-Moim zdaniem nie jest tu ładnie. Od kiedy Kate umarła nie potrafię sobie poradzić z mieszkaniem. Teraz będzie tu choć porządna ręka kobiety.- powiedział i usiadł obok mnie z kawą.
-A... mógłby mi dać pan dzisiaj coś do spania?- spytałam zawstydzona.
-Jasne.- zaśmiał się. Szybko wypiłam herbatę. Była bardzo dobra. Słodka. Taka jaką lubię.
-Już pan wypił?- spytałam z nadzieją, że odpowie "tak.
-Jeszcze nie.
-No ile można?- spytałam. Pan się zaśmiał i wstał z kanapy.
-Dobrze. To chodź. Pokażę ci pokój.- powiedział i złapał mnie za rękę. Przeszliśmy przez schody do góry. Pan Ethan otworzył drzwi do jednego z trzech pokoi. Było w nim podwójne łóżko w w lewym rogu. Na wprost było wyjście na taras. No wiadomo szafy, szafki i tego typu sprawy. Była nawet toaletka.
-W każdym pokoju jest taras?- spytałam rozglądając się po pokoju.
-Nie. Tylko twój.- odpowiedział.
-Jak to "mój"?- spytałam.
-No na razie jak będziesz u mnie to będzie twój pokój.- powiedział. Naskoczyłam na pana i go mocno przytuliłam.
-Dziękuje.- pocałowałam go w policzek.
-No już spokojnie.- zaśmiał się. -Chcesz zobaczyć mój pokój?- spytał.
-Jasne proszę pana.- odpowiedziałam. Mężczyzna wyszedł z pokoju i otworzył drzwi na przeciwko. Weszliśmy do środka. Miał łoże małżeńskie. Nie było w tym pokoju zbyt dużo miejsca, ale oczywiście znalazło się miejsce na biblioteczkę z książkami.
-Przytulnie.- powiedziałam.
-Wiem o tym.- włożył ręce do kieszeni. Zeszliśmy na dół i znów usiedliśmy przy szklanym stoliku i zaczęliśmy rozmawiać. Nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Pan Ethan wstał z kanapy z westchnieniem. Udał się w stronę drzwi. Usłyszałam jak je otwiera. Otwierał przez chwilę z kimś po czym powiedział:
- Tak, wejdź.
Do środka weszła jakas osoba. Niedługo później w drzwiach salonu zauważyłam sylwetkę pana Devine, a potem jakiejś dziewczyny.
-Katnis!- krzyknęła. dziewczyna i rzuciła mi się na szyję.
-Lucy! Uważaj!- krzyknął. Za późno. Dziewczyna przytuliła mnie tak mocno, że omal mnie nie udusiła. Skrzywiłam się z bólu. Żebra zaczęły mnie bolec i nadgarstek.
-Auć.- syknęłam z bólu. Dziewczyna szybko odsunęła się ode mnie przerażona.
-Co ci się stało?- spytała siadając obok na kanapie.
-Nic poważnego. Złamałam nadgarstek i parę siniaków.- odpowiedziałam.
-Dlaczego? Jak to zrobiłaś?- spytała.
-Tajemnica.- szepnęłam. -A co tu robisz?- spytałam.
-Przyszłam po książkę dla mamy.- odpowiedziała. -A ty?- spytała. Spojrzałam ukradkiem na pana Devine. Mężczyzna położył palec wskazujący na ustach. Musiałam szybko coś wymyślić.
-Przyszłam się dowiedzieć co robiliście dziś na angielskim i tata jeszcze chciał, aby pożyczył przepis na ciasteczka.- powiedziałam. Jak trudno było mi wypowiedzieć to słowo.
-Aha. No dobrze. To proszę pana da mi pan ta książkę? Bo muszę wracać do Lili.- powiedziała.
-Tak, oczywiście. Chodź za mną.- powiedział idąc w stronę schodów. Czekałam przez chwilę , gdy znów zeszli na dół.
-No to dobranoc Kat. Mam nadzieję, że będziesz jutro w szkole.- przytuliła mnie do siebie. Pocałowałam ją w policzek.
-No pa Lu.- powiedziałam. Dziewczyna wyszła z mieszkania.
-Mogłabym coś do spania?- spytałam.
-Tak, jasne. Chodź ze mną do góry.- powiedział. Poszłam za nim do góry. Weszliśmy do jego pokoju.
-Chcesz jakąś koszule Kate, czy jakiś T-shirt?- spytał.
-Wolałabym jakiś pana T-shirt niż koszulę zmarłej przyjaciółki.- szepnęłam.
-Dobrze... a więc.- zaczął szukając w swojej szafie. -Masz ten T-shirt.- powiedział podając mi czarną koszulkę z logiem jakiegoś zespołu.
-Dziękuje.- powiedziałam biorąc z jego reki T-shirt przy czym zetknęły się koniuszki naszych palców. Poczułam przyjemny dreszcz. Szybko zabrałam dłoń. Cholera! No bez żartów!
-To.. dziękuje. Pójdę się położyć.- powiedziałam i wyszłam z pokoju. Weszłam do swojej sypialni zamknęłam za sobą drzwi. Zapaliłam światło. Teraz cały pokój skąpał się w jasnym świetle, zamiast w mroku. Podeszłam do tarasu i zasłoniłam go zasłoną, Zaczęłam się rozbierać. Rozebrałam się do bielizny i stanęłam przed toaletką. Spojrzałam na swój brzuch. Nienawidziłam swego ciała. Tym bardziej teraz go nienawidzę. Po tym jak jego ręce dotykały moje ciało. Nigdy już nie pokocham mego ciała. Dlatego je tnę. Pragnę je oszpecić jeszcze bardziej. Wiem, że to dziwne, ale tak. Pragnę tego jak niczego innego. W rogu leżała moja torba. Usiadłam na łóżku i narzuciłam na siebie T-shirt. Podeszłam do włącznika światła i nacisnęłam na niego. Światło zgasło, a pokój znów ogarnął mrok. usiadłam na środku podłogi. Przyciągnęłam do siebie swoją torbę i zaczęłam szukać w niej żyletkę. Podeszłam do jakiejś szafy i zaczęłam szukać ręcznika. Przeszukałam wszystkie szafy i szafki, gdy w końcu znalazłam to czego poszukiwałam. Był to nieprzyjemny w dotyku, duży, cieki, czarny ręcznik. Znów usiadłam na środku pokoju i rozprostowałam nogi. Pragnęłam ciąć każdy milimetr mojego ciała, ale oczywiście nie mogłam tego zrobić. Dlatego cięłam tylko ręce i nogi. No więc wzięłam żyletkę i zaczęłam ciąć nogi. Cienkie, długie kreski, z których zaczęła sączyć się krew. Powoli wychodziła na wolność po czym spływała po moich nogach, zostawiając czerwone strużki, aby później upaść na podłogę i zginąć marnie. Krew podobno daje życie, ale gdy wyjdzie z ciała umiera tak szybko. Tak jak z człowiekiem. Nie ma kto krwi przepompować i krew zasycha. Do życia potrzebuje serca, czyli inaczej bliska osoba. Człowiek bez bliskiej osoby staje się bezsilny i nikim. Podsumowując. Wszystko bez drugiego czegoś umiera. To smutne lecz prawdziwe. Siedziałam tak analizując życie i przypatrując się moim zakrwawionym nogą i krwi na podłodze. Nagle usłyszałam kroki na schodach. Szybko ręcznikiem wytarłam podłogę i wskoczyłam do łóżka z ręcznikiem na nogach, aby nie zakrwawić pościeli. Przykryłam się szczelnie aż do szyi, aby nie było widać ran na rękach. Usłyszałam jak ktoś naciska na klamkę od mojego pokoju. Po chwili do pomieszczenia wpadło światło, które oświetliło moja twarz. Przymknęłam oczy, aby kryć się przed blaskiem.
-Cześć zimno ci?- spytał pan Devine zapalając światło w moim pokoju.
-Trochę.- skłamałam. Podszedł do mnie i położył dłoń na moim czole.
-Nie masz gorączki. No cóż w takim bądź razie dobranoc i miłych snów życzę.- powiedział i wyszedł z mojego pokoju gasząc światło. Odwróciłam się na drugi bok i przyłożyłam głowę do miękkiej ;poduszki. Zamknęłam oczy i pogrążyłam się w niespokojnym śnie.
~Kolejny dzień~
Obudziło mnie rano szczekanie psa. Wstałam powoli z łóżka i odsłoniłam zasłony. Na dworze było szaro i ponuro. Odeszłam od okna i ubrałam ubranie, które leżało koło łóżka. Wzięłam zakrwawiony ręcznik i schowałam go do torby. Wyrwałam kartkę z jakiegoś zeszytu i długopis z piórnika. Położyłam kartkę na stoliku nocnym i zaczęłam pisać. "Przepraszam proszę pana. Ale.. nie mogę tu dłużej zostać. Nie zasługuję na niczyją litość, jestem wredna... Przepraszam, ale nie mogę. Dziękuję i.. do wodzenia. Spotkamy się nie długo na angielskim" napisałam kartkę i wyszłam z domu. Zaczęłam iść w stronę polany. Tam przemyślę co zrobię dalej.
***
Doszłam na miejsce i usiadłam pod moim kochanym pniem. Oparłam się o niego i siedziałam tam nie myśląc już o nikim, o niczym. Byłam wolna. Nikt nie musiał się mną opiekować. Mogłam iść gdzie chce. Mogłam spać gdzie chce. Zamknęłam oczy i odetchnęłam świeżego powietrza. A jednak jedna rzecz się nie zmieniła. Nadal nienawidzę swojego ciała i samej siebie. Wyjęłam papierosa z torby i go zapaliłam. Nadgarstek bolał mnie jak cholera. Jeszcze bardziej niż wczoraj. Paliłam przez chwilę, gdy zakrztusiłam się dymem. Zaczęłam kaszleć i upuściłam fajkę na ziemię. Przydeptałam ją piętą buta. Oparłam się o drzewo, a po moich policzkach płynęły łzy. Łzy bólu, łzy wstydu, łzy nienawiści... Niebo też zaczęło padać. Oddychałam głęboko powietrzem deszczu. Zawsze uwielbiałam ten zapach. Gdy byłam mała siadałam z mamą przed domem i siedzieliśmy w deszczu przysłuchując się wszystkim odgłosom. Do teraz to lubię. Na początku deszcz był zimny, ale gdy moje ubranie było już mokre, to moje ciało ociepliło krople. Deszcz był jak oczyszczająca kąpiel. Jakby oczyszczał mnie ze wszystkiego co zrobiłam uśmiechnęłam się pod nosem. Ciekawe jakby wyglądała krew rozmywająca się w deszczu. Zaciekawiło mnie to. Wyjęłam z kieszeni żyletkę i zaczęłam kreślić linie na nadgarstku. Po chwili rany wypełniły się z krwią. A deszcz padał na nie i to rozmywał. Zabawnie to wyglądało. Tak jakby deszcze chciał rozdzielić wszystko co jest razem. Krew pragnęła się złączyć, ale deszcz jej na to nie pozwalał. Rozmywał ją przez co traciła swoją wyrazistość. Podobał mi się ten widok. Coś tak ważnego w życiu człowiek, stawało się nagle nie widoczne i mało ważne. A wszystko przez drobny deszcz. Można porównać to do noża. On też odbiera życie, trafiając w to co pompuje krew- serce. Tak dużo się porównań. A wszystko jest ciekawe. Dotknęłam swoje włosy. Były całe mokre. Żaden kosmyk nie był suchy. Cieszyłam się jak dziecko siedząc w tym deszczu. Wiedziałam, że mogę zrobic co chcę kiedy chcę. Było mi tak strasznie przyjemnie. Zamknęłam oczy i uśmiechnęłam się. Żyletkę schowałam do torby, a rękaw opuściłam. Siedziałam tak rozmarzona. I nadal myślałam o bezwładnej krwi, która ginęła po paru sekundach, lub traciła ważność po tym jak deszcz ją rozmazał.
- Katnis czy ty oszalałaś?!- usłyszałam czyjś krzyk. Cholera! Proszę nie...
Jak śmiałaś ty bezzębny rudy murzynie przerywać W TAKIM MOMENCIE! Jesteś straszna :c ake i tak dzięki za rozdział. Jest jak zawsze świetny!
OdpowiedzUsuńMusiałam w takim momencie :c Bo już nie miałam siły. :c Jojo yhym -.- Ale dziękuję ♥
UsuńOn jest zawsze świetny i nie zaprzeczaj!
UsuńKiedyś ci przywalę za urywanie w takim momencie <3 Idealne <3 Czekam na kolejny <3
OdpowiedzUsuńHah czekam <3 Dziekuje ^^
Usuń