan wybaczy.- zaczęłam się śmiać. Wyciągnęłam klucze z jego ust i od kluczyłam mieszkanie.
-Dziękuję.- powiedział wnosząc torby do góry. Zamknęłam drzwi i zdjęłam buty. Po chwili usłyszałam huk i zobaczyłam na schodach swoje ubrania i inne pierdoły.
-Cholera!- usłyszałam głos pana Ethana. Pobiegłam szybko do góry zbierając po drodze swoje ubrania.
-Co się stało?- spytałam.
-Chyba nie zapięłaś do końca torby i tak jakoś.... no.- powiedział pokazując na ubrania i zdjęcia rozwalone dookoła.
-Chyba musiało tak być. No.. nieważne. Muszę to pozbierać.- powiedziałam klękając i zaczęłam zbierać swoje rzeczy.
-Ładny staniczek.- zaśmiał się pan Ethan trzymając w dłoniach górną część bielizny. Zaczerwieniona wyrwałam mu to z ręki. Pan Ethan spojrzał na coś i cały czas się na to patrzył. Powiodłam wzrokiem za jego spojrzeniem. Przełknęłam głośno ślinę i jeszcze bardziej się zarumieniłam. Obok nas leżał mój zeszyt. Nieszczęśliwy trafem otworzył się na stronie, gdzie były naklejone zdjęcia pana Ethana i obok narysowane serduszko... Tak. Gdy byłam młodsza to kochałam się w panu Devine. Szybkim ruchem zamknęłam zeszyt i schowałam go w stertę ubrań. Gdy pozbierałam wszystko to poszłam do pokoju.
-Zejdź za chwilę na dół. Zrobię coś do jedzenia.- usłyszałam zanim zamknęłam drzwi.
-Dobrze. Zostawię torby i zejdę.- powiedziałam. Zamknęłam drzwi i położyłam torby pod ścianą. Obrzuciłam pokój spojrzeniem. Było w nim ponuro. Pasował do mojego nastroju. Eh.. spojrzałam na szafkę. Mojego liściku już tam nie było. Jego skrawki leżały obok nogi od łóżka. Pozbierałam je i zeszłam na dół. Weszłam do kuchni i wyrzuciłam papierki do śmietnika. Usiadłam na kanapie w salonie.
-Mam nadzieję, że będzie ci smakować!- krzyknął pan Ethan z kuchni.
-Też mam taką nadzieję, bo jestem głodna jak wilk!- odkrzyknęłam. Pan Devine się zaśmiał. Po chwili wszedł do kuchni z tacą na której były dwa kubki i dwa talerze. Pan Ethan położył przede mną talerz i kubek i przed sobą również. Spojrzałam na nasze kubki.
-Świetne kubki.- zaśmiałam się.
-No wiem. Dostałem je kiedyś od mojej kuzynki. Jeden był Kate.- powiedział. Spojrzałam na talerz. Leżały na nim dwa tosty francuskie z dżemem brzoskwiniowym, a w kubku było kakao z piankami. Wzięłam do ręki widelec i nóż i zaczęłam kroić tosta. Ukroiłam kawałek i wzięłam go do buzi. Danie dosłownie rozpływało się w ustach.
-To... jest świetne.- powiedziałam biorąc kawałek.
-Cieszę się, że ci smakuje. W kuchni mam jeszcze dwa jakby co.- zaśmiał się. Nagle usłyszałam jak dzwoni mój telefon.
-Przepraszam, zaraz wrócę.- powiedziałam i wyszłam na korytarz. Wyjęłam z kieszeni telefon. Na wyświetlaczu zobaczyłam, że dzwoni Lu. Odebrałam.
-No co tam?- rzuciłam do aparatu.
-Jesteś w domu pulpecie?- spytała.
-Nie idiotko. Czemu pytasz?- spytałam.
-Cholera! Bo moja mądra mamusia zabrała szczeniaki i małpę na spacer a Tony pojechał do swojej dziewczyny i nie mam kluczy, a cholera na dworze pada!- zaczęła się wydzierać.
-Czekaj, czekaj. Kto to szczeniaki i małpa?- spytałam zdezorientowana.
-Szczeniaki to Lily i Luck, parka, a małpka to Eliza.- wytłumaczyła.
-Dobra, dobra rozumiem. Ale nic nie poradzę, bo nie przebywam na razie w domu.- westchnęłam.
-Z kim rozmawiasz?- usłyszałam głos pana Ethana za sobą.
-Z Lucy.- odpowiedziałam.
-Jeżeli nie ma gdzie pójść, to może tu przyjść. Przecież nie chcemy, żeby się rozchorowała.- powiedział.
-Okej.- przystawiłam telefon ponownie do ucha. -Możesz przyjść do pana Devine.
-Jak?! Co ty tam znowu robisz?- spytała
-Kuzynka przysłała mnie po jakieś dokumenty i tak jakoś się zatrzymałam.- zmyśliłam.
-Okej, już idę. Pa pulpecie.- powiedziała i się rozłączyła.
-Pulpecie?- zapytał pan Ethan ze śmiechem.
-Nie wiem co jej się znowu ubzdurało.- odpowiedziałam kręcąc głową. Usłyszałam pukanie do drzwi. Skoczyłam na nie i otworzyłam je na oścież. Do środka wpadło chłodne powietrze, które ochłodziło moją zaróżowioną twarz. U progu stała przemoczona Lucy.
-Boże deklu wchodź!- krzyknęłam. Dziewczyna weszła i zaczęła się trzepać jak pies, czym ochlapała wszystko naokoło.
-No chodź tu do mnie pulpecie.- powiedziała otwierając ramiona.
-Spadaj! Idź ode mnie ścirzu!- zaczęłam krzyczeć kryjąc się rękoma. Lucy i tak wygrała i przytuliła się do mnie. Jej włosy znalazły się w mojej buzi. Po chwili się ode mnie odsunęła. Obrzuciła mnie badawczym spojrzeniem.
-No teraz obydwie jesteśmy mokre.- zaśmiała się. Zaczęłam pluć. Włożyłam palce do ust i wyjęłam z nich jej ciemny włos.
-Dzięki. Jeszcze się czymś zarażę.- powiedziałam wypuszczając włosa z palców.
-Nie marudź.- Lucy machnęła dłonią.
-Może jesteś głodna?- spytał Ethan.
-Baaardzo. Zjadłabym konia z kopytami.. Nie to złe powiedzenie tym bardziej, że nie jem koni. Zjadłabym cały słoik Nutelli i do tego jeszcze słoik dżemu, i herbatniki.- powiedziała.
-Ty to masz żołądek.- zaśmiałam się.
-Nie waż się go znieważać ty nędzny pulpecie, bo cię zjem.- powiedziała patrząc na mnie spod przymrużonych oczu.
-Nie zdziwiłabym się.- mruknęłam.
-Tak, ale przed tym posmarowała by cię Nutellą.- zaśmiał się pan Ethan.
-O czym tam mówicie?- spytała Lucy zdejmując kurtkę.
-O niczym, o niczym..- powiedziałam próbując ukryć śmiech.
-Tak na pewno.- powiedziała doganiając nas. Usiedliśmy na kanapie. ja zaczęłam dalej jeść, a Lucy czekała na swoje danie. Po chwili do pokoju wszedł pan Ethan z talerzem w dłoni. Położył go przed Lucy. Lucy spojrzała na niego dziwnym wzrokiem.
-Co się tak patrzysz?- spytałam.
-To mój wzrok pod tytułem " bój się, bo zaraz wylądujesz na moim jelicie". To bardzo inteligentne.- powiedziała.
-tak. Uważam iż twoja inteligencja wychodzi poza skalę. Chociaż iż jest to irracjonalne to tak sądzę.- powiedziałam kiwając głową. Lucy ukroiła kawałek i włożyła go do buzi. Zaczęła powoli rzuć. Zrobiła minę jakby coś jej nie smakowało i wypluła tosta na talerz.
-Fu! truskawki!- krzyczała szorując język.
-No tak. Zapomniałem wspomnieć. Masz tosty z dżemem truskawkowym.- powiedział.
-Ale przecież ty lubisz dżem truskawkowy.- zdziwiłam się.
-Tak! Ale nienawidzę w nich truskawek!- dramatyzowała.
-Jesteś nienormalna.- powiedziałam biorąc jej tosty. Zaczęłam widelcem ściągać z niej truskawki.
-Proszę.- powiedziałam kładąc przed nią talerz z tostami bez truskawek.
-tak lepiej.- powiedziała i zaczęła jeść. -Fuj!
-O co ci znowu chodzi?-spytałam rzucając swoje sztućce na talerz.
-Na moim toście jest włos!
-Pewnie twój. Zdejmij go i jedz dalej.- poleciłam. Dziewczyna zjadła i odsunęła talerz od siebie.
-nadal jestem głodna.- westchnęła. Nagle zauważyła coś na blacie. Wstała z kanapy i zaczęła iść jak złodziej w stronę kuchni.
-Hapapapap.- zaczęła sobie podśpiewywać. Spojrzałam na nią dziwnym wzrokiem. Dziewczyna podskoczyła do blatu i przykucnęła. Patrzyła oczami na to tak jak ukryty hipopotam w bagnie.Po chwili z przeraźliwym krzykiem rzuciła się na herbatniki i je otworzyła. Wzięła jednego do buzi.
-Stwierdzając po tym co widziałam: Lucy jest niedorozwinięta umysłowo.- powiedziałam.
-Co?! Nieprawda!- krzyczała plując kawałeczkami ciastek na około.
-Nie sprzeciwiaj mi się nędzna dziewojo!- krzyknęłam piorunując ją wzorkiem. Nagle usłyszałam dziwną melodie. Jakby Król Julian mówił "No misiek odbieraj, bo ziemniaki będziesz obierać. Odbieraj, odbieraj, bo dzwoni poczwara!". Zobaczyłam jak Lucy wyjmuje telefon z kieszeni. Odebrała. A więc to był jej dzwonek.
-No cześć mamo....Nie. Jestem u pana Ethana. No tak.. tak u tego... Nie... Jo.. Za chwilę.... Jo, dobra, pa.- powiedziała i się rozłączyła.
-Twoja mama to poczwara? Serio?- spytałam.
-Nie? Tylko tak jakoś mi się spodobało.- zaśmiała się.- Dobra ja będę szła.- dodała i ruszyła w stronę korytarza. Podążyłam za nią. Dziewczyna szybko się ubrała i podeszła do mnie. Zarzuciła mi ręce na szyję.
-A wiesz co?- spytała uśmiechając się od ucha do ucha.
-Nie wiem.- odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
-Idę jutro na lody z Jamie'm!- pisnęła radosna.
-Naprawdę?! Jej!- ucieszyłam się.
-Tak. No dobra to pa, do zobaczenia!- krzyknęła mi do ucha i mocno przytuliła.
-No, pa.- ucałowałam ją w policzek. Dziewczyna wyszła z domu trzaskając drzwiami. Uśmiechnięta poszłam do salonu, kręcąc głową.
-Co się stało?- spytał pan Ethan.
-Nic, nic. Tylko babskie sprawy.- zaśmiałam się siadając do stołu. Wzięłam łyka kakao. Po czym duszkiem wypiłam je całe.
-Och ... Jak mi brakowało takiego domowego kakao- powiedziałam. Zebrałam wszystkie brudne naczynia i zaniosłam je do kuchni do zlewu. Zaczęłam je myć. Gdy wszystko było czyste w kuchni to wróciłam na kanapę do pana Ethana. Rzuciłam się na nią ciężko.
-Hmm... Jutro niedziela tak?- spytał pan Devine.
-Em... tak.- odpowiedziałam po chwili namysłu.
-A potem poniedziałek i znów do szkoły.- westchnął.
-Racja.- potwierdziłam jego słowa.
-Co teraz będziemy robić?- spytał.
-Nie wiem panie Ethanie.
-Możemy obejrzeć jakiś film.- zaproponował.
-Czemu nie.
Pan Ethan podszedł do telewizora i włączył coś na DVD. Wstałam od stołu i ponownie skierowałam się do kuchni. Zaczęłam szperać po szafkach, gdy w końcu znalazłam to czego szukałam: Pop Corn. Wyjęłam go z niebieskiego koszyczka i otworzyłam z foli. Wstawiłam do mikrofali na 2:30 i czekałam. Gdy był gotowy to wyjęłam go i chciałam go otworzyć, ale nagle niespodziewanie zacięłam się papierem od kukurydzy.
-Cholera.- syknęłam. Mimo iż byłą to mała rana to strasznie piekła. Po chwili jednak postanowiłam ją zignorować. Nasypałam pop corn do miski, posoliłam i zaniosłam na stolik. Pan Devine usiadł obok mnie i wziął garść prażonej kukurydzy.
***
-Fajny film.- powiedziałam ocierając łzy.
-Tak. Bardzo fajny. Wzruszyłaś się?- spytał pan Ethan spoglądając na mnie.
-Tak.- zaśmiałam się. Spojrzałam na zegar naścienny.- Pora iść spać.- zakomunikowałam.
-Racja.- przyznał mi pan Ethan.
-To pójdę się umyć i spać.- powiedziałam i wstałam z kanapy.
-Okej. Pod łóżkiem w swoim pokoju powinnaś mieć czysty ręcznik.
-Dobrze. Dziękuję.- poszłam do góry. Spod łóżka wyjęłam ręcznik, a z walizki swoją piżamę. Ruszyłam w stronę łazienki.
-Poradzisz sobie z tym nadgarstkiem?- spytał pan Ethan.
-Tak, oczywiście.- odpowiedziałam posyłając mu blady uśmiech. Weszłam do łazienki i się zakluczyłam.Nalałam wody do wanny i zaczęłam powoli się myć. Powoli, ponieważ wielkie trudności sprawiała moja ręka. Gdy w końcu byłam już cała czysta i zmyłam z żeber ślady butów mojego ojca, ubrałam piżamę. Wysuszyłam lekko włosy ręcznikiem i poszłam do pokoju. Odkryłam swoją kołdrę. Obrzuciłam pokój spojrzeniem.
-Jutro tu wszystko ułożę.- wymamrotałam. Zgasiłam światło i położyłam się do łóżka. Przykryłam się szczelnie kołdrą i położyłam się na prawy bok. Nagle do mojego pokoju wszedł pan Ethan.
-Cześć. Już umyta?- spytał.
-Tak.- odpowiedziałam mrużąc oczy przed światłem.
-Mam nadzieję, że tym razem mi nie uciekniesz.- zaśmiał się.
-Ja też. Nie chcę przeżywać znowu tego samego co dzisiaj rano.- odpowiedziałam.
-Przepraszam.- powiedział lekko zmieszany.
-Nic nie szkodzi.- powiedziałam posyłając mu uśmiech na uspokojenie. -To.. dobranoc.- powiedziałam.
-Dobranoc Katnis. Śpij spokojnie.- powiedział i wyszedł do swojego pokoju. Ciężkie powieki same się zamknęły i niedługo później znużył mnie spokojny sen..... CDN
_________________________________________________________________________________
Więc... jest kolejny rozdział! :3 Tym razem chciałam podziękować Patrycji za to, że dzięki niej napisałam rozmowę z Lucy. Niektóre teksty są z jej ust wyjęte xD Jest na podstawie naszej rozmowy.. :)
Jednak w tym poście chciałam wam też podziękować za to, że jesteście ze mną od początku :) Że komentujecie, czym dodajecie mi otuchy, że pocieszacie, gdy mam brak weny, pomagacie, gdy moja twórczość się blokuje, piszecie miłe słowa :) Po prostu dziękuję za to, że jesteście. Za to, że czytacie moje wypociny :) Dziękuję, jesteście wielcy! Więc dziękuję Pati i Ola! Życzę miłego czytania i jeszcze raz wielkie dzięki! :)
czwartek, 26 czerwca 2014
poniedziałek, 9 czerwca 2014
Katnis #12
Obejrzałam się w lewo. Od razu zerwałam się na równe nogi, aby ruszyć do ucieczki, ale wrosłam w ziemię jak jakieś drzewo. U bram lasu (tak nazywałam "wejście" do lasu) stał mój ojciec. Zaczął iść po woli w moją stronę.
-Co tu robisz?- zachrypiałam. Odchrząknęłam.
-No jak to co?! Uciekłaś z domu i muszę ciebie szukać ryzykując miejsce w mojej pracy!- krzyknął podchodząc jeszcze bliżej.
-Nie podchodź do mnie.- ostrzegłam.
-O co ci chodzi?- spytał zdziwiony.
-O co mi chodzi?! Ty się mnie pytasz o co mi chodzi?! No jasne! Przecież już zapomniałeś!- wydarłam się.
-Nie wiem o co ci chodzi, ale natychmiast masz wrócić ze mną do domu.- mocno ścisnął mnie za nadgarstek. Do oczu napłynęły mi łzy.
-Nie wrócę z tobą- wycedziłam przez zęby.
-Że co powiedziałaś?! Ja cię wychowałem, wykarmiłem, dałem dach nad głową. A ty mi się tak odpłacasz?!- trząsł mną za ramiona.
-Tak! Ale również mnie zgwałciłeś!- krzyknęłam wyrywając mu się. Spojrzałam na mnie z szeroko otwartymi oczami i buzią.
-Jak.. jak ty... jak ty to pamiętasz?- spytał. -Przecież jak rano zrobiłem ci herbatę to dodałem tam pigułkę gwałtu.- szepnął jakby nie dowierzając, że zrobił coś źle.
-Co?! Ty to zamierzałeś?! Jesteś okrutny! Kiedyś uważałam cię za ojca! Kochałam cię ty świnio!- krzyknęłam dławiąc się łzami. Nie wierzę... Po prostu nie wierzę... On mnie zgwałcił i jeszcze ułożył cały plan.
-O nie gówniaro! Nie będziesz mnie wyzywała!- krzyknął i mnie spoliczkował. Upadłam na kolana łapiąc się za czerwony policzek. Spojrzałam do góry. Spojrzałam w oczy mojego ojca. Były przysłonięte mokrymi włosami i pełne nienawiści.
-Nienawidzisz mnie. A powinieneś nienawidzić siebie za to co zrobiłeś.- syknęłam.
-Nie masz prawa tak mówić.- powiedział.
-O to bym się kłóciła. Jednak mam prawo.- powiedziałam. Mężczyzna złapał mnie mocno za nadgarstek i podrzucił mnie do góry. Podszedł do mnie tak, że nasze twarze dzieliło jakieś 10 centymetrów.
-Jak mówię, że nie masz prawa to nie masz prawa.- syknął przez zaciśnięte zęby. - A teraz wracasz ze mną do domu.
-Po co? Po to abyś znowu mnie...- nie dokończyłam, gdyż mężczyzna mocno złapał mnie za moją prawą pierś. Syknęłam z bólu.
-Nawet nie wasz się dokańczać. Masz wracać do domu.- szarpnął mnie za lewy nadgarstek i jeszcze mocniej ścisnął moją pierś. Nie wiedziałam co zrobić. Pod pływem impulsu uniosłam kolano. Miałam takie szczęście, że uderzyłam ojca w czułe miejsce. Mężczyzna się skulił. Upadł na ziemię. Zaczęłam uciekać. Biegłam ile sił w nogach, a moją widoczność zasłaniały piekące łzy. Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za nogę.Z hukiem upadłam na ziemię, uderzając w nią twarzą. Z wysiłkiem odwróciłam się na plecy. Nie mogłam oddychać. Wzięłam głęboki oddech i wpuściłam tlen do płuc.
-Ty suko. Jeszcze się policzymy.- powiedział i zaczął wyjmować pas ze spodni. Złożył go na pół i zamierzył się zamierzając się na mój brzuch, jednak w połowie drogi przestał.
-Nie. To nie będzie zabawa.- powiedział i nachylił się nade mną. Złapał za skraj mojej koszulki i podwinął aż do mojego biustu. Stanął pomiędzy moimi nogami i znowu uniósł rękę z pasem. Zamknęłam oczy. Czarny pas szybko uderzył w moje ciało pozostawiając po sobie czerwony ślad.
-Auć!- krzyknęłam i wygięłam się w łuk. Do moich oczu napłynęły kolejne łzy. Mężczyzna zamachnął się i kopnął mnie prosto w żebra. Zgięłam się w pół i osłoniłam swoją twarz przed kolejnymi ciosami. I pomyśleć, że to właśnie mój ojciec mnie teraz bije.
-Tak. Tak lepiej.- uśmiechnął się. Spojrzałam na niego zapłakanym wzrokiem. Mężczyzna po raz kolejny smagnął mnie pasem i znów kopnął. Nie wiem dlaczego on mi to robi.
-Jesteś sadystą.- syknęłam przez zaciśnięte zęby.
-Dopiero to odkryłaś? Myślisz, że dlaczego twoja matka chodziła wieczne posiniaczona?- zaśmiał się. I kolejny kopniak w żebra. Nie mogłam oddychać.
- Proszę przestań.- błagałam. Mężczyzna zatrzymał się na chwilę i obejrzał się za siebie.
-Kuźwa.- syknął przez zęby. Przykucnął przy mnie i szepnął mi do ucha - Z tobą jeszcze nie skończyłem.- i uciekł tam, gdzie ja chciałam przed chwilą uciec. Skuliłam się i zaczęłam łkać. Przy każdym ruchu bolały mnie żebra. Nagle poczułam jak ktoś unosi moją głowę, a potem wkłada rękę po kolana.
-Zostaw mnie.- uderzyłam kogoś w klatkę piersiową. Po chwili stwierdziłam, że to mężczyzna. Osoba mnie podniosła i zaczęła iść. Poczułam zapach mężczyzny, który sprawił, że poczułam się bezpieczna.
-Spokojnie Katnis, już jesteś bezpieczna.- mężczyzna zwrócił się do mnie po imieniu. Poczułam jak układa mnie na fotelu w aucie. Zatrzasnął drzwi i obszedł auto. Wsiadł do środka. Spojrzałam na niego. Jego rysy kogoś mi przypominały, ale nie mogłam go dokładnie zobaczyć.
-Możesz zamknąć oczy. Już jesteś bezpieczna. Obiecuję.-usłyszałam niewyraźny głos. Zrobiłam tak jak mężczyzna mi polecił. Zamknęłam oczy i usnęłam.
***
Obudził mnie hałas przy łóżku. Otworzyłam oczy i niewyraźnie zauważyłam pana Ethan'a. Zaczęłam oddychać. Każdy wdech mnie bolał. Zaczęłam kaszleć. Pan Ethan spojrzał w moją stronę. Do moich oczu znów napłynęły łzy. Mężczyzna podszedł do mnie i ukląkł przy moim łóżku. Złapał mnie za dłoń.
-Już spokojnie Katnis. Nic ci nie grozi.- uspokajał mnie gładząc kciukiem moje kostki u dłoni.
-Ale on... i ja.. a on.- nie mogłam nic powiedzieć.
-Spokojnie.- szepnął odgarniając włosy z mojego czoła. Poczułam, że na około mnie jest mokro. Spojrzałam pod kołdrę. Cały czas miałam te sam ubrania.
-Nie chciałem cię przebierać, bo ty może byś tego nie chciała.- powiedział.- Ale teraz możesz iść się przebrać.- wstał od łóżka. Przytaknęłam głową. Dobrze się stało, że pan Devine nie chciał mnie rozbierać, bo zobaczyłby moje blizny. Odrzuciłam kołdrę na bok i usiadłam na łóżku. Skrzywiłam się i objęłam się w żebrach.
-Coś cię boli?- spytał. Przytaknęłam głową.
-Żebra.- szepnęłam. Mężczyzna podrapał się po brodzie.
-Nieźle oberwałaś. Wiem, że to nie stosowne, ale czy mogłabyś unieść koszulkę i pokazać mi swój brzuch?- spytał chowając dłonie do kieszeni.
-Em.. dobrze.- zgodziłam się. Złapałam za skraj koszulki i powoli ją uniosłam. Pan Devine wciągnął z sykiem powietrze.
-Nie dobrze to wygląda.- szepnął podchodząc do mnie. Przejechał palcem po jednym z pasów. Syknęłam z bólu.- Przepraszam.- zabrał szybko rękę. Opuściłam koszulkę.- To okropne.- szepnął chyba sam do siebie.
-Wiem.- spuściłam wzrok.
-Dobrze. Pójdź się przebrać, a później pomyślimy co dalej. Możesz wziąć ubrania ode mnie.- powiedział i otworzył przede mną drzwi. Przeszłam przez nie i poszłam do pokoju pana Ethana. Dziwnie było zakładać jego ubrania, ale nie chciałam mu się sprzeciwiać. Stanęłam przed szafą. Wyjęłam z niej czarne dżinsy, jakiś T-shirt i koszulę. Zamknęłam drzwi i zaczęłam rozbierać spodnie. Włożyłam na siebie czarne dżinsy pana Ethana i włożyłam jeszcze pasek, aby mi nie spadały. Zdjęłam z siebie bluzę i koszulkę. Nałożyłam na siebie T-shirt i koszulę i gotowa zeszłam na dół. Usiadłam na kanapie. Pan Ethan podał mi kakao.
Uśmiechnęłam się.
-Dziękuję.- powiedziałam biorąc łyka.
-Myślę, że chyba zostaniesz tu trochę.- westchnął.
-Chciałam się tylko pana spytać... Skąd pan się tam wziął tak wcześnie? nie miał pan lekcji?- spytałam.
-Nie. Dziś jest sobota.A po prostu zauważyłem, że zniknęłaś i wiedziałem, gdzie cię szukać.- wzruszył ramionami. Przytaknęłam głupio. Jak mogłam się nie zorientować, że dziś jest sobota?
-Chodź. Pojedziemy po twoje rzeczy.- powiedział wstając z kanapy.
-Nie! Proszę nie! On tam będzie!- zaczęłam krzyczeć smutna.
-O ile dobrze pamiętam to twój tata siedział w soboty w pracy.- powiedział. -Chodź. W razie czego cię obronię. - powiedział. Zaśmiałam się. Wstałam z kanapy.
-To chodźmy.- powiedziałam idąc nie pewnie do drzwi. Schyliłam się po buty i poczułam straszny ból. Zaczęłam głęboko oddychać. Podniosłam buty i je założyłam. Wyszłam z domu. Pan Ethan szedł przekręcając w dłoniach kluczyki od auta. Podeszliśmy do auta i pan Ethan otworzył drzwi z mojej strony. Wsiadłam do środka. Pan Devine również wsiadł i odpalił auto.
***
-Jesteśmy na miejscu. Mam iść z tobą?- spytał spoglądając na mnie. Uśmiechnęłam się.
-Nie. Poradzę sobie. W razie czego będę krzyczeć.- wyszłam z auta. Stanęłam przed domem i odetchnęłam głęboko. Pomacałam kurtję z celem odnalezienia klucza. W końcu go znalazłam. Włożyłam go do dziurki i weszłam do domu. Stanęłam na środku. W kuchni było brudno, a w salonie na kanapie walały się butelki po alkoholu. Weszłam do góry po schodach do swojego pokoju. Wyjęłam spod łóżka torbę i zaczęłam tam wrzucać wszystkie swoje rzeczy. Karteczkę z szafki nocnej schowałam do kieszeni. Wyszłam z pokoju i weszłam do pokoju Anny. Wzięłam jej parę bluzek i przejrzałam jej szuflady. Znalazłam tam jej pamiętnik. Wyjęłam go i pobiegłam z powrotem do swojego pokoju. Zabrałam torbę i wielkie pudło z pamiątkami i gratami. Zeszłam na dół. Wyszłam z domu. Zamknęłam drzwi i otworzyłam bagażnik. Włożyłam do niego swoje rzeczy i usiadłam na miejsce.
-Wszystko?- spytał odpalając.
-Tak.- odpowiedziałam zapinając pas. Odwróciłam się w stronę okna. "On zrobił to na dworze. Nie bał się tego, że ktoś go zobaczył. Jest sadystą i po prostu pragnął zobaczyć moje łzy"- pomyślałam. Auto nagle szybko się zatrzymało. Pas wbił mi się w szyję. Odwróciłam się w stronę pana Devine. Pan był zapatrzony na drogę. Przez pasy przechodził mój ojciec. Nie, nie, nie. Zaczęłam powoli zjeżdżać z krzesła. Ojciec akurat spojrzał w moją stronę. Schowałam się już dostatecznie, aby mnie nie zauważył. Odpłynęłam mi cała krew z twarzy. Zaczęłam cicho łkać. Pan Ethan spojrzał na mnie,
-Ej Katnis! Go tu już nie ma. Ale to twój ojciec. Dlaczego się go boisz?- spytał przyśpieszając.
-Zostawię to dla siebie.- powiedziałam siadając z powrotem wygodnie na fotelu. Otarłam łzy i z powrotem zapatrzyłam się w widoki zza oknem....
-Co tu robisz?- zachrypiałam. Odchrząknęłam.
-No jak to co?! Uciekłaś z domu i muszę ciebie szukać ryzykując miejsce w mojej pracy!- krzyknął podchodząc jeszcze bliżej.
-Nie podchodź do mnie.- ostrzegłam.
-O co ci chodzi?- spytał zdziwiony.
-O co mi chodzi?! Ty się mnie pytasz o co mi chodzi?! No jasne! Przecież już zapomniałeś!- wydarłam się.
-Nie wiem o co ci chodzi, ale natychmiast masz wrócić ze mną do domu.- mocno ścisnął mnie za nadgarstek. Do oczu napłynęły mi łzy.
-Nie wrócę z tobą- wycedziłam przez zęby.
-Że co powiedziałaś?! Ja cię wychowałem, wykarmiłem, dałem dach nad głową. A ty mi się tak odpłacasz?!- trząsł mną za ramiona.
-Tak! Ale również mnie zgwałciłeś!- krzyknęłam wyrywając mu się. Spojrzałam na mnie z szeroko otwartymi oczami i buzią.
-Jak.. jak ty... jak ty to pamiętasz?- spytał. -Przecież jak rano zrobiłem ci herbatę to dodałem tam pigułkę gwałtu.- szepnął jakby nie dowierzając, że zrobił coś źle.
-Co?! Ty to zamierzałeś?! Jesteś okrutny! Kiedyś uważałam cię za ojca! Kochałam cię ty świnio!- krzyknęłam dławiąc się łzami. Nie wierzę... Po prostu nie wierzę... On mnie zgwałcił i jeszcze ułożył cały plan.
-O nie gówniaro! Nie będziesz mnie wyzywała!- krzyknął i mnie spoliczkował. Upadłam na kolana łapiąc się za czerwony policzek. Spojrzałam do góry. Spojrzałam w oczy mojego ojca. Były przysłonięte mokrymi włosami i pełne nienawiści.
-Nienawidzisz mnie. A powinieneś nienawidzić siebie za to co zrobiłeś.- syknęłam.
-Nie masz prawa tak mówić.- powiedział.
-O to bym się kłóciła. Jednak mam prawo.- powiedziałam. Mężczyzna złapał mnie mocno za nadgarstek i podrzucił mnie do góry. Podszedł do mnie tak, że nasze twarze dzieliło jakieś 10 centymetrów.
-Jak mówię, że nie masz prawa to nie masz prawa.- syknął przez zaciśnięte zęby. - A teraz wracasz ze mną do domu.
-Po co? Po to abyś znowu mnie...- nie dokończyłam, gdyż mężczyzna mocno złapał mnie za moją prawą pierś. Syknęłam z bólu.
-Nawet nie wasz się dokańczać. Masz wracać do domu.- szarpnął mnie za lewy nadgarstek i jeszcze mocniej ścisnął moją pierś. Nie wiedziałam co zrobić. Pod pływem impulsu uniosłam kolano. Miałam takie szczęście, że uderzyłam ojca w czułe miejsce. Mężczyzna się skulił. Upadł na ziemię. Zaczęłam uciekać. Biegłam ile sił w nogach, a moją widoczność zasłaniały piekące łzy. Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za nogę.Z hukiem upadłam na ziemię, uderzając w nią twarzą. Z wysiłkiem odwróciłam się na plecy. Nie mogłam oddychać. Wzięłam głęboki oddech i wpuściłam tlen do płuc.
-Ty suko. Jeszcze się policzymy.- powiedział i zaczął wyjmować pas ze spodni. Złożył go na pół i zamierzył się zamierzając się na mój brzuch, jednak w połowie drogi przestał.
-Nie. To nie będzie zabawa.- powiedział i nachylił się nade mną. Złapał za skraj mojej koszulki i podwinął aż do mojego biustu. Stanął pomiędzy moimi nogami i znowu uniósł rękę z pasem. Zamknęłam oczy. Czarny pas szybko uderzył w moje ciało pozostawiając po sobie czerwony ślad.
-Auć!- krzyknęłam i wygięłam się w łuk. Do moich oczu napłynęły kolejne łzy. Mężczyzna zamachnął się i kopnął mnie prosto w żebra. Zgięłam się w pół i osłoniłam swoją twarz przed kolejnymi ciosami. I pomyśleć, że to właśnie mój ojciec mnie teraz bije.
-Tak. Tak lepiej.- uśmiechnął się. Spojrzałam na niego zapłakanym wzrokiem. Mężczyzna po raz kolejny smagnął mnie pasem i znów kopnął. Nie wiem dlaczego on mi to robi.
-Jesteś sadystą.- syknęłam przez zaciśnięte zęby.
-Dopiero to odkryłaś? Myślisz, że dlaczego twoja matka chodziła wieczne posiniaczona?- zaśmiał się. I kolejny kopniak w żebra. Nie mogłam oddychać.
- Proszę przestań.- błagałam. Mężczyzna zatrzymał się na chwilę i obejrzał się za siebie.
-Kuźwa.- syknął przez zęby. Przykucnął przy mnie i szepnął mi do ucha - Z tobą jeszcze nie skończyłem.- i uciekł tam, gdzie ja chciałam przed chwilą uciec. Skuliłam się i zaczęłam łkać. Przy każdym ruchu bolały mnie żebra. Nagle poczułam jak ktoś unosi moją głowę, a potem wkłada rękę po kolana.
-Zostaw mnie.- uderzyłam kogoś w klatkę piersiową. Po chwili stwierdziłam, że to mężczyzna. Osoba mnie podniosła i zaczęła iść. Poczułam zapach mężczyzny, który sprawił, że poczułam się bezpieczna.
-Spokojnie Katnis, już jesteś bezpieczna.- mężczyzna zwrócił się do mnie po imieniu. Poczułam jak układa mnie na fotelu w aucie. Zatrzasnął drzwi i obszedł auto. Wsiadł do środka. Spojrzałam na niego. Jego rysy kogoś mi przypominały, ale nie mogłam go dokładnie zobaczyć.
-Możesz zamknąć oczy. Już jesteś bezpieczna. Obiecuję.-usłyszałam niewyraźny głos. Zrobiłam tak jak mężczyzna mi polecił. Zamknęłam oczy i usnęłam.
***
Obudził mnie hałas przy łóżku. Otworzyłam oczy i niewyraźnie zauważyłam pana Ethan'a. Zaczęłam oddychać. Każdy wdech mnie bolał. Zaczęłam kaszleć. Pan Ethan spojrzał w moją stronę. Do moich oczu znów napłynęły łzy. Mężczyzna podszedł do mnie i ukląkł przy moim łóżku. Złapał mnie za dłoń.
-Już spokojnie Katnis. Nic ci nie grozi.- uspokajał mnie gładząc kciukiem moje kostki u dłoni.
-Ale on... i ja.. a on.- nie mogłam nic powiedzieć.
-Spokojnie.- szepnął odgarniając włosy z mojego czoła. Poczułam, że na około mnie jest mokro. Spojrzałam pod kołdrę. Cały czas miałam te sam ubrania.
-Nie chciałem cię przebierać, bo ty może byś tego nie chciała.- powiedział.- Ale teraz możesz iść się przebrać.- wstał od łóżka. Przytaknęłam głową. Dobrze się stało, że pan Devine nie chciał mnie rozbierać, bo zobaczyłby moje blizny. Odrzuciłam kołdrę na bok i usiadłam na łóżku. Skrzywiłam się i objęłam się w żebrach.
-Coś cię boli?- spytał. Przytaknęłam głową.
-Żebra.- szepnęłam. Mężczyzna podrapał się po brodzie.
-Nieźle oberwałaś. Wiem, że to nie stosowne, ale czy mogłabyś unieść koszulkę i pokazać mi swój brzuch?- spytał chowając dłonie do kieszeni.
-Em.. dobrze.- zgodziłam się. Złapałam za skraj koszulki i powoli ją uniosłam. Pan Devine wciągnął z sykiem powietrze.
-Nie dobrze to wygląda.- szepnął podchodząc do mnie. Przejechał palcem po jednym z pasów. Syknęłam z bólu.- Przepraszam.- zabrał szybko rękę. Opuściłam koszulkę.- To okropne.- szepnął chyba sam do siebie.
-Wiem.- spuściłam wzrok.
-Dobrze. Pójdź się przebrać, a później pomyślimy co dalej. Możesz wziąć ubrania ode mnie.- powiedział i otworzył przede mną drzwi. Przeszłam przez nie i poszłam do pokoju pana Ethana. Dziwnie było zakładać jego ubrania, ale nie chciałam mu się sprzeciwiać. Stanęłam przed szafą. Wyjęłam z niej czarne dżinsy, jakiś T-shirt i koszulę. Zamknęłam drzwi i zaczęłam rozbierać spodnie. Włożyłam na siebie czarne dżinsy pana Ethana i włożyłam jeszcze pasek, aby mi nie spadały. Zdjęłam z siebie bluzę i koszulkę. Nałożyłam na siebie T-shirt i koszulę i gotowa zeszłam na dół. Usiadłam na kanapie. Pan Ethan podał mi kakao.
Uśmiechnęłam się.
-Dziękuję.- powiedziałam biorąc łyka.
-Myślę, że chyba zostaniesz tu trochę.- westchnął.
-Chciałam się tylko pana spytać... Skąd pan się tam wziął tak wcześnie? nie miał pan lekcji?- spytałam.
-Nie. Dziś jest sobota.A po prostu zauważyłem, że zniknęłaś i wiedziałem, gdzie cię szukać.- wzruszył ramionami. Przytaknęłam głupio. Jak mogłam się nie zorientować, że dziś jest sobota?
-Chodź. Pojedziemy po twoje rzeczy.- powiedział wstając z kanapy.
-Nie! Proszę nie! On tam będzie!- zaczęłam krzyczeć smutna.
-O ile dobrze pamiętam to twój tata siedział w soboty w pracy.- powiedział. -Chodź. W razie czego cię obronię. - powiedział. Zaśmiałam się. Wstałam z kanapy.
-To chodźmy.- powiedziałam idąc nie pewnie do drzwi. Schyliłam się po buty i poczułam straszny ból. Zaczęłam głęboko oddychać. Podniosłam buty i je założyłam. Wyszłam z domu. Pan Ethan szedł przekręcając w dłoniach kluczyki od auta. Podeszliśmy do auta i pan Ethan otworzył drzwi z mojej strony. Wsiadłam do środka. Pan Devine również wsiadł i odpalił auto.
***
-Jesteśmy na miejscu. Mam iść z tobą?- spytał spoglądając na mnie. Uśmiechnęłam się.
-Nie. Poradzę sobie. W razie czego będę krzyczeć.- wyszłam z auta. Stanęłam przed domem i odetchnęłam głęboko. Pomacałam kurtję z celem odnalezienia klucza. W końcu go znalazłam. Włożyłam go do dziurki i weszłam do domu. Stanęłam na środku. W kuchni było brudno, a w salonie na kanapie walały się butelki po alkoholu. Weszłam do góry po schodach do swojego pokoju. Wyjęłam spod łóżka torbę i zaczęłam tam wrzucać wszystkie swoje rzeczy. Karteczkę z szafki nocnej schowałam do kieszeni. Wyszłam z pokoju i weszłam do pokoju Anny. Wzięłam jej parę bluzek i przejrzałam jej szuflady. Znalazłam tam jej pamiętnik. Wyjęłam go i pobiegłam z powrotem do swojego pokoju. Zabrałam torbę i wielkie pudło z pamiątkami i gratami. Zeszłam na dół. Wyszłam z domu. Zamknęłam drzwi i otworzyłam bagażnik. Włożyłam do niego swoje rzeczy i usiadłam na miejsce.
-Wszystko?- spytał odpalając.
-Tak.- odpowiedziałam zapinając pas. Odwróciłam się w stronę okna. "On zrobił to na dworze. Nie bał się tego, że ktoś go zobaczył. Jest sadystą i po prostu pragnął zobaczyć moje łzy"- pomyślałam. Auto nagle szybko się zatrzymało. Pas wbił mi się w szyję. Odwróciłam się w stronę pana Devine. Pan był zapatrzony na drogę. Przez pasy przechodził mój ojciec. Nie, nie, nie. Zaczęłam powoli zjeżdżać z krzesła. Ojciec akurat spojrzał w moją stronę. Schowałam się już dostatecznie, aby mnie nie zauważył. Odpłynęłam mi cała krew z twarzy. Zaczęłam cicho łkać. Pan Ethan spojrzał na mnie,
-Ej Katnis! Go tu już nie ma. Ale to twój ojciec. Dlaczego się go boisz?- spytał przyśpieszając.
-Zostawię to dla siebie.- powiedziałam siadając z powrotem wygodnie na fotelu. Otarłam łzy i z powrotem zapatrzyłam się w widoki zza oknem....
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)