Więc tak...miałam napisać jeszcze epilog, ale przepraszam nie napiszę go. Miałam napisane już połowę epilogu z Katnis (woho!) ale tak go zepsułam, że szkoda byłoby go tu dodawać.
Jak potoczyły się dalej losy Katnis?
A więc:
niedługo po obudzeniu się Williama urodziła synka, którego nazwała Elliot. Dalej mieszka w Londynie razem z Williamem i swoim synem Elliotem. Po czterech latach z rodzinką okazuje się, że ponownie jest w ciąży, ale tym razem rodzi córeczkę i nadaje jej imię Lily. Po pięciu latach powrócił jej brat i przeprosił za wszytko, a ona mu wybaczyła.
No i teoretycznie wiedzie nudne życie jako sekretarka ;_;
A William jeździ jako dostawca (bo on lubi na motorze xD)
Co u Liliany?
Po śmierci Ethan'a Liliana wyszła za mąż za jakiegoś milionera i urodziła córeczkę o imieniu Cassie. Ponownie zaszła w ciążę ze swoim obecnym mężem i również urodziła córeczkę o imieniu Cassandra. Ogólnie korzysta z majątku, chodzi na pokazy mody, imprezuje...Wyprowadziła się do Las Vegas.
Co u Jamie'go i Lucy?
Jakieś 4 miesiące po Kat Lucy urodziła bliźniaków, których nazwała Eric i Jonasz. Mieszka w sąsiedztwie z Katnis i często chodzą razem na spacery. Skończyła studia prawnicze i pracuje jako adwokat, a Jamie pracuje jako sędzia. Taka rodzina zgodna z prawem
Co u Tony'ego i Jonathan'a?
Nadal żyją razem. Wyprowadzili się do New York i tam wiodą spokojne życie jako zarządcy nieruchomościami. Ich rodziny tolerują ich związek i wszyscy są szczęśliwi.
No i tak to teoretycznie wygląda po tym wszystkim...Trochę nudnawo. Naprawdę przepraszam, że nie dodam epilogu, ale nie wiem jak się za niego zabrać...
No, ale po Katnis przychodzi czas na nowe opowiadanie! Prolog powinien pojawić się już niedługo, a później po nim pierwszy rozdział ;)
NOWE OPOWIADANIE BĘDZIE NA NOWYM BLOGU
Teraz:
Chciałam podziękować wszystkim moim czytelnikom za to, że mnie wspieraliście, doradzaliście i ogólnie, że byliście. Dziękuję za każdy komentarz, który napisaliście. Naprawdę to wiele dla mnie znaczyło :) Dziękuję, że polubiliście Katnis tak jak ja.
A więc, żegnaj Katnis Fray-Lorche. Niech los ci zawsze sprzyja....
Tak chaotycznie, ale..No właśnie ;D
Ahoj czytelnicy! x
niedziela, 8 lutego 2015
wtorek, 3 lutego 2015
Katnis #35
-Kochanie..- ktoś szturchał mnie w ramię. Podniosłam głowę i zaspanym wzrokiem omiotłam pomieszczenie, w którym się znajdowałam. Ach tak. Sala szpitalna. Wypadek. William. Szybko spojrzałam na łóżko. Niestety. William nadal leżał tam nieruchomo. Tylko jego miarowy oddech i bicie serca dawało mi nadzieję. Spojrzałam na osobę, która mnie obudziła. Mama.
-Tak?- spytałam.
-Kochanie...siedzisz tu już całą noc..chodź coś zjeść.- powiedziała.
-A jak on się obudzi? Mamo..ja muszę czekać.
-Jak się obudzi to lekarz się nim zajmie. William nie chciałby, żebyś się głodowała. Po za tym to dla dobra dziecka. Pomyśl też o nim.- powiedziała łapiąc moją dłoń.
-Dobrze.- zgodziłam się. Ostrożnie wstałam z stołka i wyszłam z sali. Usiadłam na jedno z krzeseł.
-Przynieść ci coś do jedzenia czy pójdziesz ze mną?- spytała moja rodzicielka.
-Zostanę. Proszę kup mi frytki i kurczaka i jakiś napój. Może być herbata.- powiedziałam opierając się o oparcie krzesła. Mam urodzić za trzy tygodnie, a tym czasem mój mąż leży na oddziale nieprzytomny. Świetnie! Usłyszałam szybkie kroki w moją stronę i dziewczęcy szloch.
-Ty! To wszystko wina twojego faceta!- usłyszałam i poczułam jak ktoś dźga mnie palcem w ramię. Otworzyłam oczy zdziwiona. Przede mną stała Liliana z dość zaokrąglonym brzuchem.
-Liliana? Co ty tutaj robisz?- zdziwiłam się.
-Patrzę jak lekarze walczą o życie mojego męża! A wszystko przez tego dupka Williama!- krzyknęła. Energicznie podniosłam się z krzesła, a dziecku chyba się to nie spodobało, ponieważ zaczęło się wiercić.
-Ethan? Mówisz o Ethanie? On też tu jest?- spytałam.
-Tak! Jechał na motorze, a twój mąż...Ethan umiera, kretynko! A wszystko przez twojego męża!- krzyknęła. Co proszę?
-Liliana, spokojnie. To nie jest wina mojego męża. On też leży teraz nieprzytomny i nie mam pewności czy się obudzi..- zaczęłam, ale Liliana mi przerwała.
-No i co?! Ale Ethan walczy o życie!
-Liliana do cholery! A myślisz, że William co?! Robi sobie wakacje w innym świecie?! Jasne!- prychnęłam. Zdenerwowała mnie.
-Tak, jasne! Mój mąż...
-Tak, wiem! Twój mąż jest najbiedniejszym człowiekiem na ziemi i nic nie jest jego winą! Wszystko rozumiem! A teraz łaskawie idź do swojego męża skoro umiera! Co ty tutaj jeszcze robisz?! Powinnaś być przy nim!- krzyknęłam. Liliana zmrużyła oczy, ale odeszła. Co za dziewczyna! Zirytowana z powrotem usiadłam na krześle. Dziecko dalej się wierciło. Położyłam dłoń na brzuchu i delikatnie przejechałam po nim dłonią.
-Spokojnie.- mruknęłam. Spojrzałam w stronę sali, do której wchodziła Liliana. Przez szklaną szybę zauważyłam, że teraz jej tam nie ma. Samotnie w łóżku leżał ciemno włosy mężczyzna. Z westchnięciem podniosłam się z krzesła i ruszyłam w stronę tamtej sali. Popchnęłam drzwi i ostrożnie weszłam do środka. Przysunęłam sobie stołek koło łóżka pacjenta i usiadłam na nim. Spojrzałam na Ethana. Miał ranę na łuku brwiowym, na wardze i pełno siniaków. Aż bałam się odkrywać mu kołdrę. I tak bym tego nie zrobiła. Oddychał ciężko. Coraz trudniej szło mu z każdym oddechem.
-Liliana?- wycharczał.
-Nie.- powiedziałam i nagle zrobiło mi się go szkoda. W przypływie współczucia złapałam jego bladą dłoń i zaczęłam gładzić jego knykcie.
-Katnis..- szepnął. W oczach zebrały mi się łzy. Och Ethan...
-Tak.- mruknęłam.
-Ja..widzisz w jakim jestem stanie i ja...chciałbym....- charczał. Zaczął kaszleć.
-Ethan, spokojnie.- mruknęłam.
-Katnis...dobrze wiemy, że umrę...- zaśmiał się gorzko.
-Wcale nie.- zaprzeczyłam szybko.
-Ależ tak..ja chciałbym Cię po prostu przeprosić..- powiedział.
-Za co?- spytałam. Och ja już doskonale wiedziałam za co.
-No wiesz...wtedy, gdy się upiłem i...ale ja cię naprawdę tak cholernie kocham.- powiedział. W moim gardle stanęła gula. Powiedział to. Do cholery. Czemu musiałam się rozkleić?
-Ethan. Ja..ja wiem. Ale ja mam męża...Ty masz żonę i ona nosi twoje dziecko. Musisz to przeżyć.- szepnęłam.
-Katnis..mam jedną sprawę. Jedną, jedyną sprawę zanim odejdę..- szepnął zamykając oczy.
-Nie, nie odejdziesz.- powiedziałam twardo.
-Nie przerywaj mnie. Chcę, abyś wybaczyła mi to co wtedy próbowałem zrobić...wtedy gdy się upiłem...przepraszam...proszę wybacz mi..- zauważyłam jak po jego policzku spływa łza.
-Ethan. Spokojnie. Wybaczam ci. Wybaczyłam ci już dawno.- wyszeptałam.
-Naprawdę? Jezu Katnis dziękuję.- wycharczał i zaczął kaszleć.
-Ethan...Ethan!- krzyknęłam, gdy nie reagował na moje słowa.
-Żegnaj Katnis...dziękuję za przebaczenie.- uśmiechnął się i uścisk na mojej dłoni zelżał. W pomieszczeniu rozległo się głośne piknięcie i nie słyszałam już ciężkiego oddechu Ethan'a.
-Żegnaj, stara miłości.- wyszeptałam gładząc jego policzek. Czemu to powiedziałam? Och, nie wiem. Może dlatego, że po ślubie z Williamem nadal nie byłam pewna co do swoich uczuć. W głębi serca nadal czułam coś do Ethan'a. Ale gdy on odszedł, wszystkie uczucia do niego odeszły razem z nim. Puf. Zniknęło. Liczył się tylko William. Może myślałam egoistycznie, ale...O cholera! Przecież Ethan właśnie...
-Ethan?!- krzyknęłam szarpiąc go za ramiona. Na wszystkich urządzeniach pojawiły się kreski, a w pomieszczeniu dalej roznosiło się nieprzyjemne pikanie. Odsunęłam krzesło i wyszłam przepychając się przez ludzi, którzy wbiegali poruszeni do sali. Odeszłam na bok i przyglądam się wszystkiemu. Wywieźli ciało Ethan'a przykryte białym prześcieradłem. On umarł. Go naprawdę już nie było. Odszedł. A razem z nim wszystko co mnie z nim łączyło. Z moich mrocznych rozmyślań wyrwał mnie rozdzierający głośny krzyk. Liliana. Dowiedziała się. Nagle obok mnie pojawiła się moja mama. Zaczęła coś do mnie mówić, ale jej słowa dotarły do mnie dopiero, gdy potrząsnęła mnie porządnie za ramiona.
-Dziecko! Co się tu dzieje?
-Ethan umarł...- wyszeptałam patrząc w przestrzeń. Czy powinnam płakać? Jeżeli tak to właśnie tego nie robiłam. Dlaczego? A skąd mam wiedzieć?! Stałam osłupiała i nie wiedziałam co robić. Zapomniałam o wszystkim i o wszystkim. Nie czułam takiej pustki jak po śmierci bliskiej osoby. Nie miałam ochoty płakać. Jedyne co czułam to tak jakby ktoś zabrał moją osobę związaną z Ethanem...A może to dobrze? Nie wiedziałam co myśleć, co robić.
-Tak mi przykro.- powiedziała moja mama. Odwróciłam się na pięcie i odcięłam od tych wszystkich zdarzeń. Mnie to nie dotyczy.
***
Od dobrych dwóch godzin od śmierci Ethan'a, siedziałam przy łóżku Williama.
-Czemu się nie budzisz?- zaszlochałam.
-Katnis...spokojnie..on się obudzi.- powiedziała moja mama masując mnie po ramieniu.
-Niech nie trzyma mnie w niepewności! Niech albo się obudzi, albo umrze!- krzyknęłam nie wytrzymując już tego.
-Czy ty życzysz mi śmierci młoda damo?- usłyszałam głos Williama. Rozszerzyłam oczy i spojrzałam na łóżko. Leżał tam William i uśmiechał się do mnie delikatnie, spoglądając na mnie spod pół przymkniętych powiek.
-William..- szepnęłam i rzuciłam się na niego.
-Auć...auć...moje żebro.- syknął.
-Przepraszam.- powiedziałam. Nagle zaczęłam się śmiać przez łzy.
-Czy ty się dobrze czujesz?- wyszeptał William.
-Oczywiście! Po prostu się cieszę, że żyjesz kretynie!- krzyknęłam i tym razem usiadłam spokojnie na stołku. Złapałam jego dłoń
-Tak szybko bym cię nie zostawił.- mruknął. Nachyliłam się nad nim.
-Kocham cię.- powiedziałam i pocałowałam go delikatnie muskając swoimi wargami jego jeszcze zimne wargi.
__________________________________________________________________________________
Jezu...popsułam ten cały rozdział ;-; A to miał być ten wyjątkowy! ~:c
No cóż...nie mogłam inaczej.. po prostu dziwnie się czułam pisząc te rozdział.. No bo to jest ostatni rozdział Kat ~
Niedługo pojawi się epilog, którym już na zawsze (chyba) pożegnamy wspólnie Katnis.
W tamtym poście przekaże wam też drobnych informacji, a więc...
To jeszcze nie koniec Kat
Zobaczymy się z nią jeszcze w kolejnym poście, ale już ostatni, więc...
Zresztą co przedłużam ;-;
Ahoj czytelnicy x
-Tak?- spytałam.
-Kochanie...siedzisz tu już całą noc..chodź coś zjeść.- powiedziała.
-A jak on się obudzi? Mamo..ja muszę czekać.
-Jak się obudzi to lekarz się nim zajmie. William nie chciałby, żebyś się głodowała. Po za tym to dla dobra dziecka. Pomyśl też o nim.- powiedziała łapiąc moją dłoń.
-Dobrze.- zgodziłam się. Ostrożnie wstałam z stołka i wyszłam z sali. Usiadłam na jedno z krzeseł.
-Przynieść ci coś do jedzenia czy pójdziesz ze mną?- spytała moja rodzicielka.
-Zostanę. Proszę kup mi frytki i kurczaka i jakiś napój. Może być herbata.- powiedziałam opierając się o oparcie krzesła. Mam urodzić za trzy tygodnie, a tym czasem mój mąż leży na oddziale nieprzytomny. Świetnie! Usłyszałam szybkie kroki w moją stronę i dziewczęcy szloch.
-Ty! To wszystko wina twojego faceta!- usłyszałam i poczułam jak ktoś dźga mnie palcem w ramię. Otworzyłam oczy zdziwiona. Przede mną stała Liliana z dość zaokrąglonym brzuchem.
-Liliana? Co ty tutaj robisz?- zdziwiłam się.
-Patrzę jak lekarze walczą o życie mojego męża! A wszystko przez tego dupka Williama!- krzyknęła. Energicznie podniosłam się z krzesła, a dziecku chyba się to nie spodobało, ponieważ zaczęło się wiercić.
-Ethan? Mówisz o Ethanie? On też tu jest?- spytałam.
-Tak! Jechał na motorze, a twój mąż...Ethan umiera, kretynko! A wszystko przez twojego męża!- krzyknęła. Co proszę?
-Liliana, spokojnie. To nie jest wina mojego męża. On też leży teraz nieprzytomny i nie mam pewności czy się obudzi..- zaczęłam, ale Liliana mi przerwała.
-No i co?! Ale Ethan walczy o życie!
-Liliana do cholery! A myślisz, że William co?! Robi sobie wakacje w innym świecie?! Jasne!- prychnęłam. Zdenerwowała mnie.
-Tak, jasne! Mój mąż...
-Tak, wiem! Twój mąż jest najbiedniejszym człowiekiem na ziemi i nic nie jest jego winą! Wszystko rozumiem! A teraz łaskawie idź do swojego męża skoro umiera! Co ty tutaj jeszcze robisz?! Powinnaś być przy nim!- krzyknęłam. Liliana zmrużyła oczy, ale odeszła. Co za dziewczyna! Zirytowana z powrotem usiadłam na krześle. Dziecko dalej się wierciło. Położyłam dłoń na brzuchu i delikatnie przejechałam po nim dłonią.
-Spokojnie.- mruknęłam. Spojrzałam w stronę sali, do której wchodziła Liliana. Przez szklaną szybę zauważyłam, że teraz jej tam nie ma. Samotnie w łóżku leżał ciemno włosy mężczyzna. Z westchnięciem podniosłam się z krzesła i ruszyłam w stronę tamtej sali. Popchnęłam drzwi i ostrożnie weszłam do środka. Przysunęłam sobie stołek koło łóżka pacjenta i usiadłam na nim. Spojrzałam na Ethana. Miał ranę na łuku brwiowym, na wardze i pełno siniaków. Aż bałam się odkrywać mu kołdrę. I tak bym tego nie zrobiła. Oddychał ciężko. Coraz trudniej szło mu z każdym oddechem.
-Liliana?- wycharczał.
-Nie.- powiedziałam i nagle zrobiło mi się go szkoda. W przypływie współczucia złapałam jego bladą dłoń i zaczęłam gładzić jego knykcie.
-Katnis..- szepnął. W oczach zebrały mi się łzy. Och Ethan...
-Tak.- mruknęłam.
-Ja..widzisz w jakim jestem stanie i ja...chciałbym....- charczał. Zaczął kaszleć.
-Ethan, spokojnie.- mruknęłam.
-Katnis...dobrze wiemy, że umrę...- zaśmiał się gorzko.
-Wcale nie.- zaprzeczyłam szybko.
-Ależ tak..ja chciałbym Cię po prostu przeprosić..- powiedział.
-Za co?- spytałam. Och ja już doskonale wiedziałam za co.
-No wiesz...wtedy, gdy się upiłem i...ale ja cię naprawdę tak cholernie kocham.- powiedział. W moim gardle stanęła gula. Powiedział to. Do cholery. Czemu musiałam się rozkleić?
-Ethan. Ja..ja wiem. Ale ja mam męża...Ty masz żonę i ona nosi twoje dziecko. Musisz to przeżyć.- szepnęłam.
-Katnis..mam jedną sprawę. Jedną, jedyną sprawę zanim odejdę..- szepnął zamykając oczy.
-Nie, nie odejdziesz.- powiedziałam twardo.
-Nie przerywaj mnie. Chcę, abyś wybaczyła mi to co wtedy próbowałem zrobić...wtedy gdy się upiłem...przepraszam...proszę wybacz mi..- zauważyłam jak po jego policzku spływa łza.
-Ethan. Spokojnie. Wybaczam ci. Wybaczyłam ci już dawno.- wyszeptałam.
-Naprawdę? Jezu Katnis dziękuję.- wycharczał i zaczął kaszleć.
-Ethan...Ethan!- krzyknęłam, gdy nie reagował na moje słowa.
-Żegnaj Katnis...dziękuję za przebaczenie.- uśmiechnął się i uścisk na mojej dłoni zelżał. W pomieszczeniu rozległo się głośne piknięcie i nie słyszałam już ciężkiego oddechu Ethan'a.
-Żegnaj, stara miłości.- wyszeptałam gładząc jego policzek. Czemu to powiedziałam? Och, nie wiem. Może dlatego, że po ślubie z Williamem nadal nie byłam pewna co do swoich uczuć. W głębi serca nadal czułam coś do Ethan'a. Ale gdy on odszedł, wszystkie uczucia do niego odeszły razem z nim. Puf. Zniknęło. Liczył się tylko William. Może myślałam egoistycznie, ale...O cholera! Przecież Ethan właśnie...
-Ethan?!- krzyknęłam szarpiąc go za ramiona. Na wszystkich urządzeniach pojawiły się kreski, a w pomieszczeniu dalej roznosiło się nieprzyjemne pikanie. Odsunęłam krzesło i wyszłam przepychając się przez ludzi, którzy wbiegali poruszeni do sali. Odeszłam na bok i przyglądam się wszystkiemu. Wywieźli ciało Ethan'a przykryte białym prześcieradłem. On umarł. Go naprawdę już nie było. Odszedł. A razem z nim wszystko co mnie z nim łączyło. Z moich mrocznych rozmyślań wyrwał mnie rozdzierający głośny krzyk. Liliana. Dowiedziała się. Nagle obok mnie pojawiła się moja mama. Zaczęła coś do mnie mówić, ale jej słowa dotarły do mnie dopiero, gdy potrząsnęła mnie porządnie za ramiona.
-Dziecko! Co się tu dzieje?
-Ethan umarł...- wyszeptałam patrząc w przestrzeń. Czy powinnam płakać? Jeżeli tak to właśnie tego nie robiłam. Dlaczego? A skąd mam wiedzieć?! Stałam osłupiała i nie wiedziałam co robić. Zapomniałam o wszystkim i o wszystkim. Nie czułam takiej pustki jak po śmierci bliskiej osoby. Nie miałam ochoty płakać. Jedyne co czułam to tak jakby ktoś zabrał moją osobę związaną z Ethanem...A może to dobrze? Nie wiedziałam co myśleć, co robić.
-Tak mi przykro.- powiedziała moja mama. Odwróciłam się na pięcie i odcięłam od tych wszystkich zdarzeń. Mnie to nie dotyczy.
***
Od dobrych dwóch godzin od śmierci Ethan'a, siedziałam przy łóżku Williama.
-Czemu się nie budzisz?- zaszlochałam.
-Katnis...spokojnie..on się obudzi.- powiedziała moja mama masując mnie po ramieniu.
-Niech nie trzyma mnie w niepewności! Niech albo się obudzi, albo umrze!- krzyknęłam nie wytrzymując już tego.
-Czy ty życzysz mi śmierci młoda damo?- usłyszałam głos Williama. Rozszerzyłam oczy i spojrzałam na łóżko. Leżał tam William i uśmiechał się do mnie delikatnie, spoglądając na mnie spod pół przymkniętych powiek.
-William..- szepnęłam i rzuciłam się na niego.
-Auć...auć...moje żebro.- syknął.
-Przepraszam.- powiedziałam. Nagle zaczęłam się śmiać przez łzy.
-Czy ty się dobrze czujesz?- wyszeptał William.
-Oczywiście! Po prostu się cieszę, że żyjesz kretynie!- krzyknęłam i tym razem usiadłam spokojnie na stołku. Złapałam jego dłoń
-Tak szybko bym cię nie zostawił.- mruknął. Nachyliłam się nad nim.
-Kocham cię.- powiedziałam i pocałowałam go delikatnie muskając swoimi wargami jego jeszcze zimne wargi.
__________________________________________________________________________________
Jezu...popsułam ten cały rozdział ;-; A to miał być ten wyjątkowy! ~:c
No cóż...nie mogłam inaczej.. po prostu dziwnie się czułam pisząc te rozdział.. No bo to jest ostatni rozdział Kat ~
Niedługo pojawi się epilog, którym już na zawsze (chyba) pożegnamy wspólnie Katnis.
W tamtym poście przekaże wam też drobnych informacji, a więc...
To jeszcze nie koniec Kat
Zobaczymy się z nią jeszcze w kolejnym poście, ale już ostatni, więc...
Zresztą co przedłużam ;-;
Ahoj czytelnicy x
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)